Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 10

Autostrada 322

Оглавление

– Nigdy nie jechałem ładniejszym samochodem – powiedział Bing Partridge, gdy sunęli autostradą numer 322, a rolls wchodził w zakręty gładko jak kulka z nierdzewnej stali w łożysku.

– To rolls-royce wraith, Upiór, z tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego, jeden z czterystu egzemplarzy wyprodukowanych w Bristolu. Rzadki okaz, podobnie jak ty, Bingu Partridge.

Bing przeciągnął ręką po ziarnistej skórze. Deska rozdzielcza z wypolerowanego wiśniowego drewna i gałka dźwigni zmiany biegów lśniły.

– Czy pańska tablica rejestracyjna coś oznacza? – zapytał Bing. – En-o-es-four-a-two?

– Nosferatu – odparł Charlie Manx.

– Nosfer-co-kto?

– To jeden z moich żarcików – wyjaśnił Manx. – Moja pierwsza żona kiedyś mi zarzucała, że jestem Nosferatu. Nie użyła dokładnie tego słowa, ale podobnego. Oparzyłeś się kiedyś sokiem trującego bluszczu, Bingu?

– Tak, dawno temu. Kiedy byłem mały, dziadek zabrał mnie przed śmiercią na biwak i…

– Gdyby zabrał cię na biwak po śmierci, mój chłopcze, dopiero wtedy miałbyś o czym opowiadać! Posłuchaj, o co mi chodzi: moja pierwsza żona była jak wysypka po dotknięciu trującego bluszczu. Nie mogłem jej ścierpieć, ale też nie mogłem się powtrzymać, żeby jej nie dotykać. Była jak swędzące miejsce, które rozdrapywałem do krwi, a potem jeszcze bardziej! Pańska praca wydaje się niebezpieczna, panie Partridge!

Zmiana tematu nastąpiła tak nagle, że Bing był kompletnie zaskoczony i potrzebował chwili, żeby zrozumieć, iż teraz on powinien coś powiedzieć.

– Tak?

– Wspomniał pan w swoim liście, że zajmuje się sprężonym gazem – powiedział Manx. – Czy praca z helem i tlenem nie jest niebezpieczna? Czy nie dochodzi do wybuchów butli?

– Tak, jasne. Parę lat temu pewien facet ukradkiem zapalił papierosa w magazynie, obok zbiornika azotu z otwartym zaworem. Butla wystartowała jak rakieta, z ogłuszającym rykiem. Uderzyła w drzwi z taką siłą, że wyrwała je z zawiasów, a drzwi pożarowe zrobione są z żelaza. Ale wtedy nikt nie zginął. Odkąd zostałem szefem, w mojej ekipie nie doszło do wypadku. No… było prawie bezwypadkowo. Denis Loory kiedyś się nawdychał piernikowego dymu, ale to tak naprawdę się nie liczy. Nawet się nie porzygał.

– Piernikowego dymu?

– To aromatyzowana mieszanka sewofluranu, którą wysyłamy do gabinetów dentystycznych. Może być bezwonna, ale dzieciaki lubią zapach starego piernikowego dymu.

– Tak? To jakiś narkotyk?

– Sprawia, że człowiek nie ma pojęcia, co się z nim dzieje, tak. Ale nie zasypia. Można powiedzieć, że wie tylko to, co ktoś mu mówi. I traci intuicję. – Bing parsknął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, po czym niemal przepraszającym tonem dodał: – Powiedzieliśmy Denisowi, że czas na disco, i wtedy zaczął dymać powietrze jak John Travolta w tamtym filmie. Konaliśmy ze śmiechu.

Pan Manx otworzył usta, pokazując drobne brązowe zęby w brzydkim, a zarazem pociągającym uśmiechu.

– Lubię ludzi z poczuciem humoru, panie Partridge.

– Może pan mówić mi po imieniu, panie Manx.

Spodziewał się, że zaproponuje mu to samo, ale pan Manx tego nie zrobił.

– Przypuszczam, że większość ludzi, którzy tańczyli do muzyki disco, była pod wpływem jakichś narkotyków. To jedyne wyjaśnienie. Co nie znaczy, że uważam takie głupie wygibasy za jakąś formą tańca. Prędzej za przejaw kompletnej głupoty!

