Читать книгу Piąta ofiara - J.D. Barker - Страница 20
18
ОглавлениеPorter
Dzień drugi, 10.31
– Dlaczego kapitan chce się z nami spotkać u mnie w domu? – spytał Porter.
Ściskał kierownicę tak mocno, że zbielały mu kostki obu dłoni.
Kątem oka widział czerwono-niebieskie światła migające na dachu chargera, syrenę zagłuszało wycie silnika. Jechał autostradą sto trzydzieści na godzinę.
Na siedzeniu pasażera Nash prawą ręką ściskał uchwyt „ojapierdolę” nad drzwiami, a lewą trzymał się fotela.
– Nie chciał powiedzieć. Próbowałem to z niego wyciągnąć. Jego słowa brzmiały, cytuję: „Macie w tej chwili przyjechać z Porterem do jego mieszkania”.
Porter szarpnął kierownicą w lewo i wyminął ciężarówkę z cysterną z paliwem.
– Ale sprawiał wrażenie wkurzonego? Smutnego? Zmartwionego?
Nash wzruszył ramionami.
– Brzmiał tak jak zawsze. Nie umiałem go rozszyfrować.
– Kurwa! – Porter walnął w klakson i przytrzymał, bo niebieski prius wjechał na jego pas. – Ekolog jebany.
– Masz w domu coś, o czym powinienem wiedzieć? Dlaczego chce się z nami spotkać akurat tam?
Kierowca priusa włączył prawy kierunkowskaz i samochód powoli zjechał na sąsiedni pas. Gdy tylko znalazł się za linią, Porter wrzucił czwórkę i wyrwał do przodu, o centymetry mijając wystające lusterko priusa.
– Sam?
– Nie wiem.
Nash jęknął.
– Nie wiesz, czy masz w domu coś, o czym powinienem wiedzieć? No weź. To nie jest podstawówka. Jestem twoim partnerem. Czy to ma jakiś związek ze śmiercią Heather?
Porter nie odpowiedział.
Skręcił w zjazd z autostrady na Lake Shore Drive.
Oprócz białego forda kapitana pod budynkiem stały jeszcze trzy samochody, których Porter nie rozpoznawał – dwa czarne sedany i van, wszystkie na federalnych blachach. Nie było już miejsca wzdłuż krawężnika, więc zaparkował obok vana, blokując mu wyjazd, wyłączył syrenę, zostawił światła, wyskoczył z samochodu i popędził w górę po schodach. Nash dotrzymywał mu kroku.
Stali w korytarzu pod jego drzwiami: kapitan Dalton, agent specjalny Diener, agent Poole i agent dowodzący Hurless z grupy specjalnej FBI zajmującej się sprawą Zabójcy Czwartej Małpy. Towarzyszyło im dwóch federalnych techników kryminalistycznych, ale Porter ich nie znał.
Gdy tylko Porter i Nash wpadli na korytarz przez drzwi z klatki schodowej, Dalton popędził w ich stronę.
– Coś ty sobie, kurwa, myślał, Sam?
– O co ci chodzi?
– Świetnie wiesz, o co mi chodzi.
Nash w milczeniu stał koło Portera.
Dalton przerzucił kilka zdjęć na ekranie telefonu i podsunął wyświetlacz Porterowi pod nos.
– Dlatego to zabrałeś? Szukasz jej?
Porter zerknął na ekran. Widniał na nim liścik zostawiony na jego łóżku przez Bishopa razem z uchem mężczyzny, który zabił jego żonę.
Sam,
oto drobiazg ode mnie dla ciebie…
Przykro mi, że nie słyszałeś jego krzyku.
Co byś powiedział na odwzajemnienie przysługi?
Taka mała wymiana między przyjaciółmi.
Pomóż mi znaleźć moją matkę.
Już najwyższy czas, żebym z nią porozmawiał.
B.
– Szukasz jej? – powtórzył Dalton.
