Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 14
Rozdział 2
SZEF UKRAIŃSKIEGO WYWIADU
Lata 1939–1941
Przyłączenie zachodniej Ukrainy
ОглавлениеW dniu 1 września 1939 roku bez wypowiedzenia wojny wojska niemieckie przekroczyły granicę Polski. 3 września Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom.
Po kilku dniach do Kijowa przybył nagle Mierkułow, pierwszy zastępca komisarza spraw wewnętrznych ZSRR. Miałem już przygotowane materiały na aktywnych ukraińskich nacjonalistów oraz Polaków wysyłających do ZSRR swoją agenturę i prowadzących działalność antysowiecką.
Mierkułow poinformował, że 17 września nasze wojska zajmą wschodnie połacie Polski zamieszkałe przez ludność ukraińską i białoruską. Przystąpiono już do tworzenia grup operacyjnych NKWD, by każda z nich po wejściu do miasta od razu zaczęła wyszukiwać oraz izolować wrogie nam osoby36.
Kiedy wszedłem do gmachu KC KP(b)U, tam już trwały przygotowania sztabu do akcji, szczegółów jednak nie ustalano. Powiedziałem Chruszczowowi, że byłoby dobrze przygotować odpowiedni zespół ludzi, jak to uczyniliśmy w NKWD.
Odpowiedział lekceważąco: „Zrobimy to na miejscu”. Oczywiście, dla niego 34-letni komisarz żadnym autorytetem nie był. A przecież się nie prosiłem.
Przed wyjazdem nad polską granicę 15 września zebraliśmy wszystkich czekistów, szczegółowo informując o planowanej akcji. Wielu nie kryło zdumienia – zabrać Polsce sześć obwodów i przyłączyć do Ukrainy, a cztery do Białorusi. Niesłychane!37
Następnego dnia musiałem odpowiadać na liczne pytania. Na niektóre z nich odpowiedzi również nie znałem, ponieważ nie miałem żadnej praktyki w tym zakresie. Okazało się, że przyłączenie terytoriów zachodnich zostało uzgodnione z Niemcami.
Zaczęliśmy więc aktywnie zbierać informacje o wrogiej agenturze na terytorium Polski, o białych emigrantach oraz inne dane, by od razu ich schwytać.
Kiedy dotarliśmy do Proskurowa w obwodzie Kamieniec Podolski, zastaliśmy tam Chruszczowa, Burmistienkę, Kornijca, Greczuchę, Timoszenkę (dowodzącego KSOW).
O świcie wojska przekroczyły granicę Polski i ruszyły wyznaczonymi trasami w głąb kraju. Sowieckie lotnictwo zbombardowało przedtem węzły kolejowe oraz miejsca dyslokacji polskich wojsk. Udałem się z całą grupą operacyjną w kierunku Gusiatina, Czertkowa i dalej – na Ternopol38, by nie pozostawać w tyle za rozwojem wydarzeń.
Podczas przekroczenia granicy spotkałem Budionnego, który ze wzmocnioną ochroną również udawał się do Polski. Spytał mnie, czy droga jest bezpieczna i czy może jechać dalej.
„Poprosiłem Stalina o pozwolenie na wyjazd, chcę zobaczyć na własne oczy, co się będzie działo” – wytłumaczył.
Kiedy nasze wojska zajęły pozycje wyjściowe, rozkazano zbombardować oddziały polskie i natychmiast wyruszać. Przekroczyłem polską granicę z niewielką grupą swych współpracowników w pobliżu Gusiatina. Naszych pograniczników już powiadomiono39.
W Gusiatinie polskich wojskowych nie napotkaliśmy.
Rozmawialiśmy z mieszkańcami, kiedy podbiegła do nas zdyszana Polka i powiedziała, że u niej w sianie ukrywa się żandarm. Mieszkańcy dodali, że to wredny typ i byśmy go zatrzymali.
Poszliśmy do stodoły. Cisza. Krzyknąłem: „Wychodź!”. Nadal nic. Powiedziałem jeszcze raz: „Wychodź, bo jak nie, to widłami będziemy przebijać siano!”. Pierwszy cios widłami trafił żandarma w but. Szybko wyskoczył z kryjówki. Odebraliśmy mu broń, przekazaliśmy zatrzymanego pogranicznikom i pojechaliśmy dalej.
