Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 20

Rozdział 2
SZEF UKRAIŃSKIEGO WYWIADU
Lata 1939–1941
Przyłączenie Besarabii

Оглавление

G.K. Żukow zawsze dzielił się ze mną treścią poleceń otrzymywanych z Moskwy, ja z kolei mówiłem mu o naszych sprawach i zamierzonych działaniach.

Kiedy w roku 1940 dojrzewały wydarzenia w Besarabii, razem opracowywaliśmy plany współdziałania naszych wojsk i instytucji, by zapewnić sukces zamierzonej operacji.

W czerwcu wezwano nas z Chruszczowem do Moskwy i poinformowano, że 26 czerwca MSZ ZSRR wręczy Rumunii ultimatum, domagając się zwrotu Besarabii, bezprawnie przejętej w roku 1918, oraz północnej Bukowiny. Nasze wojska do tego czasu skoncentrują się na granicy, by zająć Besarabię.

W przyszłości Mołdawską Autonomiczną Republikę Ukrainy przemianują na Mołdawską Republikę Socjalistyczną ze stolicą w Kiszyniowie55. W okręgu wojskowym Żukowa opracowano szczegółowy plan ruchów wojsk sowieckich.

Wszyscy członkowie Politbiura KC KP(b) Ukrainy oraz przybyli z Moskwy Mołotow i Timoszenko zebrali się 28 czerwca w Tiraspolu i obradowali do drugiej nad ranem. Potem Mołotow zadzwonił do Stalina i zapytał, jak sprawy się mają i czy można zaczynać.

Po krótkiej wymianie zdań Mołotow przekazał, że notę ambasadorowi Rumunii wręczono i tamten przyrzekł doręczyć ją swemu rządowi. Stalin jednak uważa, że Rumuni będą zwlekać z odpowiedzią i dlatego należy zaczynać. Żukow wydał rozkaz wymarszu.

Kiedy podjechałem do miejsca dyslokacji wojsk, zaczynało świtać. Pobudka! Zbrojne oddziały sowieckie ruszyły przez granicę, przekraczając Dniestr.

Orientując się według mapy, skierowałem się na Kiszyniow, ponieważ mieściło się tam „Stowarzyszenie Oficerów Rosyjskich” księcia Dołgorukiego i jego syna. Członkami byli znani nacjonaliści sterujący walką ze Związkiem Sowieckim.

Na nasz widok pogranicznicy rumuńscy rozbiegli się w popłochu, niektórzy zdążyli nawet przebrać się w cywilne odzienie, szczególnie pracownicy Siguranzy (policji).

Warto odnotować, że niektórych pograniczników dogoniliśmy już za Kiszyniowem, co by oznaczało, że musieli porzucić swoje posterunki poprzedniego wieczoru, jak tylko zobaczyli nasze oddziały, ponieważ inaczej nie zdążyliby pokonać 45 kilometrów w cztery godziny.

Wojska w Besarabii nie było wiele – 24 dywizje kawaleryjskie i kilka strzeleckich. O 9 rano byliśmy już w Kiszyniowie.

Pierwsze wrażenie – zdziwienie ludności na widok sowieckich wojsk. Rosjanie! Widocznie nikt tych ludzi jeszcze nie uprzedził. Wśród mieszkańców wielu mówiło po rosyjsku i ukraińsku. Spytałem więc, gdzie się mieszczą główne urzędy miasta.

Wskazano mi dom gubernatora, więzienie i siedzibę Siguranzy. Z zewnątrz nie wyglądały imponująco: 2-, 3- i 4-piętrowe budynki. Wewnątrz – podobnie.

Dom gubernatora był wypełniony eleganckimi meblami, dywanami, arrasami, zbroją rycerską z mieczami i halabardami. Powiem na marginesie, że szczególnej wojowniczości Rumunom bym nie przypisywał. Miasto zamieszkiwało wielu Żydów, którzy szybko dostosowali się do naszych i chodzili z pięknymi czerwonymi kokardami na piersi.

Kiedy wyszedłem, by się nieco rozejrzeć, zobaczyłem wielu mężczyzn w pasiastych piżamach. Mieszkańcy spoglądali na nich dziwnie, jakby z obawą. Spytałem jednego z przechodniów, kim są ci przebierańcy. Okazało się, że to więźniowie, przeważnie kryminaliści, których straż więzienna przed ucieczką uwolniła, wyrywając przy tym w celach wszystkie zamki i zasuwy.

