Читать книгу Zamek kaniowski - Goszczyński Seweryn - Страница 14

Część pierwsza
14

Оглавление

Gdzież jest, co robi ataman Nebaba,

Pierwszy z Kozaków starosty nadwornych?

Siedzi on, cichy, w ciemnościach wieczornych,

Gdzie wrzawa miasta dolatuje słaba,

Gdzie na dnie jaru, ścian zamkowych spodem,

Cicha krynica drzymie pod osiką —

Tam przyszedł czekać jeszcze przed zachodem,

Jak się umówił ze swoją Orliką.

Jakkolwiek sercem unosisz się dzikiem,

Wlecze cię miłość piękną rzęsą jedną,

Jednym westchnieniem, jednym ócz32 promykiem.

Już słońce zaszło, zmierzchłe nieba bledną,

Ziemia ciemnieje, a Orliki nié ma,

A zakochany, w oku, w uchu wszystek,

Tak w okrąg strzela okiem i uszyma,

Czy wiatr przeleci, czy upadnie listek.

Kochane widmo marzy jego dusza!

I wiatr przelata, i liść się przerusza,

Orliki jednak jak nié ma, tak nié ma.

Już po sto razy wzrokiem wypatrzonym

Witał wstające nad wzgórzem obłoki,

Już po sto razy rozeznał jej kroki

W bliskiego zamku zgiełku przytłumionym:

I zawsze błądził; aż błądząc wokoło,

Nad ciche źródło schylił ciemne czoło.

I tak głęboko myśli w nim zanurzy,

Jakby w zwierciedle serca swego burzy.

A tam błękity maluje odbicie

I obraz jego w odbitym błękicie,

Jakby go ręka stworzyła malarza.

Łuno33 tam słońca w zachodzie się mieni;

Obłędnym blaskiem gasnących płomieni

Mierzchnące nieba gasi, to rozżarza.

A kochankowi tak czas jakoś idzie,

Jakby się patrzył na lubą we wstydzie.

W górze liść zwiędły nagiej osiczyny

Sam na gałęzi posępnie szeleści;

Tak odumarły od lubej rodziny

Sędziwy ojciec, bez pociech, w boleści,

Podobnie zwiędły, samotny podobnie,

Do grobu dziatek utęsknia żałobnie.

Gęściejszym zmierzchem już się niebo mroczy,

Mroczy się niebo i na dnie przezroczy

W bledszym zachodzie zorza zaigrała;

I przez gałęzie bezlistnej osiki

Zadrżały w wodzie żywe jej promyki:

Ach, jakie żywe! To oko Orliki!

Otóż się jawi i postać jej cała:

Widzi, jak z góry krok przyspiesza skory,

A od pośpiechu lica żywiej płoną,

A od radości częściej bije łono,

A od powiewu, co plącze kędziory

I kraśne wstęgi po plecach rozwija,

Z cienkiego stroju stan smukły przebija.

Już staje obok, już ją oto ściska,

Aż nagle zorza chowa się w obłoku;

Widmo zniknęło, ciemność na dnie stoku34:

I o wiek cały szczęśliwość tak bliska!

A u Kozaka taka myśl ponura,

Jakby mu w duszy osiadła ta chmura.

Nie wie dlaczego. Odsunął się w stronę.

Oparł na ręku czoło zamyślone;

Znowu się rzucił, jakby w nagłym gniewie,

I razem35 ostygł; czemu wszystko? – nie wie.

A potem dobył kinżału36 zza pasa,

Obracał w ręku, igrał z blaskiem jego,

Próbował ostrza: nie wiedzieć dlaczego.


32

ócz – dziś popr. forma D. lm: oczu. [przypis edytorski]

33

łuno (daw. reg., r.n.) – dziś popr.: łuna (r.ż.). [przypis edytorski]

34

stok – źródło. [przypis edytorski]

35

razem – tu: nagle. [przypis edytorski]

36

kinżał – dziś: kindżał. [przypis edytorski]

Zamek kaniowski

Подняться наверх