Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 3

***

Оглавление

Dwa dni wolnego minęły mi jak z bicza strzelił. Poprzedniego dnia w klubie odbył się wielki wieczór kawalerski, w prywatnej sali. Na szczęście nie musiałam go obsługiwać. Widziałam tylko, jak banda rozwrzeszczanych facetów z trudem wyszła z klubu. Całą niedzielę leniuchowaliśmy z Treyem w piżamach, a w poniedziałek poszliśmy na rolki, na których miałam niezły ubaw. Trey oczywiście nie przepuścił okazji i wyrwał jakiegoś surfera. Całkiem przystojnego i, cholera, znowu geja. W Los Angeles jest więcej gejów niż hetero, szczególnie tych przystojnych. Chociaż to względne pojęcie. Ja w sumie nawet nie mam typu faceta, nie ma dla mnie znaczenia, czy będzie wysoki, umięśniony czy bogaty… Mój facet musi być intrygujący. O tak! Tajemniczy, seksowny i dobry w łóżku… Choć nie mam porównania. Gdy tak rozmyślałam, tańcząc jeden z układów na głównej scenie, wszedł ON. Potknęłam się o własne nogi i gdyby nie rura, wywaliłabym się jak długa. Facet moich marzeń, o którym do tej pory nie miałam pojęcia.

– Reb, wszystko okej? – trąciła mnie Sylvia, widząc, że przestałam tańczyć.

– Tak – pokiwałam głową i starałam się dokończyć układ. Mężczyzna ubrany w czarny garnitur i czarną koszulę rozpiętą pod szyją, bez krawata, usiadł w rogu sali i zaczął mnie obserwować. Cholera! Moje serce niemal stanęło, gdy jego wzrok, zamiast na moje prawie nagie ciało, powędrował wprost na moje oczy. Przełknęłam ślinę, coś w nim przyciągało mój wzrok. Ciemne włosy, wysoki, bardzo wysoki, szczupły, ale widać pod tym szytym na miarę garniturkiem, że ćwiczy. Na myśl o jego cudownym ciele moja cipka zapulsowała. Co, do cholery? Sam jego widok mnie podniecił. Jasny gwint, co za facet! Pierwsza klasa, idealna dziesiątka w skali, a nawet jedenastka. Tylko dlaczego tu przylazł? To, że jest klientem, dyskwalifikuje go dla mnie na starcie. Niektórym dziewczynom to nie przeszkadza, ale ja nie łamię zasad. Nie umawiam się z klientami, w sumie to z nikim się nie umawiam. O Boże! Wstał i ruszył w moją stronę, a ja mam ochotę uciec ze sceny, mimo że do końca układu zostało jeszcze kilka minut. Teraz żałuję, że nie włożyłam dziś tego seksownego czerwonego wdzianka, tylko ten durny kostium z piórami. Dlaczego ja jeszcze mam na sobie stanik? Zerknęłam na Sylvię, która została już w samych stringach, ja też powinnam. Kurwa! W kilku krokach dotarł wprost pod scenę i stanął przede mną. Pokazał palcem, abym się pochyliła. Sylvia wypchnęła mnie, bym tak zrobiła, bo zapewne chce mi dać napiwek. To musi wyglądać profesjonalnie, dlatego padłam na czworaka i przeczołgałam się w najbardziej zmysłowy sposób, w jaki potrafię. Tylko dlaczego nadal mam na sobie ten cholerny stanik? Rozłożyłam przed nim nogi i usiadłam na brzegu sceny.

– Tańczysz prywatnie? – zapytał, a moja cipka znowu zapulsowała.

– Zależy dla kogo… i za ile – zamruczałam.

– Chodzi o prywatny taniec, ale nie tutaj – dodał, rozglądając się po lokalu.

– Nie tańczę poza klubem – miałam ochotę krzyknąć ze złości. Czy ja wyglądam na dziwkę?

– Podaj cenę, jestem w stanie wiele zapłacić.

