Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 25

***

Оглавление

Chłopaki nie zostawili nam ani kęsa z tego, co przygotowałam. Za to zostawili okropny bałagan. Skrzywiłam się na widok stołu zalanego piwem i sokiem porzeczkowym wymieszanym z resztką ziemniaków.

– Ja tego nie sprzątam! – Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Gotowałaś? – Sed spojrzał na mnie zaskoczony.

– Tak, prosiłam, by nie zjedli wszystkiego.

– Umiesz gotować?

– Nie bardzo, ale to, jak widać, mi wyszło.

– Nie zgłaszaj się za często na ochotnika, bo za bardzo nas przyzwyczaisz.

– Kto gotuje dla was, jak jesteście w trasie?

– Przydrożne bary. Żaden z nas nie potrafi gotować, a nawet jeśli któryś potrafi, to się do tego nie przyznaje.

– O, mała, tu jesteś! Szukałem cię! – Do kuchni wtoczył się Trey. O matko, już się tak narąbał? W jednej dłoni trzymał puszkę piwa, a w drugiej kontroler xboxa.

– Co robicie?

– Gramy w boks! Kto przegra, robi sobie z wami tatuaż!

– Jaki tatuaż? – wtrącił Sed, gdy przeszliśmy do salonu.

– Erick i Reb jadą do studia robić sobie tatuaże.

– Chcesz zrobić sobie tatuaż? – spojrzał na mnie krzywo.

– Nie chcę – odpowiedziałam cicho.

– Powiedziała, że prędzej zrobi sobie tatuaż, niż się z tobą prześpi! – wypalił kompletnie pijany Nicki. A ten skąd wie? Rzuciłam Erickowi i Alexowi miażdżące spojrzenie.

– Tak powiedziałaś? – roześmiał się.

– Byłam zła, to było w piątek.

– Długo nie wytrzymałaś, Reb! – roześmiał się Clark.

– Spadaj! – odparłam, a on posłał mi buziaka w powietrzu. Jest naprawdę słodki.

– Gracie z nami? – zmienił temat Erick.

– Nie, pójdziemy coś zjeść, bo jakieś bydło nie zostawiło nam nawet pół ziemniaka – odpowiedział, pokazując im środkowy palec.

– Swoją drogą, kto to posprząta? – odezwał się Simon, ale my byliśmy już w korytarzu. Sed wyprowadził z garażu błękitnego forda mustanga. O łał. Starałam się ukryć moją ekscytację.

– Gdzie jedziemy? – zapytałam, gdy ruszyliśmy.

– Jeszcze nie wiem – chwycił moją dłoń i uśmiechnął się, dodając gazu. Jest już późna noc i nie mam pojęcia, gdzie on mnie wiezie. Wyjechaliśmy za miasto, na jakieś pustkowie. Tylko droga, księżyc i my. Po drodze zajechaliśmy do przydrożnego baru i wzięliśmy chińszczyznę na wynos. Zajadając się smażonym makaronem, popijając mrożoną herbatę, siedzimy na masce jego auta i wpatrujemy się w rozgwieżdżone niebo.

– I co wtedy powiedział? – zapytałam z buzią pełną makaronu.

– Wyrzekł się i stwierdził, że tylko zrobiła mu loda – parsknęłam śmiechem, słysząc opowieść o podbojach w trasie.

– I chłopak uwierzył?

– Nie, ale dostał bilety na następny koncert i od razu zapomniał, że jego dziewczyna właśnie pieprzyła się z Nickiem.

– Mój Boże.

– I przyszli na ten koncert razem! A ona znowu rozłożyła nogi, tym razem przed Simonem!

– Macie wierne fanki – nie mogłam opanować śmiechu.

– Nie masz pojęcia, co te dziewczyny są w stanie zrobić, by zwrócić na siebie uwagę. Mam nadzieję, że nie będziesz się tym za bardzo przejmowała.

– Tym, że pokazują wam cycki, rzucają majtki na scenę i krzyczą? Spoko, jakoś sobie z tym poradzę.

– Mam raczej na myśli to, że są zdolne totalnie do wszystkiego. Nie chcę, byś była zazdrosna.

– Nie jestem zazdrosna – oburzyłam się.

– I nie będziesz robić mi awantur?

– Nie.

– Nawet jeśli zobaczysz mnie w dwuznacznej sytuacji?

– Wtedy urwę ci jaja, a tę laskę wyrzucę za włosy z autobusu i dam kopa na rozpęd!

Roześmiał się.

– Nigdy nie zdradziłem Kary… – Nie wiem, czemu to powiedział. Spojrzałam na niego niepewnie.

– To dobrze.

– Nie jestem typem, który łatwo się zakochuje…

Oho! Zaraz będzie jakieś wyznanie.

– Sed…

– Poczekaj, daj mi dokończyć.

Właśnie tego się bałam. Pokazałam ręką, by mówił dalej.

– Kara to pierwsza kobieta, z którą związałem się na stałe, oczarowała mnie tym, że była taka… taka beztroska, wesoła. Naprawdę dobrze nam się układało.

