Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 26

***

Оглавление

Dziś zaczynam swoje przygotowania do trasy. Obudziłam się nad ranem i pierwszy raz w życiu poszłam pobiegać, przy okazji zwiedzając okolicę. Gdy wróciłam, zobaczyłam, że salon wygląda, jakby przeszło przez niego tornado. Wszędzie te białe kulki, puszki po piwie, czipsy, ślady butów na kremowej tapicerce i smród jak w męskiej toalecie. Spojrzałam na palmę w doniczce obok drzwi na taras i od razu poczułam, że któryś z chłopaków się do niej odlał. Rany! Na tarasie w leżaku skulony w kłębek spał Simon, reszta była gdzieś w domu. Jak wczoraj wróciliśmy, impreza trwała w najlepsze, ale ja poszłam na górę. Sed został z nimi i chyba się schlał, bo gdy weszłam do sypialni po prysznicu, zobaczyłam, że nadal śpi. Żeby go nie budzić, zrobiłam sobie rozgrzewkę bez muzyki. Przebrałam się w szorty i sportowy top.

– Dzień dobry – usłyszałam zadowolony głos Seda, wisząc do góry nogami na rurze. Spojrzałam i zsunęłam się na dywan.

– Dzień dobry.

– Mogę codziennie liczyć na takie widoki z rana?

– Jest południe. Zrobiliście straszny bałagan na dole.

– Już tak było, gdy wróciliśmy, ja tam wiele nie nabrudziłem.

– Posprzątałam wszystko, ale musisz wywalić tą palmę spod okna.

– Dlaczego?

– Ktoś pomylił ją z pisuarem – skrzywiłam się, ale Seda to raczej nie obeszło. Takie akcje to zapewne dla niego codzienność.

– Ćwiczysz sobie?

– Tak, skoro się już obudziłeś, to włączę muzykę, dobrze?

– Jasne. Mogę popatrzeć? – zapytał z chytrym uśmieszkiem.

– Jeśli chcesz. Pożyczysz mi później samochód na parę godzin?

– Mogę cię zawieźć, jeśli musisz coś załatwić.

– Chciałabym sama.

Westchnął:

– Dobrze, ale trzeba ci będzie załatwić jakieś auto.

– Kupię sobie, jak tylko podpiszę kontrakt.

– Naszym sponsorem jest BMW, na pewno uda mi się załatwić samochód i dla ciebie, i dla Treya.

– Tak za darmo? – uniosłam brwi.

– Można tak powiedzieć. I my mamy z tego korzyść, i oni.

– Mogę wybrać kolor?

Uśmiechnął się.

– A jaki byś chciała?

– Cholera, nie wiem. – Usiadłam po turecku i zaczęłam się zastanawiać.

– Wszystkie są czarne z logo zespołu – rozwiał moje nadzieje na czerwone BMW.

– Szkoda – westchnęłam.

– Ale może zrobią wyjątek. W sumie jesteś jedyną dziewczyną w ekipie, więc to miałoby sens.

– Czerwony.

– Chciałabyś czerwony?

– Jeśli to możliwe.

– Zaraz do nich zadzwonię. Jadłaś śniadanie? – Zsunął się na brzeg łóżka i zobaczyłam, że jest nagi. Śpi nago?!

– Nie. Zjem, jak skończę.

– Długo masz zamiar ćwiczyć?

– Aż padnę. Mam dużo do nadrobienia.

– Nie powinnaś ćwiczyć bez śniadania.

– Nie ćwiczę z pełnym żołądkiem, bo bym się porzygała.

Wstał i cudownie goły przeszedł do łazienki. Zastanawiałam się chwilę, czy do niego nie dołączyć, ale jeśli to zrobię, zapewne nie wyjdziemy z sypialni do wieczora. A ja muszę ćwiczyć. Włączyłam muzykę i zaczęłam od podstawowych figur. Sed wyszedł spod prysznica, nadal cudownie nagi, i gdy tylko mnie zobaczył, jego penis zareagował. Uśmiechnęłam się tak, by nie zauważył mojej reakcji. Wszedł do garderoby, więc zmieniłam piosenkę i przeszłam do trudniejszych figur. Wyszedł akurat, jak robiłam pozycję na kolanach, z wypiętą pupą. Udałam, że go nie widzę, mimo że przyglądał mi się dłuższą chwilę. Zamiotłam włosami i z powrotem wskoczyłam na rurę. Sed nie mógł oderwać ode mnie wzroku, bez skrępowania oparł się o framugę i patrzył, jak tańczę, dobrych kilkanaście minut.

– Będziesz się tak gapił? – zapytałam, kończąc kolejny układ.

– Chyba mi wolno, prawda?

– No tak, ale mówiłeś, że coś masz do załatwienia.

