Читать книгу Enamorada. Połączeni - Elżbieta Walczak - Страница 6

Jest godzina jedenasta trzydzieści.

Оглавление

Mó­wię o tym, bo o dwu­na­stej zmie­ni się na­sza kar­ma. Skąd to wiem? Czu­ję. Za­dzwo­nił dzwo­nek do drzwi. Alon­zo spoj­rzał na mo­ni­to­ring.

– Co to za lu­dzie? – Wło­żył oku­la­ry i przy­glą­dał się nie­zna­jo­mym.

Po­de­szłam do mo­ni­to­ra i mia­łam wra­że­nie, że skądś znam te twa­rze. Ko­bie­ta mia­ła na so­bie san­da­ły i suk­nię z fal­ban.

– Kto się tak dzi­siaj ubie­ra? – spy­ta­łam Alon­zo. Wy­dy­mał usta, co ozna­cza­ło: „Nie wiem”

– Męż­czy­zna z ko­lei wy­glą­dał jak wróż­bi­ta, ale w gar­ni­tu­rze od Ver­sa­ce. Wy­glą­da­li obo­je na ja­kieś sześć­dzie­siąt lat.

– Wróż­bi­ta? – po­wtó­rzy­łam myśl, któ­ra po­ja­wi­ła mi się w gło­wie.

Męż­czy­zna trzy­mał bu­kiet przy twa­rzy, więc skie­ro­wa­łam wzrok na ko­bie­tę i po­więk­szy­łam ob­raz. Dzwo­nek za­dzwo­nił ko­lej­ny raz.

– Co ro­bi­my? Py­ta­my, a don­de są?

– Mów po pol­sku. – Puk­nę­łam go w ra­mię, bo czę­sto łą­czył pol­skie wy­ra­zy z hisz­pań­ski­mi. A po ty­lu la­tach już mnie mo­men­ta­mi to draż­ni­ło.

Włą­czył opcję gło­su i krzyk­nął do mi­kro­fo­nu – Skąd je­ste­ście?

Nie­zna­jo­mi spoj­rze­li na sie­bie i przy­bli­ży­li twarz do ka­me­ry.

– Z An­da­lu­zji! – krzyk­nął męż­czy­zna. – To my, Ry­szard i Ma­ria!

Mal­wi­na pod­bie­gła do nas z okrzy­kiem ra­do­ści.

– Ma­mo, to ten Ry­siu, co wy­wró­żył ci ta­tę! Bab­cia mó­wi­ła mi przez te­le­fon, że przy­je­cha­li do Pol­ski i zro­bią nam nie­spo­dzian­kę.

– Bab­cia mó­wi­ła – sap­nął Alon­zo i spoj­rzał na mnie. – Co ro­bi­my, wpusz­cza­my?

Mia­łam łzy w oczach.

– Ry­szard… – Mo­je ser­ce za­mar­ło. – Alon­zo, otwie­raj, już! – Po­bie­głam w stro­nę drzwi, szczę­śli­wa i wzru­szo­na.

