Читать книгу Czarny wygon Tom 1 - Stefan Darda - Страница 8

Prolog

Оглавление

Gdyby tylko mógł cofnąć czas, Adam zrobiłby to bez najmniejszego wahania. Z każdym dniem rosło w nim przeświadczenie, że to, co się stało, jest w dużej mierze jego winą. Nie okazał się wystarczająco stanowczy i nie rozmawiał wtedy z Witkiem tak, jak należy. A przecież nigdy wcześniej nie miał tak wyrazistego przeczucia. Po raz pierwszy dotknęło go po przebudzeniu ze snu, w którym główną rolę odegrała Magda. Później, zaraz po wyjeździe Witolda Uchmanna, niepokój przerodził się w strach, na który nie było lekarstwa, w paniczną wręcz obawę, drążącą Adama od środka jak złośliwa choroba, niepozwalająca myśleć o czymkolwiek innym.

Z nadzieją i niecierpliwością oczekiwał na najmniejszą choćby wiadomość od przyjaciela, lecz na próżno; dokładnie od trzech tygodni — od wtorku, ósmego marca — Witek nie odezwał się ani razu. A przecież miał pojechać tam tylko najwyżej na cztery dni.

Ostatnia nadzieja związana była ze Świętami Wielkanocnymi, które skończyły się wczoraj. Do tej pory Nawrot łudził się jeszcze. Teraz, we wtorek, dwudziestego dziewiątego marca, siedział samotnie w biurze redakcji, wpatrując się w puste miejsce naprzeciw swojego biurka.

Nie tylko z powodu Uchmanna była to dla niego smutna Wielkanoc. Wiele godzin spędził w szpitalu, czuwając przy łóżku matki, która nagle poczuła się bardzo źle. Lekarze nie zdążyli postawić jeszcze diagnozy, ale sugestie były dość jednoznaczne — podejrzewano nowotwór w zaawansowanym stadium. Do tego doszło nagłe pogorszenie zdrowia papieża, co dla Adama, jako człowieka bardzo mocno wierzącego, było wydarzeniem nie bez znaczenia. Wspólnie z matką oglądali na sali szpitalnej przejmujące błogosławieństwo urbi et orbi — błogosławieństwo, podczas którego Jan Paweł II, pomimo starań, nie był w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa. Oddychał tylko z trudem, po czym bezsilnie uderzył w poręcz fotela, a potem jedynie błogosławił w ciszy wiernym zgromadzonym na Placu świętego Piotra.

W Poniedziałek Wielkanocny, kiedy Adam wracał od matki, wstąpił jeszcze na cmentarz, aby pomodlić się przy grobie Magdy. Nie przyniosło mu to ukojenia, ale pozwoliło podejść do tych trudnych wydarzeń z większym dystansem. Mimo wszystko jej śmierć była o wiele cięższym doświadczeniem.

Z rozmyślań wyrwały go podniesione głosy dobiegające z korytarza. Jeden z nich należał do Kamila, drugiego zaś nie potrafił rozpoznać.

— Nie może pan wejść dalej — tłumaczył Sadoń. — To jest zamknięta część redakcji. Proszę dać, co ma pan do przekazania…

— Mogę to oddać tylko do rąk własnych pana Nawrota! Nie ruszę się stąd, dopóki tego nie zrobię. Będę czekał, aż…

Adam wyszedł z pokoju.

— O co chodzi? — zapytał.

— To jest pan Adam Nawrot — mruknął do nieznajomego Kamil. — Proszę zostawić przesyłkę.

Mniej więcej czterdziestoletni, szczupły, lekko szpakowaty mężczyzna patrzył podejrzliwie.

— Na pewno? Pan Adam? — zapytał. — Mogę zobaczyć dowód?

— Panie, do cholery! — Sadoniowi puściły nerwy. — Czyś pan oszalał? Zaraz wzywam policję…

— Spokojnie, Kamil. Zaraz pokażę panu dowód, tylko można wiedzieć o co chodzi?

— Mam dla pana przesyłkę. Oczywiście, jeśli nazywa się pan Nawrot. To jest bardzo ważna sprawa i nie dam paczki nikomu innemu.

— Proszę zaczekać sekundę.

Po chwili Adam wrócił z dowodem. Mężczyzna wziął go do ręki i uważnie przyglądał się to redaktorowi, to twarzy na zdjęciu. Wreszcie, oddając dokument, rzekł:

— W porządku. Proszę, to dla pana. Na pewno będzie pan wiedział, co z tym zrobić. Tylko błagam, niech się pan pośpieszy…

— Kim pan jest? Od kogo jest ta przesyłka?

