Читать книгу Enamorada. Połączeni - Elżbieta Walczak - Страница 19

ODCINEK VII Serialowy fan club.

Оглавление

„Pa­ni Ma­ju – ta­kie mam imię w se­ria­lu – kie­dyś mo­ja sio­stra za­czę­ła oglą­dać te­le­wi­zję w cza­sie obia­du i le­ciał pa­ni se­rial. Oglą­da­łam go ja­kieś trzy ty­go­dnie, w koń­cu się wcią­gnę­łam. Na­wet się za­ko­cha­łam w głów­nym bo­ha­te­rze. Po trzech la­tach już wie­dzia­łam, co i jak, kto ko­go ko­cha, i zro­zu­mia­łam, że on nie jest dla mnie. Pła­ka­łam dwa ty­go­dnie. Ni­gdy wię­cej nie po­zwo­lę dać się tak wro­bić so­bie sa­mej. Zro­zu­mia­łam, że pan Alon­zo w tym se­ria­lu to ak­tor. My­śla­łam, że jak pa­nią zdra­dza, to zna­czy, że nie ko­cha, ale sio­stra mi wy­tłu­ma­czy­ła. Szko­da, że nie bę­dzie­cie ra­zem. Pi­szę na ma­ila, bo gdzie? Do­sta­łam go od oświe­tle­niow­ca z pla­nu. Nie by­ło trud­no. Po­wiem praw­dę. Ko­cham go, a pa­ni nie­na­wi­dzę. Obyś go wię­cej nie zo­ba­czy­ła, bo wiem, od dru­gie­go oświe­tle­niow­ca, że Alon­zo odej­dzie”– ZO­UZA.

Ta­ki list otrzy­ma­łam ja­kiś ty­dzień te­mu na ma­ila. Wła­śnie trwa­ły przy­miar­ki w gar­de­ro­bie do ostat­niej sce­ny.

– To jest ta sce­na, w któ­rej roz­sta­je­cie się z Alon­zo?

– Aha. – Prze­bie­ra­łam w ciu­chach.

– Cu­dow­nie. Sły­sza­łam, że go na za­koń­cze­nie za­strze­lisz.

– Kto tak po­wie­dział?

– Ja tak ra­dzę. Za te osiem lat zdrad, sa­mo trza­śnię­cie w oko nie wy­star­czy. Do­ry­so­wać mu ja­kieś si­nia­ki? Bę­dzie ro­bił ob­duk­cję czy coś?

– Nie. Po pro­stu roz­cho­dzi­my się w dwie róż­ne stro­ny, ale tyl­ko na mie­siąc.

– Ten re­ży­ser nie ma wy­obraź­ni. Ja­ka ko­bie­ta po­zwo­li so­bą po­mia­tać ty­le cza­su? Po­wi­nien was roz­wieźć. Mia­łam dwóch mę­żów po­zna­nych na tym pla­nie. Przez te osiem lat, dziec­ko, je­stem po dwóch roz­wo­dach, a ty tkwisz.

– An­ka, prze­cież to se­rial.

– Se­rial, nie se­rial, z ta­ki­mi face­ta­mi się nie by­wa. Je­mu wrzu­cam majt­ki do wa­liz­ki. To­bie ja­kieś dwie sta­re su­kien­ki. Pod­pisz­cie kwit. Nie wiem, kie­dy się to w koń­cu skoń­czy, ale ta zie­lo­na su­kien­ka mi pa­su­je. Ład­nie w niej wy­glą­dasz, dla­te­go bez prze­rwy do cie­bie wra­ca. Mnie już na­wet cyc­ki na wierz­chu nie po­mo­gą. Zja­dłam zę­by i zmar­no­wa­łam ży­cie przy tym se­ria­lu. Po­cze­kaj, masz tu dziu­rę.

Wsa­dzi­ła mi nit­kę do ust – Na szczę­ście. – I szy­ła, ale opo­wieść, w któ­rej praw­dę śred­nio wie­rzy­ła.

