Читать книгу Czarny wygon Tom 1 - Stefan Darda - Страница 19

IV

Оглавление

— No i co, nie bałżeś się wrócić? — krzyknął stary, gdy zobaczył Rafała wyłaniającego się z mgły.

— Chyba nie miałem wyboru. Zresztą, skoro pozwolił mi pan uciec, to raczej nie mam się czego obawiać. Guciów zniknął.

Trześniowski spojrzał w oczy chłopaka i z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Ton, jakim młody wypowiedział ostatnie słowa, bynajmniej nie licował z ich treścią.

— Może mi pan wytłumaczyć, o co chodzi? Gdzie się podziała asfaltowa szosa, z której zjechałem w nocy? Kto ułożył w nocy tę stertę drzew na środku leśnej drogi? Co się stało z Guciowem, gdzie są domy? O co tutaj biega?

— Biega? — stary odruchowo powtórzył ostatnie słowo.

— Nic z tego nie rozumiem — Rafał zignorował pytanie. Wpatrywał się w Trześniowskiego nic nierozumiejącym wzrokiem. — Co tu jest grane, do cholery?!

— Wiesz co, synu? Po pierwsze, nie podnoś głosu, jak do mnie mówisz. — W głosie mężczyzny wyraźnie zabrzmiała nuta irytacji.

Po chwili ciągnął dalej:

— Nie wiem, skąd i w jaki sposób żeś się tu znalazł. Zastanawiam się nad tym od dobrych kilku godzin, ale na razie nic mądrego nie przychodzi mi do głowy. Powiem ci tylko, że czegoś takiego nie było od dawna. Od bardzo dawna. Będziem musieli się nad tym zastanowić, ale później. Teraz jestem zmęczony, więc idę do domu się przespać.

Gielmuda patrzył na nieznajomego w wojskowym płaszczu i czuł, jak gdzieś w środku, w najgłębszych zakamarkach świadomości, rodzi się paraliżujący strach. Starał się spokojnie oddychać, jednak czuł, że tętno zaczyna pulsować w szalonym tempie.

— Co się stało z Guciowem? — zapytał cicho.

Stary patrzył na niego wzrokiem, który nie uspokajał. W tym wzroku były widoczne bezradność i strach, nieudolnie skryte pod maską kamiennej twarzy. Oczy mężczyzny zdradzały wszystko. Wreszcie spuścił wzrok.

— Guciów zniknął. Nie ma go i nie będzie. Nie ma Zwierzyńca, nie ma i twojego Krasnobrodu…

— To sen, prawda? Niech pan powie, że to wszystko mi się śni, a zaraz się obudzę w swoim samochodzie, dobrze? Niech pan tak powie…

Chłopak stał i wpatrywał się w twarz Trześniowskiego. Ten ponownie popatrzył na Rafała i powiedział:

— Mam w domu wolną izbę, będziesz mógł się tam przespać. Po to żem na ciebie czekał, cobyś mógł ze mną pójść. W lesie se nie poradzisz, więc w końcu i tak byś przyszedł do Starzyzny. Tyle że boję się, co powiedzieliby inni, jak zobaczyliby obcego. Lepiej, jak pójdziem razem. Tylko najsampierw trza byłoby coś zrobić z tym, no… — Pokazał kciukiem za siebie, w kierunku bielejącego kształtu auta.

— Ale co możemy z nim zrobić? — spytał chłopak.

— Schować go trza. Chodź, pokażę dobre miejsce.

Odeszli kilkanaście kroków od auta i stary wskazał chłopakowi wąską, ciemną dróżkę. Wyglądała na mało uczęszczaną, a w dodatku kilka metrów od głównego traktu zaczynała się wić wśród gęstwiny niewielkich krzewów.

— Wjedź tu — powiedział Trześniowski. — Może potem przyjdziem i pomyślim nad tym, jak go lepiej skryć. Teraz nie ma na to czasu.

Rafał szybko cofnął auto we wskazane miejsce, po czym wyjął z niego torbę i stanął obok starego.

— Możemy iść — powiedział.

Nie wiedział, dokąd poprowadzi go tajemniczy mężczyzna, ale wiedział jedno — było to lepsze od bezradnego stania przy samochodzie. Przynajmniej mieli gdzieś iść, miało się coś dziać. Coś, co dawało szanse na odciągnięcie od całej sytuacji zdezorientowanych myśli. „Przecież wszystko się wkrótce wyjaśni” — myślał.

Czarny wygon Tom 1

Подняться наверх