Ry­szard i Ma­ria daw­no te­mu, miesz­ka­li w do­mu mo­ich ro­dzi­ców. Ma­ria – wte­dy Ma­ry­sia – by­ła, jak to się mó­wi, na­szą słu­żą­cą. Ry­szard, jej mąż, do­je­chał do niej z miej­sco­wo­ści Bzów i za­jął się stad­ni­ną ko­ni mo­je­go oj­ca. Z opo­wia­dań ma­my wiem, że ich obec­ność mia­ła wpływ na zmia­nę ich ży­cia, jak to się mó­wi, kar­my. Ry­siu, miał wte­dy ta­ką przy­pa­dłość, któ­ra po­zwa­la­ła mu na wi­dze­nie przy­szło­ści, po pro­stu prze­po­wia­dał ją, i po­dob­no roz­ma­wiał ze zwie­rzę­ta­mi. Nie wiem, jak to do­sad­niej okre­ślić. Kie­dy mia­łam pięć lat, oglą­da­łam z ta­tą ko­lej­ny od­ci­nek se­ria­lu „Ena­mo­ra­da” w któ­rym głów­ny bo­ha­ter, Alon­zo, za­cho­ro­wał na ra­ka. Pła­ka­łam wte­dy i pro­si­łam Ry­sia, że­by go uzdro­wił. Usły­sza­łam te­go dnia pro­ro­cze sło­wa: „Nie mo­gę uzdro­wić ni­ko­go, nie po­tra­fię. A to jest tyl­ko film. Za­grasz kie­dyś w ta­kim se­ria­lu i tam po­znasz swo­je­go Alon­zo, któ­ry bę­dzie dla cie­bie do­bry i bę­dzie cię ko­chał rów­nie moc­no. Za ja­kieś tro­chę po­nad dzie­sięć lat. Jak do­ro­śniesz” Wiem, jak to brzmi, ale to naj­szczer­sza praw­da. Był dla mnie kimś waż­nym, Ma­ry­sia też. Bar­dzo się za ni­mi stę­sk­ni­łam.

– Ach! To cu­dow­ny wi­dok, Adel­ka! – pła­ka­ła Ma­ria z Bzo­wa, dziś an­da­lu­zyj­ska na­uczy­ciel­ka, wie­lo­krot­nie na­gra­dza­na za swo­je osią­gnię­cia w tań­cu fla­men­co. – Dziec­ko ja­ka ty je­steś…

– Du­ża? – Do­koń­czy­łam, bo wy­da­wa­ło mi się, że w tym wie­ku wła­śnie tak się po­strze­ga upływ cza­su.

– Nie, du­ża nie. Je­steś pięk­na.

Ma­ry­sia z Bzo­wa do­ty­ka­ła mo­ich po­licz­ków, a Ry­szard w tym cza­sie kle­pał po ra­mie­niu Alon­zo. Mal­wi­na sta­ła w pro­gu i cze­ka­ła na swo­ją ko­lej­kę do uści­sków.

– Ma­mu­siu mo­gę? – spy­ta­ła nie­śmia­ło.

– Mal­win­ko, ja­ka ty je­steś…

– Pięk­na? – spy­ta­ła Mal­wi­na.

– Nie, to zna­czy tak, ale je­steś też du­ża. – Ma­ry­sia tar­mo­si­ła ma­łą po lo­kach, a Ry­siu kle­pał mnie po ra­mie­niu.

– Mo­ja dziew­czyn­ka. Ty­le cza­su, ty­le lat. Je­stem ta­ki szczę­śli­wy, że cię wi­dzę.

– Chodź­cie ko­cha­ni do środ­ka – za­rzą­dził Alon­zo. – Ma­my so­bie du­żo do opo­wie­dze­nia.

Rze­czy­wi­ście, mi­nę­ło spo­ro cza­su. Wy­je­cha­li z kra­ju po­nad dzie­sięć lat te­mu. Za­miesz­ka­li w Se­wil­li, bo wła­śnie tam uro­dzi­ła się Ma­ry­sia. Speł­nia­li przez ten czas swo­je ma­rze­nia. Ona zo­sta­ła in­struk­to­rem fla­men­co, on wła­ści­cie­lem ma­łe­go ho­ste­li­ku. Ży­cie jest dziw­ne, bo naj­czę­ściej na koń­cu oka­zu­je się, że wszyst­ko moż­na, je­śli się tyl­ko chce. Ma­ją cór­kę w mo­im wie­ku, jest zna­ną w Hisz­pa­nii dzien­ni­kar­ką, pra­cu­je dla BBC. Uro­czy roz­wój oso­bi­sty. Tak to na­zwa­łam, słu­cha­jąc ich opo­wie­ści o zu­peł­nie in­nym sty­lu ży­cia niż ten, któ­ry pro­wa­dzi­li w Pol­sce.

Enamorada. Połączeni

Подняться наверх