Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 9

Rozdział 1
PIERWSZE KROKI W NKWD
Rok 1939
Przejście do resortu bezpieczeństwa

Оглавление

Moje notatki w NKWD ZSRR na temat różnych aspektów bezpieczeństwa państwowego, w tym dotyczące panienek lekkich obyczajów, pozyskujących sowieckie paszporty, musiały odegrać określoną rolę. Wezwany do swego zwierzchnika usłyszałem, że zostałem zastępcą szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa NKWD ZSRR z jednoczesnym pełnieniem funkcji naczelnika tajnego wydziału politycznego w Komitecie Bezpieczeństwa23.

Usiłowałem wykazać, że już wciągnąłem się w sprawy milicyjne, na sprawach bezpieczeństwa się nie znam i mogę narobić poważnych błędów w tak ważnej i odpowiedzialnej dziedzinie. W odpowiedzi usłyszałem: „Ukończyłeś kursy czekistowskie (te marne 10 dni!) i nie ma co tu biadolić! Idź i pracuj! Będziesz źle pracował – wygonimy!”.

Wróciłem do siebie i pracowałem tam cały następny dzień. Pod wieczór zadzwonił kierownik sekretariatu NKWD ZSRR i przekazał polecenie samego komisarza, że jeśli jutro z samego rana nie stawię się w nowym miejscu służby, sprawa przyjmie niepomyślny dla mnie obrót.

W taki właśnie sposób zostałem zastępcą szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa, obecnego NKGB, czyli „czekistą”. Jak szybko się doskonalę! Po namyśle jednak doszedłem do niewesołego wniosku, że KC partii i kierownictwo NKWD naprawdę znajdują się w sytuacji bez wyjścia, skoro sięgają po kogoś takiego jak ja, to znaczy nieposiadającego żadnej wiedzy o specyfice pracy tego resortu.

W okresie 1937–1938, kiedy w NKWD rządził ludowy komisarz Jeżow, sekretarz KC, członek Politbiura24, członek rządu ZSRR, delegat Rady Najwyższej itd., jemu oczywiście wierzono, że otaczają nas wrogowie, z którymi należy walczyć. I on „walczył”, aresztując niewinnych ludzi, po kilka tysięcy dziennie.

W sposób podły wspomagał go w tych wysiłkach były redaktor „Prawdy” Mechlis*, który zachłystując się, codziennie wynosił Jeżowa i jego służby pod niebiosa, ukazując jako wyłącznych stróżów porządku i czujności, zdolnych do zdemaskowania i aresztowania licznych „wrogów”. Pomagali mu w tym inni redaktorzy dzienników, piejąc, jak to Jeżow dzień i noc, nie zmrużywszy oka, trudzi się dla dobra ojczyzny, i tylko dzięki Jeżowowi nasz kraj istnieje itd., itp.

W rzeczywistości jednak, kiedy zobaczyłem odpowiednie dokumenty, ten członek Politbiura, sekretarz KC itd. aresztował kilkadziesiąt tysięcy niewinnych ludzi, tworzył fikcyjne sprawy, domagał się od szefów UNKWD obwodów i poszczególnych republik coraz większej liczby aresztowanych. Nagradzał gorliwych, zamykał „nieudolnych”, kierował w teren „plany aresztowań”. Terenowi szefowie UNKWD, starając się mu dogodzić, proponowali skorygowane plany aresztowań i na koniec miesiąca sugerowali zwiększenie liczby o 200–300 osób na obwód, motywując propozycje uzyskaną jakoby zgodą sekretarza obwodu.

W ministerstwach i resortach, jak również wśród ludności zaroiło się od wszelkiego rodzaju „czujnych aktywistów”, którzy dla dogodzenia Jeżowowi i organom bezpieki donosili na wszystkich i na siebie nawzajem, oskarżając o wrogie lub szpiegowskie działania. Tysiące trafiły do aresztu.

Wystarczy powiedzieć, że w roku 1937, kiedy byłem słuchaczem drugiego roku Akademii, pewnego razu na konferencji partyjnej w ciągu dwóch dni wybieraliśmy delegatów do prezydium. Każdy z nich zabierał głos, opowiadał o sobie, planach na przyszłość itd.

Kolejnego ranka prezydium świeciło pustkami. Poprzedniej nocy aresztowano członków tego gremium, a wśród nich komisarza Akademii, Nieronowa*.

Trybunał wojskowy obradował całe dnie i noce, rozpatrując sprawy przedstawicieli najwyższego dowództwa armijnego, między innymi Tuchaczewskiego*, Jegorowa, Uborewicza*, Jakira* i innych. W składzie trybunału niezmiennie widzimy Budionnego, który bardzo się starał, donosząc na karteluszkach Stalinowi, że „w toku rozprawy przekonał się, jakie to prostytutki i wrogowie ludu (Tuchaczewski i inni)”. Czytałem te zapiski.

