Читать книгу Anyżowe dropsy - Aleksandra Konieczna - Страница 20
OGIEŃ RADOŚCI W OCZACH
ОглавлениеSesja okładkowa dla „Twojego Stylu”. Spełnienie moich marzeń. Kochany śmieje się ze mnie.
– Grałaś lady Makbet, masz dwie Gdynie, dwa Orły, a ty „okładka, okładka!”. Próżna kobieto, pogadaj z agentką, może ci załatwi okładkę „Mięsa, Wędlin”, to dla naszych kotów byłaby jakaś korzyść!
Niech sobie dobrze popieprzy, zdrowy chorego nie zrozumie, mężczyzna kobiety, sukienka spódnicy, brwi nie zrozumieją rzęs i jak to cały dzień przy cudzych paznokciach robić, czyli sensu bytu manikiurzystki nie pojmie. A ja z kolei sens życia bez Elizki z Beauty Heaven wytracam. Inny kruszec. Obce ciała.
Sesja miała być już w tamtym roku, coś nie wyszło.
Teraz będzie na pewno i ukaże się prawie na moje 54. urodziny. Nie mogę sobie wyobrazić lepszego prezentu.
Świetni ludzie. Ola Kintop – stylistka, Julita Jaskółka – make-up, stylista włosów – Łukasz Pycior i przede wszystkim fotograf Bartek Wieczorek.
Zlewali mi się w jedno ciało jak w kolorowym kalejdoskopie, jedne ręce wsuwały na mnie szafirowosrebrne dzianiny, znów od Gosi Baczyńskiej, drugie podkładały blendy pod oczy, by łapać ich blask.
Ręce stylisty fryzur wyciągały się na nieludzką odległość, jakby były zrobione z modeliny albo wzięte z superprodukcji E.T.
Hairstylista – nazywany przez wszystkich wdzięcznie Picior – robił wszystko, by przerzucić jakoś mój platynowy kosmyk, wzburzyć go, dmuchnąć w niego.
Miałam wrażenie jednego ciała, rytmu i szyfru złożonego z wyobraźni i lotu kilku osób. Ja leciałam z nimi.
Abstrakcyjne żarty, dziecięce wybuchy śmiechu ze słowa „facetka”, że niby ja ta facetka. Zwłaszcza fotografa… to kręciło. Mnie także. Już nie pamiętam czemu.
Tańcowałam jak mała księżniczka wokół światła. Nie ćma. A księżniczka. Wiem na pewno.
Dziś przyszły zdjęcia do autoryzacji.
Piękne. Piękne. Dostaję ich ulubiony zestaw i kilka alternatyw.
Proponuję kilka retuszy. Bez problemów. Załatwiamy wszystko sprawnie i profesjonalnie.
I nagle dostaję w ciągu maili jeszcze jednego, zatytułowanego „i jeszcze coś”.
Ze zmęczenia omiatam go tylko wzrokiem, zanim jestem w stanie percepcnąć, o co chodzi. I długo się śmieję.
Mój Kochany wychodzi z kuchni.
– Co się stało?
– Nie wiem, oni piszą…
I znów nie wytrzymuję, śmieję się do łez, koty wskakują na biurko do mnie, gotowe wylizywać moje łzy, takie są słodkie i empatyczne.