Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 26

37

Оглавление

pozyskaną od nich ulotkę, życząc sobie na wieczór jakiegoś prześmiewczego tekstu.

Była to reklama elancobanu. Specyfik tępił pasożyty, a oprócz tego – jeśli sobie dobrze przypominam – poprawiał wydolność rozrodczą kur. Instrukcja jego użycia, z powtarzającymi się zwrotami: bezpieczny, skuteczny, dawała pewne pole do popisu wyobraźni. Nie miałem jednak pojęcia, czy parazytolodzy nie odbiorą tego jako kpin z ich jakże pożytecznej pracy.

Nie zgłaszali zastrzeżeń. Kiedy doszedłem do puenty:

gdy pasożytom dacie już radę to kurczę blade

trafią brojlery na olimpiadę,

a że zbliżała się właśnie ta pamiętna, w Moskwie, całą salę miałem po swojej stronie. Nawet Piotr Skrzynecki, na ogół nieskory do pochwał pod adresem ludzi, z którymi przeszedł na „ty”, wyraził swoją aprobatę.

Tak jednak wygląda sytuacja idealna, kiedy to podczas organizowanych występów najwyższy przełożony – w tym przypadku parazytologów – ma...

No, właśnie. Chciałoby się napisać: poczucie humoru, choć pióro stawia opór, bo nauki Ewy Nawój nie poszły w las. Wyrażę to inaczej.

Otóż dobrze się dzieje, jeśli capo di tutti capi uczestników kongresu schodzi do Piwnicy, żeby się po prostu odprężyć i pośmiać. Bywały jednak i takie grupy, których zwierzchnicy przychodzili jedynie po to, żeby trzymać pieczę nad personelem. Wtedy rzeczywiście mało kto odważał się wychylić ze śmiechem czy brawami, skoro sam szef nie wyrażał na to ochoty. Nie było wprawdzie ekscesów, ale i atmosfery. Oj, nikomu nie życzę takiej publiczności.

Asekuranctwo naczalstwa wynikało często z przesadnych obaw. Nie każdy przełożony czuł się na tyle mocno usadowiony w fotelu, aby podczas piwnicznych żartów ryzykować ujawnianie własnych emocji. Wyśmiewanie absurdów ówczesnej rzeczywistości gorliwy funkcjonariusz systemu łatwo mógł podciągnąć pod krytykę jedynie słusznego ustroju czy też – broń Panie

Boże – za podważanie obowiązujących sojuszy. Niektórzy szefowie na wszelki wypadek woleli nie dawać podwładnym pożywki do zbyt daleko idących spekulacji. Takie były zabawy, spory w one lata...

A i mnie pewnego razu – gdy po jakichś satyrycznych popisach schodziłem właśnie ze scenki – niespodziewanie przydarzyło się ujrzeć wśród widzów Lesława Bajera, szefa studium scenariuszowego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Jako podległy mu student pierwszego roku nie byłem pewny, jak się odniesie do moich estradowych poczynań.

Bajer znalazł się tam z grupą filmowców, którzy co roku zjeżdżali do Krakowa na Krajowy i Międzynarodowy Festiwal Filmów Krótkometrażowych. Weszło

Wracając do moich Baranów

Подняться наверх