– Ty też. Możemy jechać razem.

– No dobra, daj mi chwilę, to się ogarnę – zgodziłam się, bo byłam już zmęczona. Nie tańczyłam, odkąd mnie wywalili, nie licząc tego jednego razu dla Seda.

– Będę na dole.

Wzięłam kolejny prysznic, wrzuciłam na siebie nietoperzową białą tunikę, japonki i zbiegłam na dół. Reszta chłopaków nadal spała, więc w domu panowała cisza, przyjemna cisza.

– Gdzie musisz podjechać?

– Do banku. – Sed spojrzał na mnie dziwnie.

– Którego?

– Obojętnie, muszę wpłacić pieniądze.

– Pięć tysięcy?

– Tak – odpowiedziałam niepewnie.

– Wysyłasz je matce.

Nie wiem, czy to było pytanie, czy stwierdzenie.

– Prosiła mnie…

– Reb, nie będę się wtrącał w twoje relacje z matką i ufam ci, że skoro wysyłasz jej tyle pieniędzy, to naprawdę ich potrzebuje, ale może powinnaś najpierw to sprawdzić.

– Potrzebuje ich na otwarcie jakiegoś sklepu.

– Jakiegoś? – skrzywił się.

– Nie wiem, mówiła, że poznała jakiegoś faceta.

– Nie podoba mi się to – powiedział poważnie.

– Muszę jej pomóc.

– Rozumiem. Ona mieszka nadal w Portland?

– Tak. A co? – spojrzałam krzywo.

– Nie chcesz jej odwiedzić? Kiedy ostatnio ją widziałaś? – Zaskoczył mnie tym pytaniem.

– Byłam w domu na Boże Narodzenie.

– Nie widziałaś matki ponad pół roku?

– Nie. Nie lubię jej odwiedzać.

– Może powinnaś, może można jej pomóc jakoś inaczej niż tak na ślepo wysyłać pieniądze?

– Już do niej dzwoniłam i powiedziałam, że wyślę.

– Dobrze, wyślij, ale obiecaj, że jeśli zadzwoni znowu i będzie chciała pieniędzy, to mi o tym powiesz i razem pomyślimy, co z tym zrobić.

– Obawiam się, że nie będziesz musiał długo czekać. Dzwoni do mnie mniej więcej co trzy dni z prośbą o kasę.

– I wysyłałaś jej?

– Tak.

– Za każdym razem?

– Nie miałam wyjścia.

Skrzywił się z niezadowolony.

– Jakie to były kwoty?

– Od kilkuset dolarów do kilku tysięcy.

– Przez dwa lata?! – Aż zahamował gwałtownie.

– Kiedyś Trey mnie podliczył, a wtedy się okazało, że przez pierwszy rok wysłałam jej ponad pięćdziesiąt tysięcy.

– To bardzo dużo. Wysyłałaś jej chyba wszystko, co zarobiłaś?

– Praktycznie, resztę przepiłam w klubach z Treyem! – nie wiem, czemu się roześmiałam, Seda to jakoś nie rozbawiło. Podjechaliśmy pod bank, poszłam szybko wpłacić pieniądze do okienka i zadzwoniłam do matki, że niedługo powinna je dostać. Znowu powtórzyła, że mnie kocha, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze robię. Może to naiwne, ale potrzebuję jej miłości. W końcu to moja mama, jedyna prawdziwa rodzina.

– Jedziemy na lunch?

– Chyba nie jestem głodna, Sed – spojrzałam na niego błagalnie. Naprawdę nie jestem głodna, czy on tego nie rozumie?

– Nic dziś nie jadłaś.

– Wypiłam energetyka.

Skrzywił się.

– Tak, i wypaliłaś kilka papierosów. Długo masz tak zamiar pociągnąć?

– Do czterdziestki.

Nic nie odpowiedział, tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Myślał, że mnie skusi, podjeżdżając pod McDonalda i zajadając się frytkami. Za bardzo się przejmuję tym, że za niecałe trzy tygodnie jedziemy w trasę, i mój żołądek się po prostu skurczył. Wiem, że koncerty są nagrywane, ludzie robią zdjęcia. Muszę dobrze wyglądać, bo inaczej znowu przestanę akceptować swoje ciało.

W salonie BMW Sedrick rozmawiał z jakimś kolesiem, a ja oglądałam auta. Cholera! Kocham BMW! Wiem to, odkąd zobaczyłam to piękne auto z serii 5. Mogę taki wybrać? Spojrzałam w stronę Seda, bo nie wiem, czy mam w ogóle jakiś wybór? Zobaczyłam cenę na szybie i mnie zatkało.

– I dostanę go za darmo? – zapytałam szeptem, gdy Sed podszedł do mnie.

