Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 22
***
ОглавлениеWłaśnie stoję przed wielkim domem Sedricka Millsa w najmodniejszej dzielnicy Hollywood. Trey wypakowuje nasze walizki z taksówki. Ma ich więcej niż ja, no cóż.
– Wystawić rachunek na pana Millsa? – zapytał taksówkarz. Trey spojrzał na mnie pytająco.
– Nie, ja zapłacę – wyciągnął portfel i uregulował rachunek. Skąd ma pieniądze? Zmrużyłam oczy.
– Skąd masz kasę?
– Dostałem stypendium, jest przecież koniec miesiąca.
– No tak, ja też powinnam mieć wypłatę – skrzywiłam się na myśl, że Suzanne mi nie zapłaciła.
– Za niecałe trzy tygodnie będziesz żoną milionera, nie musisz się martwić o pieniądze.
– Pewnie walnie taką intercyzę, że i tak nic mi nie przypadnie – zaśmiałam się, a Trey pokręcił głową. Wtaszczył nasze walizki do środka i aż zagwizdał. Dom zrobił na nim ogromne wrażenie, na mnie zresztą też. Chyba w życiu nie będę w stanie się do tego przyzwyczaić.
– Gdzie mój pokój? – wyszczerzył zęby.
– Nie mam pojęcia.
– Sed jest w domu?
– Nie mam pojęcia – roześmiałam się.
– Ale z ciebie narzeczona. – Trącił mnie biodrem tak, że prawie się przewróciłam, ale mnie złapał.
– Chodź, obejrzymy sobie dom sami – chwyciłam go za rękę i ruszyłam do kuchni. Tu byłam, więc od razu przeszliśmy do salonu. O łał.
– Widzisz to, co ja? – zapytał z rozdziawioną buzią, a ja miałam podobną minę.
– Mówisz o tym kinie domowym, stole do bilarda czy o kominku?
– Cholera, on ma wszystkie gry na xboxa! – aż podskoczył i zaczął przeglądać wielką ścianę filmów i gier. Mnie zainteresował instrument w rogu salonu. To piękny czarny, klasyczny fortepian. Usiadłam i otworzyłam klapę, wydałam kilka dźwięków. Trey odwrócił się w moją stronę.
– Jezu, nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałem, jak grasz. – Podszedł do mnie z uśmiechem.
– Ja też – westchnęłam cicho.
– Nie brakuje ci tego?
– Nie… Nie wiem.
– Szkoda, że zrezygnowałaś ze studiów. Naprawdę miałaś talent.
– Trey, nie zaczynaj – rzuciłam mu karcące spojrzenie.
– Tak tylko mówię. Ale szkoda, że przestałaś grać.
– To drogie hobby, wiesz ile kosztowały mnie lekcje. No i w życiu nie byłoby mnie stać na własny fortepian.
– Wiem, Reb. Zagraj coś… – przysiadł obok na stołku przed fortepianem. Przesunęłam się kawałek, by się zmieścił.
– Coś wesołego?
– Coś prosto z serca.
Zaczęłam więc grać Bacha. To nie była wesoła melodia, ale tak właśnie czułam. Miałam mnóstwo obaw, mnóstwo wątpliwości co do tego wszystkiego. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść muzyce. To mnie odpręża, żałuję, że częściej tego nie robię. Fortepian to jedyny przedmiot, z którym wiążą się miłe wspomnienia z dzieciństwa, a z drugiej strony bardzo złe, wręcz najgorsze.
– Jesteście już! – usłyszałam głos Seda i od razu przestałam grać. Zerwałam się, jakby ktoś przyłapał mnie na gorącym uczynku.
– Nie przestawaj, Reb, to było super! – powiedział Trey.
– To było piękne – dodał Sed i uśmiechnął się do mnie. – Często grasz? – zapytał.
– Nie, kiedyś tam grałam… – speszona miałam ochotę się schować w ciemny kąt, by nikt na mnie nie patrzył.
– Ale z ciebie skromnisia, Reb. Studiowała to! – wygadał się mój przyjaciel.
– Zamknij się, Trey! – warknęłam, bo to dla mnie bolesny temat.
– Studiowałaś grę na pianinie? – Sed zapytał zaskoczony.
– Tak – odpowiedział za mnie Trey.
– Nie!
– Więc tak czy nie?
– Nie do końca…
– Dlaczego nie chciałaś się przyznać, gdy pytałem, co studiujesz? – podszedł do mnie i objął mnie czule.
– To był tylko semestr, mówiłam ci, że zrezygnowałam.