W Kopyczyńcach już kłębił się tłumek. Polscy oficerowie szybko pojęli, co się święci – przebrali się za sanitariuszy miejscowego szpitala, za lekarzy z opaskami Czerwonego Krzyża. Było ich tak wielu, że musieliśmy postawić do nich wartowników, zgodnie z rozkazem aresztowania oficerów, żandarmów i policjantów. Poleciłem oficerowi w randze podpułkownika, by dopilnował szpitala i pozostałych jeńców, podkreślając, że odpowiada przed dowództwem sowieckim. Pojechaliśmy dalej.
W jednej ze wsi zwróciłem uwagę na liczne wywieszone na domach żółto-czerwono-czarne flagi. Zatrzymaliśmy się. Pytam: „Czy oddziały Armii Czerwonej już przeszły?”. Odpowiadają: „Nie, jesteście pierwsi”.
Poczułem się nieswojo, ponieważ na tym kierunku wykazała się już polska 24. Dywizja Kawaleryjska, stawiając silny opór. Słyszałem strzelaninę, napotykaliśmy rannych czerwonoarmistów.
Zapytałem: „Co to za flagi?”. Odpowiedziano mi z uśmiechem, że narodowe flagi ukraińskich nacjonalistów spod znaku OUN, zwolenników Bandery. Wtedy zrozumiałem. Cała wieś popiera OUN, której hasłem jest „samostijna” Ukraina. Pomyślałem że będziemy mieli z nimi problemy. To się potem potwierdziło.
Po wyjeździe z wioski w stronę Ternopola zobaczyłem na równoległej szosie sporą kolumnę wojska. Sądząc, że mam do czynienia z czołowymi oddziałami Armii Czerwonej, ruszyliśmy w tamtym kierunku. Po przejechaniu obok szosy około 10–15 kilometrów zobaczyliśmy na skraju lasu polski oddział wojskowy z kuchnią polową. Rozkazuję kierowcy, by zawracał.
Wjechaliśmy w lasek. Nakazałem adiutantowi, by baczył na boki, ja będę pilnował przodu. Ujechaliśmy nie więcej jak dwa kilometry, kiedy zza drzew wyszli dwaj wojskowi z karabinami. Z tej odległości nie wiadomo – nasi czy Polacy. Mówię do kierowcy: „Pełny gaz!”. Wtedy Polacy, których już rozpoznałem, stanęli pośrodku drogi z bronią w pogotowiu.
Co miałem robić? Zatrzymamy się – pochwycą nas. Zaczniemy strzelać – nie wiadomo, jak to się skończy. Nie zatrzymamy się – oni zaczną strzelać i mogą zabić. Czasu do namysłu brak. „Jedź!” – mówię do kierowcy.
Jeden z żołnierzy uniósł dłoń, nakazując zatrzymanie się. Krzyczę: „Gazuu!”. Przeskoczyliśmy obok nich. Udało się. Wyszło, jak się spodziewałem – Polacy nie zdążyli szybko zareagować, być może sądząc, że się zatrzymamy.
Spóźnione strzały nie wyrządziły nam krzywdy. Zdarzenie to dało mi jednak do myślenia – należy wybierać drogi, którymi już przeszły wojska sowieckie. Tak postąpiliśmy.
Wieczorem dotarliśmy do przedmieścia Ternopola, do miejsca dyslokacji naszych wojsk. Dostrzegłem członków naszej grupy operacyjnej skierowanej do pracy w tym mieście. Nasze wojska zatrzymały się na przedpolu, ponieważ w samym mieście broniły się jeszcze polskie oddziały.
Spotkałem się z dowódcą korpusu. Poradziłem, by do nastania zmroku wprowadził wojska sowieckie do miasta. Wydał stosowne rozkazy i wojska ruszyły, my – za nimi. Kiedy wchodziliśmy do miasta, z wieży kościoła rozległy się strzały. Skradając się pod murami, dotarliśmy do centralnego placu miasta. Znaleźliśmy byłą komendę policji i umieściłem w niej naszą grupę operacyjną.
Doprowadzano zatrzymanych polskich żandarmów i policjantów. Początkowo umieszczaliśmy ich na parterze, potem na schodach prowadzących na piętro, na dziedzińcu i na ulicach. Około godziny 9 wieczorem z apteki oraz innych domów naprzeciwko Polacy ostrzelali nas silnym ogniem z karabinów maszynowych.
Zbiegłem na dół. Nie ma nikogo z naszych, tylko polscy żandarmi i policjanci spoglądają złowrogo. Rozkazałem, by usiedli na podłodze. Wyskoczyłem na ulicę. Słychać jęki rannych. Znalazłem jednego z pracowników. Opowiedział, co się wydarzyło.