– Kie­dyś by­ło ła­twiej, ak­to­rzy by­li bar­dziej wia­ry­god­ni. Sta­ra szko­ła, Sta­ni­sław­ski. Jak oni umie­li cier­pieć, ale kie­dyś. Dziś plo­tą bzdu­ry, to już nie te aniel­skie, po­sta­wio­ne do­brze gło­sy. – Oży­wi­ła się na sło­wo „po­sta­wio­ne” – Zo­bacz na te­go Ja­kul­skie­go. – To ten ak­tor, któ­re­go uśmier­ci­łam. – Głos jak dzwon, po­stu­ra trzy­dzie­sto­lat­ka, a ży­cie zmar­no­wa­ne. Gdy­by był na­praw­dę biz­nes­me­nem, był­by kimś. Pięk­ny męż­czy­zna, ta­ki za­baw­ny i wdzięcz­ny za wszyst­ko, co mu za­pro­po­nu­ję. Nie gry­ma­si, po­kor­ny. Prze­no­si się do in­nych i, coś ci po­wiem dziec­ko, za ta­kim war­to pójść w ogień.

– An­ka by­łaś dwa ra­zy mę­żat­ką, wszyst­kich po­zna­łaś tu­taj. – Wy­plu­łam nit­kę, któ­rą pod­nio­sła i wsa­dzi­ła mi z po­wro­tem do ust.

– Do trzech ra­zy sztu­ka. Niech trzy­ma. Jesz­cze nie skoń­czy­łam.

Pro­du­cent wy­wo­łał nas na plan.

– Alon­zo, czy mógł­byś raz za­grać, że je­steś na­wa­lo­ny? Wiem, że gra­cie we­ge­ta­rian, ale po­każ­my lu­dziom, że wła­śnie ta­cy ma­ją swo­je sła­bo­ści. Nie cho­dzi te­raz o za­zdrość, tyl­ko o me­cha­ni­zmy – re­ży­ser grzecz­nie po­pro­sił, bo wie­dział, że po­dob­nie jak z za­kła­da­niem fra­ków, i gra­niem scen roz­bie­ra­nych, Alon­zo bę­dzie się opie­rał.

– Ni­gdy nie pi­łem al­ko­ho­lu. – Za­czę­ło się. Alon­zo oczy­wi­ście kła­mał, bo nie lu­bił chał­tur.

– Jak ni­gdy nie pi­łeś al­ko­ho­lu, nie zdra­dza­łeś, kur­wa, to nie je­steś wia­ry­god­ny. Czy mógł­byś raz od­stą­pić od tych kre­tyń­skich za­sad? Już to prze­ra­bia­li­śmy set­ki ra­zy. Oczy­wi­ście zno­wu kła­miesz, bo chcesz coś prze­for­so­wać. Za co ma ci dać w ryj? Za set­ną zdra­dę, do któ­rej je­steś przy­zwy­cza­jo­ny? Fan­ki cię uwiel­bia­ją, za to, kim je­steś. Pięk­ny, nie­ska­zi­tel­ny, ale tro­chę jed­nak ma­ją­cy coś z gło­wą. Ja, bra­cie, w ży­ciu nie zdra­dzi­łem ty­le ra­zy, co ty w tym śmiesz­nym se­ria­lu. Wal­nij z na­mi kie­lo­na i gra­my.

Wła­śnie dla­te­go Alon­zo kła­mał. Gdy­by się oka­za­ło, że jed­nak pi­je, już by nie żył po ośmiu la­tach pra­cy z tą eki­pą. Za­wsze to sa­mo, głu­pie kon­flik­ty, któ­re nie do­ty­czą po­sta­ci, tyl­ko ży­cia. Oczy­wi­ście re­ży­ser prze­sa­dził. Zdra­dzał mnie raz na se­zon, czy­li kil­ka­na­ście ra­zy. Ża­den wy­nik, przez ty­le lat. Sta­nę­li­śmy na swo­ich po­zy­cjach przed ka­me­rą.

– Ci­sza na pla­nie! Ka­me­ra po­szła! Ak­cja!