– Niepotrzebnie! Była najlepsza w swojej grupie! – znowu wtrącił Trey.
– Zagraj coś jeszcze – zachęcał mnie Sed.
– Oj, dajcie spokój! – Zdenerwowana wyszłam z salonu na taras. Przywalę Treyowi, jeśli dalej będzie wygadywał takie rzeczy. Nienawidzę o tym rozmawiać i wiele razy mu o tym mówiłam. Myślałam, że to zamknięty temat. Przez szklane drzwi zobaczyłam, jak Trey tłumaczy coś Sedowi, a ten słucha uważnie, kiwając głową. W pewnym momencie zrobił skrzywioną minę i obaj spojrzeli w moją stronę. Odwróciłam wzrok i usiadłam na brzegu basenu.
– Co tam, kochanie? – przysiadł się do mnie Sed. Odkąd w dość dziwny sposób postanowiliśmy wziąć ślub w Vegas, tak właśnie się do mnie zwraca. To urocze, ale też trochę wkurzające.
– Nic. Moczę nogi – pomachałam nimi pod wodą.
– Chcesz gdzieś wyjść dziś wieczorem?
– A nie zjedzą nas? Po tych zdjęciach w dzisiejszych gazetach… – spojrzałam na niego. Po szalonym weekendzie i niespodziewanych zaręczynach w restauracji na plaży w plotkarskich czasopismach i w internecie pojawiły się nasze zdjęcia jak się całujemy z podpisem: „Sedrick Mills, menadżer Sweet Bad Sinful, na kilka dni po tym, jak zostawił swoją wieloletnią narzeczoną w dniu ich ślubu, zaręczył się ze striptizerką”. Skąd oni mają te wszystkie informacje? Ja tylko czekam na telefon od matki.
– Zarezerwowałem stolik w „Sunset Boulvard”.
– Serio? – uniosłam brew, bo to jedna z najlepszych restauracji w Los Angeles, na stolik czeka się tam kilka miesięcy.
– Masz ochotę się tam wybrać?
– Pewnie, że tak. Podobno mają tam wielkie morskie akwarium pod podłogą! – chyba się za bardzo podekscytowałam, bo się roześmiał.
– No mają.
– Jestem żałosna, prawda?
Objął mnie i pocałował w czoło.
– Nie, jesteś urocza.
– To znaczy to samo – skrzywiłam się i spojrzałam na niego.
– Rozumiem, że to wszystko to dla ciebie nowość. Nie wstydź się tego, że wcześniej gdzieś nie byłaś albo czegoś nie widziałaś.
– Przechodziłam kiedyś przed „Sunset Boulvard”! To chyba się liczy, nie?
– Oj, kochanie! – roześmiał się zaraźliwie.
– Dlaczego mówisz do mnie „kochanie”? – zapytałam.
– A jak mam mówić?
– Mam na imię Rebeka…
– Mam się zwracać do ciebie tylko po imieniu?
– No nie, ale kochanie… to takie…
– No jakie?
– Wkurwiające.
– Mój Boże, zero w tobie romantyzmu! – znowu się roześmiał.
– To źle?
– Popracujemy nad tym. A teraz chodź, mam coś dla ciebie – wstał i podał mi dłoń, bym poszła za nim. Wyszłam z basenu i dałam się zaciągnąć do sypialni. W świetle dziennym wygląda inaczej, niż ją zapamiętałam. Z toaletki zniknęły kosmetyki Kary i nie czuć już tego kobiecego zapachu. Rany! To teraz też moja sypialnia.
– Co dla mnie masz? – zapytałam, oglądając zdjęcia w ramkach na komodzie.
– To – podał mi moją torebkę, którą zgubiłam w piątek.
– O, dzięki! Gdzie była?
– W autobusie pod stertą ubrań, znalazłem przy sprzątaniu.
– Sprzątałeś bus?
– Erick i Clark tego nie zrobili…
– Kibel też przepchałeś?! – parsknęłam śmiechem.
– Co to to nie! Zadzwoniłem po firmę i zrobili z tym porządek. Nie chcesz wiedzieć, co tam było!
– Kto to? – zapytałam, pokazując kobietę na zdjęciu w srebrnej ramce.
– To moja matka.
– Matka? – wzięłam zdjęcie w dłoń i przyjrzałam się kobiecie. Wygląda tak młodo, że w życiu bym nie powiedziała, że to jego mama.
– Tak, a to moja siostra.
Ma siostrę? Dobrze wiedzieć.
– Wyglądają jak siostry! – pisnęłam.
