Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 38

Sam’s Gas & Sundries

Оглавление

Vic nie mogła krzyknąć, nie mogła mówić, ale wcale nie musiała. Żołnierz dostrzegł jej minę i odwrócił głowę, żeby sprawdzić, na co patrzy. Zobaczył, co się zatrzymało przy dystrybutorach.

Kierowca wysiadł i obszedł samochód, żeby zatankować.

– Ten facet? – zapytał żołnierz. – Szofer limuzyny?

Vic pokiwała głową.

– Nie widzę z nim dzieciaka – zauważył Lou, wykręcając szyję, by spojrzeć przez okno.

W sklepie zapadła grobowa cisza, gdy wszyscy wyciągali wnioski, co to może oznaczać.

– Ma broń? – zapytał żołnierz.

– Nie wiem – odparła Vic. – Nie widziałam.

Żołnierz ruszył ku drzwiom.

Żona popatrzyła na niego ostro.

– Co ty wyprawiasz?

– A jak sądzisz?

– Niech policjanci się tym zajmą, Tommy.

– Jasne. Kiedy tylko się tu zjawią. Ale póki to nie nastąpi, ten facet nigdzie nie pojedzie.

– Idę z tobą, Tommy – oznajmił zwalisty mężczyzna w czerwono-białej kraciastej koszuli. – W każdym razie powinienem być z tobą. Jestem tu jedynym człowiekiem z odznaką w kieszeni.

Popeye opuścił słuchawkę, zakrył mikrofon ręką i powiedział:

– Alan, jest na niej napisane: „Strażnik łowiecki” i wygląda tak, jakby pochodziła z pudełka chrupek.

– Nie pochodzi z pudełka chrupek – zaprzeczył Alan Warner, poprawiając niewidzialny krawat i unosząc krzaczaste srebrne brwi z miną udawanego oburzenia. – Musiałem napisać do wielce szanowanej instytucji, żeby ją dostać. Z tego samego miejsca mam pistolet na wodę i prawdziwą piracką przepaskę na oko.

– Skoro się upierasz, żeby tam pójść – powiedział Popeye, sięgając pod ladę – weź ze sobą to. – Położył obok kasy wielki automatyczny pistolet kalibru .45 i przesunął go w stronę strażnika.

Alan Warner skrzywił się, patrząc na broń, i lekko pokręcił głową.

– Lepiej nie. Nie wiem, ile jeleni położyłem, ale nie chciałbym celować do człowieka. Tommy?

Żołnierz Tom Priest po chwili wahania podszedł do lady i podniósł czterdziestkępiątkę. Obrócił ją, żeby sprawdzić bezpiecznik.

– Thomasie – odezwała się jego żona. Kołysała maleństwo w ramionach. – Masz półtoraroczne dziecko. Co zrobisz, jeśli tamten mężczyzna wyciągnie broń?

– Zastrzelę go – odparł Tom.

– Cholera – mruknęła głosem ledwie trochę głośniejszym od szeptu. – Cholera jasna.

Uśmiechnął się… i kiedy to zrobił, wyglądał jak dziesięciolatek szykujący się do zdmuchnięcia świeczek na urodzinowym torcie.

– Cady, muszę to zrobić. Jestem żołnierzem służby czynnej armii amerykańskiej, upoważnionym do egzekwowania prawa federalnego. Właśnie usłyszeliśmy, że ten facet przewiózł niepełnoletnią przez granicę stanu wbrew jej woli. To porwanie. Mam obowiązek posadzić go na dupie i zatrzymać, żeby przekazać w ręce władz cywilnych. Ale wystarczy tego gadania.

– Może po prostu zaczekamy, aż tu wejdzie, żeby zapłacić za benzynę? – zapytał Popeye.

Tom i strażnik leśny Alan już szli razem do drzwi.

Alan się obejrzał.

– Nie wiemy, czy nie odjedzie bez płacenia. Przestań się przejmować. To będzie zabawa. Nie przylałem nikomu od ogólniaka.

Lou Carmody z trudem przełknął ślinę.

– Popieram – powiedział i ruszył za dwoma mężczyznami.

Śliczna blondynka, Cady, złapała go za ramię, zanim zdążył zrobić trzy kroki. Prawdopodobnie ocaliła mu życie.

