Читать книгу Zamek kaniowski - Goszczyński Seweryn - Страница 26
Część druga
Оглавление1
Spał świat głęboko, nocą otulony.
Obchodząc wartą ciemne człeka gniazdo,
W milczącej części62 szła gwiazda za gwiazdą;
Niebo przez chmurne patrzało zasłony:
Ucichły hasła, łańcuchy drzymały63,
Jak martwe widmo milczał zamek biały.
I młoda para w małżeńskiej komnacie,
Na łożu pysznym, na snu majestacie,
Spoczęła mile wśród puchów zatopu
Osłonionego w drogie adamaszki.
Co, fałdowane, śród wiatru igraszki
Spływały na dół ze złotego stropu.
Ucichło wszystko pod zamku sklepieniem,
Chyba sen tęskny ozwie się westchnieniem
I wiatr, wysłany od nocy szyldwachem,
Smutnym jej hasłem zawyje pod gmachem.
A potem w okrąg milczenie na nowo;
Tylko łagodnie brzęk miły i głuchy,
Jakim powietrzne igrające duchy
Noc ożywiają, gra w ciszę zamkową.
2
Któż to zatętniał, stuknienież to czyje
Dało się słyszeć za drzwiami komnaty?
Nie pierś to lubej żądnym sercem bije,
Lecz goniec puka od granicznej czaty64.
Dyszy pośpiechem, lica trwogą blade.
„Wstań, panie rządco, ciepłe porzuć łoże:
Złe ci nowiny w tej chwili przywożę;
Wstań i posłuchaj, i weź jaką radę.
Oto nadbrzeżne słyszały dziś straże,
Jak się po Dnieprze pluskały nie kaczki,
Jak coś nie ptakiem tłukło się w czaharze65:
Wyraźnie obóz przeprawiał się Szwaczki66,
Co aż dotychczas cicho stał za wodą.
Niechże się kokosz wywija przed szkodą,
Kiedy ją oczy jastrzębia obwiodą.
Zamek choć mocny, lecz osada mała,
Aby przed silnym szturmem się ostała,
Zwłaszcza gdy razem przyjdzie bronić miasta;
Chociaż i w mieście złego coś wyrasta,
Bo już gotują i kosy, i noże:
A nawet w zamku, kto wie, co być może?
Zaradzić złemu, jak się tylko zjawia,
Leć do starosty: on śród Bohusławia
Poi gromady, rozstrzeliwa baby67;
Niechaj tu przyśle posiłek, choć słaby.
Leć, nim rozświta, nim się zamek dowié;
A my tu będziem na wszystko gotowi.”
3
Nie mylne wieści, nie fałszywe trwogi:
Szwaczki to obóz nie w dobrym zamiarze
Pluskał po Dnieprze, tłukł się po czaharze.
Gdzie w ciasnym łożu skręconej odnogi
Wrzący nurt Rosi68 i błyska, i pluszcze,
A wiatr pobrzeżną oszczekiwa69 puszczę,
A w niej gwar dziki klekoce ponuro,
A mgła kłębata, co ciemnieje górą,
Nad jej sklepieniem w krąg się już rozwlekła —
Jakby tam anioł śmierci i zagłady
Warzył dla ziemi nad płomieniem piekła
Wszystkie domowych zaburzeń szkarady —
Nie darmo czujne pałają ogniska
I jacyś zbrojni leżą u płomieni,
Gdy wieńce borów zrywa wiatr jesieni,
A szron sędziwy na darniach połyska.
Choć leżeć oni zdają się spokojnie,
Ach, krwi to dzieci i myślą o wojnie!
Noże u pasów, ich czoła w kołpakach;
Dłonie na nożach, choć oczy uśnięte,
Do pik utkwionych rumaki przypięte,
A dniem i nocą siodła na rumakach.
4
A jeden Kozak na ustawnej straży
Niezgasły ogień czasami rozżarzy
I na swą pikę wspiera się bezwładnie.
Słucha i patrzy. Nic w tym puszczy mroku
Nie ujdzie jego ni ucha, ni wzroku:
Niech strzępek szronu na uschły liść padnie,
Niechaj ptak klaśnie gałęzią z daleka,
Niech pies w dalekim futorze70 zaszczeka —
Już on to schwycił w gwarnym borów szumie
I pochwycone wnet rozróżnić umie.
I znowu oko zwrócił do ogniska,
I znowu piką poprawił płomienia:
Kłębią się dymy, czerwony żar pryska,
Rośnie wał ognia, noc się zarumienia.