Porter wziął głęboki oddech.
– To jego próbuję znaleźć.
– To nie do ciebie należy – odparł Dalton, kipiąc z wściekłości. – Utrzymujesz z nim kontakt? Odzywał się do ciebie?
– Nie.
– A powiedziałbyś mi, gdyby się odzywał?
– Oczywiście, że tak.
Dalton wrzucił telefon z powrotem do kieszeni grubej brązowej kurtki.
– Chciałbym ci wierzyć. Ale nie jestem pewny, czy jeszcze potrafię.
Nash popatrzył na Poole’a spod zmarszczonych brwi.
– Co ty kombinujesz?
Poole uniósł ręce w obronnym geście, ale nic nie powiedział. Dalton się zasępił.
– On nic nie zrobił. Ochrona wyłapała twojego kumpla na monitoringu, rano wlazł ukradkiem do sali FBI naprzeciwko waszego pokoju narad.
– Pewnie chciał im tylko podkręcić ogrzewanie. Zawsze miło w taki paskudny dzień przyjść do cieplutkiego biura – odparł Nash. Zgiętym kciukiem wskazał na Dienera i dodał: – Ten tu koniobijca siedział dziś rano przy moim biurku w naszym pokoju. Żyjemy tam sobie jak jedna wielka szczęśliwa rodzina. Wszystko mamy wspólne, miło jest się dzielić!
Agent dowodzący Hurless zrobił krok do przodu.
– Dopóki nie opuścimy gabinetu, podlega on władzy federalnej. Wdarcie się na taki teren to przestępstwo ścigane z urzędu, nawet jeśli intruz jest członkiem lokalnej policji.
– Zabrałem teczkę z aktami Barbary McInley – powiedział Porter.
Dalton przewrócił oczami. Hurless podszedł jeszcze bliżej.
– Kradzież mienia federalnego to osobny zarzut, ale równie obciążający.
– Oddam wam teczkę, jak tylko skończę.
– Oddasz ją w tej chwili. Potem się zastanowimy, czy odebrać ci odznakę – odparł Hurless.
Dalton poczerwieniał na twarzy i zwrócił się do Hurlessa:
– Jedyną osobą, która może decydować o losie odznaki detektywa Portera, jestem tu ja. Jesteście gośćmi na mojej komendzie. Mogę wyrzucić całą waszą ekipę na bruk, wystarczy jeden telefon.
Hurless przysunął się do niego.
– Ustalmy coś, kapitanie. Jesteśmy tutaj tylko dlatego, że wasz as śledczy pozwolił uciec seryjnemu zabójcy. Ten błąd będzie słono kosztował wielu ludzi. Niewykluczone, że już zebrał żniwo. Jedna dziewczyna martwa, druga zaginiona, dwa przestępstwa, za które ze sporym prawdopodobieństwem odpowiada nasz delikwent, a wy powierzacie sprawę temu samemu niewydarzonemu glinie. Teraz zaczyna kraść akta. Krew ilu osób musicie mieć na rękach, żeby uznać, że pora coś z tym zrobić?
– 4MK nie porwał tych dziewczyn – powiedział Porter cicho.
– Dosyć! – warknął Dalton.
– Chcę wiedzieć, co jeszcze ten facet ukrywa. Otwierać drzwi – powiedział Hurless.
– Chyba cię pojebało! – wyrwało się Nashowi. – Bez nakazu nie macie tu czego szukać.
Hurless zaczął wyliczać na palcach.
– Wdarcie się na teren federalny, kradzież mienia federalnego, utrudnianie śledztwa federalnego, udzielanie pomocy zbiegowi poszukiwanemu przez władze federalne… Zauważyłeś słowo kluczowe? Utrata odznaki to w tej chwili naprawdę najmniejsze zmartwienie twojego kumpla.
Dalton wziął Portera pod ramię i odszedł z nim kawałek od reszty grupy.
