Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 4

***

Оглавление

Lokal, do którego mnie zabrał, to uosobienie elegancji i luksusu. Ja w trampkach, szortach, topie i mokrych włosach kompletnie tu nie pasuję. Nic dziwnego, że kelner patrzy na mnie, jakbym miała dwie głowy i cztery ręce. Zaprowadził nas do stolika na tarasie i podał kartę. Rozejrzałam się, podziwiając widok; to hotelowa restauracja przy samej plaży. Posiłek w takim miejscu musi kosztować więcej niż moja dotychczasowa miesięczna pensja.

– Na co masz ochotę? – zapytał, spoglądając na mnie znad menu. Na twoje usta! – pomyślałam i od razu wybiłam sobie tę myśl z głowy. Co się ze mną dzieje? Reb, opanuj się!

– Nie znam włoskiego… – Moje policzki spłonęły żywym ogniem. Czemu się tak zawstydziłam?

– Lubisz owoce morza?

– Nie.

– A makaron? – uśmiechnął się, jakby słowo makaron znaczyło coś innego, niż znaczy.

– Lubię, ale nie powinnam go jeść.

– Jesteś uczulona?

– Nie, jestem na diecie.

Odłożył kartę i odsunął się od stolika, by na mnie spojrzeć.

– Oczyszczasz organizm?

– Tak, z tłuszczu – nie wiem, dlaczego mnie to tak rozbawiło. Nie ma to jak śmiać się z własnej głupoty.

– Jadłaś dzisiaj coś? – zapytał z przejęciem.

– Nie – znowu się zarumieniłam. Czuję się jak małe dziecko karcone przez rodzica albo przez seksownego wujka. Pokręcił z dezaprobatą głową i zamówił za nas oboje, po włosku, więc nic nie zrozumiałam. Jedyne co wychwyciłam, to słowo pasta, więc będzie nieszczęsny makaron. W krępującej, przynajmniej dla mnie, ciszy czekaliśmy na dania. Mam wrażenie, że tylko ja czuję się dziwnie, on ciągle mi się przygląda i nic nie mówi. Cholernie to irytujące, więc postanowiłam przerwać tę ciszę:

– Opowiesz mi o zespole?

Uśmiechnął się szeroko, a mnie zaparło dech. Chyba się zakochałam…

– Jasne, co chcesz wiedzieć?

– Jacy są chłopcy? – wydukałam, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Jest taki nieprzyzwoicie przystojny, te jego ciemne ułożone włosy, zapewne na co dzień się tak nie nosi. Wątpię, by menadżer takiego zespołu chodził codziennie w garniturach i w krawacie.

– Jak to gwiazdy rocka: głośni, nieposłuszni i cholernie utalentowani.

– Uwielbiam ich – zapiszczałam jak durna fanka. Cholera, Reb!

– Chcesz ich poznać?

– Są w Los Angeles? – znowu zapiszczałam.

– Tak, w tym hotelu… O, i właśnie przyszli – powiedział i wstał. Odwróciłam się w kierunku wejścia na taras i zobaczyłam pięciu facetów z mokrych snów wszystkich nastolatek i gospodyń domowych. Słodcy, źli i grzeszni. Mój Boże, nazwa zespołu oddaje doskonale to, jak wyglądają.

– Stary, ale dałeś popis. Nawet ja bym nie spierdolił sprzed ołtarza takiej lasce! – krzyknął z daleka Nicki Dark, wokalista. Połowę włosów miał zafarbowaną na czerwono, drugą zaś w naturalnym, czarnym kolorze. Obie połowy sterczały na wszystkie strony. Do tego po sześć kolczyków w każdym uchu, kolczyk w brwi, wardze i Bóg jeden wie, gdzie jeszcze. Czarne skórzane spodnie i koszulka na ramiączkach, jakby wyrwana psu z gardła, całe ramiona i ręce w tatuażach: jeden, ten na szyi, przedstawiał czaszkę, tylko ten rozpoznałam. Na nadgarstkach po czarnej opasce z ćwiekami.

– Mówiłem, że nie chcę się żenić – odpowiedział Sedrick i wpadli sobie w objęcia.

– Kurwa, to było genialne. Szkoda, że nie widziałeś miny swojej przyszłej byłej teściowej – roześmiał się i spojrzał na mnie. – A to kto? Nowa narzeczona? – dodał, mierząc mnie wzrokiem.

– To Rebeka, wasza nowa tancerka – odpowiedział Sedrick, a ja z wrażenia nie zaprotestowałam. Siedziałam jak wryta, patrząc na sześciu najseksowniejszych facetów na tym globie.

– Słodka jesteś, mała, wytrzymasz z nami? – chwycił mnie za brodę, jak młodszą siostrę, a ja odruchowo ją potrząsnęłam, bo nienawidzę gdy ktoś tak robi. Matka mi tak robiła i robi zawsze, gdy ją widuję. To irytujące!