Skoro jesteś w stanie wiele zapłacić, to idź do burdelu, pomyślałam.

– Przykro mi, nie tańczę poza klubem – powtórzyłam najgrzeczniej, jak umiałam. Jedna z zasad mówi: klient nasz pan, zawsze bądź dla niego miła.

– Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń – wyjął wizytówkę i włożył mi ją za majtki. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale się powstrzymałam.

– Nie zmienię zdania – wyjęłam ją zza majtek i wsunęłam w kieszonkę jego marynarki.

– Naprawdę mogę dużo zapłacić.

– Ile? – zapytałam z ciekawości.

– Tysiąc dolarów? – odpowiedział pytająco, a ja się roześmiałam. – Dwa?

– Za tyle znajdziesz sobie porządną dziwkę w niedalekim burdelu, podać ci adres?

– Nie chodzi mi o seks, tylko o taniec.

Uniosłam zaskoczona brwi.

– Rebeka, złaź ze sceny! – usłyszałam zza pleców głos Suzanne. Cholera! Odwróciłam się i zobaczyłam jej wkurwioną minę.

– Przepraszam, mój występ się skończył – zerwałam się na równe nogi i chciałam szybko zejść ze sceny, ale ten facet złapał mnie za kostkę. Pisnęłam zaskoczona.

– Zastanów się, proszę – powiedział wręcz błagalnie.

– Co pan robi? – Ochrona już ruszyła w jego kierunku.

– Proszę – powtórzył i w tym momencie został powalony na podłogę przez trzech rosłych ochroniarzy. To lekka przesada i zawsze mnie to wkurza, że rzucają się na tych biednych facetów jak na zbrodniarzy tylko za to, że nas dotknęli bez pozwolenia. Nie oglądając się za siebie, uciekłam za scenę.

– Jesteś zwolniona! – wrzasnęła na mnie Suzanne.

– Co? Dlaczego? – Zakryłam się szlafrokiem i wbiłam w nią wzrok.

– Od jakiegoś czasu jesteś dziwna, sprawiasz same problemy, mam na twoje miejsce kilka dziewczyn – wyższych, zgrabniejszych i bardziej zmysłowych. Więc zbieraj swoje rzeczy i spieprzaj stąd!

– Ale…

– Nie ma żadnego „ale”, Reb, straciłaś to coś. Tę iskrę w oku. Nie potrzebuję tu takich dziewczyn.

– Suzanne, proszę, ja…

– Mam wezwać ochronę, by ciebie także wyrzucili, jak tamtego biedaka? – spojrzała na mnie żałośnie.

– Nie, zaraz zabiorę swoje rzeczy – odpowiedziałam cicho, próbując nie wybuchnąć. Zacisnęłam pięść i weszłam do garderoby. Kopnęłam swoją toaletkę i cisnęłam szlafrok na podłogę.

– Co jest, Reb? – zapytała Sonia, jedna z tancerek.

– Ta suka mnie zwolniła! – wrzasnęłam i usiadłam z impetem na krzesełko.

– Co? Ciebie? Dlaczego?

– Podobno sprawiam problemy…

– Za tę sukę możesz pożegnać się z premią za ten miesiąc, moja droga! – usłyszałam głos Suzanne zza kurtyny. Kurwa mać! Pokazałam w tamtym kierunku środkowy palec i miałam ochotę się rozpłakać. Znowu? Sonia poklepała mnie po plecach i cmoknęła w policzek.

– Spoko, przyjmą cię wszędzie. Wiele osób pyta, czy nie tańczysz w innych klubach.

– Pieprzę to, mam dość tańca. Właściwie to chyba sama bym niedługo odeszła.