– Musisz otworzyć te drzwi.
– Dlaczego?
– Wpuścisz ich, powęszą sobie trochę i zapomną o zarzutach. Pokaż im, nad czym tam pracujesz, i nie będzie problemu – powiedział Dalton. – Jeśli tego nie zrobisz, nie mogę cię w żaden sposób ochronić.
– Olej ich, Sam – poradził Nash.
Porter zerknął na mężczyzn stojących pod drzwiami do jego mieszkania. Poole podchwycił jego spojrzenie.
– Dobra, wpuszczę ich.
– Sam!
Porter uśmiechnął się blado do partnera.
– Spokojnie. Już naprawdę jest mi wszystko jedno. Może dzięki temu uda się go złapać.
Dalton zrobił głęboki wdech i poprowadził Portera z powrotem na drugi koniec korytarza.
Porter wyciągnął klucze z kieszeni, otworzył zamek i pchnął drzwi.
Hurless i Diener wepchnęli się do mieszkania, a za nimi obaj technicy kryminalistyczni. Potem dołączył do nich Poole. Mijał Portera i pozostałych ze spuszczoną głową.
Dopiero wtedy Porter przekroczył próg mieszkania, a na końcu weszli Dalton i Nash.
Z sypialni dobiegł gwizd.
– Jasny gwint – zawołał Hurless.
– Chryste… – Daltona prawie zatkało, kiedy wszedł do pokoju.
Nash się nie odzywał. Z ociąganiem dołączył do reszty.
– Co to ma być? – zapytał Hurless.
– Wszystkie doniesienia na temat Bishopa z całego świata z ostatnich czterech miesięcy – wyjaśnił Porter. Podszedł do mapy, znalazł żółtą pinezkę na zalewie w Jackson Park, wyciągnął ją i rzucił na stolik nocny. Diener uważnie mu się przyglądał.
– Ta była od czego?
– Jackson Park. Mówiłem wam, on nie uprowadził tych dziewczyn. To coś innego, ktoś inny.
Poole przemierzył pokój, przyklęknął obok laptopa i przebiegł wzrokiem tekst na ekranie.
– Alerty Google?
– Każda wzmianka o Bishopie albo Zabójcy Czwartej Małpy w internecie – odparł Porter.
Poole zmienił kąt nachylenia ekranu, żeby lepiej widzieć, chciał zacząć pisać, ale odwrócił się do Portera.
– Mogę?
– Jasne.
Porter patrzył, jak agent przewija wiadomości, sprawdza po kolei temat każdej z nich, a potem ładuje poprzednie pięćdziesiąt i zaczyna cały proces od nowa. Kiedy dotarł do końca, uniósł głowę i spojrzał na mapy.
– Jak myślisz, gdzie on jest?
– Nie mam pojęcia.
Hurless zaczął wysuwać szuflady, szperać w ubraniach. Nash podszedł i stanął między nim a komodą Portera.
– Serio będziecie mu grzebać w szufladzie z majtkami?
– Proszę się odsunąć, detektywie – powiedział Hurless.
– Odpuść, Nash. Niech sobie ogląda, co tylko chce. Nie mam nic do ukrycia – stwierdził Porter.
Hurless zwrócił się w jego stronę.
– Gdzie akta McInley?
– W moim samochodzie, pod fotelem kierowcy. – Porter rzucił mu kluczyki.
Hurless przekazał je jednemu z techników, który natychmiast wyszedł z mieszkania i ruszył do windy.
– Jakie inne akta tu znajdziemy? – zapytał Hurless. Porter przeszedł przez pokój i usiadł na brzegu łóżka.
– Mam tylko te.
– Bo pozostałe oddałeś?
– Bo żadnych innych nie zabrałem.
Poole wstał znad laptopa i zwrócił się do niego.
– Dlaczego Barbara McInley?
Porter zawahał się na chwilę, czy chce coś powiedzieć, po czym uznał, że milczeniem nikomu nie pomoże.