Alon­zo otwo­rzył drzwi od po­miesz­cze­nia, w któ­rym sta­łam. Pod­szedł do mnie z kwia­ta­mi, ła­piąc mnie za biust.

– Je­stem na­wa­lo­ny pierw­szy raz w ży­ciu – wy­szep­tał w kie­run­ku ka­me­ry.

– Alon­zo! Nie! – Ja­kaś pa­nien­ka wdar­ła się do po­miesz­cze­nia i za­czę­ła szar­pać mnie za wło­sy. – Nie, nie mo­żesz jej wię­cej mieć. Nie po­zwa­lam!

– Cię­cie! Kur­wa! Co jest? I co tu ro­bi to czu­pi­ra­dło? – Re­ży­ser wal­nął rę­ką w stół, a wa­zon, któ­ry tam stał, wal­nął w ryj ka­me­rzy­stę.

Oświe­tle­niow­cy rzu­ci­li sprzęt na fo­tel i ucie­kli.

– Jak go do­tkniesz, to cię za­bi­ję – wy­raź­nie mó­wi­ła to do mnie.

– Czy ktoś mi po­wie… – Re­ży­ser nie do­koń­czył, bo fan­ka mo­je­go mę­ża wy­ję­ła z ple­ca­ka nóż i przy­sta­wi­ła mi do gar­dła.

– Spo­koj­nie, ko­cha­nie, za­raz to za­ła­twię.

– Mó­wisz do mnie naj­droż­szy? – za­py­ta­ła mo­je­go Alon­za ta zoł­za.

– Tak ko­cha­nie, mó­wię do cie­bie. – A te­go się po nim nie spo­dzie­wa­łam. – Od­daj nóż, bo nic nie za­gra­ża na­szej mi­ło­ści. Ona jest tyl­ko ak­tor­ką, z któ­rą gram. Nic dla mnie nie zna­czy.

– Mio amor. Tak cię ko­cham. – Rzu­ci­ła nóż, ale w tym mo­men­cie na­pa­dła na nią z wście­kło­ścią ca­ła eki­pa.

Re­ży­ser kop­nął ją ni­by nie­chcą­cy, w du­pę. Oświe­tle­nio­wiec jed­nak wró­cił, trzy­ma­jąc w rę­kach ga­śni­cę. Coś krzy­czał, ale nie sły­sza­łam, bo za­czę­łam się du­sić. Zła­pał ją wpół i wy­niósł z po­miesz­cze­nia. Gar­de­ro­bia­na ze­mdla­ła, więc do­biegł do niej Ja­kul­ski, któ­ry me­to­dą usta–usta przy­wra­cał jej ży­cie. Alon­zo za­czął mnie spon­ta­nicz­nie tu­lić i ca­ło­wać. Re­ży­ser z wra­że­nia tu­lił oświe­tle­niow­ca, za­miast go zbesz­tać. I tak trwa­li­śmy wszy­scy w mi­ło­snych uści­skach, do­pó­ki nie przy­je­cha­ła po­li­cja.

Dziew­czy­na mia­ła dzie­więt­na­ście lat, a więc już po­win­na od­róż­niać fik­cję od praw­dy. By­ła ubra­na w po­dob­ną su­kien­kę, ja­ką ja mia­łam na pla­nie. Mia­ła tę sa­mą fry­zu­rę i bu­ty. Iden­ty­ko. Ja­kul­ski nie prze­sta­wał ca­ło­wać gar­de­ro­bia­nej, choć wie­dzie­li­śmy, że ta uda­je nie­przy­tom­ną. Re­ży­ser sie­dział przed ka­me­rą i oglą­dał zda­rze­nie.

– Szko­da, że nie wpa­dłem na to sam. Su­per sce­na. Tak po­win­na się koń­czyć. Ona po­win­na cię po­rwać i mie­li­by­śmy z gło­wy mie­siąc. A tak mu­si­my zro­bić po­praw­kę. Za pół go­dzi­ny wszy­scy na plan! Nie ma, że bo­li! Fa­ni, kur­wa.

Enamorada. Połączeni

Подняться наверх