– Dobrze się konserwuje, jej chirurg zarobił już na niej fortunę – wywrócił oczami.
– A to? – wskazałam na inną kobietę.
– Matka Kary – zdjęcie przedstawia ją i Seda na nartach gdzieś w górach. Chyba ich rodziny były blisko, skoro razem wyjeżdżali. Sed wyjął zdjęcie z ramki i wrzucił do szuflady. To miłe, ale na większości zdjęć jest właśnie z Karą. Wyrzuci je wszystkie?
– Pokażesz mi dom? – zmieniłam temat.
– Za chwilę, zajrzyj do garderoby.
– Gdzie ona jest? – rozejrzałam się po sypialni.
– Za tamtą ścianą – wskazał na ścianę, która wygląda jak każda inna, ale po dotknięciu rozsunęła się w czarodziejski sposób, ukazując ogromną garderobę. Połowa jest pusta, druga zaś wypełniona po brzegi ubraniami Sedricka.
– I co? – zapytałam, nie bardzo wiedząc, co to ma znaczyć.
– To twoja połowa, możesz tu zostawić swoje rzeczy, jeśli oczywiście chcesz.
– Moje ubrania zmieszczą się na tej małej półeczce – pokazałam na jedną z wielu.
– W waszym mieszkaniu były stosy ubrań…
– Większość to Treya, te walizki na dole to jego. Moja jest jedna.
– Nie lubisz robić zakupów? – otworzył jedną ze swoich szaf i zaczął przebierać w garniturach. Ma ich chyba z piętnaście. Po cholerę komuś tyle rzeczy?
– Nienawidzę! Chyba, że spożywcze.
– Przecież ty nic nie jesz!
– Uwielbiam jeść! – podniosłam głos.
– Trudno w to uwierzyć, patrząc na ciebie.
– Co jest ze mną nie tak? – skrzywiłam się i spojrzałam na swój tyłek w lustrze.
– Jesteś taka…
– No, jaka?
– Taka malutka…
– Nic nie poradzę, że jestem niska.
– Nie mówię o wzroście, jesteś drobna.
– Drobna? Mam wielki tyłek i wielkie cycki! – pisnęłam oburzona.
– Masz śliczny tyłek i cudowne piersi. – Podszedł i stanął za mną, kładąc dłonie na moich biodrach.
– To co się czepiasz?
– Nie czepiam, po prostu chciałbym, byś więcej jadła. Jak ty dasz radę tańczyć cały koncert, jedząc banana i popijając go red bullem?
– Tak już mam, że czasami zapominam o jedzeniu. Przyzwyczaiłam się do tego.
– Przyzwyczaiłaś się zapominać o jedzeniu? – skrzywił się.
– Nie. Przyzwyczaiłam się do niezwracania uwagi na uczucie głodu – powiedziałam i już wiedziałam, że znowu zanosi się na rozmowę o mojej matce. Widzę to po wyrazie jego twarzy, a kompletnie nie mam ochoty na tę rozmowę. Na pewno nie dziś i nie teraz. – Przyniesiesz mi walizkę? Wypakuję się – zmieniłam temat.
– Jasne. Która jest twoja?
– Ta granatowa.
Westchnął, bo wiedział, że zrobiłam to specjalnie. Wyszedł, a ja z ciekawością przejrzałam jego garnitury. Po co mu tyle? A jeszcze więcej ma ubrań typu dżinsy, koszulki… A butów… W życiu tyle nie widziałam! Ile biżuterii! O rany! Nie mogłam się powstrzymać i wzięłam do ręki wielkiego rolexa. Całego z białego złota albo platyny… Nie wiem, nie znam się na tym. Tarcza wysadzana diamentami. No, cholera, piękny! Pewnie kosztował z milion dolarów!
– Podoba ci się?
Aż podskoczyłam, słysząc głos Seda. Zegarek wypadł mi z ręki i upadł na drewnianą podłogę i… niech zginę… coś od niego odpadło. Prawie dostałam zawału.
– O Boże, przepraszam! – Rzuciłam się na ratunek zegarkowi za miliard dolarów, chwyciłam go. Szybka. Pieprzona szybka pękła! O ludzie! Spojrzałam na Seda i nie wiedziałam, czy jest zły, czy co?
– Pękła? – zapytał zaskakująco spokojnie.
– Jezu, tak! – pisnęłam i poczułam, że chyba zaraz się popłaczę.
– Wiedziałem, że to podróba – podszedł i wyjął mi zegarek z ręki.
– Sed, przepraszam… – spojrzałam przerażona. Nigdy mu się za to nie wypłacę!