– Intuicja, nic więcej. Coś jest z tą sprawą nie tak.
– W jakim sensie? – zapytał Poole.
– A kogo to obchodzi? – parsknął agent Diener. – Żaden z niego Philip Marlowe. Przeczucia i intuicje wystarczają za dowód tylko w starych czarno-białych filmach i szmirowatych kryminałach.
– W jakim sensie? – powtórzył Poole.
Porter przeczesał włosy dłonią.
– To jedyna blondynka. Osiem uprowadzonych dziewczyn, a wśród nich tylko jedna blondynka.
– To jakiś żart, prawda? – zapytał Hurless.
Poole podszedł bliżej.
– Porywał najbliższych ludzi, których uważał za kryminalistów. Wszystkie dzieci McInleyów miały blond włosy. Nie miał wyjścia.
Porter wzruszył ramionami.
– Może i tak, ale zbrodnia też nie pasuje. Siostra Barbary McInley śmiertelnie potrąciła przechodnia. To był wypadek. Wszystkie pozostałe przestępstwa, wszyscy inni, których postanowił ukarać, działali z premedytacją.
Poole zastanowił się chwilę.
– Nadal nie brzmi to zbyt przekonująco.
– Nie twierdziłem, że mam mocne przesłanki. Intuicja, coś mnie tknęło. Jak już powiedział twój kumpel, poczułem się przez chwilę jak Philip Marlowe, nic więcej – stwierdził Porter. – Gdyby coś z tego wyszło, powiedziałbym wam.
Technik wrócił z teczką McInley w ręku i podał ją agentowi Hurlessowi, który pomachał nią, patrząc na Portera.
– Znalazłeś tu coś? Cokolwiek na potwierdzenie swoich domysłów?
– Nie miałem kiedy do tego zajrzeć – odparł Porter. – Od samego rana ciągle coś się dzieje.
Agent dowodzący Hurless świdrował go wzrokiem przez niemal minutę, żaden z nich nie powiedział przy tym ani słowa. Potem zwrócił się znowu do techników kryminalistycznych i pozostałych agentów. Omiótł ścianę szerokim gestem.
– Zrobić mi zdjęcia tego wszystkiego, a potem zapakować i poopisywać. Wszystko ma do nas trafić. Przeszukajcie wszystkie zakamarki. Jeśli znajdziecie cokolwiek, co ma jakiś związek z tą sprawą, chcę się o tym dowiedzieć. – Odwrócił się do Portera i zbliżył na kilka centymetrów do jego twarzy. – Jeśli się dowiem, że coś ukrywasz, że ten facet się z tobą kontaktował, a ty nic nie powiedziałeś, jeśli wiesz cokolwiek, o czym mi nie mówisz, bez chwili wahania wrzucę cię do pierdla. Nie obchodzi mnie, jaki masz stopień, ile lat tu pracujesz, jaką masz historię, dla mnie jesteś pierdolonym złodziejem, złodziejem i kombinatorem, który wtrąca się w śledztwo federalne. Teraz masz szansę się wyspowiadać, jeśli jest cokolwiek, o czym mi nie powiedziałeś. Teraz albo nigdy. Jeśli dowiem się za godzinę, to już po tobie. Zrozumiano?
– Nie mam nic do dodania.
Agent wypuścił powietrze z płuc.
Porter nie odrywał od niego wzroku.
Kiedy Hurless w końcu odwrócił się na pięcie, przemierzył pokój i zaczął grzebać w garderobie, Porter złapał się na tym, że patrzy na fotografię Heather na komodzie, na jej promienny, krzepiący uśmiech, i poczuł się samotny jak jeszcze nigdy dotąd.
Godzinę później cztery pudła na akta zostały zapełnione.
