Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 17
Rozdział 2
SZEF UKRAIŃSKIEGO WYWIADU
Lata 1939–1941
Błąd rezydenta
ОглавлениеCodziennie otrzymywałem raporty o działalności Związku Waki Zbrojnej. A to wysadzą w powietrze jakiś magazyn wojskowy, a to zastrzelą sowieckiego żołnierza czy zorganizują wystąpienia przeciwko władzom powiatowym. Kłopotów sprawiali wiele. Generał Okulicki, pseudonim »Mrówka«, zaczął zyskiwać na znaczeniu.
Pewnego razu N.S. [Chruszczow] zapytał: „A nie można go schwytać?”. I bez niego wiedziałem, że generała należy pojmać, ale to nam nie wychodziło. Był niezwykle sprytny i cieszył się poparciem wśród Polaków. Zdarzało się nam go wyśledzić i jakiś czas prowadzić obserwację zewnętrzną, ale zawsze się wymykał. Zdobyliśmy nawet jego fotografię, ale nic ponadto.
Któregoś razu otrzymałem wiadomość, że pewna kobieta, imieniem Bronisława, spotkała się z generałem i ma przekazać do Warszawy jakiś meldunek od niego. Porannym pociągiem uda się najpierw do Łucka, a stamtąd przez zieloną granicę przedostanie się do Warszawy. Wydałem rozkaz jej zatrzymania jeszcze tej nocy.
O godzinie czwartej nad ranem przyprowadzono 54-letnią kobietę o imieniu Bronisława. Poleciłem naszej współpracowniczce Worobjowej, by ją przeszukała. Obie wyszły do sąsiedniego pokoju. Wróciły po pięciu minutach i Worobjowa zameldowała, że niczego nie znalazła. Liczyłem na to, że Polka będzie miała przy sobie meldunek Okulickiego do Warszawy. Musiało to oznaczać, że Bronisława pozbyła się dokumentu przy aresztowaniu i nasi się nie spisali.
Po chwili poprosiła o pozwolenie skorzystania z toalety. Pozwoliłem. Mrugnąłem przy tym do swej pracownicy, by szła za nią. Zmieszana Worobjowa z oporami, ale poszła.
Po minucie usłyszałem krzyki. Bronisława: „To rachunki!”. Worobjowa: „Jakie rachunki?”. Wejść oczywiście nie mogłem.
Wyszły obie czerwone na twarzy. Worobjowa trzymała w ręku cieniutkie kartki papieru z pięciocyfrowymi słupkami. Od razu zrozumiałem, że to są szyfrogramy Okulickiego. Pytam Worobjową, gdzie je znaleziono. Dziewczyna dostała wypieków, ale milczy. Potem się dowiedziałem, że „rachunki” przewożono w najintymniejszym miejscu. Dlatego Bronisława zamierzała pozbyć się ich w toalecie. Brawo, Worobjowa. Szybko zareagowała.
Wyraźnie przybita pani Bronisława powiedziała: „Gdybyście wiedzieli, kim jestem, to byście mnie nie aresztowali”. Spytałem dlaczego. Okazało się, że około roku 1912 ukrywał się u nich Lenin, którego znała osobiście, i że w jednym z tomów jego pism wyrażał wdzięczność jej i mężowi.
Powiedziałem, że skoro tak, to co ją przywiodło do obozu Okulickiego. Odrzekła, że ZWZ jest po stronie narodu polskiego, dlatego ich wspiera.
Sprawdziłem potem w dziełach zebranych Lenina – istotnie, wyczytałem w jednym z tomów, że polski senator, którego nazwiska nie spamiętałem, ukrywał Władimira Iljicza przed polską policją.
Zaczęliśmy przesłuchanie. Po półgodzinie pani Bronisława zaplątała się w zeznaniach i oświadczyła: „Wiem, gdzie jest pan »Mrówka«, ale nie powiem!”. Od razu poczułem się lepiej.
Po godzinie oficer śledczy przekazał mi jej słowa, że może złamać złożoną przysięgę, ale tylko pod przymusem. Dokładnie taki sam przypadek jak z księdzem. Odegraliśmy więc tę samą komedię, przy znacznie wyższej stawce gry. Po dwóch, trzech „spoliczkowaniach” Bronisława podała adres zamieszkania Okulickiego.
Sprawdziliśmy natychmiast – okazało się, że budynek spłonął w czasie działań wojennych w roku 1919. Wytknęliśmy Bronisławie, że oszukuje Matkę Boską. Podała nowy adres. Okazał się równie lipny – mieścił się tam jakiś sklep. Musieliśmy pogniewać się na panią Bronisławę. Podała trzeci adres. Sprawdziliśmy – mały domek na dalekim przedmieściu.
Postanowiłem zasięgnąć rady szefa UNKWD Siergijenki* oraz jego zastępcy. Zdania się podzieliły – chwytać Okulickiego teraz, o 5.30 rano, czy czekać, aż się obudzi? Siergijenko opowiadał się za czekaniem do rana, ja byłem za natychmiastowym aresztowaniem, gdyż generał może nam umknąć i tym razem.