W końcu 1938 roku dowiedzieliśmy się z prasy o dymisji Jeżowa i mianowaniu go ludowym komisarzem transportu rzecznego25. Następnie go aresztowano i rozstrzelano. Jak to się mówi, sobace – sobacza śmierć!

Dotychczas się dziwię, dlaczego Chruszczow* ukrywał te sprawy na XX zjeździe partii i nie powiedział wprost, że na równi ze Stalinem winę ponoszą także Jeżow i Jagoda*, a potem Beria, Abakumow* oraz Ignatiew*. Na marginesie, członkom Politbiura tamtego okresu zabrakło cywilnej odwagi, by powiedzieć Stalinowi: „Stop! Zbadajmy te sprawy jeszcze raz! Zastanówmy się”.

Do tego nie doszło, ponieważ na XX zjeździe kierownictwo partii, członkowie Politbiura – Mołotow, Malenkow, Mikojan, Woroszyłow, Chruszczow, Kaganowicz*, Szwernik* – zasiadali w prezydium, a my z prokuratorem generalnym Rudenką* czytaliśmy ich podpisy zatwierdzające wyroki śmierci w okresie 1937–1938. Szczególnie starał się Kaganowicz. Niedobrze się stało, że tego politykiera, podłego prowokatora Mechlisa pochowano na placu Czerwonym razem z rewolucjonistami Frunzem*, Kalininem* i innymi. Przepraszam, odbiegłem od tematu, dając się ponieść emocjom.

Po telefonie kierownika sekretariatu nakazującym, bym się przeprowadził do gabinetu naczelnika tajnego wydziału politycznego, zwołałem pracowników milicji, pożegnałem się z nimi krótko, przekazałem sprawy swemu zastępcy Zujewowi*, również byłemu wojskowemu, wprawdzie niezbyt nadającemu się na to stanowisko, i udałem się do swego nowego gabinetu. W wydziale politycznym zebrałem szefów poszczególnych sekcji i przedstawiłem się im. Wielu z nich pracowało jeszcze przy Jeżowie i wyraźnie obawiało się skutków swych dawnych poczynań.

Na nowym miejscu musiałem ponownie zapoznawać się ze strukturą wydziału, z jego sprawami, również śledczymi, ponieważ na mocy ówczesnego prawa wydziały także dokonywały aresztowań i prowadziły własne śledztwa. Po moim przyjściu to się zmieniło i nasz wydział zajmował się już swymi ustawowymi obowiązkami.

Specyfika i trudności mojej pracy polegały na tym, że przed rokiem, na jesieni 1938, do NKWD przeszedł były sekretarz KC Gruzji, który odnowił kierowniczy skład tej instytucji kosztem przywiezionych ze sobą ziomków z tegoż KC i NKWD. Nawet sekretarzy i stenografistki nowo mianowany ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSRR zabrał ze sobą w roku 1938. W sumie przetransferował z Gruzji kilkadziesiąt osób, w tym kilku tbiliskich Ormian, w ich liczbie Diekanozowa* i braci Kobułowów, również Ormian26.

Wszystkim zapewnił kluczowe stanowiska w Komitecie oraz na głównych kierunkach w terenie – Canawa* na Białorusi, młodszy Kobułow* – na Ukrainie, Gwisziani* – na Dalekim Wschodzie, Goglidze* – w Leningradzie itd.

Diekanozow w latach 1938–1939 szefował Zarządowi Kontrwywiadu NKWD. Potem Beria zdecydował, że musi mieć swojego człowieka w służbie zagranicznej i obsadził ją właśnie Diekanozowem, który po jakimś czasie wyjechał jako ambasador do Niemiec, gdzie miał także prowadzić pracę wywiadowczą.

Na jesieni 1939 roku, w związku z wyznaczeniem mnie na stanowisko ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy, postawiłem wniosek o zwolnienie Kobułowa z funkcji mojego zastępcy. Odwołano go do Moskwy i wkrótce wysłano do Diekanozowa, do Berlina. W ten oto sposób ci dwaj Ormianie przed samą wojną reprezentowali w Niemczech Związek Sowiecki.

Przyjeżdżający w sprawach służbowych z Kijowa do Moskwy czekiści opowiadali mi, jak dobrze pracują Diekanozow i Kobułow, którzy cieszą się w Berlinie zasłużonym szacunkiem i jednocześnie dobrze wywiązują ze swych obowiązków wywiadowczych.