Upiór wtoczył się na ziemny parking przy Franklin Dairy Queen. Na asfalcie zdawał się płynąć jak żaglówka z wiatrem od rufy. Bingowi towarzyszyło wrażenie swobodnego, niewymagającego wysiłku, milczącego ruchu. Na ziemi odczuwało się masę, pęd i ciężar: wóz pancerny ugniatający glinę pod gąsienicami.

– Może kupię coca-colę i przejdziemy do konkretów? – zaproponował Charlie Manx. Odwrócił się, trzymając chudą rękę na kierownicy.

Bing otworzył usta, żeby odpowiedzieć, i stwierdził, że tłumi ziewnięcie. Długa, spokojna, rozkołysana jazda w popołudniowym słońcu sprawiła, że zrobił się senny. Źle sypiał już od miesiąca, a tego dnia był na nogach od czwartej rano i gdyby Charlie Manx nie pokazał się przed jego domem, urządziłby sobie kolację przed telewizorem i wcześnie wskoczył do łóżka. Ta myśl przypomniała mu o czymś innym.

– Śniłem o tym – powiedział. – Przez cały czas miałem sny o Gwiazdkowej Krainie. – Roześmiał się, speszony. Charlie Manx uzna go za głupka.

Tyle że wcale tak nie było. Charlie Manx uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Śniłeś o księżycu? Czy księżyc do ciebie mówił?

Nagle całe powietrze uciekło mu z płuc. Bing wlepił w kierowcę zdumione i może trochę przerażone oczy.

– Śniłeś o tym, ponieważ tam jest twoje miejsce, Bingu – wyjaśnił Manx. – Ale jeśli chcesz się tam znaleźć, musisz na to zasłużyć. I mogę ci powiedzieć jak.


Parę minut później pan Manx odwrócił się od okienka. Usadowił szczupłe ciało za kierownicą i podał Bingowi zimną, zroszoną butelkę coca-coli. Było słychać, jak napój musuje. Bing pomyślał, że nigdy nie widział, żeby butelka z czymkolwiek wyglądała tak zachęcająco.

Zadarł głowę i wlał colę do gardła, przełykając szybko, jeden haust, drugi, trzeci. Kiedy opuścił butelkę, brakowało w niej połowy zawartości. Odetchnął głęboko, a potem beknął. Dźwięk był ostry, urywany, głośny, jakby ktoś darł prześcieradło.

Bing poczerwieniał, ale Charlie Manx tylko się zaśmiał wesoło i powiedział:

– Lepsze to niż wymioty, tak zawsze mówię swoim dzieciom!

Bing się rozluźnił i uśmiechnął zawstydzony. Beknięcie miało zły smak, jak coca-cola, ale też dziwnie aspirynowy.

Manx przekręcił kierownicę i wyjechali na drogę.

– Pan mnie obserwował – zauważył Bing.

– Owszem, obserwowałem – przyznał Charlie. – Prawie od chwili, gdy otworzyłem twój list. Przyznaję, że byłem zaskoczony, kiedy go dostałem. Od wielu lat nie otrzymywałem żadnych odpowiedzi na moje stare ogłoszenie w czasopiśmie. A jednak miałem przeczucie, zaraz po przeczytaniu twojego listu, że jesteś jednym z moich ludzi. Kimś, kto natychmiast zrozumie ważność mojej pracy. Z drugiej strony przeczucie jest dobre, ale znacznie lepsza jest wiedza. Gwiazdkowa Kraina to szczególne miejsce i wielu ludzi miałoby zastrzeżenia co do pracy, jaką dla niej wykonuję. Dlatego jestem bardzo wybredny w doborze pracowników. Tak się składa, że szukam człowieka, który mógłby zostać moim nowym szefem ochrony. Potrzebuję hum hum hum hum do hum hum hum.

Dopiero po długiej minucie Bing uprzytomnił sobie, że nie słyszał końcówki wypowiedzi Charliego Manxa. Dźwięk słów zaginął w szmerze opon na asfalcie. Już zjechali z autostrady, sunąc pod jodłami przez chłodne żywiczne cienie. Kiedy Bing dostrzegł w przelocie różowe niebo – nawet nie zauważył, kiedy słońce opadło tuż nad zachodni horyzont – zobaczył księżyc, biały jak cytrynowy lód, dryfujący w czystej pustce.

– Co pan powiedział? – zapytał, zmuszając się do wyprostowania ramion i szybko mrugając. Miał niejasne przeczucie, że za chwilę zaśnie. Cola z kofeiną, cukrem i orzeźwiającymi bąbelkami powinna go rozbudzić, ale wydawało się, że wywiera przeciwny skutek. Wypił ostatni łyk, resztki na dnie butelki były gorzkie i skrzywił się z niesmakiem.