Rozkazałem, by grupa operacyjna, która w tym czasie była w więzieniu, skąd Polacy uwolnili wszystkich kryminalistów i członków OUN, zajęła na noc okopy wyryte już przed gmachem w celu obrony przed niespodziewanym atakiem. Po godzinie sprawdziłem wykonanie polecenia i razem z grupą operacyjną przesiedziałem do rana. Nikt więcej nie strzelał.
Rankiem okazało się, że zginęli dwaj nasi pracownicy i jeden wojskowy sierżant. Rozkazałem wykopać pod drzewami trzy doły i godnie pochować poległych. Po godzinie 8 wieczorem zameldowano, że wszystko gotowe do pochówku.
Zebrałem swoich pracowników i czerwonoarmistów przebywających w pobliżu i rozpocząłem stosowną mowę: „Towarzysze nasi zginęli z wrogiej ręki, uczciwie wykonując swój obowiązek wobec ojczyzny na rzecz zjednoczenia narodu ukraińskiego i przyłączenia odwiecznie ukraińskich ziem do terytorium Związku Sowieckiego”.
Jak tylko to powiedziałem, z górnego piętra domu naprzeciwko zaterkotał karabin maszynowy. Na szczęście stałem plecami do drzewa, które chroniło mnie przed pociskami, i twarzą do zgromadzonych.
Kule załomotały po korze. Zeskoczyłem do grobu, krzycząc: „Padnij!”. Po kilku minutach ostrzał ustał, mieliśmy kilku rannych. Postanowiłem nie kontynuować przemówienia i zasypać groby. Rannych opatrzono. Udałem się z grupą pracowników na przeszukiwanie domu, z którego do nas strzelano.
Należy zaznaczyć, że wszyscy uczestnicy tak zwanej kampanii polskiej dotychczas prochu nie wąchali, dlatego też, wykonując moje rozkazy aresztowania osób walczących z nami z bronią w ręku czy przeszukania pomieszczeń, działali mało zdecydowanie.
Kiedy jednak im towarzyszyłem, zachowywali się całkiem inaczej, sami rwali się do przodu. Oto co znaczy przykład osobisty. Jak wielkie ma znaczenie wychowawcze!
Zatrzymaliśmy kilka osób, znaleziono broń, ale nie sprawcę strzelaniny. Rankiem strzelanina z apteki się powtórzyła. Strzelców znowu nie odnaleziono. Wtedy rozkazałem ostrzelać budynek naprzeciw z ciężkiego karabinu maszynowego.
Roztrzaskaliśmy wszystkie szyby wraz z ramami okiennymi. Poskutkowało – w jednym z okien ukazała się biała flaga. Kiedy poszliśmy przeszukać gmach, znów znaleźliśmy broń, ale nie strzelców. Aresztowaliśmy więc kilku młodych mężczyzn, zarówno mieszkańców domu, jaki i tych, co niby przyszli w odwiedziny. W toku późniejszego śledztwa okazało się, że mieliśmy rację.
W nocy wydarzyła się nieprzyjemna historia. Z drugiego końca ulicy jakiś czerwonoarmista otworzył do nas ogień. Z naszej natomiast strony jakiś nadpobudliwy odpowiedział tym samym, waląc z karabinu w kierunku, skąd padł strzał. Zaczęła się chaotyczna strzelanina.
Kiedy wyskoczyłem na ulicę, pociski siekały po murach i drzewach jak grad. Schowałem się za rogiem i stałem tak chyba z kwadrans, dopóki strzelanina nie ustała. Poszedłem na drugi koniec ulicy.
Zastałem żołnierzy i dowódców w stanie skrajnego pobudzenia. Mimo mojej wysokiej rangi nieustannie mnie zatrzymywano, sprawdzano dokumenty, odpytywano itd. Objaśniłem dowódcom, że nie mogą panikować i ostrzeliwać swoich. Muszą najpierw się upewnić, do kogo strzelają.
O brzasku w trzech miejscach znów zaczęła się gwałtowna strzelanina i przy naszym domu zapłonął kościół. Rzuciłem się w tym kierunku, podejrzewając, że świątynię celowo podpalili nasi.
Dowódca na miejscu zameldował, że z wieży kościelnej ostrzelano ich oddział, jego żołnierze w odpowiedzi otworzyli ogień i kościół się zajął.
Potem się okazało, że także w innych miejscach Polacy ostrzeliwali żołnierzy sowieckich z wież kościelnych, na co nasi reagowali ogniem.
