Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 22
31
Оглавлениеwór z pleców, bez jednego słowa przyciągnęło ich do ściany i zaczęło po niej wodzić palcem.
– O co chodzi? – odezwał się spłoszonym głosem pierwszy z zaczepionych i zdziwionym wzrokiem szukał pomocy u równie zdezorientowanego kolegi.
– Nie rozumiem...
Zdumienie było zresztą obustronne. Bo i ja w tym samym czasie nie mogłem pojąć, czemu inteligentny człowiek nie może odczytać powszechnie zrozumiałych symboli. Mój palec wyraźnie rysował dwa zera i znak zapytania. Po drugiej, równie nieudanej, próbie odczytania mych intencji doznałem iluminacji. Zamiast kółek napisałem palcem na ścianie: WC?
Kadeci rozpromienili się i udzielili mi niezbędnych objaśnień. W samą porę.
Ze wszystkich uczestników gdańskiej wyprawy najlepiej zapamiętałem Jacka Zielińskiego. W związku z wyjazdem jego brata Andrzeja do Stanów Zjednoczonych nie miał wówczas koncertów ze Skaldami, więc udzielał się twórczo w Piwnicy. Podczas pamiętnej hotelowej biesiady ubrany w jakiś zdumiewający chałat i stosowne nakrycie głowy siedział w milczeniu w kącie. Co pewien czas zwracał się tylko do mnie nieodmiennie tym samym zdaniem:
– I kochaj mamuśkę.
Dopiero z czasem pojąłem takt jego przesłania. Przekazane wprost, musiałoby brzmieć znacznie dosadniej, na przykład: „Nie chlej tyle”.
Od pierwszego wyjazdu z Piwnicą poza Kraków nigdy więcej nie wziąłem do ust calvadosu. Do innych wyrobów monopolowych również trzymam stosowny dystans. Na pumpernikiel dotąd patrzeć nie mogę.