– Jeszcze się nie zgodziłam – wydusiłam z siebie i jakimś cudem wstałam.

– Skoro nas poznałaś, to nie masz już wyjścia. Witaj w zespole – uśmiechnął się do mnie ich gitarzysta wspomagający, Clark Evans. Najsłodszy facet, jakiego kiedykolwiek widziałam, na żywo oczywiście, bo znam ich teledyski. Równie wysoki jak Sedrick, ale chudy, trochę żylasty, ale tak cudownie się uśmiecha, że nogi miękną. Wygląda na miłego gościa.

– Nawet nie wiem, co miałabym z wami robić – przeleciałam wzrokiem sześć par oczu wpatrujących się we mnie, a właściwie w moje piersi. Zarumieniłam się.

– Nie będziesz się nudziła, ostatnia tancerka uciekła z krzykiem po tygodniu prób – odezwał się basista Aleksander Alex Trevor, najniższy z nich, ale wcale nie gorszy. Uwielbiam jego zwinne palce i to, jak potrafi zgrać się z Clarkiem na koncercie.

– To chyba nie wróży mi długiej kariery – skrzywiłam się.

– Nie idź do łóżka z każdym po kolei, to jakoś dasz radę. Tamta cizia uciekła, bo dostała jakiegoś zapalenia od nadmiaru penisów w cipce – dowalił ich perkusista, Simon Lewin, genialny muzyk i doskonały facet. Jest tak samo wysoki jak Sed, ma jaśniejsze dłuższe włosy postawione na wszystkie strony i końcówki zafarbowane na platynowy blond. Od razu zauważyłam też kolczyk w języku, którym się właśnie wymownie bawił. Zrobiłam wielkie oczy i miałam ochotę uciec.

– Przymknij się, debilu! – trzasnął go w ramię gitarzysta prowadzący, Erick Walter, i wyciągnął do mnie rękę. – Jestem Erick, to Alex, Clark…

– Ona was zna, nie musisz przedstawiać – odezwał się w końcu rozbawiony do łez Sedrick.

– Chciałem być miły.

Uśmiechnęłam się mimowolnie. On też jest słodki. Oczywiście wysoki, ma włosy wygolone po bokach, góra postawiona w gładkiego irokeza, no i te okulary przeciwsłoneczne. Dodają mu co najmniej dodatkowych dziesięć punktów… Rany!

– Powiedz, że chcesz zaliczyć, a nie pieprzysz takie smuty – Simon usiadł na krześle i pociągnął mnie na swoje kolana. Pisnęłam zaskoczona tym gwałtownych ruchem.

– Żadnego zaliczania! Skończyliście już z dymaniem tancerek. Jeśli któryś ją tknie, to wylatuje! Jasne?! – ryknął na nich Sedrick, a raczej Sed, bo tak do niego mówią, i ściągnął mnie z kolan perkusisty.

– Wyluzuj, stary. To tylko żarty.

– Znam te twoje żarty, Lewin! Żadnego dymania tancerek!

– Wystarczą nam fanki – Alex przeciągnął się jak kot, pokazując swój wytatuowany brzuch.

– Chyba fani! – znowu zaczął Simon.

– Zamknij się, Lewin! Byłem pijany, skąd miałem wiedzieć, że to facet. – Wszyscy ryknęli śmiechem, tylko nie Alex. Nawet ja się zaśmiałam, choć nie mam pojęcia, o co chodzi.

– Dobra, zjeżdżajcie stąd. Chcemy zjeść obiad – interweniował Sed i objął mnie ramieniem. O nie! Znowu ten dreszcz, który dotarł aż między moje uda. Jezu!

– Jesteś nam winny wyżerkę, Sed, w tej chwili powinniśmy właśnie zajadać drugie danie z twojego weselnego menu – wtrącił Nicki.

– Nie dziś. Zamówcie sobie obiad do apartamentu, ja stawiam.

– Ekstra! – krzyknął zadowolony Alex.

– Alkohol też sponsorujesz? – zapytał Simon.

– Chyba cię pogięło! – klepnął go w czoło i zaczęli się przyjacielsko przepychać. Uspokoili się dopiero po interwencji kelnera, który przyniósł nasz obiad i zagroził, że nas wywali, jeśli się nie będziemy zachowywać normalnie. Sed przeprosił i dał kelnerowi solidny napiwek. Chłopaki niechętnie, ale jednak wyszli z restauracji, żegnając się ze mną bardzo wylewnie. Wyściskali mnie, a raczej wymacali, wycałowali i gdy w końcu postawili na ziemi, brakowało mi tchu. Nie jestem pewna, czy właśnie nie zaliczyłam dwóch pocałunków z języczkiem, i nie wiem dokładnie, z kim, jeśli to się stało. Sed pokręcił głową i usiadł do stolika. Kompletnie zapomniałam, że mam jeść. Nie czułam teraz nic prócz pulsującej cipki i walącego jak szalone serca.

