Читать книгу Czarny wygon Tom 2 - Stefan Darda - Страница 14
Przedmowa
ОглавлениеKiedy piszę te słowa, mijają cztery lata od momentu, gdy na Targach Książki w Krakowie trzymałem po raz pierwszy w życiu książkę swojego autorstwa.
Dokładnie cztery lata, co do dnia.
Przez ten czas w moim życiu wiele się zmieniło.
Gdy zaczynałem pracę nad „Domem na wyrębach”, we wrześniu dwa tysiące szóstego roku, nie miałem pojęcia, jak moja przygoda z pisaniem się zakończy. Tekst, który początkowo szacowałem na około trzydzieści stron, zaczął się dość mocno rozrastać i w pewnym momencie zrozumiałem, że aby historia Marka Leśniewskiego była przedstawiona w satysfakcjonujący mnie sposób, muszę porwać się na przedsięwzięcie o wiele trudniejsze niż stworzenie średniej wielkości opowiadania.
Pamiętam, że zastanawiałem się wtedy, czy jestem na tyle zdeterminowany, by udźwignąć tego typu zadanie. Miałem co do tego wątpliwości, niemniej jednak postanowiłem spróbować.
Praca nad tekstem, z krótszymi lub dłuższymi przerwami, trwała niemal dokładnie rok. Świetnie się przy tym bawiłem, ale kwestia ewentualnego druku pozostawała sprawą otwartą. Powiedzmy sobie szczerze — szanse były niewielkie, zwłaszcza że wcześniej nie publikowałem na papierze, ale rzeczywistość okazała się dla mnie łaskawa i marzenie o własnej książce stało się rzeczywistością.
Jedną z chwil podczas powstawania „Domu na wyrębach” pamiętam wyjątkowo dobrze. Były to Święta Wielkanocne w dwa tysiące siódmym roku, które spędzałem w moim rodzinnym domu w Lubyczy Królewskiej. Opisywałem wtedy podglądany przez Leśniewskiego i Jaszczuka sejmik żurawi, na który po lekturze zwracało uwagę wielu Czytelników. Robiłem to późnym wieczorem, właściwie już nocą, gdy wszyscy w domu już spali i nikt z moich Bliskich nie domyślał się, co wyprawiam. Nikt z nich nie wiedział, że postanowiłem napisać powieść.
Główna oś fabularna książki, którą właśnie, drogi Czytelniku, trzymasz w rękach, rozgrywa się kilkadziesiąt kilometrów od Lubyczy Królewskiej, a akcja pierwszego rozdziału rozpoczyna się właśnie w Wielkanoc dwa tysiące siódmego roku.
Uświadomiłem to sobie całkiem niedawno. Ot, przyjemny, nieplanowany zbieg okoliczności.
Wiele przyjemnych zbiegów okoliczności wydarzyło się po premierze mojej debiutanckiej książki, ale większość z nich by mnie pewnie nie spotkała, gdyby nie to, że postanowiłem nie poprzestać na niej jednej. Uznałem bowiem, że pisanie sprawia mi tak wiele satysfakcji, że postaram się zająć nim na poważnie.
Nie miałem nigdy chwili zwątpienia, że obrałem słuszną drogę, chociaż czasami bywało ciężko. Rozterki na szczęście nie wiązały się z pytaniem, czy wybrałem dobry szlak, ale z kwestią, w jaki sposób mam nim dalej podążać.
Ostatnie dwa tomy „Czarnego Wygonu” postanowiłem zadedykować moim Siostrzeńcom — Tomaszowi i Jędrzejowi, którzy właśnie stoją przed wieloma dylematami dotyczącymi dorosłego życia, i którzy może coś z tych moich doświadczeń zechcą wykorzystać.
Drogi Tomku, Drogi Jędrku!
Wiedzcie, że trzymam za Was mocno kciuki. Życzę samych dobrych wyborów, teraz i w przyszłości, które sprawią, że będziecie po prostu szczęśliwi. To nie jest łatwe — podobnie, jak i trudne bywa czasem samo życie (o czym przecież wszyscy przekonaliśmy się w dwa tysiące czwartym roku), ale przecież możliwe.
Wiedzcie też, że jestem z Was dumny i cieszę się, że jesteście.