– Sed…

– Oświadczyłem się jej, bo chciałem, naprawdę wierzyłem, że nam się uda. Chciałem, by była matką moich dzieci i w ogóle…

– Nie chcę tego słuchać. – Zsunęłam się z maski samochodu.

– Poczekaj, nie wiesz, co chcę powiedzieć. – Ruszył za mną.

– Nie musisz mi się tłumaczyć, Sed. Kara nie ma dla mnie żadnego znaczenia, nie jest dla mnie zagrożeniem.

– Muszę mieć pewność, że nas nie poróżni.

– Nie będę z nią gadać, mam gdzieś, co ona myśli.

– Mamy wielu wspólnych znajomych, znam ją i wiem, że potrafi być wredna.

– Nie rusza mnie to. Już raz mnie spoliczkowała, trochę piekło, ale przeżyłam – uśmiechnęłam się.

– Kiedy cię spoliczkowała?

– Gdy przyszła niespodziewanie tamtego wieczoru do twojego domu.

– Powiedziała ci coś?

– Nic szczególnego.

– To znaczy? – Chwycił mnie za ramiona.

– Że jestem małą dziwką, że jej nie obchodzi, czy ci obciągnęłam, czy dałam dupy, bo i tak zawsze do niej wracasz, że zna takie jak ja, bo użera się z nimi od kilku lat.

– O rany! Przepraszam cię za to.

– Daj spokój, nie przejęłam się. Jest zdesperowana i jeśli faktycznie cię kocha, to powinna dać ci spokój, dać ci odejść i chcieć twojego szczęścia.

– Ty jesteś moim szczęściem. – Chwycił mnie za dłonie i spojrzał prosto w oczy. O cholera.

– Sed… – zabrakło mi tchu. A po chwili padł przede mną na kolana i wyciągnął małe pudełko, jest tak ciemno, że prawie nic nie widać. Jedynie księżyc oświetla nasze postaci.

– Rebeko Staton, czy zaszczycisz mnie i zechcesz zostać moją żoną? – zapytał drżącym głosem.

– Przecież już wiesz… – odpowiedziałam onieśmielona.

– Chcę to usłyszeć jeszcze raz, oficjalnie.

– Tak, Sedricku Millsie, zostanę twoją żoną – uśmiechnęłam się bezwiednie, Sed wstał z kolan. Otworzył pudełko, ale nic nie było widać.

– Poczekaj! – Podbiegł do auta i włączył światła. Poraziły mnie i przez chwilę nic nie widziałam. Wrócił i wsunął mi na palec pierścionek.

– O cholera! – aż zakryłam usta dłonią, widząc najpiękniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. Ogromny różowy diament w szlifie Princessa, w klasycznej platynowej obrączce wysadzanej mnóstwem mniejszych białych diamentów, lśni na moim palcu.

– Nie wiedziałem, jaki masz rozmiar – odezwał się w końcu.

– Sed, ja…

– Będzie go trzeba trochę zmniejszyć, ale to nie problem. Podoba ci się? – zapytał z nadzieją.

– Jest, jest przepiękny – nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Kosztował pewnie fortunę, nawet nie chcę o tym myśleć.

– Nie tak piękny jak ty… – Wsunął rękę w moje włosy, przytuliłam policzek do jego ciepłej dłoni i ucałowałam. On naprawdę uważa, że jestem piękna.

– Pocałuj mnie – wyszeptałam, pragnąc, by zrobił to jak najszybciej.

– Gdzie? – uśmiechnął się tryumfalnie.

– Wszędzie… – Och, nieważne, co sobie założyłam. Nie dam rady się powstrzymać. Nieważne, co mówił lekarz, nieważne, że może zaboleć. Pragnę go poczuć, poczuć w sobie teraz. Tak! Ja i moja silna wola nie mają się najlepiej.

– Jeśli to zrobię, nie będę mógł się oprzeć… – zamknął oczy, próbując się opanować.

– Nie chcę, byś się opierał, ja też nie chcę się opierać.

– Nie chcę zrobić ci krzywdy, aniołku…

– Nie zrobisz, proszę… – Nachyliłam się i pocałowałam go pierwsza. Jestem jego aniołem? Jak ja mam mu się oprzeć? Jak mam się w nim nie zakochać? W tym tempie za dzień lub dwa wyznam mu miłość. Wahał się chwilę, ale czując moje zdecydowanie, szybko przeszedł do rzeczy. Położył mnie na masce samochodu i zaczął całować. O rany! Całował mnie tak, jakby już nigdy miało nie wzejść słońce. Nie śpieszył się, za co jestem mu wdzięczna. Czułam się jak najpiękniejsza kobieta na świecie, rozebrał mnie rozkosznie powoli. Moje ciało z sekundy na sekundę pragnęło go coraz bardziej.

– Sed, proszę… – zakwiliłam, wypychając biodra w jego stronę. Dłużej nie zniosę tej pustki między udami.

– O co prosisz, aniołku? – Przyssał się do mojej szyi.

