Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 7

Rozdział 1
PIERWSZE KROKI W NKWD
Rok 1939
Oględziny u Berii

Оглавление

Kiedy zebrano nas, słuchaczy różnych akademii wojskowych, na Łubiance, byliśmy świadomi szczególnego charakteru [tej]11 instytucji, o której nie mieliśmy najlepszej opinii. Podczas studiów na naszych oczach w latach 1937–1938 wielu wykładowców wywożono na Łubiankę, skąd nie wracali.

W wydziale kadr, do którego nas wezwano, oświadczono, że zgodnie z otrzymanym przydziałem mamy udać się do odpowiednich okręgów wojskowych celem objęcia stanowisk szefów wydziałów specjalnych. Mnie skierowano do Kijowskiego Okręgu Wojskowego.

Po ogłoszeniu decyzji wstałem i oświadczyłem, że nie wypada nam jechać do miejsc przyszłej pracy bez należytego przygotowania zawodowego. Będziemy w oczach podwładnych wyglądali na ignorantów, a przecież mamy z nimi pracować i nimi dowodzić. Musimy pozyskać jakieś minimum niezbędnej wiedzy, zrozumieć nasze obowiązki i zadania. Prowadzący zebranie na chwilę stracił dar mowy, a reszta zgodnym chórem poparła moją propozycję.

Ogłoszono przerwę, po której oświadczono, że zorganizują dla nas dwutygodniowe szkolenie z podstaw pracy czekisty, na którym poznamy jej specyfikę i problemy.

Chyba karnie za wykazaną inicjatywę na starostę kursu wyznaczono Sierowa.

Na kursach tych przestrzegano wszystkich reguł konspiracji. Obiektywnie mówiąc, treści nauczania były mocno średnie, ale wtedy, kiedy nie mieliśmy żadnego pojęcia o pracy czekisty, wydawały się nam arcyciekawe. Słuchaliśmy lektora uważnie, ołówki latały po papierze, zapisując jego cenne myśli. Po zajęciach oddawano notatki mnie, po czym wkładałem je do sejfu.

Trzeciego dnia zajęć wezwano mnie do samego komisarza spraw wewnętrznych12. Muszę powiedzieć, że w ciągu 15 lat służby nigdy przedtem nie widziałem na własne oczy żadnego komisarza ludowego, chyba że na mauzoleum Lenina na placu Czerwonym podczas parad wojskowych czy innych tego rodzaju okazji.

Wszedłem do sekretariatu komisarza, przedstawiłem się. Po jakimś czasie zaproszono mnie do środka. Przy biurku siedział jakiś człowiek w bluzie wojskowego kroju z dwoma rombami na kołnierzu oraz inny mężczyzna z czterema takimi rombami. Wysoka szarża, według naszych wojskowych pojęć.

Komisarz zadał mi jedno pytanie, przeglądając moją opinię służbową: „Czy to prawda, co tu napisano, że czasem bywacie wyniosły?”.

Odpowiedziałem, że jeszcze nie miałem okazji zapoznać się ze swoją opinią, dlatego też tej oceny nie znam. Komisarz drążył dalej: „Jak w takim razie mamy to rozumieć?”.

Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko odpowiedzieć: „Widocznie zdarzają mi się momenty, kiedy głupawe wystąpienie czy wypowiedź jakiegoś kolegi nazywam jako głupie, zamiast pochwalić”. Siedzący przy biurku uśmiechnęli się, ale nic nie powiedzieli.

Komisarz następnie zabrał głos: „Decyzją Politbiura KC mianujemy was zastępcą szefa Zarządu Głównego Milicji Robotniczo-Chłopskiej”. Mało nie podskoczyłem z emocji, ale twardo powiedziałem: „Jestem wojskowym, spraw milicyjnych nie znam i do milicji przechodzić nie chcę”.

W tym momencie poczułem, że moje nadzieje na dalszą służbę w armii, o której marzyłem od młodości i gdzie spędziłem 15 lat, topnieją z każdą chwilą.

Komisarz, wyraźnie poirytowany, cisnął mi kartkę i rzekł stanowczo: „Oto decyzja Politbiura z podpisem Stalina*”. Spojrzałem tylko na czerwony podpis „J. Stalin” i spokojnie zwróciłem mu dokument. Komisarz powiedział na zakończenie: „Idźcie i pracujcie!”13.

Po opuszczeniu gabinetu, poruszając się jak we mgle, trafiłem jakoś do wyjścia z gmachu, spytałem, gdzie się mieści ten Główny Zarząd, i dopiero na ulicy zdałem sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znalazłem. Hart wojskowy, poczucie dyscypliny i obowiązku w końcu wzięły górę i po godzinie dotarłem do szefa Zarządu Głównego, nie wiedząc, jak mam z nim rozmawiać. Jako wojskowy uważałem siebie za kogoś godniejszego – nie będę ukrywał.

