Читать книгу Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem - Nassim Nicholas Taleb - Страница 34
ROZDZIAŁ 2. Czarny Łabędź Jewgienii
ОглавлениеROZDZIAŁ 2
Czarny Łabędź Jewgienii
Różowe okulary a sukces – Jak Jewgienia przestała wychodzić za mąż za filozofów – A nie mówiłem?
Pięć lat temu Jewgienia Nikołajewna Krasnowa była nieznaną i niepublikowaną pisarką o osobliwej przeszłości. Ta neurobiolożka z zacięciem filozoficznym (jej trzej pierwsi mężowie byli filozofami) wbiła sobie do swojej upartej francusko-rosyjskiej głowy, że przedstawi własne badania i koncepcje w formie literackiej. Ukryła teorie naukowe w opowiadaniach, wplatając w nie rozmaite komentarze autobiograficzne. Unikała dziennikarskich sztuczek stosowanych we współczesnej literaturze faktu („W pewien bezchmurny kwietniowy poranek John Smith wyszedł z domu…”). Wypowiedzi w obcych językach zawsze pozostawiała w oryginale, dołączając tłumaczenia niczym napisy w kinie. Odmawiała przekładania na łamany angielski rozmów, które odbyły się łamanym włoskim1.
Żaden wydawca nawet by na nią nie spojrzał, gdyby nie zbiegło się to z pewną modą na tych nielicznych naukowców, którzy potrafili posługiwać się choćby na wpół zrozumiałymi zdaniami. Kilku wydawców zgodziło się z nią porozmawiać. Podczas spotkań wyrażali nadzieję, że przestanie zachowywać się jak dziecko i napisze „książkę popularnonaukową o świadomości”. Zainteresowała ich na tyle, że byli uprzejmi przesyłać jej listy odmowne, a nawet — okazjonalnie — obraźliwe komentarze, zamiast raczyć ją znacznie bardziej obraźliwym i upokarzającym milczeniem.
Wydawcy nie mieli pojęcia, co myśleć o rękopisie Jewgienii. Nie potrafiła nawet odpowiedzieć na ich pierwsze pytanie: „Czy to literatura piękna, czy literatura faktu?”. Nie wiedziała, jak wypełnić rubrykę „Do kogo skierowana jest ta książka?” na formularzach wydawniczych. Stale słyszała: „Musisz zrozumieć, kim są twoi czytelnicy” albo „Amatorzy piszą dla siebie, zawodowcy piszą dla innych”. Miała trzymać się konkretnego gatunku, ponieważ „księgarnie nie lubią zamieszania i muszą wiedzieć, na której półce umieścić książkę”. Pewien redaktor dodał troskliwie: „Moja droga, to się sprzeda najwyżej w dziesięciu egzemplarzach, wliczając te kupione przez twoich byłych mężów i członków rodziny”.
Pięć lat wcześniej Jewgienia wzięła udział w znanym warsztacie pisarskim, z którego wyszła zdegustowana. „Dobre pisarstwo” najwyraźniej oznaczało konformizm wobec arbitralnych zasad, traktowanych jako prawdy objawione, bo potwierdzonych czymś, co nazywamy doświadczeniem. Pisarze, których tam poznała, uczyli, jak udoskonalić metody uznawane za skuteczne: wszyscy imitowali styl opowiadań publikowanych w starych numerach magazynu „The New Yorker” — nie zdając sobie sprawy, że nowatorstwo z definicji wyklucza wzorowanie się na czymkolwiek. Już sama formuła „opowiadania” wydawała się Jewgienii zbyt naśladowcza. Prowadzący warsztat delikatnie, acz stanowczo oznajmił jej, że nie ma dla niej żadnej nadziei.
Ostatecznie Jewgienia opublikowała cały tekst swojej książki, zatytułowanej Historia rekurencji, w Internecie. Znalazła tam wąskie grono czytelników, między innymi bystrego właściciela małego, nieznanego wydawnictwa, który nosił okulary w różowych oprawkach i mówił odrobinę po rosyjsku (przekonany, że posługuje się nim płynnie). Zaproponował, że wyda jej książkę, i przystał na postawiony przez nią warunek, że tekst ma się ukazać bez żadnych zmian. Ze względu na to zastrzeżenie zaoferował Jewgienii zaledwie ułamek tego, co standardowo wypłaca się jako honorarium — niewiele ryzykował. Zgodziła się, bo nie miała innego wyboru.
W ciągu pięciu lat Jewgienia awansowała z „upartej i trudnej w kontakcie egocentryczki bez talentu, który mógłby ów charakter uzasadniać”, na osobę „wytrwałą, zdecydowaną, skrupulatną i bezwzględnie niezależną”. Jej książka powoli zdobywała popularność, stając się jednym z największych i najdziwniejszych sukcesów w historii literatury. Sprzedała się w milionach egzemplarzy i zyskała tak zwane uznanie krytyki. Amatorskie wcześniej wydawnictwo przerodziło się w dużą korporację, w której gości wita (uprzejma) recepcjonistka. Książka Jewgienii została przetłumaczona na czterdzieści języków (nawet na francuski). Jej zdjęcia są wszędzie. Uchodzi za pionierkę tak zwanej szkoły konsiliencji. Wydawcy wyznają teraz teorię, że „kierowcy ciężarówek, którzy czytają książki, nie czytają książek napisanych dla kierowców ciężarówek”, i utrzymują, że „czytelnicy gardzą pisarzami, którzy im dogadzają”. Według powszechnej dziś opinii równania i żargon mogą skrywać trywialność lub niemerytoryczność prac naukowych; tymczasem proza konsiliencka poddaje się ocenie czytelników, gdyż ukazuje idee w surowej postaci.
Jewgienia przestała już wychodzić za mąż za filozofów (o wszystko się wykłócają) i dziś ukrywa się przed prasą. Literaturoznawcy wyjaśniają w swoich wykładach, z czego wynika nieuchronność nowego stylu pisania. Ich zdaniem podział na literaturę piękną i literaturę faktu jest zbyt archaiczny, by mógł utrzymać się we współczesnym społeczeństwie. Nie mają wątpliwości, że należy zasypać przepaść między nauką a sztuką. Po fakcie talent Jewgienii wydaje się oczywisty.
Wielu wydawców wypominało Jewgienii, że nie przyszła do nich ze swoim manuskryptem. Przekonywali, że natychmiast dostrzegliby wartość jej pracy. Za kilka lat jakiś literaturoznawca napisze esej zatytułowany Od Kundery do Krasnowej, w którym wykaże, że zalążki jej koncepcji pojawiły się już u Kundery — prekursora stylu łączącego esej z metakomentarzem (Jewgienia nigdy nie czytała Kundery, ale widziała film nakręcony na podstawie jednej z jego książek — w filmie nie było żadnych komentarzy). Inny wybitny uczony dowiedzie, że na każdej stronie jej dzieła widać wpływ Gregory’ego Batesona, który również wprowadzał sceny autobiograficzne do swoich prac badawczych (Jewgienia nigdy nie słyszała o Batesonie).
Książka Jewgienii jest Czarnym Łabędziem.
1 Jej trzeci mąż był włoskim filozofem. [wróć]