– Tak, ale na czerwony musisz poczekać do końca tygodnia, bo nie mają go tutaj.

– Nieważne! Mogę czekać i miesiąc, jeśli potem będzie mój! – aż pisnęłam radośnie.

– Trey chce czarny, prawda?

– Pewnie tak, jego toyota jest czarna – wzruszyłam ramionami. Ciekawa jestem, czy cała ekipa ma BMW? Przecież oświetleniowcy, dźwiękowcy… to nie gwiazdy. Myślę, że Sed robi to ze względu na mnie. To takie słodkie. Cała podekscytowana nie mogłam przestać się głupkowato uśmiechać, co udzieliło się także Sedowi. Oboje z bananami na twarzy wyszliśmy z salonu w kierunku parkingu. Nagle ktoś podbiegł do nas i oślepił mnie błyskiem flesza.

– Dlaczego zostawiłeś narzeczoną w ciąży dla prostytutki?! – zapytał agresywnie mężczyzna z aparatem w dłoni. Stanęłam jak wryta, a Sed przede mną, jakby chciał mnie ochronić.

– Spierdalaj! – Zasłonił obiektyw i praktycznie wrzucił mnie do auta.

– Podobno próbowała popełnić samobójstwo? Czy to prawda? – pytał dalej paparazzo. Skąd oni mają takie informacje, do cholery?

– Odejdź, bo ci przypierdolę! – warknął i obszedł auto, odpychając mężczyznę. Chłopak od razu podszedł do mnie, skuliłam się nisko na siedzeniu.

– Jak się czujesz, będąc przyczyną rozpadu związku i tego, że Mills zostawił kobietę w ciąży?

– To nie jest dziecko Seda! – krzyknęłam w obronie.

– Kara Petersen to znana modelka, po co miałaby kłamać? – zapytał, patrząc na mnie z pogardą.

– Kara to latawica! – wypaliłam. Sed spojrzał na mnie i odjechał z piskiem, prawie uderzając w betonowy kosz na śmieci. Aż złapałam się za drzwi, a serce waliło mi jak szalone. Wyjechał na główną ulicę i wkurwiony nie odzywał się ani słowem. Przesadziłam? Pewnie nie powinnam mówić przy paparazzo, co myślę o Karze, no ale co poradzę, że mam taki niewyparzony język.

– Jesteś na mnie zły? – zapytałam niepewnie, założył okulary, więc nie widzę jego oczu. Nic nie odpowiedział. Cholera, chyba naprawdę przesadziłam. W końcu powiedziałam publicznie, że jego była narzeczona to dziwka. To nie było mądre. W ciszy pojechaliśmy jeszcze pod wytwórnię, bo Sed musiał coś załatwić, ja zostałam w samochodzie, nie chcąc go drażnić, zresztą nawet nie zaproponował, bym poszła z nim. Nie jest dobrze. Mam go przeprosić? Wydać oświadczenie, że przepraszam Karę? Cholera, nie wiem, co się robi w takiej sytuacji. Nigdy bym nie pomyślała, że paparazzi będą moim problemem. Muszę się przy nich bardziej skupić i zamknąć, najlepiej nic nie mówić. Zauważyłam kilka gwiazd wchodzących i wychodzących z budynku. Miałam ochotę podejść i prosić o autograf, ale nie będę odwalać dziś nic więcej. To by było pewnie za dużo. W końcu jestem narzeczoną Sedricka Millsa, nie wypada mi się zachowywać jak nawiedzona fanka. Gdy tak czekałam, zaburczało mi w brzuchu, zerknęłam na zegarek. Jest prawie szesnasta, a ja faktycznie nic dziś nie jadłam i czuję ssanie. Rozejrzałam się, czy w pobliżu jest jakiś bar albo coś. Widzę tylko eleganckie sklepy i włoską restaurację. Gdy burknęło mi tak, aż usłyszałam to głośno i wyraźnie, stwierdziłam, że zadzwonię do Seda i zapytam, ile mu zejdzie w środku.

Odebrał dopiero po którymś z kolei sygnale.

– Halo! – Nadal jest zły.

– Sed, to ja…

– Wiem, Reb, stało się coś?

– Czekam i czekam, długo ci tam jeszcze zejdzie?

– Nie wiem.

– Zgłodniałam – zapadła cisza.

– Postaram się za chwilę skończyć – powiedział po chwili już spokojnym tonem.

– Jeśli to coś ważnego…

– Nie, zaraz będę, pojedziemy na obiad.

– Dziękuję, Sed.

– Nie ma za co.

– I przepraszam – wyszeptałam z nadzieją, że nie będzie się tak bardzo złościł.

– Będę za pięć minut.