– Wybacz, oni tak zawsze – powiedział przepraszająco Sed. Jakim cudem ta oaza spokoju jest ich menażerem?

– Sed, ja się na nic jeszcze nie zgodziłam, a po tym, co zobaczyłam, wątpię, że zmienię zdanie. – Chcę być szczera. Ja nie dam rady z nimi pracować. Pożrą mnie, wyplują i znowu pożrą, zerżną i na końcu okraszą bitą śmietaną. Nie! Ja się do tego nie nadaję.

– Wiedziałem, że tak będzie – westchnął zrezygnowany.

– Nie jestem tego typu dziewczyną – próbowałam się jakoś wytłumaczyć. Zrobiło mi się go szkoda, chociaż nie wiem dlaczego.

– Nie myślałem tak o tobie i nie myślę. Nie szukam dla nich kolejnej cipki do bzykania – skrzywiłam się na te słowa. – Chcę, byśmy ruszyli w trasę w pełnym składzie, potrzebujemy tylko tancerki do koncertów. Jednej pieprzonej tancerki, a oni wystraszyli już z tuzin dziewczyn.

– Dziwisz się?

– Nie, ale nikt nikomu nie każe wskakiwać im do łóżka! Każda się zarzekała, że jest taka profesjonalna i w ogóle, a nie wytrzymała dłużej niż miesiąc.

– Oni też mają swoje za uszami. Wyglądają na przyjemniaczków.

– To gwiazdy rocka, Rebeko…

– Ja nie przespałabym się z żadnym z nich – powiedziałam dumna jak paw.

– Wiem, dlatego chcę, byś z nami pojechała.

Wie? Skąd to niby wie?

– Z tobą też się nie prześpię – dodałam, na co on uśmiechnął się uwodzicielsko.

– Szanuję twoje zdanie.

Cholera! Tego to już nie powiedział, że wie! Cwaniak.

– Jest jeden główny powód, dla którego nie mogę wyjechać teraz na kilka miesięcy.

– Jaki? Jesteś w ciąży? – spojrzał na mnie dziwnie.

– Chryste, nie! To raczej niemożliwe, ale…

– Jak niemożliwe? Seks prowadzi do niechcianych ciąż.

– Nie uprawiam seksu – machnęłam lekceważąco ręką. – Chciałam powiedzieć, że nie zostawię Treya.

– Twojego faceta? – skrzywił się.

– Nie, Trey to mój przyjaciel.

– Zaraz, zaraz… Jak to, nie uprawiasz seksu? – pokręcił głową, jakby oszołomiony.

– No nie uprawiam.

– W ogóle?

Pokiwałam głową.

– Jesteś lesbijką?

Roześmiałam się w głos:

– Nie, to znaczy czasami mam takie myśli, ale nie.

– Kiedy ostatnio byłaś z facetem? – opadł na krzesło i przestał jeść.

– Zależy, co masz na myśli, mówiąc „byłaś”.

– No kiedy ostatnio kochałaś się z facetem?

Spojrzałam na niego i przygryzłam wargę. Przecież nie przyznam się, że nigdy.

– Dawno temu…

– To jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina – jakby odetchnął z ulgą.

Jazda na rowerze? Jasne ale najpierw trzeba wsiąść na ten rower, pomyślałam.

– Wracając do rozmowy, nie zostawię Treya.

– Niech jedzie z nami – wypalił.

– Co?

– Niech pojedzie z nami, znajdzie się dla niego jakieś zajęcie.

– On studiuje.

– Studia to strata czasu.

– No nie wiem. Nie sądzę, aby się zgodził.

– Skoro to twój przyjaciel, powinien zrobić coś takiego dla ciebie, to ogromna szansa.

– Ja jestem mu winna o wiele więcej, niż on mnie.

– Pogadaj z nim, najlepiej pogadajmy we dwoje. Co on studiuje?

– Edycję dźwięku.

– Żartujesz?

I w tym momencie mnie oświeciło. Może faktycznie obie sprawy da się połączyć. Taka trasa koncertowa to dla niego także ogromna szansa, olbrzymie doświadczenie, którego nie można porównać do niczego innego. Zaczęłam myśleć, że to może mieć sens. Tylko czy ja tego chcę? Chcę wywrócić swoje życie do góry nogami? Zostawić to pieprzone Los Angeles i ruszyć w świat z zespołem rockowym? Nawet nie wiem kiedy, a minęło całe popołudnie. Rozmawiałam z Sedem o tym, jak to wszystko może wyglądać. Moja praca polegałaby na tańcu podczas koncertów, siedem utworów plus bis. Ale dlaczego wybrał mnie, nie sprawdzając moich umiejętności? Widział mnie raptem chwilę w klubie, ale akurat wtedy przestałam tańczyć, bo go zobaczyłam. To jakieś szaleństwo, kompletne szaleństwo.

Na szczycie

Подняться наверх