Ubrałam się i zmyłam makijaż, oddałam wszystkie swoje stroje i, jakby tego było mało, Suzanne stwierdziła, że jeden z nich jest zniszczony, więc muszę za niego zwrócić kasę. Nie wypłaciła mi ani centa, ani jednego pieprzonego centa. Mimo że to prawie koniec miesiąca, a ja harowałam jak głupia, bo pieniądze są mi bardzo potrzebne. Na odchodne powiedziałam kilka słów za dużo i ochrona prawie wyniosła mnie z klubu. Wyrzucili mnie na chodnik jak jakiegoś śmiecia, a pracowałam tu przecież prawie dwa lata, byłam jedną z lepszych tancerek. Pozbierałam swoje rzeczy, które wysypały mi się z torebki, i ruszyłam na przystanek, po drodze odpalając papieros za papierosem. Zadzwoniła moja komórka, kompletnie wkurwiona odebrałam:

– Halo!

– Cześć, córeczko… – usłyszałam ten ton, który mówi, że znowu będzie chciała kasy.

– Cześć, mamo – westchnęłam głęboko.

– Jesteś w pracy?

– Nie. Właśnie wyszłam – nie mogłam się przyznać, że mnie zwolnili. Ona nawet nie wie, czym ja się dokładnie zajmuję.

– Miałaś dziś jakieś napiwki?

– Nie, mamo, czego chcesz? – zapytałam wprost, ale to oczywiste.

– Potrzebuję pieniędzy, ten lekarz okazał się bardzo drogi – zaczęła tą swoją śpiewkę, jaka to ona, biedna i schorowana. Ostatnio widziałam ją na Boże Narodzenie, wyglądała jak wrak człowieka, pijana, brudna i głodna.

– Nie mam, mamo, wysłałam ci ostatnio…

– Zaraz masz wypłatę, mogę poczekać kilka dni – przerwała mi w pół zdania tym swoim słodziutkim tonem. Serce mi ściska, ona doskonale wie o tym. Jak mam jej nie pomóc? Mam pozwolić, by stoczyła się na dno? Chociaż i tak zapewne już tam jest.

– Ile ci potrzeba?

– Dwa tysiące.

– Co? Co to za lekarz, że chce dwóch tysięcy za wizytę? – pisnęłam oburzona.

– To na badania, jakieś specjalistyczne. Pewnie będę potrzebowała więcej, ale to jeszcze dam ci znać córeczko – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic.

– Mamo, nie mam, nie mam tyle w tym momencie.

– Mówiłam, że poczekam te kilka dni.

– Wyrzucili mnie z pracy – wypaliłam, nie wiem dlaczego jej o tym powiedziałam?

– Co? Dlaczego? – wrzasnęła.

– Nieważne, mamo, fakt jest taki, że nie mogę wysłać ci pieniędzy, bo ich po prostu nie mam.

– Głupia dziewczyno! Nigdy niczego nie potrafiłaś! Zawsze są z tobą problemy! Jestem twoją matką, musisz mi pomagać!

– Mamo, ja…

– Oj, zamknij się! Żałuję, że w ogóle cię urodziłam! Mogłam usunąć ciążę, jak podpowiadał mi twój ojciec! – krzyknęła i rozłączyła się, nie dając mi dojść do słowa. Nie pierwszy raz słyszę od niej takie słowa, często tak jest, gdy próbuję jej odmówić, więc nie rozumiem, dlaczego akurat tym razem tak bardzo mnie to dotknęło. Rozpłakałam się na środku ulicy jak małe dziecko, w dodatku zaczęło padać. Nie, nie padać – zaczęło lać. Przemokłam i zmarzłam, idąc na przystanek. Już dawno powinnam kupić sobie auto, ale wszystkie pieniądze wysyłałam jej. Nagle obok mnie zatrzymał się samochód. Sportowy, nowoczesny, pewnie cholernie drogi. Mogę sobie tylko o takim pomarzyć. Szyba opuściła się i usłyszałam znajomy głos:

– Wsiadaj. – Spojrzałam zaskoczona. Zatrzymałam się i zajrzałam do środka, a tam siedział ten idiota z klubu, przez którego wyleciałam.

– Nie, dzięki – warknęłam i ruszyłam dalej, a samochód powoli, wzdłuż krawężnika za mną.

