Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 15
***
ОглавлениеWysiadając pod klubem, w którym miał odbyć się koncert, poczułam dziwne uczucie w dole brzucha na myśl, że zaraz zobaczę Seda. Trey namówił mnie na bluzkę z głębokim dekoltem bez stanika, ale nie wiem, czy w tym tłumie to dobry pomysł. Miało być trzysta osób, a ja widzę znacznie więcej. W życiu nie wejdziemy do środka.
– Nie mamy szans – skrzywiłam się.
– Chodź, na pewno wpuszczą nas wejściem dla VIP-ów – pociągnął mnie za rękę.
– Ta, jasne!
– Chodź, marudo – muszę przyznać, że w koszuli, którą założył, i podartych dżinsach wygląda super. Zresztą, jak zawsze. Ja założyłam trampki. Nie dość, że bolą mnie stopy, to jeszcze krok. Zapowiada się „cudowny” wieczór. Skierowaliśmy się w stronę autobusów zespołu. O rany! To tym będziemy podróżować? Z ciekawości zajrzałam do środka przez przyciemniane okno, ale nic nie było widać.
– Mogę cię oprowadzić, jeśli chcesz – z ciemności wyłoniła się postać, rzuciła niedopałek papierosa i przygniotła go butem.
– Proszę? – zapytałam kulturalnie, jak na mnie. Gdyby nie Trey, już bym stąd uciekła.
– Reb, to Simon Lewin! – odezwał się podekscytowany.
– O, cześć, Simon – ucieszyłam się na jego widok.
– Myślałem, że nie przyjdziesz. Jednak nie rezygnujesz? – wyszedł z cienia i ukazał się przed nami w całej okazałości. W scenicznym wydaniu, oczy pomalowane na czarno. Włosy wygolone na bokach, a góra postawiona w irokeza, kolczyki, tatuaże, no i te końcówki na platynowy blond. Uch! Aż mnie zatkało.
– Nie. Jedziemy z wami w trasę. Sedrick wam nie przekazał? – zapytałam, a kiedy wymawiałam imię Seda, serce zabiło mi mocniej. Dziwne uczucie.
– Nie wiemy, gdzie się podziewa, od rana go, kurwa, nie ma. Myśleliśmy, że jest z tobą – odparł i spojrzał na Treya. – Ty pewnie jesteś Trey – obleciał go wzrokiem.
– Tak – odpowiedział jednym słowem, chyba nie może uwierzyć, z kim rozmawia.
– Nieźle wyglądasz. Ćwiczysz? – dotknął jego bicepsa, a Trey aż podskoczył.
– Tak – wydukał, a ja się roześmiałam.
– Po koncercie jest impreza, oczywiście idziecie z nami – objął Treya i ruszyli w stronę bocznego wejścia. Simon Lewin lubi chłopców? Nie! Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę!
Stwierdziłam jednak, że najpierw zapalę. Schowałam się między busami, aby nikt mnie nie przegonił. Wypaliłam papierosa, zgasiłam go o kosz na śmieci, wyszłam zza autobusu i na niego wpadłam.
– Sed! – krzyknęłam.
– Cześć, Rebeko – odpowiedział tym swoim mruczącym tonem.
– Cześć. Wszyscy cię podobno od rana szukali.
– Miałem ważne sprawy. Sama przyszłaś? – podszedł do mnie, zaganiając między dwa autobusy, jak w pułapkę.
– Nie, Trey poszedł z Simonem.
Nie wiem, dlaczego się roześmiał.
– Idziemy do środka? – wyciągnął do mnie dłoń.
– Muszę tylko do łazienki.
– Skorzystaj w busie, w środku się nie dopchasz – otworzył drzwi do większego z nich i pokazał, abym weszła. Wahałam się chwilę, ale w sumie nie chcę stać godzinę w kolejce. Weszłam po trzech schodkach.
– Boże, jaki tu syf – pisnęłam, widząc wszędzie brudne talerze, butelki po piwie, ciuchy czyste z brudami.
– W drugim jest odrobinę lepiej – znowu się roześmiał.
– Jak wy możecie tak żyć? – skrzywiłam się, widząc wielką plamę na dywanie.
– Będziesz się musiała przyzwyczaić, tu nie ma prywatności, własnego pokoju i własnej łazienki.
– Nie macie w zwyczaju po sobie sprzątać? – zrobiłam krok między stertą ubrań a rozlaną butelką pepsi.
– Sprzątamy regularnie raz w tygodniu.
– Patrząc na to, można by pomyśleć, że wasz tydzień jest zdecydowanie dłuższy niż mój.
– Skoro się zdecydowałaś jechać, będziesz mogła sprzątać do woli. Chłopaki się ucieszą – posłał mi ten swój uśmieszek.
– A żebyś wiedział, że będę sprzątać. Pierwsze, co zrobię, to wysprzątam autobus na błysk.
– Świetnie, bo właśnie ja w nim śpię – znowu ten uśmiech.
– W takim razie ja w tym drugim – mina mu zrzedła i tym razem to ja ledwo powstrzymałam uśmiech. – Tam jest łazienka? – pokazałam korytarz prowadzący na tył.
– Tak.
Jakimś cudem udało mi się otworzyć drzwi. Rany, ale tu brudno! Jak oni mogą się tu myć? Cały zlew w piance do golenia i włosach, lustro oplute pastą do zębów, ktoś nie spuścił wody w kiblu.
– O fuuuuuuuuuuu! – krzyknęłam i od razu spuściłam wodę.
