Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 13

***

Оглавление

O mój Boże! Moje nogi. Spojrzałam krzywo na poocierane, opuchnięte, cholernie obolałe i brudne stopy. Z przystanku do domu szłam boso, nie dałam rady. Położyłam się na plecach i próbowałam rozruszać palce u stóp, jęknęłam z bólu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi:

– Śpisz, Reb? – szept Treya.

– Nie, umieram – odpowiedziałam. Wszedł ubrany w dżinsy i czarną koszulę. – Masz randkę? – zapytałam zaskoczona jego wyglądem.

– Nie, byłem na uczelni załatwić dziekankę.

O kurwa, nie!

– Udało ci się? – pisnęłam z nadzieją, że nie.

– No! – krzyknął radośnie i dodał: – Jedziemy w trasę ze Sweet Bad Sinful! – wskoczył na łóżko i uściskał mnie mocno. – Nie cieszysz się? – zapytał, nie widząc mojego entuzjazmu.

– Cieszę – skłamałam. Nie mogę się teraz wycofać. Zrezygnował ze studiów. Dla mnie. Dla tej pracy. Jasna cholera!

– To dzwoń do Millsa i mu powiedz! A właśnie, jak wczorajsza kolacja? Spodziewałem się, że nie wrócisz na noc do domu.

– Jak widać wróciłam.

– Zrobiliście to?! – zapytał podekscytowany.

– Nie. Wiedziałbyś pierwszy, gdyby to się stało.

– Oj wiem. Tak pytam! – spojrzał na moje stopy. – Gdzieś ty łaziła?

– Nie pytaj i napuść mi lepiej wody do wanny. Nie domyję tego do niedzieli.

– Weszłaś w psią kupę? – zapytał, wąchając moje brudne stopy, i zrobił taką minę, że od razu zaczęłam się śmiać.

– Nie wiem, może.

– O fuuuuuu!

Ryknęłam śmiechem i pacnęłam go w ramię.

– Kocham cię, Trey.

– Ja ciebie też kocham, mała – przytulił mnie mocno i cmoknął w policzek.

Gdy zmyłam brud ze stóp, zobaczyłam, ile mam na nich bąbli. O rany! Nigdy więcej nie założę tych butów. Wrzuciłam je głęboko do szafy, starając się nie myśleć o Sedricku. Nawet nie zadzwonił, nie zainteresował się, czy w ogóle dotarłam do domu. Chciał mnie tylko przelecieć i tyle. Teraz cieszę się, że wyszło, jak wyszło. Żałowałabym do końca życia, gdybym wczoraj poszła z nim do łóżka. Usiadłam w kuchni i zaparzyłam sobie kawę.

– W co się ubierasz na koncert? – zapytał Trey.

– Koncert? Jaki koncert?

– No dziś. Dostałaś przecież bilety od Sedricka.

O matko, to dziś? Dziś jest piątek?

– Chyba nie dam rady iść z tymi stopami – pokazałam mu swoje nogi.

– E tam! Załóż baleriny czy coś. Przecież nie możemy tego przegapić! Zresztą dzwoniłem już i powiedziałam, że będziemy.

– Do kogo dzwoniłeś?

– Do Seda.

– Mówił coś?

– Nie za wiele, zajęty był. Wyśle po nas samochód z kierowcą. Uwierzysz?

– Tia – wywróciłam oczami.

– Jakaś jesteś nie w humorze, stało się coś wczoraj?

– Nie.

– Mała, nie okłamuj mnie – Trey odłożył koszulkę na krzesło i podszedł do mnie.

– Nie okłamuję. Nic się nie wydarzyło.

– Całowaliście się chociaż?

– Trey, błagam! – posłałam mu zbolałe spojrzenie.

– Ej, no powiedz!

– Tak, całowaliśmy się.

– I jak?

– Jak całuje?

Pokiwał głową.