— Nieważne, kim jestem. A co do paczki, to dowie się pan wszystkiego po jej otwarciu.

Mężczyzna odwrócił się i już miał wyjść, gdy nagle stanął w drzwiach. Popatrzył na Nawrota.

— Panie Adamie… — powiedział cicho. — Z całego serca pana przepraszam… Jak mi Bóg miły, nie chciałem tego i mam nadzieję, że kiedyś będzie pan w stanie mi wybaczyć.

Zniknął równie nagle, jak się pojawił. Stali z Kamilem jeszcze chwilę w korytarzu, Adam wzruszył tylko ramionami i odszedł w kierunku swojego pokoju z przesyłką pod pachą. Sadoń podążył za nim, lecz Nawrot zatrzymał się w progu, mówiąc:

— To do mnie paczka, szefie. Najpierw sam ją obejrzę, a jak będzie trzeba, to dam znać, co w niej było — powiedział i zatrzasnął drzwi przed nosem kierownikowi.

Niecierpliwym ruchem rozerwał szary papier i wydobył starannie zbindowany plik zapisanych obustronnie kartek formatu A4. Nie były ponumerowane, ale wprawne dziennikarskie oczy Adama oszacowały, że jest ich około dwustu. Nie miał wątpliwości, że autorem zapisków jest Witold Uchmann.

Pod przeźroczystą folią spoczywała niewielka karteczka, również zapisana ręką Witka.

Cześć, Adam,

mam nadzieję, że wybaczysz mi moje milczenie, ale z pewnych względów nie mogłem się do Ciebie odezwać.

Oddaję w Twoje ręce moje zapiski z Guciowa i Krasnobrodu. Być może na początku będziesz zdziwiony ich formą, jednak z czasem dowiesz się, dlaczego tak wyglądają. Część z nich jest mojego autorstwa, a część przepisałem z powierzonego mi brulionu. Nie wiem, czy to możliwe, ale chciałbym, żeby trafiły one do szerszego grona odbiorców. Postaraj się o to, proszę. Być może od tego zależy los wielu ludzi.

Wiem, że pod koniec poprzedniego tygodnia wypytywała o mnie w okolicy policja (dały mi o tym znać zaprzyjaźnione osoby). Pewnie to właśnie Ty poinformowałeś, że zaginąłem. Przepraszam, ale nie mogłem się ujawnić.

Dziś jest Wielki Piątek, 25 marca, i jestem teraz w Krasnobrodzie. Wybieram się w miejsce, z którego być może nie będę mógł wrócić, ale — kto wie? — może wszystko się uda i za jakiś czas znów się spotkamy (mam wielką nadzieję, że tak właśnie się stanie).

Jeśli przyjdę do pracy we wtorek po Wielkanocy, ta przesyłka nigdy do Ciebie nie dotrze.

Zakładam jednak, że czytasz te słowa, a wydarzenia potoczyły się tak, jak planowałem.

Tymczasem jestem zmuszony się z Tobą pożegnać.

Do zobaczenia, Przyjacielu.

Witek

Rzeczywiście, Adam poinformował policję o zaginięciu Uchmanna. Wiedział, dokąd się wybiera i zapewne tam właśnie go szukano.

Nawrot nie miał pojęcia, dlaczego Witek nie chciał dać się odnaleźć, jednak miał pewność, że wszystko wyjaśni się, gdy przeczyta dostarczone przez tajemniczego mężczyznę zapiski. Nie mógł czekać. Zwolnił się tego dnia z pracy, ponieważ chciał się zapoznać z materiałem jak najszybciej, w ciszy własnego mieszkania.

Kiedy przebijał się przez śródmiejskie korki, nie mógł się doczekać chwili, gdy w spokoju zacznie czytać notatki. Niemniej jednak najważniejsze było to, że jego przyjacielowi — przynajmniej do ostatniego piątku — nie stało się nic złego.

Po raz pierwszy tej wiosny miał nadzieję, że może nie wszystko będzie tak źle, jak mogło się wydawać. Ciepłe, już prawie kwietniowe słońce rozgrzewało wnętrze auta, z głośników płynęła kojąca muzyka Dire Straits.

„Wszystko będzie dobrze” — powtarzał w myślach. — „Na pewno wszystko będzie dobrze…”.

Wszedł do domu, zdjął kurtkę i natychmiast zasiadł przy stole, na którym wcześniej położył dostarczone mu zapiski.

Czarny wygon Tom 1

Подняться наверх