Читать книгу Zew nicości - Maxime Chattam - Страница 6
1
ОглавлениеTa dziewczyna miała wszystko, o czym można zamarzyć. Począwszy od wyglądu. W społeczeństwie, w którym liczą się przede wszystkim cechy fizyczne, mogła pochwalić się nieprzeciętną urodą. A nawet ponadprzeciętną, jeśli przyjrzeć się szczegółom. Figura stereotypowej blondynki, średni wzrost, półdługie włosy w niesfornych puklach zdradzających buntowniczą naturę, piękne jasnobłękitne oczy przywodzące na myśl drogocenne kamienie, wysokie kości policzkowe, wystarczająco wydatne, by wydłużyć twarz i utworzyć atrakcyjne wgłębienia w policzkach, nadające jej rysom szlachetny, niemal słowiański wygląd. Pełne wargi, różowe niczym dojrzały grejpfrut, jakby miały odwracać uwagę od zarysów sylwetki ukształtowanej powoli kosztem niezliczonych godzin regularnego uprawiania sportu. Ubrania i dodatki dobierała, jak się zdawało, starannie, tak by przyciągać spojrzenia.
Ale poza wspaniałą powierzchownością z tłumu wyróżniała ją postawa, to, co od niej biło: miała w sobie coś, co powszechnie zwykło się nazywać nieodpartym urokiem. Jej sposób przyglądania się ludziom, z przechyloną głową, uśmiech bez śmiechu, dołeczki w policzkach zdradzające rozbawienie, płynne ruchy kobiety, która czuje się dobrze we własnym ciele, oraz zniewalająca intensywność spojrzenia składały się na swego rodzaju warstwę lakieru losowo przyznawaną niektórym ludziom przez naturę, coś jak nieujarzmiona aura. Prawdę mówiąc, nawet drobne niedoskonałości fizyczne dziewczyny tak idealnie wpisywały się w całość, że stawały się raczej ujmującymi cechami szczególnymi. Na przykład nieco krzywe kły, akurat na tyle, że czyniły jej buzię wyjątkową, albo brązowa plamka od słońca dawno minionego lata, którą można było wziąć za dużego piega w kąciku ust, przypominająca podpis artysty.
Nie ceniono jej wprawdzie za rozległą wiedzę, ale sporo czytała i charakteryzowała się dużą dozą ciekawości, co wystarczyło, aby zgromadziła bagaż pozwalający na przetrwanie w środowisku intelektualistów o silnej skłonności do przechwałek. We własnej opinii nie cechowała się ponadprzeciętną inteligencją, była za to bardzo dumna ze swej zdolności dedukcji. Wszyscy, którzy mieli z nią styczność w życiu zawodowym, zgodnie potwierdzali ten pogląd, a wręcz jeszcze usilniej podkreślali tę jej zaletę.
Dziewczyna miała też oczywiście wady. Po pierwsze, cierpiała na różne nadwyżki związane z młodością – przede wszystkim na nadmiar naiwności; po drugie, dramaty i traumy, którym musiała stawić czoła, stopniowo zepchnęły ją do okopu przesadnej samoobrony, do tego stopnia, że za pomocą sportu próbowała wykuć sobie fizyczną zbroję, odciąć się od części emocji i zamknąć w murach swych lęków. Jednak ostatnio udało jej się przezwyciężyć niepokój i zaakceptować ewentualność, że będzie cierpiała. Teraz oddychała wonną mieszanką radości życia, wrażliwości i dogłębnej znajomości siebie. Wreszcie była gotowa zacząć żyć.
Miała niewiele ponad trzydzieści lat i nie zaznała jeszcze małżeństwa, nie doczekała się dzieci, ale brylowała w pracy, gdzie niektórzy uważali ją za geniusza, lecz przy tym za dziwaczną istotę o przerażających możliwościach w mglistych dla nich dziedzinach. Wiele z siebie dała, żeby to osiągnąć, a niedawno zyskała poczucie równowagi, które podpowiada człowiekowi, że jest gotowy na dalszy rozwój. Innymi słowy, pragnęła teraz ułożyć sobie życie osobiste, uczuciowe i rodzinne.
Ta dziewczyna miała zatem wszystko, o czym można zamarzyć.
Wszystko poza najważniejszym.
Uwięziona w ciemnej celi i za sprawą oparów chloroformu pozbawiona zdolności ruchowych, nie miała przed sobą przyszłości lepszej niż mucha szamocząca się w sieci wygłodniałego pająka.