Читать книгу Trzylecie - Stanisław Cat-Mackiewicz - Страница 17

Gdzież jest ten cenzor?

Оглавление

Nawet zwolennicy umowy polsko-sowieckiej z dnia 30 lipca są zgorszeni tym słodkawym tonem, z którym się u nas zaczęło mówić o Sowietach w wypowiedziach radiowych i w oficjalnym „Dzienniku Polskim”. Oto przed chwilą wzrok mój padł na artykulik „Dziennika”, w którym autor z niesłychanym rozczuleniem opisuje, jak to polskiego gen. Andersa oswobodził z więzienia Beria, szef gepistów11, jak to Anders po dwudziestu miesiącach więzienia poszedł do pięciopokojowego mieszkania, gdzie go czekała „uważająca służba” (sic), „garderoba, bielizna” – szczebiocze autor felietoniku w zachwycie. Nie wiem, na co mianowicie „uważała” służba przysługująca gen. Andersowi, a o ile chodzi o garderobę i bieliznę, to znów takiego nadmiaru jej w Sowietach nigdy nie było. Współpracownik „Dziennika” porównuje Andersa do Kościuszki, a Berię do cesarza Pawła I. No… dużo by się dało powiedzieć o tych porównaniach, ale obawiam się, że tego rodzaju nastrojowymi opisami nie zachęci nas „Dziennik” do paktu 30 lipca. Bądź co bądź, potrafimy odróżnić szefa gepistów od ptaszka pojawiającego się w promieniach słoneczka. Całość felietoniku o Andersie i Berii przypomina mi rzewną nowelę Sienkiewicza: Lux in tenebris lucet, w której chory młody człowiek w gorączce widzi śliczną zjawę, swoją ukochaną Tolę, zjawiającą się w puklach jasnych włosów. Otóż Beria to jednak nie Tola z puklami jasnych włosów.

Zresztą można o tym wszystkim powiedzieć, że to jest rzecz gustu. Już p. Nowakowski protestował przeciwko temu, że „Dziennik” nazywa najazd i wszystkie jego konsekwencje „zejściem na manowce”. Jesteśmy chyba u skraju godności narodowej, gdy używamy takich wyrażeń.

W tymże „Dzienniku” p. Eugeniusz Hinterhoff napisał szereg artykułów, wyłuszczając swój pogląd na politykę Stalina i Becka. Nie będę z tym poglądem polemizować, zaznaczę tylko, że uważam go za arcypowierzchowny, arcyfałszywy, arcypłytki i arcynaiwniutki. Nie będę polemizował dlatego, że właśnie skończyłem pracę nad książką, którą nazwałem: O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona, w której przepracowałem politykę Becka od 2 listopada 1933 roku12 do 17 września 1939 roku, i w polemice z p. Hinterhoffem odsyłam go do tej książki. Oczywiście p. Hinterhoff będzie mógł moją pracę po koleżeńsku określić takimi samymi wyrazami, jakich ja użyłem w stosunku do jego artykułów. To mu wolno. Ale są rzeczy, których mu nie wolno. Oto mam w tej książce hiperkrytyczny stosunek do polityki Becka, ale gdy oświetlam konflikty tez Becka i tez Hitlera, gdy chodzi o walkę tez polskich z tezami niemieckimi, to oczywiście, że biorę stronę tezy polskiej. Nie chcę się tym chwalić – uważam to za rzecz naturalną. A oto p. Hinterhoff w najbardziej dla nas drażliwych konfliktach sowiecko-polskich bierze stronę Sowietów i wypowiada to w piśmie poświęconym propagandzie interesów Polski. Mało tego. Broni polityki Sowietów wtedy, gdy ich nic i nikt obronić nie jest w stanie.

Polityka Stalina była oczywiście zupełnie inna, niż to sobie p. Hinterhoff naiwniutko wyobraża. Stalin dążył do tego, aby państwa demokratyczne zniszczyły państwa faszystowskie, a państwa faszystowskie zniszczyły państwa demokratyczne, a wcale nie do obrony demokracji i wolności, jak się p. Hinterhoffowi zdaje. Ale oto p. Hinterhoff pisze, a organ rządu polskiego drukuje:

Woroszyłow postawił w formie kategorycznej żądanie dania wojskom sowieckim baz do działania w rejonie Wilna, jako podstawy do działania na Prusy Wschodnie, oraz w Małopolsce Wschodniej – żądania te zostały przez ambasadorów Mocarstw zakomunikowane 16 sierpnia Beckowi, który je odrzucił.

