Читать книгу Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem - Nassim Nicholas Taleb - Страница 29
KLASTRY
ОглавлениеPodczas wojny libańskiej zauważyłem również, że sojusze w środowisku dziennikarskim wyznaczały nie tyle wspólne opinie, co wspólne perspektywy analityczne. Poszczególne grupy łączy fakt przypisywania takiego samego znaczenia tym samym zbiorom okoliczności i systematyzowania rzeczywistości za pomocą tych samych kategorii — kolejny przejaw platonizowania, pragnienie wydzielenia w rzeczywistości wyrazistych, odrębnych kształtów. Tę epidemię mentalną pogłębiło jeszcze zjawisko, które Robert Fisk nazywa dziennikarstwem hotelowym. Wcześniej dziennikarze widzieli w Libanie część Lewantu, czyli wschodni region basenu Morza Śródziemnego, tymczasem teraz nagle znalazł się on na Bliskim Wschodzie, jakby ktoś zdołał przenieść go bliżej piasków Arabii Saudyjskiej. Cypr, wyspa leżąca około 111 km od mojej wioski w północnym Libanie, o niemal identycznej kuchni, kościołach i zwyczajach, nieoczekiwanie stał się częścią Europy (oczywiście mieszkańcom obu miejsc wpojono później odpowiednie różnice). W przeszłości rozróżniano kraje śródziemnomorskie i nieśródziemnomorskie (o czym decydował wybór między oliwą z oliwek a masłem), natomiast w latach 70. XX wieku nagle wprowadzono podział na Europę i nie-Europę. Klinem pomiędzy nimi stał się islam, więc nikt nie wie, jak w tym paradygmacie traktować lokalnych chrześcijan (oraz żydów) posługujących się językiem arabskim. Kategoryzacja jest niezbędnym procesem myślowym, ale przeradza się w patologię, kiedy zaczynamy uznawać wyróżniane kategorie za ostateczne, przez co tracimy z oczu nieostrość wytyczanych granic i nie możemy korygować tychże kategorii. Winę za to ponosi wspomniana epidemia. Gdyby sytuację opisywała setka niezależnych dziennikarzy, będących w stanie rozpatrywać poszczególne czynniki w oderwaniu od siebie, otrzymalibyśmy sto różnych punktów widzenia. Jednakże pracowali oni razem, co w znaczący sposób ograniczyło wielowymiarowość opinii — uzgadniali ze sobą swoje stanowiska i uznawali te same fakty za przyczyny zaistniałych zdarzeń. Na przykład, zostawiając na chwilę Liban, wszyscy reporterzy mówią dziś o „szalonych latach 80.”, zakładając, że owa dekada wyróżniała się w pewien konkretny sposób. Z kolei w czasach bańki internetowej u schyłku lat 90. dziennikarze jednogłośnie powoływali się na dziwaczne wskaźniki dla uzasadnienia wyceny bezwartościowych firm, których akcje rozchodziły się jak świeże bułeczki4.
Jeśli chcecie się przekonać, co mam na myśli, mówiąc o arbitralności kategorii, zastanówcie się nad jakąś kwestią polityczną polaryzującą opinię publiczną. Następnym razem, kiedy jakiś Marsjanin odwiedzi Ziemię, spróbujcie mu wyjaśnić, dlaczego ludzie opowiadający się za dopuszczeniem usuwania płodu z macicy matki są równocześnie przeciwni karze śmierci. Albo postarajcie się wytłumaczyć mu, dlaczego ci, którzy akceptują aborcję, mają być zwolennikami wysokich podatków i przeciwnikami silnego wojska. Dlaczego osoby głoszące wolność seksualną mają się sprzeciwiać swobodom ekonomicznym?
Absurdalność tego rodzaju klastrowania poglądów dostrzegłem już w dość młodym wieku. Jakimś paradoksalnym zrządzeniem losu podczas wojny domowej w Libanie chrześcijanie zaczęli być zwolennikami wolnego rynku i kapitalizmu — a więc poglądów, które dziennikarz określiłby jako „prawicowe” — a muzułmanie stali się socjalistami, wspieranymi przez reżimy komunistyczne („Prawda”, organ reżimu komunistycznego, chwalił ich za „walkę z uciskiem”, chociaż później, kiedy Rosjanie dokonali inwazji na Afganistan, to Amerykanie nawiązali kontakt z Osamą bin Ladenem i jego muzułmańskimi współpracownikami).
Chcąc dowieść arbitralności tych kategorii i pokazać ich zaraźliwość, najlepiej przypomnieć sobie, jak często takie klastry ulegają odwróceniu na przestrzeni historii. Dzisiejszy sojusz między fundamentalistami chrześcijańskimi a lobby izraelskim z pewnością zdumiałby XIX-wiecznego intelektualistę — dawniej chrześcijanie byli antysemitami, a muzułmanie obrońcami żydów, których woleli od chrześcijan. Libertarianie mieli kiedyś poglądy lewicowe. Mnie jako probabilistę interesuje proces, w którym w wyniku jakiegoś losowego zdarzenia pewna grupa zwolenników określonego poglądu sprzymierza się z grupą wyznawców innego poglądu, przez co oba poglądy stapiają się ze sobą, tworząc jedność… do chwili niespodziewanego rozłamu.
Kategoryzacja zawsze skutkuje redukcją faktycznej złożoności. To przejaw działania generatora Czarnych Łabędzi, nieuniknionego platonizowania, które zdefiniowałem w Prologu. Każda redukcja złożoności otaczającego nas świata może mieć niebezpieczne konsekwencje, ponieważ wyklucza pewne źródła niepewności; tym samym prowadzi do mylnego rozumienia rzeczywistości. Na przykład, może wam się wydawać, że radykalny islam (i promowane przez niego wartości) to wasz sojusznik w walce z zagrożeniem, jakie stwarza komunizm, więc wspieracie jego rozwój do chwili, gdy jego zwolennicy kierują dwa samoloty w centrum Manhattanu.
Kilka lat po wybuchu wojny libańskiej, kiedy miałem dwadzieścia dwa lata i uczęszczałem do Wharton Business School, uderzyła mnie teoria rynku efektywnego — idea, że papiery wartościowe nie mogą przynieść żadnych zysków, ponieważ automatycznie odzwierciedlają wszystkie dostępne informacje na swój temat. Skoro ich ceny „uwzględniają” wszystkie dane tego rodzaju, to dostępne publicznie dane są bezwartościowe, szczególnie z perspektywy biznesmena, ponieważ wiadomości, które mają też miliony ludzi, nie dają mu żadnej realnej przewagi. Ktoś spośród setek milionów posiadaczy takich informacji prawdopodobnie zdążył już kupić dany papier wartościowy, tym samym windując jego cenę. Wtedy całkowicie zarzuciłem czytanie gazet i oglądanie telewizji, dzięki czemu zaoszczędziłem sporo czasu (co najmniej godzinę dziennie, a więc dość, by przeczytać ponad sto książek więcej rocznie, co po kilkudziesięciu latach zaczyna przynosić efekty). Ale taka argumentacja nie jest jedynym powodem, dla którego zalecam w tej książce unikanie gazet. Dalej przekonamy się o innych korzyściach trzymania się z dala od toksycznych informacji. Początkowo była to dla mnie świetna wymówka, żeby nie zagłębiać się w szczegóły mojej branży, idealne alibi, ponieważ świat biznesu — nieelegancki, nużący, pompatyczny, chciwy, nieintelektualny, samolubny i nudny — zupełnie mnie nie ciekawił.