– Kochaj się ze mną…

– Kocham…

– Chcę cię poczuć – rozpaczliwie pragnę, by mnie wypełnił. Teraz! Już!

– Och, mała – zamruczał, zsuwając mi majtki. Zaczęłam szarpać się z jego rozporkiem, w końcu sam go rozpiął, ewidentnie rozbawiony moim pośpiechem. Ułożył mi ręce nad głową i stanął nade mną w całej swojej krasie. Nie widzę jego twarzy, bo jest strasznie ciemno.

– No chodź… – Wyciągnęłam do niego dłoń, ale Sed jakby szukał czegoś w kieszeni.

– Kurwa mać! – zaklął i sprawdził w drugiej.

– Co? – skrzywiłam się. Zrobiłam coś nie tak?

– Nie mam przy sobie gumki! – krzyknął w niebo i kopnął w zderzak.

– Ja nie mam żadnych chorób – podsunęłam się na zimnej masce. Sed chyba spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

– Wiem, ja też nie mam.

– Więc w czym problem?

– Już raz spuściłem się w tobie bez gumki, nie mogę tak ryzykować.

O cholera! Faktycznie. Pierwszy raz.

– I co? Mogę być teraz w ciąży?! – pisnęłam i zsunęłam się z maski.

– Spokojnie, w szpitalu powiedziałem o tym lekarzowi, ale sprawdził na usg i stwierdził, że to niemożliwe, abyś zaszła w ciążę w tej fazie cyklu.

– Więc nie będę w ciąży?! – zapytałam przerażona.

– Nie, a na pewno jeszcze nie teraz. Chyba nie myślisz, że wrobiłbym cię w dziecko?

Co? Jeszcze nie teraz? A niby kiedy?

– Ja nie chcę mieć dzieci… – wyznałam.

– W ogóle?

– W ogóle. Nie lubię dzieci.

– Jesteś jeszcze taka młoda, na pewno ci się zmieni. – Założył mi włosy za ucho. Co? Czemu niby ma mi się zmienić? Wkurzyłam się. No naprawdę się wkurzyłam. Potrząsnęłam głową, by zabrał rękę i zaczęłam szukać wzrokiem swojej bluzki. – Powiedziałem coś złego? – zapytał zaskoczony moją reakcją.

– Nie. Gdzie moja bluzka?! – warknęłam nerwowo.

– Reb…

– Gdzie ta cholerna bluzka? – łzy napłynęły mi do oczu, zeskoczyłam z maski w samych skarpetkach.

– Aniołku… – Chwycił mnie w ramiona.

– Puść mnie… – Zaparłam się o jego ręce.

– Nie. Nigdy cię nie puszczę, rozumiesz?

– Nie potrzebuję litości. Wiem, że jestem żałosna.

– Dlaczego tak się zdenerwowałaś, gdy wspomniałem o dziecku? – Zmusił mnie, bym spojrzała mu w oczy. Mimo ciemności widzę jak błyszczą żarem pożądania, pragnienia, a zarazem niepewnością i smutkiem.

– Bo nie chcę mieć dzieci!

– Dlaczego?

– Bo nie i już!

– To nie jest odpowiedź. – Jego spokój był zaskakujący.

– Nie chcę być gównianą matką! Taką, jaka moja była dla mnie! Nie nadaję się na matkę! Nie jestem odpowiedzialna, cierpliwa… Po prostu nie chcę.

– Jestem przekonany, że byłabyś cudowną matką.

– Gówno tam wiesz! – Odepchnęłam go i poczułam pod nogą swoją bluzkę. Założyłam ją nerwowo i wymacałam także swoje szorty. Papierosy. Od razu zapaliłam jednego, a zaraz po nim drugiego. Sed oparł się o maskę i wpatrywał się we mnie. Pewnie myślał, że jestem jakaś nienormalna i żałował, że podarował mi ten pierścionek.

– Chcesz wracać? – zapytał, gdy kończyłam palić trzeciego papierosa.

– Odwieź mnie do mojego mieszkania.

– Reb, proszę…

– Nie, chyba za bardzo się pośpieszyłam z tym wszystkim… – Zdjęłam pierścionek i wyciągnęłam go w jego kierunku w zaciśniętej pięści.

– Nie rób tego… – powiedział smutno i podszedł do mnie.

– Czego?

– Nie odgradzaj się murem.

– Nie odgradzam się.

– Nie mogę cię stracić.

– Dobrze, wracajmy – nie chciałam dalej o tym gadać. Chyba zrozumiał. Chciałam mu wrzucić pierścionek do kieszeni, ale siłą wsunął mi go na palec, pocałował i powiedział, że jeśli jeszcze kiedykolwiek go zdejmę, to mi go przyklei na stałe. Nie byłam w nastroju do żartów, więc mnie to nie rozbawiło. Dokończyłam w ciszy swój makaron, podkulając nogi na fotelu.

Może zareagowałam zbyt nerwowo, ale nie potrafię rozmawiać o takich sprawach. Nie jestem na to gotowa. Chyba tylko Trey mnie rozumie…

Na szczycie

Подняться наверх