Rozmowy wojskowe komplikują się z powodu sprzeciwu państw bałtyckich, a przede wszystkim Polski, na propozycje sowieckie uzyskania baz na ich terytoriach.

Z całego tonu p. Hinterhoffa i z całości jego artykułu wynika, że potępia on naszą politykę za odrzucenie żądania Sowietów co do urządzenia przed wojną sowieckiej bazy wojskowej w Wilnie. Pan Hinterhoff zapomina, że na takie samo żądanie Sowietów urządzenia baz na ziemi fińskiej Finowie odpowiedzieli wojną o niepodległość i wówczas cały świat demokratyczny był z Finami; zapomina, że gdy Pétain zgodził się na żądania Japończyków co do baz w Indochinach, to cały świat zareagował na to pogardą dla Pétaina. Co tu zresztą dużo mówić. Jakim prawem drukuje polski organ propagandowy zdanie, że powinniśmy byli Sowietom Wilno oddać na bazę? Chyba wiemy, co to jest sowiecka baza.

W dalszym ciągu pan Hinterhoff pisze:

Jak podaje Max Werner w Battle for the World13, sprzeciwy Polski zostały przełamane i dnia 23 sierpnia szef francuskiej misji wojskowej generał Faury telegraficznie zawiadomił Paryż o zgodzie rządu polskiego na wszystkie warunki współpracy z Sowietami – zgoda na wszczęcie rokowań została wyrażona przez Becka w nocy z 21 na 22 sierpnia, gdy dowiedział się o wyjeździe Ribbentropa do Moskwy14 – było, niestety, już za późno, gdyż tego samego dnia Ribbentrop podpisał w Moskwie pakt, który niewątpliwie kilka miesięcy wcześniej mógł podpisać lord Halifax…

Co to wszystko znaczy? Przecież to jest po prostu przenoszenie winy za pakt sowiecko-niemiecki z 23 sierpnia z Sowietów na Polskę. Nie mówię już o tym, że takie stawianie sprawy jest z gruntu fałszywe, ale dlaczego głoszeniem tego rodzaju poglądów ma się zajmować organ polskiej propagandy?

W artykułach p. Hinterhoffa co krok spotykamy podobne skandaliczne rozejście się z naszymi interesami. Pan Hinterhoff potrafi napisać:

2) wejście wojsk sowieckich w końcowej fazie wojny, kiedy opór gros armii polskiej, pomimo jej bohaterskiego oporu, został już prawie całkowicie złamany, nie wpłynęło w konsekwencji na przebieg kampanii.

To oczywiście nieprawda. Wojska polskie miały się bić na Pokuciu i nad granicą rumuńską i opór ten byłby o wiele skuteczniejszy niż opór Warszawy. Wkroczenie wojsk sowieckich położyło kres temu oporowi, który wtedy był jeszcze bardziej potrzebny Anglii i Francji niż nam.

Pan Hinterhoff zakańcza swe nieprawdopodobne artykuły po prostu uniewinnieniem wkroczenia wojsk sowieckich do Polski.

W związku z wejściem wojsk sowieckich do Polski spotkałem się jedynie u jednego polskiego publicysty ze zdaniem, które nabiera obecnie w świetle działań wojennych pełnego znaczenia – mianowicie u p. Pragiera w artykule Orientacje w „Wiadomościach Polskich” nr 25: „Zajęcie przez bolszewików Polski było wielką operacją defensywy strategicznej” oraz „zapobieżeniem niepożądanemu zbliżeniu się wojsk niemieckich do wrażliwych terenów ukraińskich”. Poglądom p. Pragiera nie można odmówić słuszności.

Rozumiem, że tego typu artykuły mogłyby się ukazać na łamach „Izwiestii” lub „Prawdy”. Na szpaltach tamtych gazet byłoby to zrozumiałe. Ale cóż one robią na szpaltach gazety polskiej? I gdzież jest ten cenzor, który w „interesie państwa” poucza polskich publicystów niezależnych, co mają pisać, a co nie. Medice, cura te ipsum15.

Trzylecie

Подняться наверх