– Dobrze, nawet bardzo dobrze – dodałam i bezwiednie przygryzłam wargę.

– Nie próbował czegoś więcej?

– Zatańczyłam dla niego.

– O łał!

– Służbowo, że tak powiem.

– Służbowo czy nie i tak na pewno mu stanął!

I to jak, pomyślałam i powiedziałam:

– Pewnie tak.

– Nie sprawdzałaś?

– Nie – skłamałam. Cholera. Okłamałam mojego najlepszego przyjaciela, pierwszy raz w życiu. Poczułam się paskudnie.

– Serio, jest coś z tobą nie tak, brakuje ci piątej klepki czy coś – wzruszyłam ramionami.

– Pewnie tak.

– Ej, mała, co jest? – wciągnął mnie na swoje kolana.

– Zróbmy to, Trey.

– Co? – spojrzał pytająco.

– Chcę już to mieć za sobą.

– Ale co? – powtórzył.

– Kochaj się ze mną Trey. Teraz! – wypaliłam i pocałowałam go namiętnie. Siedział na oparciu sofy w salonie, więc oboje polecieliśmy do tyłu. Wylądowałam na nim i zaczęłam go rozbierać. Nie protestował.

– Na pewno tego chcesz? – wyjęczał, gdy dobrałam mu się do rozporka.

– Tak – szepnęłam i zaczęłam całować go po klatce piersiowej. Tak bosko pachnie. Pocałowałam go po stronie serca i spojrzałam na niego.

– Jesteś taka śliczna, mała – musnął kciukiem kącik moich ust i podciągnął mnie do siebie, by namiętnie pocałować.

– Och, Trey! – jęknęłam, gdy zdjął mi koszulkę, zaraz potem stanik.

– To nic między nami nie zmieni, prawda? – zapytał nagle, przerywając pieszczoty moich piersi.

– Nie. Proszę, zrób to – zacisnęłam powieki, siedząc na nim okrakiem. Oboje byliśmy już nadzy.

– Rozluźnij się – powiedział i wsadził we mnie palec, aby mnie trochę przygotować. – Ale jesteś mokra!

– Boże! – krzyknęłam, gdy znalazł ten punkt w środku i zaczął go masować. Ścisnęłam jego ramiona owładnięta pożądaniem. Odrzuciłam głowę i zamknęłam ponownie oczy, by nie patrzeć na jego wielkiego penisa. To też nie jest rozmiar odpowiedni na pierwszy raz. Gdy kciukiem dotknął mojej łechtaczki, zaczęłam szczytować.

– O kurwa, tak – syknął przez zaciśnięte zęby, kiedy poczuł, jak zaciskam się na jego palcu. Ścisnął mocno pośladki i gdy drugi orgazm wstrząsał moim ciałem, wszedł we mnie mocno, gwałtownie.

– O Boże! – krzyknęłam z bólu. Jezu, co za ból! Po orgazmie nie został nawet ślad. Nie potrafię tego nawet opisać. Jakby gorący pręt rozrywał mnie od środka.

– Spokojnie, mała – przytrzymał mnie, widząc moją minę.

– Trey, to boli, bardzo boli – zakwiliłam cicho, a do oczu napłynęły mi łzy.

– Wytrzymaj Reb, taka dzielna z ciebie dziewczynka. Tak bardzo cię kocham – pocałował mnie czule w usta i poruszył się delikatnie.

– O matko! – krzyknęłam ponownie, miałam ochotę się zerwać, uciec jak najdalej.

– Jeszcze chwila – wyszeptał głaszcząc moje włosy.

– Chwila na co? – zapytałam ze łzami w oczach.

– I wejdę głębiej.

– O mój Boże! – chciałam go odepchnąć i wstać, ale mi nie pozwolił. Wcisnął całego siebie we mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało, wydając przy tym ryk pragnienia i czegoś, czego nie potrafię opisać. Po tym urwał mi się film.

Na szczycie

Подняться наверх