Rozkazałem, by generał Sazykin*56, który miał objąć stanowisko ludowego komisarza spraw wewnętrznych Mołdawskiej SSR, natychmiast zamknął wszystkich „pasiastych” w więzieniu i zaczął wyjaśniać, kogo można zwolnić, a kogo zatrzymać. Ma stosować prawa sowieckie, nie rumuńskie.

Grupę operacyjną NKWD Ukraińskiej SSR zabrałem ze sobą, ponieważ to mnie powierzono – do czasu powstania odpowiedniej instytucji mołdawskiej – oczyszczenie nowej republiki z elementów kontrrewolucyjnych. Chruszczow z ramienia KC Ukrainy miał organizować odpowiednią pracę partyjną. W ciągu pierwszej doby zatrzymaliśmy ponad 200 znanych nam kontrrewolucjonistów. Niektórzy zdołali zbiec do Bukaresztu57.

Zatrzymanych gromadzono w jednej z sal w gmachu Siguranzy. W ciągu nocy nasi fachowcy instalowali zamki i zasuwy w budynku więziennym.

Następnego ranka czekiści podzielili zatrzymanych na grupy i zaczęli przesłuchania. Rosyjscy „biali” oficerowie tchórzyli, wiedząc, że będą musieli odpowiedzieć za podłe czyny sprzed 20 lat.

Wyszedłem na pół godziny przejść się po Kiszyniowie. Mieszkańcy zachowywali się spokojnie, jak u nas w dniu wolnym od pracy – spacerowali, zagadywali sowieckich wojskowych. Na głównej ulicy, w kawiarenkach, wprost na chodnikach, pod markizami popijano kawę i wino.

Po powrocie zameldowałem do Moskwy o wynikach pierwszej doby i postanowiłem osobiście przesłuchać kilku zatrzymanych, poczynając od księcia Dołgorukiego. Wiedziałem, że jest w prostej linii prapraprawnukiem założyciela Moskwy o tym samym nazwisku.

Do mego gabinetu wszedł rześki staruszek, ubrany schludnie, w płóciennej marynarce i spodniach. Włosy na głowie, broda i wąsy – bielusieńkie. Wyglądał jak naukowiec – profesor o mądrym spojrzeniu i niezwykle młodym wyglądzie, mimo że wiedziałem, iż ma około 70 lat. Imponujący.

Zaproponowałem, by usiadł, i rozpocząłem od pytań ogólnych:

– Ile książę ma lat?

– W tym roku kończę 82, panie bolszewiku.

– Cały czas mieszkaliście w Kiszyniowie?

– Tak, zostałem tu od razu po wojnie 1917 roku.

– Dużo tu jest białogwardzistów?

– Niespecjalnie, nie wiem dokładnie.

– Jakże książę może nie widzieć, będąc przewodniczącym towarzystwa?

– Panie komisarzu, to już przeszłość. Wszystko panu opowiem, tylko proszę mi pozwolić chodzić po pokoju, ponieważ jednak trochę się denerwuję, po raz pierwszy widząc bolszewika z bliska. Poza tym cieszę się, że widzę rodaków.

– Proszę uprzejmie, możecie chodzić.

– Otóż, panie bolszewiku, od razu po rewolucji napłynęło tu sporo różnego draństwa. Mnie wszyscy znali i traktowali z należytym szacunkiem. Potem niektóre gorące głowy z pretensjami do Rosji sowieckiej poczęły wysuwać różne niedorzeczne pomysły, w rodzaju inwazji na Odessę, wysyłania szpiegów, mordowania członków sowieckiego kierownictwa i podobne głupstwa. Jak tylko mogłem, wyśmiewałem takie dzikie pomysły. Potem, kiedy dowiedziałem się, że Rumuni przy poparciu Niemców wysyłają szpiegów do Rosji, zrezygnowałem z funkcji przewodniczącego „towarzystwa oficerskiego” i więcej tam się nie pojawiłem. Zdrajcą ojczyzny nie byłem i nie będę. Z własnym synem, który wczoraj zbiegł z Rumunami do Bukaresztu, mocno się posprzeczałem. Teraz namawia mnie na wyjazd do Rumunii, lecz powiedziałem, że urodziłem się w Rosji i w Rosji umrę. Ostatnio uczęszczam do cerkwi. Ze mnie się śmieją, że niby „zwariował nam książę”, lecz nie zwracam na to uwagi i wyrzucam naszym oficerom, jak nisko upadli i sprzedają Rosję. Miałem z tego powodu ostrą rozmowę z gubernatorem, który apelował do mojego rozsądku, wzywał do zaprzestania „niepotrzebnych rozmów” na korzyść bolszewików. Podobną rozmowę miałem z synem, który jest konsulem Rumunii w Besarabii. Rumuni rozgrywali Besarabię jako autonomię rosyjsko-mołdawską, a w rzeczywistości grabili biednych Mołdawian i tyle.

