Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 9

NorChemPharm

Оглавление

Bing wiedział, że człowiek z Gwiazdkowej Krainy nadciąga, jeszcze zanim Charlie Manx się zjawił i zaprosił go na przejażdżkę. Wiedział też, że człowiek z Gwiazdkowej Krainy nie będzie taki jak inni ludzie i że praca w ochronie Gwiazdkowej Krainy nie będzie taka jak inne prace, i pod tym względem się nie rozczarował.

Wiedział to dzięki snom, które wydawały się bardziej żywe i rzeczywiste niż wszystko, co go spotykało na jawie. W tych snach ani razu nie wszedł do Gwiazdkowej Krainy, ale widział ją przez okna i drzwi. Czuł zapach mięty i kakao, widział świece palące się na dziesięciopiętrowej choince, słyszał wózki terkoczące i dudniące na starej drewnianej kolejce górskiej. Słyszał też muzykę i krzyki dzieci. Ktoś mógłby pomyśleć, że są zarzynane.

On wiedział, że jest inaczej, dzięki snom, a także z powodu samochodu. Następnym razem zobaczył go w pracy, przy rampie załadunkowej. Na tyłach budynku jakieś dzieciaki namalowały farbą w sprayu wielkiego czarnego kutasa z jajami, tryskającego czarną spermą na parę wielkich czerwonych kul, które mogły być cyckami, ale w jego oczach wyglądały jak bombki choinkowe. Bing wyszedł na zewnątrz w swoim gumowym kombinezonie ochronnym i przemysłowej masce przeciwgazowej, z wiaderkiem rozcieńczonego ługu, żeby drucianą szczotką wyszorować ścianę.

Uwielbiał używać ługu, uwielbiał patrzeć, jak rozpuszcza farbę. Denis Loory, autystyczny chłopak, który pracował na porannej zmianie, powiedział, że ług rozpuszcza ludzkie ciało w łój. Pewnego dnia razem włożyli do wiadra z ługiem martwego nietoperza i nazajutrz rano zobaczyli, że zostały z niego tylko na wpół przejrzyste kości.

Bing odsunął się od muru, żeby z podziwem spojrzeć na swoje dzieło. Jaja prawie zniknęły, odsłaniając gołą czerwoną cegłę; zostały tylko wielki czarny kutas i cycki. Patrząc na mur, nagle dostrzegł na nim swój cień, wyraziście zarysowany na szorstkich cegłach.

Okręcił się na pięcie, żeby spojrzeć za siebie. Po drugiej stronie siatkowego ogrodzenia stał czarny rolls, jego umieszczone wysoko i blisko siebie reflektory patrzyły prosto na niego.

Można przez całe życie obserwować ptaki i nie odróżniać wróbla od kosa, ale na pierwszy rzut oka rozpoznać łabędzia. Podobnie jest z samochodami. Możesz nie odróżniać firebirda od fiero, ale kiedy zobaczysz rolls-royce’a, od razu wiesz, na co patrzysz.

Bing uśmiechnął się na widok auta. Poczuł, jak potok krwi wypełnia jego serce, i pomyślał: Teraz. Kierowca otworzy drzwi i powie: „Ty jesteś tym młodym człowiekiem, Bingiem Partridge’em, który napisał do nas w związku z pracą w Gwiazdkowej Krainie?”, i wtedy zacznie się moje życie. Moje życie wreszcie się rozpocznie.

A jednak drzwi się nie otworzyły… nie wtedy. Mężczyzna za kierownicą – Bing nie widział jego twarzy, oślepiony blaskiem reflektorów – nie zawołał go ani nie opuścił szyby. Błysnął światłami na znak sympatycznego powitania i zatoczył szerokie półkole, ustawiając samochód tyłem do budynku NorChemPharm.

Bing zdjął maskę przeciwgazową, włożył ją pod pachę. Był zarumieniony i chłodne, cieniste powietrze przyjemnie muskało odsłoniętą skórę. Słyszał płynącą z samochodu świąteczną muzykę, Joy to the World. Tak, właśnie to odczuwał, radość.

Zastanawiał się, czy mężczyzna za kierownicą chce, żeby do niego podszedł. Żeby zostawił maskę i wiadro ługu, prześliznął się za ogrodzenie i usiadł w fotelu pasażera. Ale gdy tylko zrobił krok, samochód ruszył.

– Czekaj! – krzyknął Bing. – Nie odjeżdżaj! Zaczekaj!

Był wstrząśnięty, kiedy zobaczył, że rolls go zostawia – że tablica rejestracyjna NOS4A2 stopniowo maleje w dali.

W stanie oszałamiającego podniecenia, niemal paniki, wrzasnął:

– Widziałem! Widziałem Gwiazdkową Krainę! Proszę! Daj mi szansę! Proszę, wróć!

Błysnęły światła hamowania. Rolls zwolnił na chwilę, jakby kierowca go usłyszał – a potem odjechał.