W gabinecie zastałem mężczyznę w podeszłym wieku w stopniu dowódcy brygady. Nastrój mi się od razu poprawił – wojskowemu z wojskowym łatwiej się porozumieć. Powiedział mi, że komisarz już do niego dzwonił. Mieliśmy z nim bardzo przyjemną i treściwą rozmowę. Wskazał mi mój gabinet.

Usiadłem w fotelu i zacząłem myśleć, co mam robić i jak, ponieważ nie znałem dokładnie moich nowych obowiązków. Poza tym ciągle nie mogłem pogodzić się z faktem, że mnie z armii przeniesiono do… milicji.

Do mego gabinetu zaczęli przychodzić podwładni z meldunkami. Coś mi mówili, o coś pytali – coś im odpowiadałem, ciągle pilnując się, by nie palnąć jakiegoś głupstwa.

Po zakończeniu dnia pracy wpadłem do dowódcy dywizji, W.W. Czernyszowa*, który okazał się człowiekiem niezwykłej erudycji, serdecznym i przyjemnym w obejściu, a potem został moim dobrym przyjacielem. Do domu wracałem przydzieloną mi służbową limuzyną Zis-10114.

Małżonka moja, Wiera Iwanowna15, od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Powiedziałem, że oddelegowano mnie do milicji. Aż się żachnęła: „Jak to, do milicji?”.


Z żoną Wierą. Lata 30.


Tytuł „zastępca szefa Zarządu Głównego” ani na niej, ani na mnie nie wywierał żadnego wrażenia. Gdyby mi powiedziano w tamtym okresie „dowódca pułku”, nasza radość byłaby bezgraniczna.

W takim stanie ducha przebywaliśmy przez kilka dni. Nadano mi, podobnie jak w armii, stopień majora, ale majora służby bezpieczeństwa. Zamiast dwóch wojskowych belek na kołnierzu nosiłem teraz romb. Nawet i to nas jednak nie cieszyło16.

Po dwóch miesiącach wezwano nas z Czernyszowem do szefa. W drodze W.W. powiedział: „Będziesz musiał, Iwanie Aleksandrowiczu, objąć Główny Zarząd Milicji”. Ponownie straciłem na moment dar mowy, ponieważ ciągle jeszcze miałem nadzieję na powrót do wojska w dowolnym charakterze, nawet do wydziału specjalnego. Odpowiedziałem, że będę wyrażał swój sprzeciw. W.W. mi to odradził, ponieważ „komisarz jest srogi i nie znosi sprzeciwu”17.

Rozmowa u ludowego komisarza trwała krótko. Zwracając się do Czernyszowa na „ty”, powiedział: „ Zdaj sprawy Sierowowi i przyjmuj GUŁAG”, po czym znów rzucił na stolik, przy którym siedziałem, postanowienie Politbiura z podpisem Stalina18.

Wstałem i powiedziałem, że nie poradzę sobie z tak wielkim zakresem obowiązków, a w dodatku nie znam specyfiki tej pracy i mnie ona nie pociąga. Komisarz mi przerwał w pół słowa: „Idźcie i pracujcie, a jak będziecie pracowali źle, to za to odpowiecie”.

Wyszliśmy. Wasilij Wasiliewicz ponownie uczynił mi wyrzut, że śmiałem odmówić. W swym gabinecie dopiero opowiedział, że kiedyś dowodził Wojskami Ochrony Pogranicza na Dalekim Wschodzie19 i też nagle przed rokiem dostał polecenie przejścia do milicji, a obecnie do GUŁAG-u, co oznacza zarządzanie obozami pracy przymusowej. „To jest gorsze od milicji” – podsumował.

Dodał, że ponieważ były sekretarz KC WKP(b) Jeżow*, ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSRR, odchodzi (czy już odszedł – nie zrozumiałem) do resortu transportu wodnego, na jego miejsce wyznaczono tego właśnie Gruzina, który nas przyjmował, sekretarza KC Gruzji o nazwisku Beria20.

Razem z nim z Gruzji przyjechali współpracownik sekretarza KC Gruzji Mierkułow*, członkowie KC Gruzji Mamułow*, Szarija*, Kobułow* i inni, co oznaczało, że kierownictwo komitetu składa się obecnie z samych pracowników partyjnych.

„Starzy czekiści nadużywali prawa, więc zostali zwolnieni i aresztowani. Dlatego was, młodych komunistów, ludzi w bezpieczeństwie nowych, KC partii wysyła do nas dla wzmocnienia kadrowego. Dlatego bierz sprawy w swoje ręce i pracuj” – podsumował Wasilij Wasiliewicz.

Co mi pozostawało? Po godzinie W.W. opróżnił sejf, przekazał mi klucze, uścisnął dłoń i wyszedł z gabinetu. Ponownie usiadłem w fotelu i zacząłem rozmyślać. Nie było wyjścia. Gdybym odmówił nominacji, powstałby wielki skandal, w dodatku sumienie partyjne mi na to nie pozwalało. Tak właśnie zostałem poskromiony.

