Читать книгу Piąta ofiara - J.D. Barker - Страница 8
6
ОглавлениеPorter
Dzień drugi, 7.26
– Panowie?
Porter otworzył oczy, mrugając intensywnie, i dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że znajduje się w gabinecie Eisleya w kostnicy. Przez sen zsunął się na winylowym krześle, strzykało mu w karku od spania w dziwnej pozycji. Nash półleżał za biurkiem Eisleya z głową opartą na stercie papierów.
Eisley wziął do ręki jakiś podręcznik medyczny, podniósł go na metr nad biurko i upuścił. Książka upadła z głośnym hukiem i Nash wyprostował się gwałtownie na krześle, ślina ciekła mu po podbródku.
– Co do…
– Kwiat naszej policji w akcji – rzucił Eisley z przekąsem. – Chodźcie.
Porter zerknął na zegar ścienny – prawie wpół do ósmej. Przyjechali tu nieco ponad trzy godziny temu.
– Szlag, nie sądziłem, że usnę – wymamrotał. Wyjął z kieszeni komórkę: trzy nieodebrane połączenia od Clair, żadnych wiadomości na poczcie głosowej.
Eisley zaprowadził ich przez podwójne drzwi na tyłach gabinetu do dużej sali sekcyjnej. Porter i Nash wzięli rękawiczki z pudełka umieszczonego na ścianie przy drzwiach.
Wszystkie odgłosy niosły się tutaj echem.
Ta myśl zawsze przychodziła Porterowi do głowy tuż po przekroczeniu progu tej sali. Wszystko brzmiało inaczej z powodu beżowych kafelków na podłodze i ścianach. Druga cecha pomieszczenia sekcyjnego, która zawsze zwracała jego uwagę, to temperatura – nie wiedział, ile dokładnie jest tu stopni, ale odnosiło się wrażenie, że o kilkanaście mniej niż w gabinecie. Na karku czuł gęsią skórkę, przeszedł go dreszcz. Trzecią rzeczą, do której nie potrafił się przyzwyczaić, był zapach. Nie pachniało tu źle, przynajmniej dzisiaj, ale bardzo mocno. Ciężka woń przemysłowych środków czyszczących miała zamaskować smród czegoś innego, o czym Porter wolał nie myśleć.
Jarzeniówki świeciły jasno pod sufitem, odbijały się w szafkach ze stali nierdzewnej. Duża, okrągła lampa chirurgiczna górowała nad stojącym na środku stołem sekcyjnym, na którym spoczywało ciało wyłowione z zalewu.
Eisley musiał zamknąć dziewczynie oczy.
„Śpiąca królewna”.
Z boku leżał koc elektryczny i stały cztery duże lampy.
Eisley zauważył, że Porter na nie patrzy.
– Poszczęściło nam się. Nie spędziła w zalewie dużo czasu, a ciało znajdowało się pod linią zamarzania. Gdyby całkowicie zamarzła, trzeba by parę dni poczekać z sekcją. W tym wypadku wystarczyło kilka godzin, żeby odpowiednio podnieść temperaturę ciała.
– Jeszcze jej nawet nie rozcięliście – zauważył Nash. – Wygląda na to, że wcale nie zaczęliście działać.
– Zdziwiłbyś się, jak wiele mogą powiedzieć zwłoki, jeśli wiadomo, gdzie szukać – odparł Eisley. – Będę mógł ją otworzyć dopiero jutro, ciągle jest zimna. Jeśli zbyt szybko ją ogrzejemy, ryzykujemy krystalizację i uszkodzenie komórek. Ale to wcale nie znaczy, że w międzyczasie dziewczyna nic nam nie może powiedzieć. W przeciwieństwie do was ciężko pracowałem. – Przeciągnął dłoń przez włosy dziewczyny. – Mówiła do mnie, a ja jej słuchałem.
– Przestań, zaczynam się ciebie bać – powiedział Porter.
Eisley uśmiechnął się i cofnął o krok od stołu.
– Chcecie się dowiedzieć, co ustaliłem?
– Byłoby bardzo miło z twojej strony.
Podszedł do jednego z boków stołu i podniósł rękę ofiary.
– Zimna woda świetnie ją zakonserwowała. Z większością wyłowionych ciał mamy problem, trudno zdjąć odciski. Skóra puchnie, musimy przywrócić ją do normalnego stanu przed zdjęciem odcisków. Tak jak kiedy marszczą wam się palce w kąpieli, tyle że w wersji ekstremalnej.
– Ja tam raczej wolę prysznic – stwierdził Porter.
Eisley zignorował jego uwagę.
– W lodowatej wodzie odciski palców zachowały się nietknięte, utrzymałyby się tak pewnie aż do wiosennych roztopów. – Opuścił dłoń dziewczyny z powrotem na stół, ułożył ją delikatnie u jej boku. – Dostałem wyniki jakieś dwie godziny temu. Potwierdzają, że to Ella Reynolds, dziewczyna, która zaginęła przed trzema tygodniami.
Porter westchnął. Spodziewał się tego, ale wypowiedziane na głos słowa brzmiały jakoś przygnębiająco.
– A co z czasem i przyczyną śmierci?
– Jak już mówiłem, z powodu lodowatej wody określenie czasu zgonu może być problematyczne. Na razie mogę stwierdzić, że najwyżej czterdzieści osiem godzin temu, ale nie mniej niż dwadzieścia cztery. Mam nadzieję zawęzić to okienko, kiedy już rzucę okiem na jej wątrobę i inne narządy – wyjaśnił. – Pomożecie mi ją przekręcić?