Słuchałem uważnie księcia, który na przemian nazywał mnie komisarzem i panem bolszewikiem. Zaproponowałem herbatę. Początkowo odmówił, po czym szybko wypił całą szklankę, nadal chodząc i mówiąc:

– Pan mnie zatrzymał, panie bolszewiku, zatrzymaliście mnie chyba przez pomyłkę, sądząc widocznie, że macie do czynienia z moim bratem, znanym bogaczem rosyjskim. To on władał wieloma majątkami w Rosji i na Ukrainie, gdzie miał setki tysięcy hektarów ziemi. Takiego majątku nie posiadałem.

Zaczął dokładnie wyliczać:

– W połtawskiej guberni miałem 15 tysięcy, pod Moskwą około 40, w tulskiej zaledwie 7 tysięcy i w nowgorodzkiej – 12 tysięcy. I tyle – zakończył książę. – Nie tego Dołgorukiego zatrzymaliście.

Po takiej deklaracji swojej „biedy” przez rozmówcę – 80 tysięcy hektarów ziemi! – spokojnie odrzekłem:

– Nas nie interesuje, książę, majątek wasz i waszego brata, ponieważ ziemia ta należy obecnie do naszych chłopów, kołchoźników, łącznie z waszymi siedzibami. Mnie interesuje antysowiecka działalność „rosyjskiego towarzystwa oficerskiego”, które swoją aktywnością szpiegowską przeciwko Rosji sowieckiej wyrządzało szkodę waszej i mojej ojczyźnie. To nas boli!

Książę się uśmiechnął i poprosił o pozwolenie na pospacerowanie po długim korytarzu.

– Ależ proszę!

Strażnikowi kazałem pozostać przy mnie.

Książę wrócił chyba po 10 minutach i kontynuowaliśmy rozmowę. Opowiedział o życiu mieszczańskiego Kiszyniowa, o opilstwie, również wśród młodzieży i sfer wyższych itp. Postanowiłem wysondować jego poglądy polityczne i rzekłem spokojnie:

– U nas w Związku Sowieckim wszystko wygląda inaczej. Obawiam się, że trudno wam będzie to zrozumieć.

Tu dopiero książę wyszedł z siebie. Wyraźnie dotknięty do żywego powiedział z oburzeniem:

– Panie bolszewiku, jest pan ode mnie dwa razy młodszy, więc mam prawo panu to wygarnąć. Pan się myli, młody człowieku. Podczas całego mojego tu pobytu uważnie śledziłem, co się dzieje w mojej ojczyźnie, żyłem jej problemami i byłem pewien, że sprawy zakończą się w sposób taki właśnie jak wczoraj, to znaczy przyszliście na swoją ziemię ojczystą. W pierwszych latach władzy sowieckiej istotnie miałem pretensje do bolszewików, lecz z czasem, kiedy poznałem rządy bojarów rumuńskich i porównałem je z czynami bolszewików, znienawidziłem rumuńskich rządzących i zacząłem sympatyzować z bolszewikami. Na tym tle posprzeczałem się z własnym synem i nawet przestałem spotykać się z synową i wnuczętami, których kocham.

Słuchałem tych wywodów z autentycznym zainteresowaniem.

– Niech pan spojrzy, panie bolszewiku – kontynuował rosyjski szlachcic. – Rosja sowiecka istnieje już ponad 20 lat, wbrew krakaniom Churchilla*, Poincarego i innych, że padnie w ciągu pół roku, roku, a trwa już dokładnie 22 lata! Pomylili się, panie bolszewiku!