– Daj mi szansę! – powtórzył Bing. Po chwili wrzasnął ile sił w płucach: – Tylko daj mi szansę!

Rolls skręcił za róg i zniknął, zostawiając zarumienionego, zlanego potem Binga z sercem walącym w piersi.

Wciąż tam stał, gdy na rampę wyszedł brygadzista, pan Paladin, żeby zapalić.

– Hej, Bing, na ścianie został kawałek kutasa – zawołał. – Pracujesz czy jesteś na wakacjach?

Bing ze smutkiem patrzył w głąb ulicy.

– Mam urlop świąteczny – powiedział, ale tak cicho, że pan Paladin go nie usłyszał.


Nie widział rollsa przez tydzień. Zmienili mu grafik i musiał pracować na dwie zmiany, od szóstej do osiemnastej. W magazynach panował piekielny upał, było tak gorąco, że metalowe zbiorniki ze sprężonym gazem parzyły, gdy człowiek się o nie otarł. Bing złapał ten co zwykle autobus, żeby jechać do domu, czterdzieści minut jazdy, z wentylatorów płynęło cuchnące powietrze, a na domiar złego jakiś malec wydzierał się przez całą drogę.

Wysiadł na Fairfield Street i przemierzył na piechotę trzy ostatnie przecznice. Powietrze ze stanu gazowego przeszło w stan ciekły – ciecz bliską wrzenia. Wzbijało się znad rozmiękczonego asfaltu i zniekształcało widok. Szereg domów przy końcu kwartału falował jak odbicia w sadzawce niespokojnej wody.

– Skwarze, skwarze, niebożę – podśpiewywał Bing – usmaż mnie o innej…

Rolls stał po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko jego domu. Mężczyzna wychylił się przez okno po prawej stronie i przekręcił głowę, żeby na niego spojrzeć. Uśmiechnął się, jak stary przyjaciel do przyjaciela. Skinął dłonią o długich palcach: Pospiesz się.

Ręka Binga sama z siebie wystrzeliła w powietrze i nerwowo pokiwała w odpowiedzi. Ruszył ulicą podrygującym truchtem grubasa. W pewien sposób wstrząsnął nim widok zaparkowanego tu rollsa. Z jednej strony wierzył, że człowiek z Gwiazdkowej Krainy w końcu po niego przyjechał, z drugiej zaś zaczął się martwić, że sny i pojawiający się od czasu do czasu samochód są jak wrony krążące nad czymś chorym i bliskim śmierci: jego umysłem. Z każdym krokiem w kierunku NOS4A2 nabierał coraz większego przekonania, że samochód ruszy, żeby znowu odpłynąć i zniknąć. Tak się nie stało.

Mężczyzna wcale nie siedział w fotelu pasażera, ponieważ oczywiście rolls-royce był angielskim samochodem i kierownica znajdowała się po prawej stronie. Mężczyzna, kierowca, uśmiechnął się życzliwie. Bing Partridge na pierwszy rzut oka poznał, że choć wygląda na jakieś czterdzieści lat, jest znacznie starszy. Jego oczy cechował łagodny, zmatowiały połysk szkła morskiego; były to stare oczy, niewyobrażalnie stare. Jego pociągła, udręczona twarz wyrażała mądrość i życzliwość, choć miał przodozgryz i trochę krzywe zęby. Bing przypuszczał, że niektórzy opisaliby ją jako szczurzą, ale jego zdaniem również z profilu prezentowałaby się pięknie na monecie.

– Oto i on! – krzyknął mężczyzna za kierownicą. – Oto gorliwy młody Bing Partridge! Człowiek dnia! Musimy przeprowadzić zaległą rozmowę, młody Partridge’u! Założę się, że będzie to najważniejsza rozmowa twojego życia!

– Przyjechał pan z Gwiazdkowej Krainy? – zapytał Bing ściszonym głosem.

Stary, a może wiecznie młody mężczyzna przyłożył palec do nosa.

– Charles Talent Manx Trzeci do twoich usług, mój drogi! Dyrektor naczelny przedsiębiorstwa Gwiazdkowa Kraina, prezydent zabawy! Również Jego Eminencja, król kupy gnoju, choć tego nie przeczytasz na mojej wizytówce. – Pstryknął palcami i wyczarował wizytówkę.

Bing wziął kartonik i spojrzał.


– Jeśli ją poliżesz, poczujesz smak tych cukrowych lasek – powiedział Charlie.

Bing po chwili przeciągnął szorstkim językiem po kartoniku. Smakował papierem i tekturą.

– Żartowałem! – krzyknął pan Manx i trzepnął go w ramię. – Jak sądzisz, kim jestem, Willym Wonką? Chodź! Wsiadaj! Dlaczego, synu, masz taką minę, jakbyś miał zamiar roztopić się w kałużę soku Bingowego? Postawię ci butelkę napoju z bąbelkami. Mamy coś ważnego do omówienia.

– Pracę? – zapytał Bing.

– Przyszłość – odparł Charlie.

NOS4A2

Подняться наверх