– Dość zrobiłeś. Masz tu zostać. Być może za minutę będziesz musiał podejść do telefonu i opowiedzieć policji, co się stało – oznajmiła głosem niedopuszczającym sprzeciwu.

Lou westchnął ciężko i ramiona mu opadły. Na jego twarzy malowała się ulga, wyglądał tak, jakby chciał się położyć i zdrzemnąć. Vic pomyślała, że go rozumie – heroizm to wyczerpująca sprawa.

– Panie – odezwał się Alan Warner, kiwając głową do Cady i Vic, gdy je mijał.

Tom wyszedł pierwszy i zamknął drzwi, mosiężny dzwoneczek zadźwięczał. Vic obserwowała ich przez okno, podobnie jak wszyscy inni.

Priest i Warner szli po asfalcie. Żołnierz szedł pierwszy, niosąc pistolet przy prawym udzie. Rolls stał po drugiej stronie dystrybutorów, kierowca był odwrócony plecami do obu mężczyzn. Nie obejrzał się, gdy podchodzili, zajęty napełnianiem zbiornika.

Tom Priest nie czekał ani nie próbował niczego tłumaczyć. Położył rękę na plecach Manxa i przycisnął go do boku samochodu. Wbił mu w plecy lufę pistoletu. Alan zatrzymał się w bezpiecznej odległości między dwoma dystrybutorami, pozwalając żołnierzowi załatwić sprawę.

Charlie Manx próbował się wyprostować, ale Priest znów pchnął go na samochód. Rolls, wyprodukowany w roku 1938 w bristolskich zakładach, które niedługo później zaczęły produkować czołgi dla brytyjskiej piechoty morskiej, tylko leciutko zakołysał się na resorach. Opalona twarz Toma Priesta była sztywną, nieprzyjazną maską. Sugestia dziecinnego uśmiechu przepadła bez śladu; w wojskowych butach i z blaszką nieśmiertelnika na szyi wyglądał jak wściekły twardziel. Cichym głosem wydał rozkaz i Manx powoli, bardzo powoli uniósł ręce i położył je na dachu rolls-royce’a.

Tom wsunął wolną rękę do kieszeni czarnego płaszcza Manxa i wyjął trochę drobnych, mosiężną zapalniczkę i srebrny portfel. Położył to wszystko na dachu samochodu.

W tym momencie coś huknęło albo trzasnęło z tyłu auta tak potężnie, że cały pojazd zakołysał się na resorach. Tom Priest spojrzał na Alana Warnera.

– Alanie – zaczął Tom tak głośno, że słyszeli go wszyscy w sklepie – wyjmij kluczyki ze stacyjki. Zobaczmy, co jest w bagażniku.

Alan skinął głową i zaczął obchodzić maskę, wyciągając chusteczkę, żeby wydmuchnąć nos. Podszedł do drzwi po stronie kierowcy, gdzie szyba była opuszczona na jakieś dwadzieścia centymetrów, i sięgnął po kluczyki. Wtedy wszystko zaczęło iść źle.

Szyba się uniosła. Nikt nie siedział w samochodzie, nie było tam nikogo, kto mógłby przekręcić korbkę. Ale szyba podniosła się gładko, niespodziewanie, przyciskając rękę Alana Warnera i unieruchamiając go. Alan wrzasnął, szarpnął głową i zamknął oczy, z bólu stając na palcach.

Tom Priest na chwilę oderwał spojrzenie od Charliego Manxa – na krótką chwilę – i wtedy otworzyły się drzwi pasażera. Uderzyły żołnierza w prawy bok, pchnęły go na dystrybutor i na wpół obróciły. Pistolet zagrzechotał na asfalcie. Wydawało się, że drzwi otworzyły się same. Z miejsca, gdzie stała Vic, wyglądało to tak, jakby nikt ich nie dotknął. Odruchowo przypomniała sobie Nieustraszonego, serial, którego nie oglądała od dziesięciu lat, jak lśniący trans am Michaela Knighta sam się prowadził, myślał, wyrzucał ludzi, których nie lubił, otwierał drzwi dla tych, których lubił.

Manx opuścił lewą rękę i podszedł, trzymając wąż dystrybutora. Metalową końcówką trzasnął Toma w prosto w nos i jednocześnie nacisnął dźwignię, więc benzyna chlusnęła w twarz żołnierza, spłynęła po mundurze.