Bogdan, starszy z Kobułowów, szefujący wtedy Zarządowi Śledczemu NKWD, niejednokrotnie przechwalał się pracą swego starszego brata, Amajaka…

W początkowym okresie każdy z tych „desantowców” usiłował przejąć część kompetencji mego wydziału, jak to było przed moim przyjściem, ponieważ p.o. szefa wydziału niejaki Fiedotow*, człowiek miękki i spolegliwy, był doświadczonym czekistą, lecz z „hakiem” w życiorysie. Napływowi umiejętnie wykorzystywali ten fakt.

Po przyjściu starałem się od razu ukrócić podobne praktyki, dając im należyty odpór, kiedy widziałem rażącą niesprawiedliwość.

Sam ludowy komisarz i jego zastępca Mierkułow spoglądali na mnie ze zdziwieniem – skąd się wziął ten Sierow, że nie rozumie zasad subordynacji i upiera się przy swoim zdaniu. Jak tylko popełniałem jakiś błąd, „gruziński desant” zgodnie mnie atakował.

Sprawy w wydziale nie wyglądały dobrze, to znaczy było wiele spraw lipnych, założonych jeszcze za Jeżowa, i nie wiadomo było, jak je zakończyć. Kiedy pisałem wniosek o uwolnienie aresztowanego, jeżeli oskarżenia przeciwko niemu nie wytrzymywały krytyki, wtedy ci, pożal się Boże, czekiści obawiali się, że spotka ich zasłużona kara za nieuzasadniony areszt. Taka swoista bajka dla dorosłych o przysłowiowym żelaznym wilku.

Na długo zachowałem w pamięci sprawy charakteryzujące metody i ten pośpieszny tryb pracy, mający na celu stworzenie wyłącznie pozytywnego wizerunku podwładnego i wykazanie się przed nowym zwierzchnikiem swoimi kwalifikacjami, by utrzymać się na stanowisku.

Szefostwo jednej z sekcji w wydziale sprawował niejaki Rajchman*, który potem przez 10 lat pełnił w NKWD różne funkcje kierownicze. Starszym oficerem operacyjnym był u niego Andriej Swierdłow*, syn słynnego Jakowa Swierdłowa, młody wtedy czekista, który jednak zdążył posiedzieć w więzieniu za Jeżowa oskarżony o „udział w młodzieżowej organizacji antysowieckiej na Kremlu”, gdzie mieszkał27.

Asystent szefa sekcji P.W. Fiedotow był człowiekiem niezwykle ostrożnym. Któregoś dnia, składając mi kolejny meldunek, poinformował o planach „rozpracowania pewnej Francuzki, pani L.”. Dama ta przyjechała do Kijowa na spotkanie z człowiekiem, którym ma się interesować wywiad francuski. Plan przewidywał podstawienie jej młodego człowieka, tegoż Andrieja Swierdłowa, znającego język francuski, który ją uwiedzie, a następnie zwerbuje.

Po zapoznaniu się z planem wyraziłem swoje wątpliwości – jak można w ciągu tygodnia kogoś w sobie rozkochać, uwieść i jeszcze zawerbować? Realne życie to nie film. Zapewniono mnie, że z Francuzami to jest normalne i bezproblemowe, więc wyraziłem zgodę. Zachęceni moim poparciem podwładni już wieczorem zameldowali, że Andriej poznał się z „obiektem” i właśnie spożywają kolację w jednej z restauracji. Następnego dnia poprosili o wydelegowanie ich do Kijowa.

Po przybyciu do stolicy Ukrainy powiadomili, że wszystko rozwija się zgodnie z planem. Kiedy nasza para jechała w osobnym przedziale, pili alkohol i się całowali. W Kijowie wszystko przebiegało normalnie, prócz tego, że Francuzka spotkała się jednak bez Andrieja ze swoim kontaktem na głównej ulicy, Kreszczatiku, i umówiła się z nim na spotkanie za miastem.

Ten błąd zamierzano skorygować już po wyjeździe Francuzki, zatrzymując i przesłuchując jej znajomego. W drodze powrotnej z Kijowa „miłość” z Andriejem kwitła i zakochana dama miała wyrazić zgodę na „pomaganie” nam.

Na moje biurko trafił projekt szczegółowej notatki do ludowego komisarza, zawierającej opis odniesionego sukcesu. Widocznie nie będąc do końca przekonany o możliwości osiągania takich wyników w tak krótkim czasie, postanowiłem dokument nieco przetrzymać i na razie nigdzie nie wysyłać.

Po dwóch dniach do mego gabinetu wszedł zmieszany Fiedotow z meldunkiem od agenta z hotelu, w którym zatrzymała się Francuzka. Tamten informował, że podczas swego pobytu Francuzka chętnie z nim rozmawiała i dzieliła się wrażeniami z podróży po ZSRR.