Ściana w sypialni Portera znów była goła, nie licząc dziurek po pinezkach i plam tynku w miejscach, gdzie brutalnie zerwano farbę razem z taśmą klejącą. Agent Diener trzymał laptop pod pachą i krążył powoli po pokoju, na wypadek gdyby coś przegapili. Porter słyszał, że Hurless mamrocze coś do Daltona w korytarzu, ale nie potrafił rozróżnić słów.
Poole zamierzał chyba coś jeszcze powiedzieć przed wyjściem, ale najwyraźniej zmienił zdanie. Porter patrzył, jak wchodzi do windy, za nim podążali technicy z ostatnimi pudłami.
– Diener? – zawołał Hurless. – Idziemy.
Agent Diener przepchnął się obok Portera i wyszedł, zostawiając po sobie zapach wody po goleniu niemodnej od przynajmniej dwudziestu lat.
Drzwi windy się otworzyły. Hurless powiedział coś jeszcze do Daltona, po czym wszedł do środka, nie spuszczając oczu z Portera, dopóki drzwi nie zamknęły się z donośnym skrzypieniem.
Dalton wrócił do mieszkania, za nim wszedł Nash.
– Naprawdę nie rozumiem, co ci strzeliło do głowy, Sam. Ja pierdolę, co za burdel.
– Przecież nie ukrywał dowodów ani nic takiego – zauważył Nash.
Dalton zrobił się czerwony jak burak.
– Zamknij pysk. Szczerze wątpię, że się nie zorientowałeś, co się dzieje pod twoim nosem.
– On nie miał o tym pojęcia – powiedział Porter. – To wszystko moja sprawka.
Dalton obrócił się gwałtownie z powrotem w jego stronę.
– Nie dość, że zaszkodziłeś śledztwu w sprawie Zabójcy Czwartej Małpy, to teraz utrudniasz nam znalezienie tego nowego psychola, który porywa dziewczyny. Nie mogę sobie pozwolić, żeby wyłączyć cię z dochodzenia.
– To tego nie rób.
– Hurless powiedział o wszystkim zastępcy dyrektora z FBI, a on zadzwonił do naszego komendanta. Nie mam już na to żadnego wpływu. – Kapitan spuścił wzrok. – Na tydzień zawieszam cię w obowiązkach służbowych. Masz przez ten czas wybić sobie z głowy cały ten syf. Jeśli się dowiem, że nie dałeś sobie z tym spokoju, będzie znacznie gorzej. Zgodzili się nie wnosić oskarżenia, ale zawieszenie nie podlega negocjacjom.
– Kapitanie, przecież to jest klasyczna próba sił. Nie może pan pozwolić, żeby polityczne przepychanki decydowały o pańskich działaniach. Złapanie tego faceta to nasz priorytet, a nikt nie wie więcej…
Dalton wyciągnął rękę.
– Broń i odznaka.
Porter wiedział, że nie ma sensu się kłócić. Posłusznie oddał glocka i legitymację służbową.
Dalton schował je do kieszeni kurtki, obrócił się i wyszedł. Nacisnął guzik przyzywający windę.
– Ten nowy facet jest groźny, kapitanie. Posuwa się coraz dalej – powiedział Porter.
– Nash i Clair się tym zajmą – odparł Dalton, nawet się nie odwracając. – Przez najbliższe siedem dni masz się z nami nie kontaktować. Jeśli się dowiem, że się wtrącasz, dostaniesz następny tydzień. Rozumiemy się?
Porter nie odpowiedział.
– Rozumiemy się? – powtórzył kapitan.
– Tak – odpowiedział Porter.
Przyjechała winda. Dalton wsiadł i przytrzymał drzwi, żeby się nie zamknęły.
– Nash, jedziesz ze mną.
Nash zerknął na Portera, ale nic nie powiedział. Porter skinął nieznacznie głową.
Nash wsiadł do windy. Drzwi się zamknęły i Porter został sam na środku swojego mieszkania. Serce łomotało mu w piersi, a cisza zdawała się krzyczeć.