– Nie wygłupiaj się! Wsiadaj, proszę! – powtórzył i zatrąbił, aż podskoczyłam.

– Oszalałeś?! – Gdy nie reagowałam na jego zaczepki, zatrzymał samochód, zgasił silnik i wyszedł z auta z parasolem w dłoni. Stanął przede mną w całej swojej okazałości. Cholera, co za facet, na jedną sekundę zapomniałam, że to zwykły klient, idiota, który przyszedł popatrzeć na półnagie tancerki. Jest ode mnie dużo wyższy, czuje się przy nim jak skrzat. Co nie jest trudne, bo większość ludzi jest ode mnie wyższa. Ja ze swoim sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu nie prezentuję typu modelki. Zawsze miałam kompleksy z powodu wzrostu, tyłka i cycków. Moje krągłości zawsze wygrywały, zawsze. Nigdy nie pozbędę się tych bioder, pośladków i piersi.

– Wsiądź, proszę – odezwał się, kładąc dłoń na moim ramieniu. O mamusiu! Od razu przeszedł mnie nieoczekiwany dreszcz. To jego dotyk tak działa?

– Po co?

– Odwiozę cię do domu.

– Sama trafię, dziękuję.

– Jesteś przemoczona.

– Jestem zwolniona, przez ciebie, palancie – wypaliłam wkurzona.

– Zwolnili cię? – zapytał głupio.

– Głuchy jesteś? – Chciałam go ominąć, ale mi nie pozwolił. Znowu mnie dotknął i znowu przeszedł mnie ten prąd, a gdy zsunął dłoń od ramienia do nadgarstka, aż jęknęłam. Wtedy spojrzałam mu prosto w oczy i zobaczyłam, że się uśmiecha, jakby poczuł to samo, co ja. Nie! To niemożliwe, coś takiego przecież nie istnieje. Nie wierzę w te bajki o wzajemnym przyciąganiu, czy jak to się tam nazywa.

Tylko skoro w to nie wierzę, to dlaczego po chwili siedzę w środku jego czarnego astona martina?

– Przykro mi, że cię zwolnili. Nie chciałem narobić ci kłopotów – spojrzał na mnie tymi przeszywającymi zielonymi oczami. O rany.

– I tak miałam zamiar odejść – wzruszyłam ramionami i zapięłam pas.

– Dlaczego? Przecież świetnie tańczysz.

A co ty możesz o tym wiedzieć, koleś? – pomyślałam sobie.

– Powiedzmy, że się wypaliłam. Odwieziesz mnie w końcu?

– Jasne, ale najpierw pozwól mi zaprosić się na obiad.

– O rany – wywróciłam oczami.

– W ramach rekompensaty za to, że cię zwolnili.

– To nie twoja wina, nie musisz mi niczego rekompensować.

Spojrzałam na niego pytająco, bo nawet nie wiem, jak ma na imię.

– Sedrick Mills – wyciągnął dłoń.

– Nie musisz mi niczego rekompensować, Sedricku. Rebeka Staton – dodałam i podałam mu dłoń.

– Skoro już tam nie pracujesz, czy nadal odrzucasz moją propozycję? – zapytał nagle.

– Nie jestem dziwką.

Skrzywił się na moje słowa:

– Niczego takiego nie powiedziałem.

– Ale tak myślisz. Po co proponujesz mi pieniądze?

– Bo chcę, byś tańczyła dla mnie.

– Mogłeś mieć to w klubie, bez dodatkowych kosztów – wywróciłam oczami.

– Tylko dla mnie.

– Prywatny taniec też wchodził w grę.

– Ale tylko tam, w klubie.

– A niby gdzie miałabym to zrobić?

– U mnie, w domu.

Zaśmiałam się szyderczo:

– Myślisz, że jestem taka naiwna, by iść z kolesiem do jego domu pod pretekstem tańca dla niego?

