Читать книгу Enamorada. Połączeni - Elżbieta Walczak - Страница 18

ODCINEK VI Życie to nie film.

Оглавление

Czy in­te­li­gen­cja jest głu­po­tą?

An­ta­go­ni­sta w fil­mie nie mu­si być po­sta­cią, mo­że nim być po pro­stu ota­cza­ją­cy świat. Czy gdy­by­śmy ży­li w in­nym oto­cze­niu, by­li­by­śmy in­ni? Prze­cież, to ży­cie za­sta­wia na nas pu­łap­ki. Ca­ły czas się uczę, ni­gdy mi się to nie znu­dzi. Nie do­ro­śniesz, je­śli nie wy­kreu­jesz wła­sne­go świa­ta. Dla­cze­go o tym mó­wię? Bo ży­ję zgod­nie ze swo­im ko­dek­sem we­wnętrz­nym, nie zwra­cam uwa­gi na to, co do mnie mó­wi oto­cze­nie. Je­stem jak ska­ła, jak gó­ra lo­do­wa, ni­gdy nie pró­bo­wa­łam pod­dać się trans­for­ma­cjom. Je­stem jak mo­ja bo­ha­ter­ka se­ria­lo­wa. Star­sza o osiem lat, ale nie­zmien­nie ta­ka sa­ma. Mo­ja mat­ka umia­ła do­ko­nać zmian w swo­im ży­ciu, z ko­rzy­ścią dla sie­bie. Ja je­stem w dal­szym cią­gu nie­wzru­szo­na. Uczy­my się, roz­wią­zu­jąc pro­ble­my, bę­dąc w róż­nych sy­tu­acjach ży­cio­wych. Nie mo­że­my uni­kać kon­flik­tów. W fil­mie, kie­dy jest dra­mat, wszyst­ko wy­da­je się cie­kaw­sze, god­ne uwa­gi. Je­stem pro­ta­go­ni­stą w kon­flik­cie z sa­mym so­bą, w rze­czy­wi­sto­ści i na pla­nie se­ria­lo­wym. A prze­cież ży­cie to nie film. Alon­zo jest mo­im part­ne­rem i tu, i tam. Kto na­pi­sał ten sce­na­riusz? Ży­cie?

*

– Cię­cie! – krzyk­nął re­ży­ser zza ka­me­ry. – Do­bra ma­my to. Prze­rwa. Na­stęp­na sce­na kłót­nia mał­żeń­ska. Alon­zo i Ade­la ma­cie pół go­dzi­ny. Chciał­bym, że­byś go na koń­cu trza­snę­ła w pysk.

– Za co? – spy­ta­łam, bo mi to roz­wią­za­nie ja­koś nie pa­so­wa­ło. – Nie za­słu­żył so­bie na to. – Eki­pa par­sk­nę­ła śmie­chem.

– Zdra­da, to do­bry po­wód. Ni­gdy te­go nie prze­ra­bia­łaś?

Nie wie­dzia­łam, co po­wie­dzieć, bo po­ło­wa tej eki­py by­ła po ta­kich przej­ściach, oprócz mnie.

– Prze­ra­bia­łam, ale daw­no, i nie z Alon­zo.

Mój mał­żo­nek spoj­rzał na mnie, bo obo­je pa­mię­ta­my, że by­łam dzie­wi­cą.

– Wy­jeż­dża­cie na mie­siąc. To trza­śnij go w pysk, bo mu­si dojść do se­pa­ra­cji. Alon­zo wrzu­cisz majt­ki do wa­liz­ki, pier­dol­niesz drzwia­mi i wyj­dziesz. Ade­la spa­ku­jesz swo­ją. Tak sa­mo po­trak­tu­jesz drzwi i wy­je­dziesz. Na ra­zie nie wia­do­mo gdzie. Bę­dą cię szu­kać przez mie­siąc. Po­ma­gam wam, więc zo­staw­cie swo­je ma­nie­ry, wła­śnie za ty­mi drzwia­mi. Za pół go­dzi­ny się wi­dzi­my. Ca­te­ring!

Pu­łap­ka to wy­klu­cze­nie kom­pro­mi­su. Wła­śnie da­łam się w nią zła­pać. A w ta­kich sy­tu­acjach, trze­ba wy­łącz­nie dzia­łać.

– Zjedz­my coś. – Alon­zo ob­jął mnie. – Im bar­dziej zło­żo­na sy­tu­acja, tym cie­ka­wej. Nie bój się, trza­śnij z ca­łej si­ły. I po­sta­raj się, że­bym od ra­zu od­zy­skał przy­tom­ność. Tyl­ko jed­na emo­cja nie speł­nia się na pla­nach – uża­la­nie się nad so­bą. To masz na my­śli, my­śląc dzia­ła­nie. Wi­dzę to w two­ich oczach. Na­szą pa­rę w tym se­ria­lu mo­ty­wu­ją zdra­dy. Już bez te­go nie ist­niej­my. Przez osiem lat na­bra­li­śmy sił, ja­ko po­sta­ci. In­ni z nich opa­dli, bo je­ste­śmy nie­zmien­ni.