Poleciłem wezwać szefa wydziału kryminalnego lwowskiej milicji. „Po co?” – zdziwił się Siergijenko. Wytłumaczyłem, że jeżeli poślemy czekistę, to Okulicki, człowiek doświadczony i zdecydowany, rozpozna go natychmiast i może się otruć. Będzie skandal.
Stawił się komendant milicji. Zaspany. Pytam go o coś, a on odpowiada bez sensu, jakby nie rozumiał. Pytam, czy nie pił. Mówi, że nie. Podszedłem bliżej. Pachnie wodą kolońską.
Okazało się, że jest na potężnym kacu, jeszcze z wieczora. Kiedy go obudzono i powiedziano, że ma się stawić u komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy, wypił pół flakonu wody kolońskiej, z jeszcze gorszym skutkiem.
Musiałem zmienić plany. Przywołałem innego pracownika oraz dwa dodatkowe samochody z dwoma agentami w każdym. Wymyśliłem naprędce sposób na aresztowanie Okulickiego.
Agenta Kondratika przebraliśmy za Żyda, przepasaliśmy mu płaszcz rzemieniem, jak to czynili lwowscy Żydzi. Kondratik zewnętrznie przypominał przedstawiciela tej mniejszości narodowej. Do mieszkania Okulickiego mieli wejść milicjant, Kondratik i jeszcze jeden nasz agent.
Jak tylko Kondratik rozpozna generała według posiadanego przez niego zdjęcia, ma głośno zakrzyknąć: „Panie milicjancie, ten właśnie pan kupił u mnie wczoraj pół kilo sacharyny, a pieniędzy nie dał!”. W tamtym okresie we Lwowie kwitł handel sacharyną, ponieważ cukru zabrakło. Po takim okrzyku milicjant nakazuje generałowi udać się z nim na komendę celem wyjaśniania sytuacji.
Jak tylko Kondratik z towarzyszami zapukał do drzwi, otworzył je sam gospodarz. „Szukamy pewnego człowieka, proszę pokazać wszystkie pomieszczenia” – rozkazał milicjant. W jednym z pokoi zobaczyli mężczyznę podobnego do osobnika na zdjęciu, ale bez wąsów. Kondratik szybko się zorientował i wykrzyczał, co mu nakazano.
Mężczyzna gorąco zaoponował: „Czego wrzeszczysz, Żydzie? Nie kupowałem od ciebie żadnej sacharyny”. O to nam chodziło. Milicjant polecił mu się ubrać, informując, że pojadą na posterunek. Zatrzymany długo się ubierał, w końcu wyszedł. Jego i Kondratika posadzono do osobnych wozów.
Na posterunku milicji zatrzymanego dokładnie przeszukano i znaleziono ampułkę z trucizną. Aresztowanego posadzono do samochodu z dwoma agentami i dostarczono do mnie48.
Przy wyjeździe do samochodu wsiadł Kondratik. Okulicki najpierw zareagował: „A ty czego tu?”. Nasz agent wyjaśnił, z kim ma do czynienia.
O 7 rano przywieziono zatrzymanego do mnie na przesłuchanie. Przywitaliśmy się. Byłem w cywilnym ubraniu. „Ja pana znam, jest pan szefem wywiadu Ukrainy” – rozpoczął Okulicki. „A wy nie jesteście Zarzewski, za którego się podajecie, lecz Okulicki, »Mrówka«” – odparowałem.
Generał wcale nie był zaskoczony moją wiedzą o nim. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: „Niepotrzebnie zgoliliście wąsy, przecież na zdjęciu w paszporcie je macie”. I dodałem: „Jesteśmy z wami kolegami po fachu – wywiadowcami, z tą różnicą, że jestem obecnie też oficerem śledczym, a wy jesteście aresztowanym, dlatego też oczekuję od was stosownych zeznań”.
Okulicki mnie zrozumiał i odparł, że wszystko powie, ponieważ wolności i tak już nie odzyska, ale nie wymieni nazwisk swoich podwładnych bez względu na to, co byśmy z nim nie wyprawiali. Na to mu nie odpowiedziałem nic, spytałem tylko, dlaczego zgolił wąsy.
Odrzekł: „Gdybyście przyszli po mnie godzinę później, już byście mnie nie zastali”. Poczuł, że trafiliśmy na jego ślad, postanowił więc zmienić mieszkanie i zaczekać, aż sprawa nieco ucichnie.
Pochwaliłem sam siebie, że nie posłuchałem Siergijenki, który proponował przeprowadzić operację aresztowania Okulickiego dopiero rano.
Generał swoją opowieść rozpoczął od pochwalenia nas za „legendę” milicyjną. Powiedział, że gdyby po niego przyszli czekiści, otrułby się natychmiast. Miał schowane w materacu dwie ampułki z cyjankiem potasu. Nawet kiedy wdziewał buty, zastanawiał się, czy ich nie użyć, ale kiedy zobaczył „Żyda” i milicjanta, uspokoił się. W tym momencie znowu postawiłem sobie plus, gdyż w innym wariancie wydarzeń generał nie pozostałby przy życiu.