Przed wyjazdem zaprosiła do siebie do pokoju i opowiedziała o podstawieniu jej Andrieja, o jego natarczywości itd., ze wszystkimi szczegółami. Na zakończenie wyciągnęła wnioski:

„Czy naprawdę myślicie, że Francuzka, kochająca swoją ojczyznę, może ją sprzedać za śledzia i butelkę wódki, którą częstował Andriej? Całe to niby-adorowanie wyglądało co najmniej głupio, nie mówiąc już o braku taktu ze strony kawalera. W Paryżu uprzedzono mnie o takich metodach sowieckiego wywiadu, dlatego też od razu je rozpoznałam”. Zakończyła swoją opowieść życzeniami powodzenia w życiu swemu uwodzicielowi. Nie miałem wątpliwości, że rozpoznała też agenta hotelowego i dlatego mu to wszystko wyłożyła.

Po przeczytaniu zwróciłem meldunek Fiedotowowi: „Zwracam też projekt waszej notatki do ludowego komisarza. Na przyszłość proszę powstrzymać się od tak pośpiesznych działań”. Zmieszany podwładny wyszedł.

Nie wiem, kto był bardziej zbity z tropu – ja czy czekiści, autorzy tego „planu”, ale dobrze pamiętam, że w ciągu kilku dni unikali mnie jak ognia i w czasie przypadkowego spotkania na korytarzu momentalnie znikali za pierwszymi lepszymi drzwiami.

Poczyniłem dla siebie odpowiedni wniosek – nie możesz do końca nikomu ufać, musisz kierować się własnym rozumem. Jednocześnie przygnębiała świadomość, że nie posiadam odpowiedniej wiedzy o sprawach bezpieczeństwa, brakuje mi stosownych nawyków i doświadczenia.

23

Obowiązki naczelnika tajnego wydziału politycznego oraz jednocześnie zastępcy szefa GUGB NKWD powierzono Sierowowi z dniem 29 lipca 1939 r. Do zadań wydziału należała walka z wrogą działalnością antysowieckich partii i ugrupowań, byłych białogwardzistów, prawosławnego duchowieństwa, członków sekt i nacjonalistów, jak również obsługa operacyjna milicji, wyższych uczelni oraz instytucji kulturalnych.

24

N.I. Jeżow nie był członkiem, lecz tylko kandydatem na członka Biura.

25

Nie rzecznego, lecz wodnego.

26

Przy przeprowadzce z Tbilisi do Moskwy Ławrientij Beria przywiózł ze sobą liczną drużynę swych ziomków i zwolenników. Już w końcu 1938 i na początku 1939 r. stanowiska kierownicze w aparacie centralnym objęli jego protegowani z Gruzji: W. Mierkułow, B. i A. Kobułowowie, W. Diekanozow, S. Goglidze, M. Gwisziani, Ł. Canawa, S. Milsztejn, J. Sumbatow-Topuridze, W. Kakuczaja, P. Szarija, S. Mamułow, W. Gagua, G. Karanadze, A. Koczlawaszwili i inni. Wszyscy padli w 1953 r. wraz ze swym patronem, większość została rozstrzelana. W śledztwie w sprawie byłego marszałka bezpieczeństwa świadkowie zeznawali: „Beria przyjechał do Moskwy w 1938 r. z grupą swoich ludzi, którzy uczestniczyli w jego zbrodniach i wykonywali jego przestępcze zamysły… Beria ze wszech miar forował i promował tych ludzi, zabierał ich ze sobą na nowe miejsca pracy… obdarzał szczególnym zaufaniem”. (Z zeznań W. Szijana, J. Wizela: Politbiuro i dieło Beria. Sbornik dokumientow, Moskwa 2012, s. 646–664). Ogółem w 1939 r. w toku czystek kadrowych przeprowadzonych na polecenie nowego komisarza zwolniono 7372 pracowników, co równało się 22,9% stanu osobowego, 937 z nich aresztowano. (I. Pietrow, K. Skorkin, Kto rukowodił NKWD. 19341941. Sprawocznik, Zwienja, Moskwa 1999, s. 501).

27

Andrieja, syna jednego z przywódców rewolucji, przewodniczącego WCIK J.M. Swierdłowa, aresztowano trzy razy, również z grupą dzieci innych przywódców mieszkających na Kremlu, z oskarżenia o próby założenia tajnego stowarzyszenia. W 1938 r., po drugim zatrzymaniu za przygotowanie aktu terrorystycznego przeciwko Stalinowi, uwolni go osobiście Beria i wprost z więziennej celi przywróci na służbę w NKWD. W 1951 r. zastępcę szefa Zarządu Kontrwywiadu zgarną po raz trzeci – tym razem oskarżając o udział w spisku syjonistycznym w MBP. W 1953 r. zwolniony i zrehabilitowany.

Tajemnice walizki generała Sierowa

Подняться наверх