No i faktycznie przyszedł. Trudno wyczuć, w jakim nastroju, bo znowu w okularach, zza których nie widać jego cudownych oczu. Napawałam się jego widokiem, gdy szedł w stronę samochodu. Ciemne, potargane włosy lśniły w słońcu, wytatuowane odsłonięte ramiona wyglądały idealnie w zwykłej białej koszulce, a tyłek w skórzanych spodniach aż prosi się, by go złapać. Poczułam się nieswojo, gdy podbiegły do niego nagle dwie dziewczyny i obskoczyły go, piszcząc i dotykając po ramionach, brzuchu. Skrzywiłam się. Do tego mam się przyzwyczaić, tak? Wczoraj się zarzekałam, że nie jestem zazdrosna… Teraz nie jestem już tego taka pewna. Sed objął jedną, potem drugą, pogadał z nimi chwilę, chyba dał autograf i spojrzał w moją stronę. Posłał mi ten swój uśmiech, widząc moją minę. Drań jeden! Dziewczyny obejrzały się i zareagowały na mnie podobnie jak ja na nie. Nie były zachwycone, że jakaś kobieta siedzi w aucie ich obiektu pożądania. Gdy jedna z nich nachyliła się i pocałowała go w policzek, nie wytrzymałam. Wyszłam z samochodu i ruszyłam w ich kierunku.

– Dasz nam bilety na koncert? – usłyszałam, jak pyta Seda ta druga dziewczyna.

– Nie mam, dziewczyny, przykro mi – odpowiedział i spojrzał w moją stronę.

– Zrobimy, co tylko zechcesz, Sed, na pewno jesteś w stanie załatwić dwa bilety… – objęły go z dwóch stron jak jakieś pijawki.

– No, Sed, na pewno masz te bilety – powiedziałam, stając przed nimi ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Moja mina mówiła wszystko. Zostaw je, bo urwę ci jaja.

– Wybaczcie, dziewczyny, muszę już iść, narzeczona czeka – wyswobodził się z ich objęć i podszedł do mnie, po czym objął mnie lekko.

– Narzeczona?! – pisnęły jednocześnie.

– Przyjdźcie pod kulisy, to na pewno ktoś da wam wejściówki. Obiecuję! – Pomachał do nich i zaciągnął mnie do auta. Dziewczyny krzyknęły ze szczęścia i wpadły sobie w objęcia.

– Chyba jednak nie będę mogła tak spokojnie patrzeć na coś takiego! – powiedziałam szczerze, gdy chwycił mnie w ramiona. Spojrzał na mnie i w końcu się uśmiechnął.

– Odrobina zazdrości nigdy nie zaszkodzi.

– Nie chcę, by cię dotykały… w taki sposób!

– Jaki sposób?

– Jakby miały ci zaraz obciągnąć na środku tego parkingu, żeby dostać bilety!

– Na pewno były na to gotowe!

– Sed! – Palnęłam go w ramię, a on się roześmiał.

– Nigdy bym ci tego nie zrobił – chwycił moją twarz i spojrzał prosto w oczy.

– Potrafisz się tak opanować?

– Oczywiście, mówiłem ci, że nie uprawiałem seksu przez ostatnie trzy miesiące.

– Czyli w sobotę to był twój pierwszy raz od trzech miesięcy? – spojrzałam zaskoczona.

– Tak. Nie sypiam z nikim przygodnie, Reb.

– Będę dla ciebie jedyna?

– Jesteś. Nie chcę się pieprzyć z nikim, tylko z tobą.

Nie wiem, dlaczego się uśmiechnęłam. Chyba spodziewałam się czegoś innego, ale to miłe rozczarowanie.

– Przepraszam, że powiedziałam o Karze, że jest latawicą.

– Nie powinnaś tak mówić – spojrzał na mnie poważnie.

– Wiem.

– Nie powinnaś tak mówić publicznie, bo to, że nią jest, to wiadomo.

– Nie potrafię czasami ugryźć się w język.

– Wiem, to jedna z wielu rzeczy, które w tobie kocham.

Co? Czy ja się przesłyszałam? Sed ruszył z parkingu, nic więcej nie mówiąc. Może i lepiej, bo i tak mam o czym myśleć. „To jedna z wielu rzeczy, które w tobie kocham”. Kocha mnie? Nie! To niemożliwe… Przecież w ogóle mnie nie zna, ja też go nie znam. Nie można się w kimś zakochać w kilka dni. Ja nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, coś takiego nie istnieje. Poważny związek wymaga czasu, zaangażowania i obustronnych starań. U nas jest dużo sprzecznych emocji, dużo niepohamowanej namiętności, ale to nie jest miłość. Miłość tak nie wygląda. Prawda?

Na szczycie

Подняться наверх