– Myślę, że jesteś seksowna, zmysłowa i właśnie ciebie szukałem.

Spojrzałam na niego. Szukałem? Szukał mnie? To jakiś zbok? Cholera!

– Chyba jednak pójdę pieszo – przestraszona chwyciłam za drzwi, szukając na ślepo klamki.

– Nie bój się, to nie to, o czym myślisz.

– Nie wiesz, o czym myślę.

– Wiem.

– Czego chcesz?

– Jestem menadżerem, szukamy dziewczyny, tancerki na trasę mojego zespołu.

– Jakiego zespołu? – zapytałam nagle.

– Sweet Bad Sinful.

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Ten koleś jest menadżerem tego znanego na świecie zespołu rockowego?

– Jaja sobie ze mnie robisz?

– A wyglądam, jakbym żartował? – uniósł brwi.

– Wyglądasz, jakbyś urwał się z biura albo z wesela – zmierzyłam go wzrokiem.

– Właściwie to wracam z wesela, a raczej sprzed ołtarza.

– Co? – skrzywiłam się.

– Właśnie uciekłem z własnego ślubu.

Znowu na niego spojrzałam i nie wiem, dlaczego się roześmiałam. Koleś ewidentnie robi sobie ze mnie żarty.

– Dobra, fajnie. Możesz mnie już teraz wypuścić?

– Nie wierzysz mi?

– Nie i kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Nie zatańczę dla ciebie, nie wystąpię w teledysku czy w trasie, nie pójdę z tobą do łóżka. Odpowiedź na każde twoje pytanie brzmi: nie!

– Chcesz jechać do domu?

– Nie! – wrzasnęłam i teraz on się roześmiał.

– Więc gdzie?

– Oj, nie wkurwiaj mnie. I tak ten dzień jest do dupy.

– Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopaki by cię polubili.

– Marnujesz czas.

– Nie wysłuchasz mnie nawet?

– A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies.

– Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów?

– Dobrze się czujesz? – spojrzałam na niego dziwnie i przytknęłam dłoń do jego czoła.

– Doskonale, właśnie dziś w dniu mojego ślubu uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś.

– No i odmieniłeś, wylali mnie.

– Nie o to mi…

– Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.

– Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.

Znowu się roześmiałam:

– Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie.

– Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia?

Wzruszyłam ramionami. Fakt, w sumie niewiele. Oprócz dziewictwa, które zaczyna mi już ciążyć, ale to inna sprawa.

– Przemyślę to.

Uśmiechnął się szeroko, ukazując dwa cudowne dołeczki w policzkach. Chyba zagapiłam się na nie, na jakieś pięć minut.

– W takim razie jedźmy na ten obiad – powiedział.

– Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad – zmarszczyłam brwi.

– Burczy ci w brzuchu – spojrzał na niego wymownie. Speszona zakryłam dłonią te okolice. Cholera! Faktycznie nic dziś nie jadłam, jestem na tej swojej durnej diecie. Nic nie jeść i jakimś cudem nadal żyć.

– Nie mam pieniędzy na obiad – przyznałam szczerzę. W moim portfelu zostały jakieś trzy dolce.

– Przecież to ja zapraszam, więc nie martw się o pieniądze. Jeśli się zgodzisz…

– Nie zgodziłam się jeszcze! – wtrąciłam.

– To będzie cię stać na wiele i jeszcze więcej – dokończył.

– Dobrze, jedźmy – machnęłam ręką na odczepnego.

– Jesteś zadziorna, Rebeko, podoba mi się to – powiedział i zsunął dłoń na moje kolano.

– Hola! Ręce przy sobie! – trzasnęłam go po palcach, a on się znowu uśmiechnął. Jego szmaragdowe oczy zabłysły. Ruszył z piskiem, aż wcisnęło mnie w siedzenie. Ja chyba oszalałam, że siedzę z obcym facetem i jadę z nim na obiad, rozważając jakąś absurdalną propozycję.

Na szczycie

Подняться наверх