Pośród bijącej krwawej łuna71 fali,
Jak mgliste duchy, cienie drzew się kładą.
Dalej noc czarna; tylko w ciemnej dali,
Jakby zaklętą rozsiany gromadą,
Bezwładny obóz groźnym snem usypia:
Tam się błysk stosu ostrza piki czépia;
Tu wpół dobyty nóż czasem zabłyska
Jak rozdrażnionej gadziny oczyska.
Gdzieniegdzie znowu spod burki kosmatej
Sen niespokojny wychylił pół twarzy
I przez sen widać, co każda z nich marzy,
To z brwi marszczonych, to z wargi wąsatej:
Na tej śmiech dziki, klnące słowa na tej.
A tam przyjaciel i wierny, choć panu,
Koń, ułożony tuż pod pana bokiem,
Strzeli niekiedy przebudzonym okiem
Niby kochanie śród świata tumanu.
W samej cichości obraz niespokojny
Nadzieją mordów kołysanej wojny.
5
Tam gdzie dąb grubszy i stos pełniej płonie,
Dwóch tam usiadło; a przy nich dwa konie.
Po tym wytwornym atamańskim stroju,
Co drogim złotem czasami odbłyska
Nagłe, nierówne spojrzenie ogniska,
Po tej postaci złożonej do boju,
Po wąsie w czarne puszczonym pokręty,
Po dumie czoła, po oblicza krasie —
Mściwy Nebaba zaraz poznać da się.
W milczeniu siedział, burką wpół opięty:
Spokojnie trzymał lewicę za pasem
I głownię noża pogłaskiwał czasem.
„Nożu mój, nożu! Błyskasz do mnie próżno
I próżno, widzę, naostrzyłem ciebie;
Inni swój snopek w naszym polu użną,
Nim pospieszymy z tobą ku potrzebie;
I wprzód rdza ciebie, wprzód ja siebie strawię,
Niżeli w męskiej z niewiarą przeprawie
Ducha radością, ciebie krwią opławię!”
Tak mówił Kozak, potrząsając głową;
I z nocnej rosy otarł noża ostrze:
Ale wejrzenie nagłe, od słów prostsze,
Wydaje, komu przyciął tą przemową.
6
Naprzeciw niego, jak odblask poczwarny
W chropawym lustrze, siedział Kozak drugi:
Na pierś obrosłą zwieszał się wąs długi,
Całe pół twarzy ściągał mu szram czarny;
A chociaż czoło starością bielało.
Młody rumieniec zalewał twarz całą;
A choć ogniste, ledwo iskrzy oko,
W zatyłej twarzy tak siedzi głęboko.
To Szwaczka, pierwszy śród mieszczan Kaniowa:
Choć często w ucztach kręci mu się głowa
I ciałem ciężki, i wiek długi liczy,
Ale ma piętno rozbojów na Siczy,
Ale od Lachów z dumy obrzydzony
I dumy Lachów zwie się wrogiem śmiele;
Więc chętnie stanął na powstańców czele
I atamanem chętnie okrzykniony.
Zdaje się jednak, że (czy brak zapału,
Czy że kielichem zbytnie się rozgrzéwa)
Więcej, niżeli przystoi, spoczywa;
A tu kozactwo zraża się pomału;
Częściej i głośniej słychać między tłokiem:
„Czemu nie idzie w zamek, co pod bokiem?
Czemu gdy świeżo z Żeleźniakiem72 Gonta73
Zawieść hulankę uśpieli74 tak rączo
On tylko gnuśny, myślą się zaprząta:
Złączyć się z nimi? – Czemuż się nie łączą?”.
I nic nie wiedzieć, korzyść badań zwykła:
Bo przez natrętne naglony pytanie,
Jak zacznie szukać mowy w pełnym dzbanie,
Uśnie wprzód z tajnią, nim język wywikła.
7
Niewiele tknął75 się Nebaby żałobą,
Bo już nadpity dzbanek miał przed sobą;
Jak nie swoimi popatrzył oczami,
Poważnym śmiechem kilka razy chrząknął;
Uderzył w ogień – gdy prysło iskrami,
Wpół dosłyszanym językiem przebąknął:
„Widzisz te iskry? Słuchaj, atamanie!
Kto chce szczęśliwym zostać przez kochanie,
Kto zrobić stałym chce serce kobiéce,
Niechaj się lepiej zakopie w tej dziczy
I liczy iskry, te wszystkie niech liczy!
