Читать книгу Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem - Nassim Nicholas Taleb - Страница 38
POCZĄTKI SKALOWALNOŚCI
ОглавлениеWeźmy na przykład los Giaccoma, śpiewaka operowego żyjącego u schyłku XIX wieku, przed wynalezieniem metod zapisu dźwięku. Powiedzmy, że występuje na scenie w małym, peryferyjnym miasteczku w środkowych Włoszech. Nie musi konkurować ze śpiewakami o wybujałym ego z mediolańskiej La Scali i innych słynnych oper. Ma poczucie bezpieczeństwa, ponieważ gdzieś w okolicy zawsze będzie zapotrzebowanie na jego struny głosowe. Nie może w żaden sposób eksportować swojego śpiewu, ale to samo dotyczy tuzów opery, którzy nie zagrażają jego lokalnej działalności. Nie ma jeszcze możliwości magazynowania własnego talentu, zatem musi być obecny podczas każdego występu, tak jak fryzjer (do dziś) podczas każdego strzyżenia. Zatem tort jest podzielony nierówno, ale różnice między kawałkami są niewielkie, podobnie jak różnice w ich wartości kalorycznej. Każdy dostaje swój kawałek; tuzy opery mają większą publiczność i występują częściej niż lokalny śpiewak, ale nie jest to szczególnie niepokojące. Nierówności istnieją, lecz można je uznać za łagodne. Nie istnieje jeszcze skalowalność, dlatego żeby dotrzeć do dwa razy większej publiczności, śpiewak musi wystąpić dwa razy.
A teraz zastanówmy się nad skutkami wynalezienia metod zapisu dźwięku, innowacji, która wprowadziła do świata muzyki sporą dozę niesprawiedliwości. Możliwość nagrywania i odtwarzania występów muzycznych pozwala mi słuchać przez wiele godzin na laptopie Preludiów Rachmaninowa w wykonaniu Vladimira Horowitza (który jest już niezaprzeczalnie martwy), zamiast iść na koncert (wciąż żywego) lokalnego muzyka, emigranta z Rosji, który w efekcie jest zmuszony uczyć gry na pianinie nieletnie beztalencia za stawkę bliską płacy minimalnej. Horowitz nawet zza grobu odbiera temu biedakowi chleb. Wolę słuchać Vladimira Horowitza albo Arthura Rubinsteina na płycie kompaktowej za 10 dolarów i 99 centów, zamiast płacić dolara mniej za występ jakiegoś nieznanego (choć bardzo utalentowanego) absolwenta nowojorskiej Juilliard School albo Konserwatorium Praskiego. Jeśli zapytacie mnie, dlaczego wybieram Horowitza, odpowiem, że ze względu na harmonię, rytm albo pasję, jaką słyszę w jego muzyce, chociaż w rzeczywistości istnieje wielu pianistów, o których nigdy nie słyszałem i nie usłyszę, którzy nie przebili się i nie występują na scenie, chociaż grają równie dobrze.
Kierując się logiką przedstawioną powyżej, niektórzy sądzą naiwnie, że początkiem owych nierówności było wynalezienie gramofonu. Nie zgadzam się z tym. Jestem przekonany, że źródło nierówności leży znacznie głębiej — w naszym DNA, który magazynuje informacje na nasz temat i sprawia, że możemy powtórzyć swój występ, nie biorąc w nim udziału. W procesie przekazywania genów kolejnym pokoleniom. Ewolucja jest skalowalna: DNA, który zwycięży (dzięki szczęściu albo przewadze w procesie doboru naturalnego), może się replikować i zdominować otoczenie jak bestsellerowa książka albo popularna płyta. Inne cząsteczki DNA wyginą. Wystarczy uświadomić sobie różnicę między nami, ludźmi (z wyłączeniem ekonomistów finansowych i biznesmenów), a innymi organizmami na naszej planecie.
Co więcej, uważam, że przełom w życiu społecznym nie nastąpił w chwili wynalezienia gramofonu, tylko w momencie, kiedy ktoś wpadł na wspaniały, choć niesprawiedliwy pomysł, żeby stworzyć alfabet, tym samym umożliwiając nam przechowywanie i odtwarzanie informacji. Tempo zmian znacznie przyspieszyło, gdy innemu wynalazcy przyszedł do głowy jeszcze bardziej niebezpieczny koncept: prasa drukarska. Druk pozwolił rozpowszechniać słowo pisane na całym świecie, co ostatecznie doprowadziło do powstania środowiska rządzącego się zasadą zwycięzca bierze wszystko. Co było niesprawiedliwego w rozpowszechnianiu książek? Dzięki alfabetowi ludzie mogli wiernie i bez ograniczeń powielać opowieści i idee. Autor nie musiał wkładać dodatkowego wysiłku w kolejne wystąpienia. Nie musiał nawet być żywy — śmierć autora często bywa udanym chwytem marketingowym, a co za tym idzie — ci, którzy z jakiegoś powodu przykują uwagę otoczenia, mogą szybko dotrzeć do większej liczby odbiorców niż pozostali, wypierając konkurencję z regałów. W czasach bardów i trubadurów każdy miał swoją publiczność. Gawędziarz, tak jak piekarz czy kotlarz, miał własny rynek i gwarancję, że żaden odległy konkurent nie odbierze mu słuchaczy. Dziś kilku graczy kontroluje niemal cały biznes, a reszcie nie zostaje prawie nic.
Zgodnie z tym samym mechanizmem kino zastąpiło lokalnych aktorów, którzy w efekcie stracili możliwość zarobkowania. Między tymi przykładami istnieje jednak pewna różnica. W profesjach wymagających technicznej wirtuozerii, na przykład w zawodzie pianisty albo neurochirurga, łatwo zweryfikować, kto ma talent. Subiektywne opinie odgrywają tu stosunkowo niewielką rolę. Niesprawiedliwość pojawia się wtedy, gdy cały tort przypada komuś uznawanemu za tylko nieznacznie lepszego od pozostałych.
Świat sztuki — na przykład kina — jest dużo bardziej brutalny. To, co nazywamy talentem, zazwyczaj wynika z sukcesu, a nie na odwrót. Kwestii tej poświęcono wiele badań empirycznych. Warto wspomnieć o pracach Arta De Vany’ego, przenikliwego i oryginalnego myśliciela, który z determinacją analizował zjawisko gwałtownej nieprzewidywalności w filmach. Wykazał, że niestety często przypisujemy aktorom umiejętności po fakcie. Jego zdaniem to sukces filmu decyduje o sukcesie aktora, natomiast o sukcesie filmu decyduje ogromna dawka nieliniowego szczęścia.
Sukces filmu jest znacznie uzależniony od rozprzestrzeniających się w społeczeństwie trendów. Dotyczy to nie tylko kina, lecz także wielu innych wytworów kultury. Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie nie zakochują się w dziełach sztuki wyłącznie ze względu na ich wartość, lecz także po to, żeby poczuć się częścią społeczności. Imitując reakcje, stajemy się bliżsi innym ludziom — a dokładniej, innym imitatorom. To sposób na walkę z samotnością.
Przedstawiony przykład ukazuje, jak trudno jest przewidzieć wynik przedsięwzięcia w środowisku o wysokiej koncentracji sukcesu. Podsumowując dotychczasowe rozważania, powiedzmy, że taka kategoryzacja zawodów może pomóc nam zrozumieć różnice między poszczególnymi typami zmiennych losowych. Zajmijmy się teraz dokładniej kwestią wiedzy: procesem wnioskowania o tym, co nieznane, oraz o charakterze tego, co znane.