Spojrzał na mnie tak, jakbym to ja się pomylił, i ciągnął dalej:

– Stalin zabrał Polakom odwieczne rosyjskie ziemie Ukrainy z miastami Lwów, Równe, Brześć, Stanisławów i innymi. Brawo! Stalin zagarnia państewka nadbałtyckie, tych Estończyków, Litwinów, Łotyszy, ale to przecież są odwieczne ziemie rosyjskie, zawsze należące do Rosji, poczynając od Piotra I. Brawo, Stalin! Hura! Kiedy natomiast Armia Czerwona potknęła się na Finach, a wojna z nimi potoczyła się niepomyślnie, wtedy płakałem, czytając gazety, krwawiło mi serce. Śmiano się mi w twarz: „Masz swego Stalina”. Czy to nie jest ubliżające? Teraz jednak odebraliście naszą rosyjską Besarabię. Brawo, mołodcy! Kiedy ujrzałem nasze czołgi, kawalerzystów, piechotę, która tak dziarsko maszerowała, śpiewając pieśni, tych blondasów o zadartych nosach, chciałem rzucić się do nich i wszystkich wyściskać!

Po tej tyradzie zauważyłem łzy w jego oczach. Rozmowa nasza trwała w sumie około trzech godzin. Pierwsza i, niestety, ostatnia.

55

W skład utworzonej 2 sierpnia 1940 r. Mołdawskiej SSR weszło 6 z 9 powiatów guberni Besarabii – belcki, benderski, kagulski, kiszyniowski, orgiejewski, sorokowski – oraz 6 z 14 powiatów Mołdawskiej Republiki Autonomicznej, należących przedtem do Ukrainy – grigoriopolski, dubosarski, kamieński, rybnicki, słobodziejski i tiraspolski. Pozostałe powiaty MRA, jak również powiaty Besarbii: akermański, izmailski i chocianski, pozyskała Ukraina.

Po upływie 3 miesięcy przebieg granicy zmieniono – zgodnie z porozumieniem między ZSRR i III Rzeszą około 100 tys. osób pochodzenia niemieckiego z południa Besarabii i około 14 tys. z północnej Bukowiny przesiedlono do Niemiec. Na zwolnione terytoria wysłano ludność ukraińską. Mołdawia otrzymała 61 miast i wsi z 55 tys. mieszkańców z przewagą Mołdawian i Hahauzów, Ukraina – 96 osiedli z liczbą ludności 203 tys., przeważnie Ukraińców, Rosjan i Bułgarów.

Republika Mołdawska z początku była tworem sztucznym, bez uzasadnienia historycznego czy etnograficznego.

56

Sierow się myli – N.S. Sazykin w 1940 r. generałem jeszcze nie był.

57

Praca NKWD w Mołdawii nie ograniczała się tylko do represji. Pełną parą prowadzono walkę ze służbami specjalnymi przeciwnika. Sierow meldował 6 lipca 1940 r. o przewerbowaniu pracownika rumuńskiego kontrwywiadu, A. Mielnikowa, z którego pomocą zamierzano spenetrować odpowiednie służby rumuńskie i wykryć ich agenturę. (Organy gosudarstwiennoj bieziopasnosti w Wielikoj Otieczestwiennoj wojnie, t. 1 „Nakanunie”, ks. 1, Kniga i biznes, Moskwa 1995, s. 211–213).

O aktywności wywiadu rumuńskiego świadczy także inny dokument z jego podpisem z dnia 10 lipca 1940 r., zawierający zalecenia dla służb NKWD w Besarabii i granicznych punktach kontroli:

„…Stwierdzono, że wywiad rumuński, spodziewając się ewakuacji swoich wojsk z terytorium Besarabii, pozostawił tam znaczną agenturę… Prócz tego codziennie przerzuca wielu swoich agentów, z których większość wyposażono w środki łączności radiowej…”.

W związku z powyższym Sierow nakazuje, by na wszystkich punktach kontrolnych przeprowadzano rewizje szczególnie starannie, poszukując aparatury radiowej, szyfrów, kodów itp. Na każdym z takich punktów należy zapewnić obecność kwalifikowanego oficera śledczego. (Tamże, s. 218–219).

Według stanu na 6 lipca 1940 r. na punktach kontrolnych ujawniono i aresztowano 53 agentów wywiadu rumuńskiego oraz 5 „kurierów”. (Tamże, s. 227).

Tajemnice walizki generała Sierowa

Подняться наверх