Tom Priest wydał zduszony krzyk i zakrył oczy rękami. Manx uderzył go pistoletem w czubek głowy, jakby chciał rozłupać mu czaszkę. Jasna, przejrzysta benzyna płynęła, pieniąc się na głowie żołnierza.

Alan znów zaczął krzyczeć. Samochód ruszył, wlokąc go za rękę.

Priest rzucił się na Manxa, ale wysoki mężczyzna już się cofnął i odsunął na bok, więc Tom upadł na ręce i kolana. Manx polał mu plecy benzyną, jakby podlewał trawnik ogrodowym szlauchem.

Przedmioty leżące na dachu samochodu – monety, zapalniczka, portfel – zsunęły się na ziemię, gdy rolls powoli się toczył. Manx wyciągnął rękę i chwycił mosiężną zapalniczkę w locie, jak pierwszy bazowy sięgający po leniwą piłkę.

Ktoś pchnął Vic – Lou Carmody – i zatoczyła się na blondynkę. Cady wykrzykiwała imię męża, zgięta niemal we dwoje pod wpływem siły własnego wrzasku. Dziecko w jej ramionach krzyczało: „Tata! Tata!”. Drzwi się otworzyły. Mężczyźni wybiegli na werandę, na chwilę zasłaniając widok.

Potem Vic zobaczyła, że Manx odsunął się od dystrybutora i pstryknął zapalniczką. Rzucił ją na plecy żołnierza i błękitny ogień wybuchł na nim tak potężnie, że w sklepie zagrzechotały okna.

Upiór toczył się niespiesznie, wlokąc ze sobą bezradnego strażnika zwierzyny Alana Warnera. Otyły mężczyzna ryczał, tłukąc w drzwi wolną ręką, jakby mógł biciem je zmusić, żeby go puściły. Trochę benzyny spryskało bok samochodu, tylna opona po stronie pasażera była płonącą obręczą.

Charlie Manx odsunął się o kolejny krok od wijącego się w płomieniach żołnierza. Jeden z klientów uderzył go od tyłu, chudy starzec z szelkami. Obaj upadli. Lou Carmody przeskoczył nad nimi, ściągając kurtkę, żeby zarzucić ją na płonące ciało Toma Priesta.

Szyba po stronie kierowcy nagle się opuściła, uwalniając Alana Warnera, który upadł na asfalt, pod koło samochodu. Rolls podskoczył, gdy po nim przejechał.

Sam Cleary, właściciel sklepu, który wyglądał jak marynarz Popeye, przemknął obok Vic, trzymając gaśnicę.

Lou Carmody coś krzyczał, uderzając kurtką Toma Priesta. Wyglądało to tak, jakby tłukł w stos płonących gazet, bo wielkie czarne płatki popiołu płynęły w powietrzu. Dopiero po chwili Vic zrozumiała, że to płatki spalonej skóry.

Berbeć w ramionach Cady zabębnił pulchną rączką w szybę.

– Gojącio! Gojącio taty!

Cady jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej dziecko ogląda tę straszną scenę. Obróciła się na pięcie i zabrała je w głąb sklepu, z dala od okna, szlochając w biegu.

Rolls przejechał jeszcze ze sześć metrów i stanął, uderzając zderzakiem w słup telefoniczny. Płomienie ogarnęły cały tył i gdyby w bagażniku znajdowało się jakieś dziecko, toby się udusiło albo spłonęło, ale w bagażniku nikogo nie było. Leżała tam tylko torebka, własność niejakiej Cynthii McCauley, która zniknęła trzy dni temu na lotnisku JFK wraz ze swoim synem Bradem. Nikt więcej nie zobaczył ani jej, ani chłopca. Nikt też nie zdołał wyjaśnić dudnienia, które zdawało się płynąć z tyłu samochodu – ani tego, jak okno się podniosło albo drzwi otworzyły, żeby uderzyć Toma Priesta, jakby samochód miał własny rozum i wolę.

Sam Cleary dobiegł do szamoczących się mężczyzn i użył gaśnicy, oburącz waląc nią Charliego Manxa w twarz. Niespełna trzydzieści sekund później użył jej drugi raz, próbując ugasić Toma Priesta, ale w tym czasie Tom już nie żył na dobre.

Nie wspominając, że był dobrze wypieczony.

NOS4A2

Подняться наверх