Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 25

36

Оглавление

– Satyrykiem.

– O! To niech mnie pan rozśmieszy.

I wtedy Andrzej poczuł, że jego wyjazd do Arezzo wisi na włosku.

– Nie załatwiłby mi pan tego paszportu tak od ręki? – zaproponował.

– Ha, ha, ha! – roześmiał się naczelnik, ale zaraz spoważniał. – Wyjeżdżał pan

już na Zachód? – Tak.

– Gdzie?

– Do NRD. – Ha, ha, ha!

Naczelnik pękał ze śmiechu. Paszportu w terminie jednak nie było. Andrzej z nami nie pojechał.

Była połowa lat osiemdziesiątych. Wspólnie z koleżanką ze studium scenariuszowego Ewą Nawój i jej mężem Janem Strękowskim wracaliśmy z wernisażu wystawy prac malarskich wyeksponowanych w galerii przy Uniwersytecie Warszawskim. Jedno z płócien było autorstwa Marii Nowakowskiej-Majcher, koleżanki z tego samego studium. Wystawiała autoportret z niepokojąco czerwonymi rękami, jakby unurzanymi we krwi. Motywem tej ekspozycji była bowiem czerwień. Współorganizatorem wernisażu był mąż Ewy. Postanowił wzbogacić go o satyryczny występ w moim wykonaniu. Naraził tym samym żonę na zafrasowanie, skądinąd niepotrzebne.

– Wybacz, Janusz, że się nie śmiałam z twoich dowcipów, ale wiesz, jaki ze mnie ponurak – zagadnęła mnie Ewa.

– Nie przejmuj się – pocieszałem ją. – Janek ma tak doskonałe poczucie humoru, że śmiał się za was dwoje.

Ewę zamurowało. Przystanęła. W jej wzroku zamigotały iskierki politowania.

– To niby Janek ma doskonałe poczucie humoru? – Nie kryła zdziwienia. – Przecież on się śmieje ze wszystkiego. To właśnie ja mam doskonałe poczucie humoru. Mnie byle co nie rozśmieszy.

Brawo, Ewa. Trudno jej nie przyznać racji. Z poczuciem humoru nie ma lekko.

Najłatwiej można się było o tym przekonać podczas organizowanych występów Piwnicy pod Baranami. Odbywały się i takie, obok normalnych imprez biletowanych. Po części cyklicznie, dla stałych, zaprzyjaźnionych odbiorców: prawników, filozofów, psychiatrów, przewodników, nauczycieli, dziennikarzy sportowych, uczestników rozmaitych kongresów. Pamiętam, że kiedyś pisałem coś niemal na kolanie, ze specjalnym przeznaczeniem na zjazd parazytologów. Przypadek sprawił, że spotkałem Piotra Skrzyneckiego, który wręczył mi

Wracając do moich Baranów

Подняться наверх