Zapomnij z biesem o twojej Orlice!” —
„Już ja się pewno toi nie napiję76,
Aby mi serce wyzdrowiało chore;
Ani mi rady potrzebne tu czyje!”
I szydnym77 gniewem wzrok Nebaby gore.
„Czy jest na świecie Orlika, czy nié ma,
Co nam do tego! Dla nas bliska zima;
My puszcz tułacze, Polacy przed nami;
Patrzaj na burki, patrz koniom na grzywę —
Jak twoja głowa, wszystko szronem siwe!
Słuchaj, Kozacy jak sieką zębami!
Bo, biedni, nawet nie mają i tego,
Czym ich ataman tak często się grzeje;
I głód ich strawi, i wicher zawieje,
I jak po swoich Polacy tu zbiegą.
I sami z głodu, poczekawszy trochę,
Wlecą w sidełka jak ptaszyny płoche!
Niż grzać się w zamku czyż to będzie lepsze
Płynąć bez chęci popod lodem w Dnieprze?
Albo z gałęzi poglądać w obłoki
I z każdym wiatrem straszyć w gniazdach sroki?”
A Szwaczka, ognia poprawiwszy piką,
Ode dna flaszy bełknął głuchym łykiem
I nieposłusznym zaczął coś językiem.
Oko Nebaby zasępione dziko.
Kiedy się serce zachmurzy urazą,
Wzrok wtedy błyskiem, piorunem żelazo!
I biada chmurze, co chce być przeszkodą!
Popruta, zbita, rozpłynie się wodą.
A ogień gniewu przejął go aż w szpiku!
Szwaczka przemówić na nowo się musił,
Lecz znowu słowa zaplątał w języku,
Tylko poważnym śmiechem się zakrztusił.
Tu oczy z wolna w powiekach zagasły,
Na obie strony powoli się skłania;
Aż razem78 tułów przewalił opasły:
Że jeszcze żyje, znać z jego chrapania.
Długo Nebaba po cielsku szerokiem
Spojrzeniem wzgardy błędne koła pisał;
Długo szum boru myśl jego kołysał,
Nim w walce uczuć ozwał się wyrokiem:
„Trzech diabłów synu, przebrzydły opilcze!
I tobież dzielną przewodzić młodzieżą?
Chyba mię sami szatani ubieżą,
Że cię tu zęby nie skosztują wilcze,
I w bramy zamku twe pięści uderzą!”.
A jakby żądło piekła go ubodło.
Porwał się nagle i skoczył na siodło.
8
Nie drzymie szyldwach, płomienie ocuca,
A wiatr jesienny gałęzie mu zrzuca —
I znów, jak usnął, śród drzewa umilka.
Gdzieś tam daleko śpiewa kur przed świtem;
Dalej i głuszej słychać wycie wilka;
Bliżej Roś pluska kręconym korytem,
Niby sen cichy tej strony kołysze.
Co za świst przykry budzi lasów ciszę?
Jak dziki wicher ocucony w borze,
Takim zakipiał cały obóz gwarem;
Jako gdy wicher zaiskrzy pożarem,
Tak zaiskrzyły w krąg piki i noże,
Kiedy na nagłe pogwizdnienie trwogi
Spłoszony obóz porwał się na nogi.
Jeszcze gwizdnienie: w oka mgnieniu po niem
Wszystkie kopyta z miejsca zatętniały
I ciasnym kołem stanął obóz cały,
Gdzie widmo jezdca79 mgli się karym koniem.
9
„Co to, Nebabo? – zaraz go poznali,
Bo któż by z koniem wydał się wspanialéj? —
Co to za trwoga?” – z obawą spytali.
„Chcę was pożegnać, bo już ruszam daléj.
Niechże to dla was nie będzie niemiłem,
Że trwogi nie ma, a ja ją wzbudziłem.
Lecz jeśli macie i serce, i głowę,
To nie będziecie na mą głusi mowę.”
Tu go młódź w węższe otoczyła koło,
Bo się patrzała i słuchała rada,
Jak męstwem dumne rozpromienia czoło,
Jak w szczerej mowie śmiałym sercem gada.
„Nie myślę długo przed wami ja prawić,
Co mię przymusza was, bracia, zostawić” —
Zaczął Nebaba. Wyrosły śród czerni80,
Zna jej umysły i wzruszać je umie;
I tak przystało mówić jego dumie:
„Atamanowi swemu bądźcie wierni;
Przy nim tak dobrze można tutaj drzymać81!