Porter i Nash wymienili spojrzenia. Nash cofnął się lekko. Jak na detektywa z wydziału zabójstw miał dziwną awersję do zwłok.
Porter złapał dziewczynę za nogi, Eisley wziął ją pod pachy i razem przewrócili ją na brzuch.
Eisley przeciągnął palcem po długiej, ciemnej linii biegnącej w poprzek jej pleców.
– To od liny, za pomocą której utrzymywał ją pod powierzchnią wody. Odbarwienie skóry wskazuje na to, że zawiesił ją po śmierci. Oczywiście wkrótce po śmierci, w przeciwnym razie ślad nie byłby tak widoczny, zwłaszcza biorąc pod uwagę tę grubą kurtkę, którą miała na sobie. – Skinął głową w stronę kupki schludnie poskładanych ubrań na stalowym blacie.
Nash podszedł, podniósł czerwoną parkę i zaczął przeszukiwać kieszenie.
– Zauważyłeś jakiekolwiek informacje identyfikacyjne na ubraniach?
– To nie są jej ubrania, prawda? – Eisley raczej stwierdził fakt, niż zadał pytanie.
Porter zwrócił się do niego.
– To twój wniosek z badania?
– Mam takie podejrzenia, ale nie jestem pewny, czy nazwałbym je aż wnioskiem. Wszystko zdawało się na nią trochę za małe. W normalnych okolicznościach uznałbym to za rezultat spuchnięcia ciała w wodzie, ale ponieważ w tym wypadku prawie go nie było, wydało mi się to dziwne. Zwłaszcza bielizna i dżinsy były przyciasne, co najmniej o rozmiar czy dwa. Wbiła się w nie, ale są obcisłe, wręcz niewygodne. Spójrzcie na czapkę – powiedział – wskazując na blat. – Na metce są jakieś litery, najprawdopodobniej inicjały.
Nash odłożył kurtkę, podniósł białą czapkę i wywrócił ją na lewą stronę.
– L.D. Trochę wyblakłe, ale nie ma wątpliwości, co jest tu napisane.
– Lili Davies – stwierdził Porter.
– Prawdopodobnie tak.
– A kto to? – zapytał Eisley.
– Inna nastolatka, dzisiaj zaginęła – wyjaśnił Porter.
– Czyli zabójca tej dziewczyny przebrał ją w ciuchy tamtej drugiej?
– Na to wygląda.
– Hmm.
– A przyczyna zgonu? Nie widzę nic na ciele. Żadnych ran ani śladów duszenia.
Eisley się ożywił.
– Aaa, tak. Zdziwicie się.
– Jak umarła?
– Utopiła się.
Nash zmarszczył czoło.
– A co w tym dziwnego? Znaleźliśmy ją w zalewie.
Porter uniósł dłoń.
– Mówiłeś, że ślady na plecach powstały po śmierci. Twierdzisz, że jeszcze żyła, kiedy włożył ją pod lód?
– Nie, nie, wtedy już była martwa. Mam na myśli, że utonęła, a potem wrzucił ją do zalewu. – Podszedł do mikroskopu ustawionego na podwyższeniu po jego lewej stronie. – Popatrzcie – powiedział, wskazując na urządzenie.
Porter podszedł i zajrzał w okular.
– Co mam tu zobaczyć?
– Kiedy ją przywieźli, udało mi się wprowadzić rurkę do płuc i wyciągnąć wodę, tę, którą tu widzisz.
Porter zmarszczył brwi.
– Co to za małe ziarenka w niej pływają?
Kącik ust Eisleya wygiął się w górę.
– To, przyjacielu, jest sól.
– Utonęła w słonej wodzie?
– Właśnie.
Na twarzy Nasha konsternacja walczyła z brakiem zrozumienia.
– Jesteśmy w Chicago… Do najbliższego oceanu mamy ile, z półtora tysiąca kilometrów?
– Najbliżej byłoby nad Atlantyk – odparł Eisley. – Baltimore w Marylandzie. Jakieś tysiąc sto kilometrów.
Zadzwoniła komórka Portera. Zanim odebrał, zerknął na wyświetlacz.
– Cześć, Clair.
– Wróciłeś z wywczasów? Dzwoniłam do ciebie z dziesięć razy.
– Trzy razy.
– Aha, czyli twój telefon jednak działa – powiedziała. – Nigdy nie ignoruj kobiety, Sam. To się nie może dobrze skończyć.
Porter przewrócił oczami i powoli przeszedł na drugą stronę sali.
– Jesteśmy u Eisleya w kostnicy. Potwierdził tożsamość dziewczyny z zalewu, to Ella Reynolds. Wygląda też na to, że miała na sobie ubrania Lili Davies.
– Jakiej znowu Lili Davies?
Wydawało mu się, że już jej powiedział o drugiej zaginionej dziewczynie, ale teraz uświadomił sobie, że wcale tego nie zrobił. Nie rozmawiali od czasu wizyty w parku. Potrzebował snu. Umysł zasnuwała mu jakby gęsta mgła.
– Spotkajmy się w pokoju narad, będziemy tam z Nashem za pół godziny. Musimy wymienić informacje.
– Jasne – zgodziła się Clair. – A nie spytasz mnie, dlaczego do ciebie wydzwaniałam?
Porter zamknął oczy i przeczesał włosy palcami.
– Dlaczego do mnie wydzwaniałaś, Clair?
– Znalazłam coś na nagraniach z parku.
– Za pół godziny w pokoju narad. Wszystko omówimy. Weź Kloza.