Ca­te­ring był pysz­ny, ale mię­dzy mla­ska­niem słu­cha­łam, co ma do po­wie­dze­nia mój part­ner i mąż.

– Chciał­bym cza­sa­mi, w praw­dzi­wym ży­ciu, wy­łącz­nie się ru­szać, zmie­niać miej­sca, czuć, że ży­ję. Spać pod go­łym nie­bem, nie myć się, kie­dy nie mu­szę. Lu­dzie się zdra­dza­ją z nu­dów, bo nie po­tra­fią ina­czej.

– Ale to nie po­wód, że­by się trza­skać po ry­ju – tak mi się ja­koś po­wie­dzia­ło. Ni­gdy nie by­łam na si­łow­ni, wła­śnie w tym mo­men­cie uświa­do­mi­łam to so­bie, nie upra­wia­łam jog­gin­gu. Fak­tycz­nie, mo­że ten bez­ruch, nisz­czy ja­kąś po­trze­bę. W su­mie nie wiem, co miał na my­śli.

– Bo­ha­ter w fil­mie nie mo­że za­wieść – kon­ty­nu­ował. Chy­ba też z nu­dów. – Je­śli idzie­my do ki­na na ak­to­ra, nie na film, to wy­łącz­nie po to, że­by prze­ko­nać się o je­go nie­zmien­no­ści. Bo­ha­te­ro­wie, w któ­rych do­ko­nu­je się prze­mia­na…

– Cze­go się na­pi­jesz? – Już wiem, co mia­łam na my­śli, mó­wiąc, że je­stem jak ska­ła i jak gó­ra lo­do­wa. Słu­cham wy­łącz­nie sie­bie.

– Mi­ne­ral­kę po­pro­szę. Sta­ni­sław­ski w tym mo­men­cie za­py­tał­by: „Co zro­bił­bym na miej­scu te­go bo­ha­te­ra?”Od­po­wia­dam: Spro­wo­ko­wał­bym cię do da­nia mi w pysk, bo wte­dy po­czuł­bym, że to­bie na mnie za­le­ży. Kon­ty­nu­ował­bym zdra­dy i sta­rał­bym się cię zna­leźć, ale po mie­sią­cu. Do te­go cza­su, my­ślał­bym wy­łącz­nie o zmia­nach, któ­re są nie­moż­li­we.

Ra­ny, ile moż­na ga­dać? Ro­zej­rza­łam się, że­by zo­ba­czyć, co mó­wi oto­cze­nie. Zgod­nie z wcześ­niej­szą my­ślą, że ono da­je sy­gna­ły. By­łam cie­ka­wa, czy coś za­uwa­żę. Re­ży­ser sie­dział przy sto­le z głów­nym sce­na­rzy­stą i z ak­to­rem, któ­re­go uśmier­ci­łam w sce­na­riu­szu. By­li od­da­le­ni o ja­kieś dzie­sięć sto­li­ków od nas. Po­wie­trze nie fa­lo­wa­ło, bo sie­dzie­li­śmy w wiel­kim na­mio­cie skon­stru­owa­nym na po­trze­by pla­nu. Pa­trzy­li w mo­ją stro­nę, wiem, że cho­dzi­ło o sce­nę, któ­rą do­pi­sa­łam. Mi­nę­ło kil­ka dni, a sce­na­rzy­sta nie dzwo­nił w tej spra­wie, cho­ciaż za­wsze oma­wia­li­śmy wspól­nie to, co na­pi­sa­li­śmy. To z ko­lei ozna­cza, że nic nie wie­dział. Dy­rek­tor sta­cji ukrył przed nim ten fakt. Ja przed Alon­zo też.

– Tyl­ko w ma­łym frag­men­cie ży­cia każ­de­go bo­ha­te­ra, mu­si­my zmie­ścić po­czą­tek, roz­wi­nię­cie i za­koń­cze­nie… – kon­ty­nu­ował Alon­zo, zu­peł­nie nie zda­jąc so­bie spra­wy z te­go, że go nie słu­cham.

Sie­dzia­łam przez chwi­lę za­my­ślo­na i na­gle ode­zwał się do mnie mój umysł.