A ja nie mogę dłużej z wami trzymać
I ziewać z wami; ja jeszcze skłuć mogę
Choć kilku Lachów, choć dwór jeden złupić;
Wtedy mi będzie przyjemniej się upić!
To was i żegnam, i ruszam w swą drogę”.
Ostra przymówka dopięła zamiaru.
Mruk dobrej wróżby, podobny do gwaru
Pierwszego lodu, gdy go łamią fale,
Obiegać począł zawstydzoną zgraję.
Nebaba ciągnąć mowy nie przestaje:
„Odstąpić Szwaczki ja nie radzę wcale;
Gdy tak wygodnie przy tym atamanie —
Któż ze mną pójdzie, a z nim nie zostanie?
Sam więc pospieszę, gdzie mię niosą oczy,
Żwawszych do dzieła znaleźć towarzyszy;
Jednak, co powiem, niech z was każdy słyszy
62
części – tu być może raczej: cześci, tj. czci. [przypis edytorski]
63
drzymać – dziś: drzemać. [przypis edytorski]
64
czata – tu: strażnica, posterunek. [przypis edytorski]
65
czahar – las drzew rozmaitego gatunku. [przypis autorski]
66
Szwaczka – jest to prawdziwe nazwisko kaniowskiego mieszczanina, który tamże robił powstanie w r. 1768. [przypis autorski]
67
Leć do starosty: on śród Bohusławia poi gromady, rozstrzeliwa baby – Mikołaj Potocki, banita, starosta kaniowski i bohusławski. Jest to jedna z osób żyjących w podaniach gminu. Jego życie, bezprawia, później pokutę opowiadają w tysiącznych szczegółach. Są pieśni o nim, o jego miłostkach i okrucieństwach. Jeszcze teraz można znaleźć starców, którzy go znali osobiście; a powieść ich, lubo nie w tak dalekie przenosi czasy, ale w jakże dalekie od nas obyczaje i zdarzenia! Starosta kaniowski leży w Poczajowie i jego ciało pokazują ze szczególną atencją miejscowi księża bazyliani. On to wskutek pokuty za nabrojone w Ukrainie sprawki pyszny ten klasztor wydźwignął i nadał. [przypis autorski]
68
Roś – rzeka w środkowej części Ukrainy, prawy dopływ Diepru. [przypis edytorski]
69
oszczekiwa – dziś: oszczekuje. [przypis edytorski]
70
futor – zagroda na łące lub pośród lasu, w pewnym oddaleniu od wioski. [przypis autorski]
71
łuno (daw. reg., r.n.) – dziś popr.: łuna (r.ż.). [przypis edytorski]
72
Maksym Żeleźniak, ukr. Максим Залізняк (ur. ok. 1740 – zm. po 1768) – Kozak zaporoski, hetman hajdamaków, przywódca powstania hajdamackiego, sprowokowanego przez Rosjan dla osłabienia konfederacji barskiej, wraz z Iwanem Gontą prowodyr tzw. rzezi humańskiej w 1768 r., w której zginęło ok. 20 tys. osób. [przypis edytorski]
73
Iwan Gonta, ukr. Іван Ґонта (1705–1768) – dowódca nadwornych Kozaków F.S. Potockiego, przeszedł na stronę hajdamaków podczas koliszczyzny (1768), umożliwiając rzeź Humania. Pojmany podstępem przez Rosjan, wydany Polakom, był torturowany i został stracony. [przypis edytorski]
74
zawieść hulankę uśpieli (z ukr.) – zdążyli zorganizować rozruchy i rzezie. [przypis edytorski]
75
tknąć się – tu: przejąć się. [przypis edytorski]
76
Już ja się pewno toi nie napiję – toja, u botaników: tojad mordownik. Własności jego narkotyczne uważa lud pospolity za lekarstwo na smutki. [przypis autorski]
77
szydny – drwiący. [przypis edytorski]
78
razem – tu: nagle. [przypis edytorski]
79
jezdca – dziś popr. forma D. lp: jeźdźca. [przypis edytorski]
80
czerń (tu daw.) – groźny tłum; pejoratywne określenie pospólstwa, biednej ludności Ukrainy w XVII–XVIII w., jako ludzi nieokrzesanych i skłonnych do buntów i okrucieństw. [przypis edytorski]
81
drzymać – dziś: drzemać. [przypis edytorski]