– Daj spokój, to jakieś gówno, nie rolex.
– Nieważne! Zepsułam ci zegarek!
– Nawet gdyby to był rolex, to nic by się nie stało. Nie przejmuj się.
– To nie żadna ważna pamiątka czy coś? – zapytałam, próbując uwierzyć w jego słowa.
– Nie. Dostałem go od jakiegoś sponsora po koncercie, od razu wiedziałem, że to podróba.
– Rany, kamień z serca! Myślałam, że zniszczyłam ci rolexa za miliard dolarów! – Musiałam mieć niezłą minę bo Sed roześmiał się w głos.
– Nie mam pojęcia, jak by wyglądał zegarek za miliard, ale taki za pół miliona masz tutaj… – Wyjął drugi zegarek, tym razem był to oryginalny złoty rolex.
– Mogę przymierzyć? – Oczy zaświeciły mi się jak lampki na choince.
– Oczywiście. – Wyjął go ze specjalnego miejsca w szufladzie.
– Albo nie! Bo ci go zepsuję!
– Daj spokój. – Chwycił nadgarstek mojej lewej ręki i założył mi to cudo.
– Ale ciężki! – Spojrzałam z podziwem na swoją rękę.
– Dlatego go nie noszę, są cholernie niewygodne.
– Skąd go masz?
– Dostałem od ojca.
– Tak bez okazji?
– Z okazji ukończenia studiów.
O! A to nowość, Sedrick Mills studiował!
– Co studiowałeś?
– Marketing i zarządzanie oraz prawo.
– Dwa kierunki?
– Tak.
– Naraz? – Zrobiłam wielkie oczy.
– Tak.
– Masz dwa tytuły magistra?
– Tak.
O rany. A ja co? Ledwo ukończyłam liceum przez problemy z matką, potem jedna nieudana próba studiów, rezygnacja po pierwszym semestrze i praca striptizerki. Właśnie w tym momencie zaczęła dopadać mnie rzeczywistość.
– Więc kiedy zostałeś menadżerem chłopaków?
– Jeszcze na studiach. Pożyczyłem pieniądze od ojca i obiecałem, że w dwa lata oddam mu dwa razy tyle. Udało się, bo akurat wypuściliśmy pierwszy singiel.
– Nothing last forever – wypowiedziałam tytuł tamtej piosenki.
– Dokładnie tak.
– To był hit!
– Oddałem ojcu trzy razy tyle, ile pożyczyłem.
– Rodzice muszą być z ciebie bardzo dumni – spojrzałam na niego z podziwem. Ten facet ma być moim mężem, a ja tak mało o nim wiem.
– Teraz są, ale wtedy, gdy powiedziałem im, że zamierzam zainwestować w zespół rockowy, to nie byli szczęśliwi.
– Ale im pokazałeś, że miałeś rację.
– Moja mama kocha chłopaków jak własne dzieci, ojciec ma większy dystans i nigdy się nie przyzna ani mi tego nie powie, ale myślę, że tak, że jest dumny.
– A twoja siostra?
– To znaczy?
– No, opowiedz coś o niej. – Byłam bardzo ciekawa.
– Jest rok młodsza od ciebie, ma pstro w głowie i bzika na punkcie mody. Studiuje to… – odpowiedział z taką czułością. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak się przedrzeźniają, a tak naprawdę on za nią przepada i bardzo ją kocha. To takie słodkie.
– Fajnie. Jak ma na imię?
– Jessica.
– Jest śliczna – stwierdziłam przypominając sobie dziewczynę ze zdjęcia. Brunetkę o oczach identycznych jak brat.
– Nie tak jak ty.
Dotknął mojego policzka. Och!
– Mieszkają w Los Angeles? – pytałam dalej, mimo jego oczywistych chęci. Postanowiłam przecież przetrzymać go z seksem do ślubu. O rany! Jak to brzmi.
– Jess tak, studiuje tutaj. Rodzice mieszkają w Nowym Jorku.
– Pochodzisz z Nowego Jorku?
– Tak, a ty?
– Z Portland, a raczej z małej miejscowości pod Portland. – Nie wiem, czemu poczułam się głupio, mówiąc o tym.
– Jak się znalazłaś w Los Angeles?
– Wyjechaliśmy z Treyem zaraz po skończeniu liceum. Poczekał na mnie dwa lata, odłożyliśmy wszystkie pieniądze na bilety, wsiedliśmy w samolot i przylecieliśmy tutaj z zamiarem podbicia świata. No wiesz, jak każdy…
Uśmiechnął się.