Nie je­steś gó­rą lo­do­wą. Po­wtórz, za­nim tu­taj doj­dą: „Je­stem go­to­wa na zmie­rze­nie się z tą sy­tu­acją. Po­trze­bu­ję w ży­ciu zmian”

– Dla­cze­go cią­gle mó­wisz o zmia­nach? – za­py­ta­łam my­śli, któ­ra wy­pły­nę­ła na po­wierzch­nię.

– Bo ży­jesz w kon­flik­cie, mię­dzy ma­rze­nia­mi a rze­czy­wi­sto­ścią.

– Nie ro­zu­miem, co do mnie mó­wisz – za­re­ago­wa­łam, jak mo­ja mat­ka wsłu­chu­ją­ca się w to, co do niej mó­wi Mal­wi­na, w so­bie wy­łącz­nie zna­nym ję­zy­ku.

– Lu­dzi nie in­te­re­su­je two­je ży­cie. Bar­dziej in­te­re­su­je ich to, co stwo­rzysz. Wi­dow­ni nie in­te­re­su­je ży­cie two­ich bo­ha­te­rów, tyl­ko za­koń­cze­nie, któ­re­go nie mo­gą się do­cze­kać.

Zda­łam so­bie spra­wę, że to by­ła tak na­praw­dę kon­ty­nu­acja wcześ­niej­szej my­śli Alon­zo, tyl­ko w mo­jej gło­wie. A więc jed­nak go sły­sza­łam. Nie wie­dzia­łam, ja­ki to ma za­wią­zek ze mną. Tak na­praw­dę nie my­ślę o nich, a mo­że po pro­stu nie zda­ję so­bie spra­wy, czym są. „Kie­dy ostat­nio speł­nia­łaś swo­je ma­rze­nia?”– Alon­zo za­wsze za­da­wał mi to py­ta­nie, kie­dy chciał mnie zra­nić. Nie wiem, czym są.

– Alon­zo, to bar­dzo cie­ka­we, co mó­wisz – skła­ma­łam.

Mo­je my­śli bez prze­rwy krą­ży­ły, osa­cza­ły. Nie wiem, jak się po­rząd­ku­je umysł. Mo­że tak, jak strych w Ma­dry­cie, wy­no­sząc z po­miesz­cze­nia nie­po­trzeb­ne już rze­czy, od­kry­wa­jąc przy oka­zji ta­jem­ni­ce, o któ­rych wcześ­niej nie mie­li­śmy po­ję­cia. Ale my­śli nie sprze­dasz na au­kcji jak ob­ra­zu. Coś trze­ba z nią zro­bić.

– Ade­la, mo­że­my się do­siąść? – Sce­na­rzy­sta, re­ży­ser i ak­tor po­ja­wi­li się przy na­szym sto­li­ku.

– Ta sce­na, któ­rą na­pi­sa­łaś, jest re­we­la­cyj­na. Nie dla­te­go, że ktoś spa­da z da­chu, ale tech­nicz­nie. Wzię­łaś pod uwa­gę każ­dy dro­biazg. Po­tra­fi­łaś z pię­cio­mi­nu­to­wej sce­ny zro­bić pe­re­łecz­kę. Jest na­pię­cie, dziew­czy­no. – Sce­na­rzy­sta Ja­rek chy­ba mnie za­sko­czył. – Po­my­śla­łem z Pio­trem – tak miał na imię re­ży­ser – że po­win­naś prze­jąć pa­łecz­kę. Je­stem wy­pa­lo­ny po ośmiu la­tach. Przy­da mi się urlop. A to­bie awans. To faj­na ro­bo­ta, pod wa­run­kiem, że ci się nikt do te­go, co chcesz po­ka­zać, nie wtrą­ca, i nie ro­bi po­pra­wek. Przy­naj­mniej przez rok, że­byś mo­gła się cze­goś na­uczyć. Chciał­bym, że­byś przy­ję­ła tę pro­po­zy­cję. Je­stem pe­wien, że za rok, bę­dę miał do cze­go wró­cić, ni­ko­mu in­ne­mu nie po­wie­rzył­bym te­go. Nie mu­sisz od­po­wia­dać od ra­zu. Do­graj­my dzi­siaj wa­szą ce­nę i je­ste­ście wol­ni na mie­siąc.

Alon­zo pu­ścił do mnie oko.

– Ok. Bę­dę go­to­wa za trzy­dzie­ści dni.

– Za czter­dzie­ści. Ta­ki wy­zna­czy­łem ter­min wa­szych na­stęp­nych ujęć.

– Dzię­ku­ję. – Po­da­li­śmy so­bie z Piotr­kiem dłoń. Te uści­ski by­ły sil­ne i nie­za­leż­ne.

– Nie ma za co. Je­steś bar­dzo in­te­li­gent­ną bab­ką. A te­raz do ro­bo­ty.

Enamorada. Połączeni

Подняться наверх