– Świat pełen jest brutalnych, głupich ludzi, Bingu – odparł Charlie. – I wiesz, co jest najgorsze? Niektórzy z nich mają dzieci. Niektórzy z nich się upijają i biją swoje maleństwa. Biją je i wyzywają. Tacy ludzie nie powinni mieć dzieci, ja tak to widzę! Można by ustawić ich w szeregi i każdemu z nich wpakować kulkę w łeb, to by mi pasowało. Kulka w łeb każdemu… albo gwóźdź.

Bing poczuł, jak wywracają mu się wnętrzności. Zrobiło mu się tak słabo, że musiał położyć rękę na desce rozdzielczej, żeby nie paść na twarz.

– Nie pamiętam, jak to robiłem – skłamał cichym i tylko odrobinę drżącym głosem. – To było dawno temu. – Po chwili dodał: – Dałbym wszystko, żeby to odwrócić.

– Dlaczego? Żeby twój ojciec miał szansę zabić ciebie? W gazetach pisali, że zanim go zastrzeliłeś, uderzył cię tak mocno, że doznałeś pęknięcia czaszki. Że twoje ciało było pokryte siniakami, przy czym niektóre pochodziły sprzed wielu dni! Mam nadzieję, że nie muszę ci wyjaśniać różnicy między zabójstwem i walką o życie.

– Mamę też skrzywdziłem – szepnął Bing. – W kuchni. Ona nic mi nie zrobiła.

Ta uwaga nie wywarła na panu Manxie większego wrażenia.

– Gdzie była, kiedy ojciec zadawał ci cios za ciosem? Wygląda na to, że nie podjęła heroicznej próby, żeby osłonić cię własnym ciałem! Dlaczego ani razu nie wezwała policji? Nie mogła znaleźć numeru w książce telefonicznej? – Manx westchnął ze zmęczeniem. – Szkoda, Bingu, że nie miałeś nikogo do obrony. Ognie piekielne nie są dość gorące dla tych, którzy krzywdzą własne dzieci. Ale tak naprawdę bardziej interesuje mnie nie karanie, lecz zapobieganie. Byłoby najlepiej, gdyby coś takiego po prostu nigdy nie spotkało żadnego z was! Gdyby twój dom był domem bezpiecznym. Gdybyś każdego dnia miał Boże Narodzenie, Bingu, zamiast codziennej niedoli i zgryzoty. Sądzę, że obaj możemy się z tym zgodzić.

Bing spojrzał na niego mętnym wzrokiem. Czuł się tak, jakby nie spał od kilku dni i z minuty na minutę toczył walkę, żeby nie wtulić się z powrotem w skórzany fotel i nie pogrążyć w stanie nieświadomości.

– Chyba zaraz zasnę – wymamrotał.

– Nie krępuj się, Bingu – zachęcił go Charlie. – Droga do Gwiazdkowej Krainy jest wybrukowana snami!

Skądś płynęły białe płatki, muskając przednią szybę. Bing patrzył na nie z tępym zadowoleniem. Było mu ciepło, czuł się dobrze i spokojnie, i polubił Charliego Manxa. „Ognie piekielne nie są dość gorące dla tych, którzy krzywdzą własne dzieci”. To były piękne słowa, miały wydźwięk moralnej pewności. Charlie Manx jest człowiekiem, który zna się na rzeczy.

– Humma hum hum hum – powiedział Charlie Manx.

Bing pokiwał głową, bo również w tej wypowiedzi pobrzmiewała mądrość i moralna pewność, a potem wskazał deszcz płatków na szybie.

– To śnieg!

– Ha! – parsknął Charlie Manx. – To nie jest śnieg. Daj odpocząć oczom, Bingu Partridge. Daj odpocząć oczom, a coś zobaczysz.

Bing Partridge zrobił, co mu kazano.

Zamknął oczy wcale nie na długo, tylko na chwilę. Ale była to chwila, która zdawała się trwać bez końca, rozciągając się w spokojną wieczność, relaksująca senna cisza mącona tylko przez szmer opon na drodze. Bing się odprężył. Bing odetchnął. Bing otworzył oczy i podskoczył, bo przed przednią szybą rozwijała się

NOS4A2

Подняться наверх