– Wiem. No i co? Udało się?
– Chyba tak, za niecałe trzy tygodnie zostanę żoną menadżera najlepszego zespołu rockowego w branży – puściłam do niego oczko.
– Nie myślałaś o powrocie na studia?
O nie! Znowu się zaczyna.
– Sed, proszę…
– Pomogę ci, opłacę wszystko…
– Ruszamy w trasę.
– Wiem, nie mówię, że teraz. Ale za rok, jak to szaleństwo się skończy…
– Nie wybiegam myślami tak daleko, Sed.
– Może powinnaś.
– Na razie jestem przerażona tym, co się dzieje. Tydzień temu tańczyłam w klubie, a teraz jestem tutaj…
– To chyba korzystna zmiana? – spojrzał niepewnie.
– Niech pomyślę. Taniec w klubie czy pławienie się w luksusach? Trudny wybór.
Trącił mnie ramieniem.
– Żartownisia z ciebie.
– Pokażesz mi w końcu resztę domu?
– Nie wypakowujesz się?
– Zajmie mi to jakieś siedem minut, zrobię to później.
– Jak długo lekarz kazał ci poczekać z seksem? – wypalił z tym błyskiem w oku.
– Co najmniej dwa tygodnie – skłamałam. Jak mu powiem, że tydzień, to będę się z nim użerała przez dwa, a tak to tylko tydzień. Może jakoś uda mi się go przetrzymać.
– Dwa tygodnie? – skrzywił się z niezadowolenia.
– No co ja ci poradzę – wzruszyłam ramionami i próbowałam się nie roześmiać.
– Myślałem, że dwa, no może trzy dni…
– Może jakoś wytrzymasz. – Poklepałam go pocieszająco po ramieniu.
– To będą ciężkie dwa tygodnie! – westchnął głośno i w końcu oprowadził mnie po domu. Miał wszystko! Dosłownie wszystko. W piwnicy kino, saunę i wielki zapas alkoholu. Na parterze oprócz kuchni, salonu i jadalni były trzy łazienki i dwa pokoje gościnne, na piętrze sypialnia główna i cztery dodatkowe, a także gabinet i biblioteka. Obok domu głównego drugi, mniejszy, choć to pojęcie względne, bo i tak ogromny. Urządził w nim studio nagrań i salę prób. Garaż na pięć samochodów. O basenie już wspominałam. Byłam w lekkim szoku. Nie! W ogromnym szoku.
Trey od razu się zadomowił. Dostał pokój na parterze, własną łazienkę i garderobę. Gdy wróciliśmy z oglądania, siedział w salonie z chłopakami i grali na xboksie.
– Cześć, Reb! – krzyknęli chórem.
– Cześć – pomachałam i klapnęłam obok Ericka.
– Jak tam? Podoba ci się dom? – Wciągnął mnie na swoje kolana.
– Jest ogromny. Można się tu zgubić.
– Tylko nie pomyl sypialni któregoś razu! – odezwał się Nicki i puścił mi oczko.
– Do mojej możesz się zabłąkać! – Simon spojrzał na mnie wymownie.
– Zapomnij, stary! Nie słyszałeś najnowszych ogłoszeń parafialnych? – wypalił Alex.
– Coś tam słyszałem, ale to chyba jakaś ściema, co Reb?
No i co ja mam mu powiedzieć? O rany!
– Będziesz nam sypał kwiatki do ołtarza, Simon! – Na szczęście przyszedł Sed. Ten Simon faktycznie jest napalony na wszystko. Przeraża mnie.
– W tamtym tygodniu już byłem na jednym twoim ślubie, Sed! Znowu masz zamiar spierdolić? – roześmiał się, a chłopaki razem z nim.
– Jeśli to zrobi, to będzie największym idiotą na świecie. – Trey wstał i ściągnął mnie z kolan Ericka, widząc moją zniesmaczoną minę.
– Nigdzie się nie wybieram. – Sed chyba opanował wybuch gniewu.
– To gdzie ten pierścionek? – Nicki chwycił mnie za dłoń i zaczął oglądać moje palce.
– Będzie i pierścionek. Nie wasza sprawa, gnojki!
Rany, nie chcę tego słuchać. Teraz będą mu dogryzać cały czas. Mnie też?
– Pójdę się wypakować. – Uciekłam jak najszybciej. Na szczęście ani Trey, ani Sed, ani żaden z chłopaków za mną nie przyszedł. Dobrze, bo chyba potrzebuję pobyć sama. Czuje się tym wszystkim przytłoczona.