W kościele aresztowaliśmy młodych gimnazjalistów, którzy zeznali w śledztwie, że broń zebrali po wycofujących się polskich oddziałach, że są „przeciwni okupacji Polski przez Rosjan” i dlatego będą z nami walczyli.
Wiek zatrzymanych, licząc dziewczyny, nie przekraczał 16–18 lat. Przezywali nas „psia krew”, nastawieni byli wyjątkowo wrogo40.
36
Rozkazem NKWD ZSRR nr X 001064 z dnia 8 września 1939 r. Sierowowi powierzono utworzenie w ciągu jednej doby 5 grup operacyjnych po 50–70 osób każda. Skierowano także do niego 70 doświadczonych pracowników z aparatu centralnego i leningradzkiego oddziału NKWD. „Dla organizacji i przeprowadzenia wszystkich niezbędnych przedsięwzięć, a także dla odpowiedniego instruktażu” do Kijowa oddelegowano pierwszego zastępcę komisarza spraw wewnętrznych Mierkułowa.
Dwa dni przed wyruszeniem Armii Czerwonej, Sierowowi i jego białoruskiemu koledze Canawie wysłano dyrektywę z podpisem Berii „O organizacji pracy na wyzwolonych terytoriach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi”, która ściśle reglamentowała tryb prac na zajętych obszarach.
Po wejściu do polskich miast grupy enkawudzistów miały natychmiast zajmować wszystkie urzędy łączności, więzienia, banki, drukarnie, archiwa, przede wszystkim żandarmerii i wywiadu, elektrownie, stacje wodociągów, magazyny żywnościowe i składy, elewatory zbożowe. Miały też rozbrajać grupy zbrojne, zapewniać przestrzeganie porządku społecznego, przeciwdziałać grabieżom i spekulacji itp.
Prócz tego miały nakaz aresztowania miejscowych przywódców, szefów policji, żołnierzy wojsk ochrony pogranicza, wojewodów, członków ugrupowań białogwardyjskich, emigracyjnych oraz monarchistycznych. Beria domagał się „ujawniania podziemnych organizacji kontrrewolucyjnych” i „natychmiastowego aresztowania osób winnych organizowania ekscesów politycznych oraz otwartych wystąpień kontrrewolucyjnych”. (Organy gosudarstwiennoj biezopasnosti w Wielikoj Otiecziestwiennoj wojnie, t. 1 „Nakanunie”, ks. 1, Kniga i biznes, Moskwa 1995, s. 70–73, 79–81).
37
Cztery byłe polskie województwa – lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie i krakowskie przekształcono w 6 obwodów, a 4 grudnia 1939 r. Prezydium Rady Najwyższej ZSRR wydało postanowienie o likwidacji byłych polskich województw oraz utworzeniu „obwodów wołyńskiego, drohobyckiego, lwowskiego, rówieńskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego w składzie Ukraińskiej SRR”.
38
Nazwę miasta (Tarnopol) zmieniono na Ternopol dopiero w 1944 r.
39
Kampania polska 1939 r., nazwana w sowieckiej historii zjednoczeniem bratnich narodów zachodniej Ukrainy i Białorusi, przebiegła w najkrótszym czasie. 17 września o godzinie 5 rano wojska sowieckie ruszyły na terytorium Polski, nie napotykając poważniejszego oporu. Zorganizowany opór stawiono w kilku zaledwie miastach i wsiach. 29 września sowiecką ofensywę wstrzymano. Terytorialny podział Polski zakończono 28 września 1939 r. podpisaniem układu o przyjaźni i granicy między ZSRR i Niemcami. Według współczesnych danych strona sowiecka straciła 1475 zabitych, 3858 rannych. Straty polskie oceniono na 3500 zabitych, 20 tys. rannych i zaginionych.
40
Po zdobyciu Tarnopola Mierkułow i Sierow 19 września 1939 r. sporządzili wspólny raport „O działalności czekistowskich grup operacyjnych na wyzwolonych terytoriach Ukrainy zachodniej”, w którym szczegółowo podawali fakty oporu miejscowej ludności. W dokumencie tym wnioskowali: „Dla prowadzenia naszej pracy w znaczących ośrodkach miejskich niezbędne są liczniejsze grupy operacyjne, a oddziały wojskowe, zajmując miasto, winny pozostawiać w nim odpowiedni garnizon, który zająłby się też jeńcami”. (Organy gosudarstwiennoj biezopasnosti w Wielikoj Otieczestwiennoj wojnie, t. 1 „Nakanunie”, ks. 1, Kniga i biznes, Moskwa 1995, s. 88–90).