Muszę przyznać, że kiedy wysiłkiem woli zmusiłem się do ponownego przemyślenia całej sytuacji i odrzucenia myśli o rezygnacji jako obecnie nierealnej, mózg zaczął pracować w innym kierunku – w jaki sposób mam opanować nowy zakres obowiązków i się nie zbłaźnić. Wprawdzie na takie przemyślenia i kilku dni jest za mało, ale jednak jakiś przełom wewnętrzny we mnie nastąpił, mimo że niełatwy.

Po paru godzinach zaczęli się zjawiać szefowie poszczególnych wydziałów z teczkami pod pachą – kryminalnego, paszportowego, do walki z korupcją, politycznego i innych. Każdy pytał o sprawy, o których nie miałem najmniejszego pojęcia, i moi rozmówcy to widzieli.

Ich małe chytrości rozgryzłem od razu – chcieli się przyjrzeć nowemu szefowi, ocenić i zrozumieć, co to za człowiek. Nie mam pretensji.

Muszę zaznaczyć, że szefowie wydziałów prezentowali się solidnie, wszyscy pod pięćdziesiątkę, podczas gdy ich zwierzchnik ukończył zaledwie 34 lata. Takie „gierki” trwały jeszcze kilka tygodni, ale kiedy rozumiesz, na czym polegają, odbierasz je inaczej.

W całym tym okresie przebywałem w stanie swoistej autohipnozy, że całe to nieporozumienie z moją nominacją wkrótce się skończy i zwolnią mnie do wojska. Życie jednak to nie marzenia. Do tego mój charakter domaga się akcji, a nie bezczynności i rozmyślań.

Zacząłem więc poznawać strukturę służb milicyjnych w całym kraju, wyciągając odpowiednie wnioski dla siebie. Każdego wieczoru odwiedzałem kolejne komendy dzielnicowe Moskwy, z zamiarem wizytacji poszczególnych obwodów. Plany moje musiały jednak ulec zmianie.

Kiedy głębiej wnikałem w istotę pracy milicyjnej, wydawało mi się, że nie jest moim żywiołem. Łapałem się nawet na myśli, by pójść do KC i wszystko szczerze wytłumaczyć. Mogliby mi wprawdzie zarzucić wtedy tchórzostwo, a tchórzem nigdy nie byłem. Udać się do samego komisarza jako starszego kolegi nie mogłem – pamiętałem, jak oschle mnie potraktował na zakończenie rozmowy nominacyjnej, rzucając zimne: „Idźcie!”.

11

W nawiasach kwadratowych umieszczono słowa opuszczone przez autora, które usiłowaliśmy odtworzyć.

12

Funkcję komisarza od 25 listopada 1938 r. pełnił Ławrientij Beria, którego nazwisko w swoich notatkach Sierow stara się wymieniać jak najrzadziej.

13

Nominacja Sierowa miała miejsce 9 lutego 1939 r.

14

Był to pierwszy sowiecki samochód reprezentacyjny, którego produkcję rozpoczęto w 1937 r. Wozy tej klasy należały się członkom sowieckiej nomenklatury, do której Sierowa właśnie zaliczono.

15

W.I. Sierowa (1913–2005), żona I.A. Sierowa.

16

Stopień majora służby bezpieczeństwa nadano Sierowowi 15 lutego 1939 r. W okresie 1935–1945 pracownikom GUGB NKWD-NKGB nadawano specjalne stopnie „bezpieczeństwa państwowego”, z reguły o dwa szczeble wyższe od analogicznych wojskowych. Sierżant na przykład odpowiadał lejtnantowi w armii. Jako major bezpieczeństwa Sierow nosił na kołnierzu romb, zrównujący go z dowódcą brygady w wojsku.

17

Sierow się myli: drogę od zastępcy do szefa GURKM NKWD pokonał nie w ciągu 2 miesięcy, lecz zaledwie 9 dni. Nowe stanowisko objął 18 lutego 1939 r.

18

Szefa GURKM Wasilija Czernyszowa pilnie przerzucono na odcinek obozów pracy w związku z nagłym wakatem na tym stanowisku, ponieważ Gleb Fiłatow, poprzedni szef GUŁAG-u, nagle ciężko zachorował. Ponadto jako człowiek Jeżowa podlegał obecnie lustracji. Dlatego wybrano na jego miejsce kadrowego wojskowego, pogranicznika Czernyszowa. Sierow z kolei okazał się jedynym zastępcą Czernyszowa, wobec którego nowe kierownictwo NKWD nie miało żadnych podejrzeń.

19

W latach 1927–1937 stał na czele zarządu OGPU-NKWD Wojsk Ochrony Pogranicza w Przymorzu.

20

Jeszcze pracując na Łubiance, N. Jeżow obejmuje także 8 kwietnia 1938 r. stanowisko komisarza transportu wodnego ZSRR. Ostatecznie ustąpił miejsca swemu zastępcy Berii w dniu 28 sierpnia 1938 r. Do NKWD Jeżow powróci 10 kwietnia 1939 r. w charakterze aresztowanego.

Tajemnice walizki generała Sierowa

Подняться наверх