Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 24
35
ОглавлениеMiło nawiązana radiowa współpraca szybko się skończyła, gdyż Marek wyjechał do Stanów Zjednoczonych w odwiedziny do matki. Zanim to jednak nastąpiło, poznałem jego młodszego brata, Andrzeja.
Nietuzinkowa osobowość Andrzeja Pacuły biła wprost w oczy. Znałem go dobrze z widzenia, bo – wzorem brata – studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Spotykaliśmy się na niektórych wykładach i ćwiczeniach, jakie grupa Andrzeja odbywała wraz z nami, teatrologami. Szczególnie dał się poznać na pierwszych zajęciach z wojska. Spał w ostatnim rzędzie, wygodnie rozłożony na pulpicie ławki, budząc się z rzadka tylko po to, aby sięgnąć po butelkę z mlekiem. Opróżniał ją z wolna, z widoczną satysfakcją, jeśli nie zapamiętaniem, łyskając białkami oczu i wierzchem dłoni ocierając wiechcie wąsów.
W tym samym plutonie studium wojskowego był też zresztą Włodzimierz Dulemba, poeta, późniejszy autor tekstów piwnicznych piosenek. On, przeciwnie, siedział w pierwszym rzędzie ławek.
Tymczasem na sali wykładowej szybko zapanowała atmosfera klubokawiarni. Oficer prowadzący zajęcia próbował opanować rozprzężenie, wyrywając niesubordynowanych studentów do odpowiedzi. Trudno pojąć, czemu upatrzył sobie Andrzeja, który akurat spokojnie sobie drzemał.
– Co to jest praworządność? – wykładowca wycelował gruby palec, niby lufę broni krótkiej, w rozmierzwioną czuprynę Pacuły.
Rozbudzony szturchnięciami łokcia przez kolegę Janusza Margańskiego – późniejszego autora książek o Witoldzie Gombrowiczu, a i scenarzysty filmowego – podniósł się Andrzej nadzwyczaj godnie. Zdziwionym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu omiótł wojskowy mundur i najniewinniej w świecie zapytał:
– Praworządność? A gdzie? U nas, czy tak w ogóle?
Takim go poznałem po raz pierwszy. Natomiast wtedy, w krakowskiej rozgłośni radia, usłyszałem jego równie niestereotypowe teksty. Po czym ośmieliłem się zaproponować mu, żeby wieczorem przyszedł z nimi na piwniczny program. Warto było widzieć minę Piotra Skrzyneckiego, a i Warchała, że to nie Marek przedstawił im swego brata, lecz ja. Odtąd stanowiliśmy z Andrzejem zaczepno-obronny tandem satyryczny. On mnie zaczepiał, ja się broniłem. Z różnym skutkiem. Taka to już była satyryczna szkoła przetrwania.
Stworzyliśmy duet piwnicznych papużek nierozłączek. Był partnerem z gatunku wiecznych improwizatorów. Pamiętam turlających się ze śmiechu ludzi, gdy gdzieś na wyjeździe Andrzej Pacuła wyciągnął z kąta tablicę z napisem „Szkolenie partyjne”. Połą kapoty zasłonił „Szko”. Wystarczyło.
– To kim pan jest w tej Piwnicy? – pytał go kiedyś naczelnik wydziału paszportowego przed wyjazdem zespołu do Włoch.