Читать книгу Marksizm - Группа авторов - Страница 32
PERSPECTYWY
Piotr Skwieciński
NIE CHCEMY DO KANSAS
5
ОглавлениеCzytając Marksa, nawet dziś mamy wrażenie, że obcujemy z czymś niesłychanie poważnym. Czymś jeśli nie w pełni wyjaśniającym, to z całą pewnością dotykającym istoty spraw. Czytelnik ma, powtórzmy, to wrażenie nawet obecnie, kiedy wie o wszystkim, o czym czytelnicy tych samych tekstów sto czy kilkadziesiąt lat temu nie wiedzieli – to znaczy o tym, co stało się później. Skoro tak, to możemy sobie wyobrazić siłę oddziaływania tychże tekstów kiedyś – na czytelnika nieobdarowanego łaską późnego urodzenia.
To chyba dobre miejsce na konstatację, że marksizm bywał szatańsko niebezpieczny. A prawdziwy rozmiar i wymiar tego niebezpieczeństwa uświadomił mi wcale nie Sołżenicyn czy Szałamow, tylko mój Ojciec – Mirosław Skwieciński.
Pamiętam jak dziś, gdy kiedyś we dwóch szliśmy Doliną Kościeliską, i nie wiem, jak zaczął się ten temat. Przystanął i powiedział:
– Ty nawet wyobrazić sobie nie możesz, jak to było. Jak to było być dwudziestoletnim szczeniakiem, tak naprawdę wiedzącym o świecie bardzo mało. I wchodzisz w marksizm, w zasadzie nawet ten marksizm dopiero liznąłeś. I raptem olśnienie: wiesz i rozumiesz wszystko. Wszystko! I to nie tak, że w coś tam wierzysz. Ty wiesz i rozumiesz!
Koresponduje to z Kołakowskim, który pisał, że marksizm zdawał się „oferować racjonalną – nie-sentymentalną wizję historii, w której wszystko było wyjaśnione, wszystko stawało się zrozumiałe – pozornie, rzecz jasna – w której nie tylko przeszłość była wytłumaczalna, lecz także przyszłość stawała się przejrzysta…. Był łatwy do przyswojenia, dawał wygodne poczucie, że się panuje nad całą wiedzą historyczną, przy czym nie było wcale konieczne uczyć się historii do tego celu”. Jak widać, ludzie tego samego pokolenia i podobnej do pewnego stopnia biografii skłonni byli do podobnych refleksji.
To wszystko oczywiście prawda. Tylko że ta intelektualna pokusa, która wykoleiła intelektualnie miliony ludzi, nie jest już aktualna. Po wszystkich horrorach XX wieku, po wszystkich doświadczeniach, które mogłyby odprawić marksizm do muzeum fałszywych doktryn czy epok minionych, niebezpieczeństwo uznania go przez kogoś za uniwersalny klucz do zrozumienia świata, klucz niewymagający już żadnych innych narzędzi, wydaje mi się niemożliwe.
Podkreślam – tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że nie jest to dowód mojej krótkowzroczności.
Póki co wszystko jednak wskazuje na to, że era tak rozumianego marksizmu nieodwołalnie wywędrowała do krainy wiecznych łowów, natomiast marksowska metoda poznawania rzeczywistości jest nie tylko żywa, lecz także w jakimś sensie powszechna. Choć często nie bywa tak nazywana, a ci, którzy ją stosują, mogą nawet nie mieć pojęcia, że to robią. A czy nie jest to największy tryumf, jaki może przypaść w udziale twórcy dyskursu?