Читать книгу Enamorada. Połączeni - Elżbieta Walczak - Страница 10

Wybiła osiemnasta.

Оглавление

Spoj­rza­łam na ze­gar.

– Ko­la­cja o dzie­więt­na­stej! – krzyk­nę­łam do do­mow­ni­ków.

– Do­brze ma­mo. Te­raz je­ste­śmy z ta­tą za­ję­ci, nie prze­szka­dzaj!

– Oczy­wi­ście – burk­nę­łam do sie­bie.

Za­dzwo­nił te­le­fon. Pro­du­cent jed­nak od­wo­łał ju­trzej­sze zdję­cia do se­ria­lu, tłu­ma­cząc to cho­ro­bą gwiaz­dy, któ­ra mia­ła go­ścin­nie wy­stą­pić. Po­wo­dy ni­gdy nie są praw­dzi­we w tej bran­ży, więc przy­ję­łam in­for­ma­cję z ulgą. Spę­dzę ju­trzej­szy dzień chęt­nie w do­mu. W koń­cu się wy­śpię. Za­dzwo­ni­ła rów­nież mo­ja mat­ka i wpro­si­ła się na ko­la­cję. I zno­wu za­po­wia­da się wie­czór pe­łen wra­żeń. Ta­tuś, któ­ry bę­dzie się bro­nił przed zje­dze­niem kieł­ba­sy i sa­łat­ki wa­rzyw­nej ze śle­dziem mo­jej ro­bo­ty, tłu­ma­cząc to prze­cho­dze­niem na we­ga­nizm. Ma­mu­sia, któ­ra z pew­no­ścią bę­dzie po­pi­jać po­krzy­wę, w ilo­ści litr al­bo dwa, są­cząc ni­by po ociu­pin­ce z wy­sta­wio­nym ma­łym pa­lusz­kiem. Nie znam zwy­cza­jów An­da­lu­zyj­czy­ków, Ry­sia i Ma­rii, więc po­sta­no­wi­łam szyb­ko zaj­rzeć do książ­ki ku­char­skiej. Po­nie­waż kuch­nia ku­bań­ska, któ­rą uwiel­bia­ją moi ro­dzi­ce, jest pod sil­nym wpły­wem kuch­ni hisz­pań­skiej, więc szyb­ciut­ko pod­ję­łam de­cy­zję – zu­pa czosn­ko­wa i ja­kaś po­tra­wa lu­dów pa­ster­skich, czy­li an­da­lu­zyj­ska.

– Mię­sa z by­ka nie mam. – Zaj­rza­łam do za­mra­żar­ki. – Jest za to fi­let z kur­cza­ka. No do­bra, zro­bi­my coś w so­sie shar­ry. – Wyj­mo­wa­łam za­pa­sy żyw­no­ści, któ­re za­le­ga­ły w mo­ich szaf­kach. – Do­daj­my ta­pas, ziem­niacz­ki, i niech pier­dzą.

– Z kim roz­ma­wiasz? – spy­tał Alon­zo. – Nie mów, zgad­nę – z mą­drym czło­wie­kiem lub z ku­li­nar­nym spe­cem. Po­móc ci?

– Nie, dzię­ki. Sprawdź, czy ma­my ja­kieś wi­no, bę­dą ro­dzi­ce. Nie wiem jak Ry­siu, ale ja pa­mię­tam kil­ka im­prez z mło­do­ści, jed­no nie wy­star­czy.

Nie­za­leż­nie od po­cho­dze­nia, uwiel­bia­my jeść i im­pre­zo­wać. O dzie­więt­na­stej sie­dzie­li­śmy wszy­scy przy sto­le.

– To co, zdro­wie go­spo­da­rzy! – Pierw­szy o dzi­wo wzniósł to­ast mój ta­to. – Pysz­na ko­la­cja, có­recz­ko. Jak­byś prze­czu­wa­ła, że bę­dzie­my dzi­siaj.

Ma­ma zer­k­nę­ła ukrad­kiem na pi­ją­ce­go dusz­kiem oj­ca, z pew­no­ścią kop­nę­ła go pod sto­łem, da­jąc mu w ten spo­sób znak, że ob­ser­wu­je ilość.

– Tak, pysz­na có­reń­ko. Daw­no nie ja­dłam zup­ki ku­bań­skiej. – Nie cze­ka­ła na od­po­wiedź, wy­pi­ła wi­no, od­su­wa­jąc od sie­bie na­pój z po­krzy­wy.

Spoj­rza­łam na Ry­sia i Ma­rię, stuk­nę­li się kie­lisz­ka­mi, krzy­cząc – Za spo­tka­nie, w tym nie­sa­mo­wi­tym gro­nie. Sa­lud!

– Dzię­ku­je­my – wsparł mnie mój Alon­zo. – To z pew­no­ścią bę­dzie nie­za­po­mnia­ny wie­czór. – Zer­k­nął na skrzyn­kę wi­na, któ­rą do­wiózł z mar­ke­tu. – Sa­lud!

Enamorada. Połączeni

Подняться наверх