Zapewniłem, że nawet gdyby zmienił miejsce pobytu, wcześniej czy później byśmy go znaleźli. Tu właśnie począł wytykać nam błędy.
Podstawowa sprawa jest taka, że ludzi sowieckich na zachodniej Ukrainie i Białorusi miejscowi mieszkańcy, czy to Polacy, Ukraińcy czy Białorusini, byli polscy poddani, rozpoznają na kilometr – po ubraniu, zachowaniu itd.
Okulicki twierdził, że za każdym razem, kiedy spostrzegł, że jest śledzony, wyprowadzał nas w pole. Naszego agenta rozpoznawał od razu. Oczywiście spytałem po czym. Po pierwsze – rzekł – na całym świecie mężczyźni noszą kapelusze kokardką z lewej strony, a Rosjanie z prawej. Po drugie, zbyt luźne, niedopasowane marynarki, a szczególnie workowate spodnie od razu zdradzają człowieka sowieckiego. Po trzecie, grubiaństwo naszych przy wchodzeniu do tramwaju, do sklepu wybitnie kontrastuje z otoczeniem itd., itp.
Było mi nieprzyjemnie tego wysłuchiwać, ale wykazałem cierpliwość i postanowiłem, że te błędy należy wyeliminować.
Przyszła kolej na wytknięcie Okulickiemu pomyłek jego kurierów, których przechwytywaliśmy, przeważnie młode dziewczęta o słabej znajomości zasad konspiracji. Do zasadniczych jednak zaliczyłem błąd w samej organizacji ZWZ na terytoriach zachodniej Ukrainy i Białorusi, ponieważ poparcia na tych ziemiach Polacy się nie doczekają, jako że zasiedlone są przez absolutną większość Ukraińców i Białorusinów, a Polacy stanowią wyraźną mniejszość. Dlatego idea powrotu tych ziem do Polski nie spotka się z poparciem miejscowej ludności. Okulicki się ze mną zgodził. Na marginesie, wywarł na mnie wrażenie mądrego i dobrego, kompetentnego pracownika wywiadu.
Kiedy jednak doszliśmy do omawiania struktury organizacyjnej ZWZ, generał kategorycznie odmówił udzielania jakichkolwiek informacji. Zastosowałem wtedy swoją taktykę prowadzenia przesłuchania. Wykazywałem mu rzekome niedociągnięcia w działalności jego organizacji, a Okulicki mnie korygował, oświecając nieco w tym zakresie. Nie chodziło mi o nazwiska, najważniejsze osoby i tak już znaliśmy, starałem się poznać metody działania i sposób myślenia.
Rozpocząłem przesłuchanie o 7 rano, a zakończyłem o 4 po południu. Po aresztowaniu Okulicki poprosił o pozwolenie na zapalenie i wyciągnął z kieszeni płaszcza opakowanie 200 papierosów. Po zakończeniu śledztwa zostały mu trzy.
Generał pobył u nas zaledwie dwa dni. Kiedy zameldowałem do Moskwy o jego zatrzymaniu, nadszedł telegram od Kobułowa, by „na rozkaz ludowego komisarza dostarczyć aresztowanego osobnym wagonem do Moskwy”. Wiedziałem, że to podłość ze strony Kobułowa, i prosiłem Chruszczowa, by sprzeciwił się przekazywaniu Okulickiego do stolicy, ale odrzekł, że nie warto się o to sprzeczać.
Jak się potem dowiedziałem, w Moskwie podczas przesłuchania zaczęto stosować wobec generała pogróżki, Okulicki zdecydowanie oświadczył, że swych towarzyszy nie wyda. Śledczy nakrzyczał na niego i kilka razy uderzył w twarz. Generał zamknął się w sobie i nie powiedział więcej ani słowa.
Kiedy w roku 1941, zgodnie z decyzją Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa (Stawki), formowano armię Andersa*, Okulickiego mianowano szefem sztabu. Wtedy też opowiedział przyjaciołom o spoliczkowaniu przez oficera śledczego i przysiągł, że się zemści. Istotnie, armia Andersa przeszła do Iraku, a następnie trafiła pod rozkazy Brytyjczyków.
Niewątpliwie Anders49 i Okulicki przeprowadzili dostatecznie demoralizującą pracę wśród polskich żołnierzy i oficerów w celu wycofania ich spod sowieckiego dowództwa.
Po aresztowaniu Okulickiego działalność ZWZ na zachodnich terenach Ukrainy i Białorusi znacznie zmalała i nie stwarzała już większych problemów.
48
Generała Okulickiego aresztowano w nocy z 21 na 22 stycznia 1940 r.
49
W swoich notatkach z 1941 r. Sierow pisze, że zatrzymywał również generała Władysława Andersa, którego wojska rozbito pod Przemyślem w dniach 27–28 września 1939 r. Andersa także przewieziono do Moskwy, gdzie do lata 1941 r. trzymano na Łubiance.