Читать книгу Grzech - Max Czornyj - Страница 9
21 GRUDNIA
2
ОглавлениеKomisarz Deryło wrócił do mieszkania, wziął prysznic i się ogolił. Dzięki temu zaoszczędził sobie roboty za kilka godzin. Jego zarost wciąż był gęsty i ciemny, lecz z biegiem lat coraz wolniej odrastał. Jako gówniarz marzył, żeby gładka skóra wieczorami nabierała szorstkości. Później stało się to tylko uciążliwością, nieprzekładającą się na popularność wśród kobiet. Przez jakiś czas nosił krótką brodę, ale z jej pielęgnacją było jeszcze więcej problemów. Poza tym ciągle słyszał, że przez nią jedynie zdziadział. Mimo że zdziadzienie wydawało się lepsze od zdziecinnienia, w końcu wrócił do codziennego rytuału. Wąs w typie amerykańskich gliniarzy zupełnie odpadał. Baczki też.
Po nocnych wezwaniach nigdy nie był głodny. Miał raczej ochotę na kieliszek czegoś mocniejszego, ale musiał się powstrzymać. Napił się wody z kranu i w samych slipkach przemaszerował do sypialni. Jego żona, Ewa, jeszcze nie spała. Lampka ustawiona na szafce nocnej była zapalona, a kobieta czytała grubą książkę w mocno podniszczonej okładce. Kiedy Deryło podszedł do łóżka, odwróciła się w jego stronę i uchyliła kołdrę.
– Wszystko w porządku? – zapytała, zsuwając okulary.
– Nic nie jest w porządku – komisarz parsknął ze złością. – Od prawie dwóch tygodni nic nie jest w porządku.
– Kolejne porwanie?
Wszedł do łóżka i okrył się kołdrą. Położył się na lewym boku, a prawą rękę przełożył przez brzuch żony. Popatrzył na jej duże, pełne wargi, na piegowate policzki i smukłą szyję. O tej porze, choć wszystkie zmarszczki wydawały się głębsze niż w ciągu dnia, i tak wyglądała na mniej niż pięćdziesiąt lat.
– Kolejne porwanie, kolejny list i kolejne zawracanie dupy – jednym tchem wymienił Deryło.
– Nic do przodu? – Ewa utkwiła w nim pytające spojrzenie.
– Nic. Cztery cholerne iksy.
– Mhm…
Komisarz wiedział, że niewinne mruknięcie stanowi tylko preludium do dalszego przesłuchania. Być może sam powinien stosować takie narzędzie śledcze. Zawieszenie głosu, chwila przerwy i pytanie.
– W samym Lublinie czy znów poza? – padło znacznie szybciej, niż się spodziewał.
– Węglin.
– Pierwszy raz właśnie tam.
– Mąż ofiary powiedział mi, że to bezpieczna dzielnica – z sarkazmem mruknął komisarz. – Rozumiesz? On mi to po prostu obwieścił. Tak jakby stwierdzał, że radiowozy są pomalowane na zielono, a mundury różowe. On to wiedział lepiej niż ja. Kretyn.
– Nie bądź obcesowy – wytknęła mu Ewa. – I nie nazywaj jej ofiarą.
– W jaki sposób na to nie patrzeć, to ona jest ofiarą. Nawet jeżeli żyje, w co wątpię, to po prostu jest ofiarą przestępstwa.
– Z góry zakładasz najgorsze.
– Jestem racjonalistą, nie telemarketerem. – Deryło naciągnął prześcieradło. – Nie wciskam ludziom maści na raka.
Kobieta odłożyła książkę i odwróciła się na bok, w stronę męża. Jej długie, pofarbowane na słomkowy kolor włosy opadły na poduszkę. Położyła dłoń na klatce piersiowej komisarza. Przez chwilę wodziła nią w jedną i drugą stronę, przeczesując siwiejące włosy. Często zasypiali właśnie w tej pozycji.
– Naprawdę myślisz, że one nie żyją? – zapytała.
– Nie mam pojęcia. Chciałbym, żeby odnalazły się jeszcze piękniejsze i jeszcze zdrowsze niż przed zaginięciem, ale wiem, że to niemożliwe.
– Nie możecie dłużej odsuwać od tego prasy. – Ewa podniosła głowę. – Musisz wreszcie zwołać oficjalną konferencję i ostrzec ludzi. Powinni mieć się na baczności, nie włóczyć po nocach i…
– Sam nie zbawię świata. – Komisarz wszedł jej w słowo. – Ci idioci z prokuratury wiążą mi ręce i robią z tego problem polityczny. Cholerne urzędasy. Wolą każdy syf zamieść pod dywan, licząc, że nikt nie zauważy. Zachowują się, jakby nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji.
– Co masz na myśli?
– Że wybuchnie wielka afera.
– Kiedy?
– Jak znajdą pierwszego trupa. Albo ich całą kolekcję.