– Wiem. Kibel się zapchał – usłyszałam śmiech Seda zza drzwi. Cholera, faktycznie. Woda nie schodzi. Rany. Otworzyłam drzwi.
– Jak ja mam się tu wysikać skoro kibel się zapchał?
– Oj sikaj i już. Jutro ktoś przyjdzie i przepcha – wywróciłam oczami i zamknęłam drzwi. Zdezynfekowałam deskę i obłożyłam papierem. Ta łazienka jest bardzo mała, mniejsza niż w naszym mieszkaniu. Mikroskopijny prysznic, zlew i kibel. Ja się tu mieszczę, ale dwie osoby – nie ma szans. Ściągnęłam spodnie i zobaczyłam plamę krwi na majtkach.
– O kurwa – zaklęłam głośno. Okres? Nie, to jeszcze nie czas. To chyba dalej ślady utraty mojego dziewictwa. Cholera no. Rozejrzałam się, ale przecież w busie zespołu rockowego nie znajdę podpaski.
– Skończyłaś? Musimy iść – zaczął dobijać się Sed.
– Mamy problem – powiedziałam. Nie mam wyjścia. Przecież tak nie wyjdę.
– Jaki problem? – otworzył drzwi i spojrzał jak kucam nad kibelkiem ze spuszczonymi spodniami i majtkami.
– Ej!
– Daj spokój, widziałem cię nago – spojrzał na moje majtki. – Okres?
– Nie. Załatw mi podpaskę – spojrzałam błagalnie.
– Niby skąd? – skrzywił się.
– Nie wiem. Nie macie żadnej dziewczyny w ekipie?
– Dobra, poczekaj. Coś wykombinuję – zaskoczyła mnie jego reakcja. Myślałam, że wyjdzie i po prostu mnie zostawi. A on się przejął. Może nie jest taki zły? Może wczoraj po prostu się zdenerwował, bo to było dla niego duże zaskoczenie? Sama już nie wiem. Na szczęście w torebce mam mokre chusteczki – wytarłam się i czekałam cierpliwie, aż Sed wróci. No i wrócił, z tamponami. Wręczył mi je, jakby to była statuetka Oskara. Spojrzałam na niego z politowaniem.
– Sed, nie używam tamponów.
– Wszystkie dziewczyny ich używają.
– Nie ja.
– Spróbuj chociaż, nie miały podpasek.
– Kto nie miał?
– Fanki za bramką.
– Poszedłeś prosić o podpaski wasze fanki? – parsknęłam śmiechem.
– A co miałem zrobić? Żaden z nas ich nie używa!
– No co ty! Domyśliłam się. Dobra wyjdź, spróbuję to jakoś zamontować – spojrzałam na tampon w rozmiarze max. Nie wygląda to dobrze.
– Pomóc ci? – Czy on mówi serio?
– Wynocha! – wypchnęłam go z łazienki i zamknęłam drzwi. No dobra, jak to się robi? Po kilku próbach mi się nie udało, jestem za bardzo obolała i chyba sobie coś w środku obtarłam. Ała. No świetnie.
– Reb, chłopaki zaraz wychodzą na scenę! – pośpieszał mnie Sed.
– Ja nie idę!
– Nie przesadzaj. Okres to nie koniec świata – znowu mi się władował do łazienki.
– To nie okres głupku. Idź do nich, ja tu zostanę.
– Skoro to nie okres – spojrzał na zakrwawiony tampon w mojej dłoni – to może powinnaś iść do lekarza.
– Nie twoja sprawa. Spadaj stąd.
– Reb, przepraszam cię za wczorajszy wieczór – wypalił. No wybrał moment. Ja stercząca nad kiblem, ze spuszczonymi spodniami, majtkami i tamponem w ręku.
– Sed, nie będę o tym teraz gadać.
– Ale źle mnie zrozumiałaś.
Nerwowo napchałam sobie papieru toaletowego w majtki, podciągnęłam je, a potem spodnie.
– Doskonale cię zrozumiałam, nie musisz się tłumaczyć.
– Zaskoczyłaś mnie.
– No coś ty! – przecisnęłam się w drzwiach łazienki, by umyć ręce w kuchennym zlewie. Ten tu też jest zapchany.
– Naprawdę cię przepraszam – łaził za mną jak pies.
– Przeprosiny przyjęte – odpowiedziałam na odczepnego, niech już przestanie. Gdy weszliśmy do klubu, chłopaki od razu obskoczyli Seda.
– Gdzieś ty, kurwa, był?
– Cześć, Reb, twój kumpel chyba padł trupem! – przywitał się ze mną Nicki.
– Simon, co mu zrobiłeś? Nie było nas pół godziny!
– Sam chciał się pojedynkować na szoty – udawał niewiniątko.
– Ile wypił? – skrzywiłam się. Wiedziałam, że to tak się skończy.
– Piętnaście pod rząd.
– Cholera, Simon! – warknęłam. – Gdzie on jest?
– Śpi w garderobie.
– Reb, spoko, nic mu nie będzie – wtrącił Erick.
– Będzie rzygał jak kot! Znam go.
– Jakby to on jeden zarzygał nam garderobę – Nicki przybił piątkę z Simonem.
– Nie ty go będziesz niańczył, więc mnie lepiej nie denerwuj.
– Już ją lubię – Alex objął mnie po przyjacielsku.
– Chłopaki, na scenę! – krzyknął ktoś z obsługi.
– Roznieśmy ten lokal, sukinsyny! – Simon krzyknął mi prawie do ucha. Chłopaki zaczęli wykrzykiwać jakieś dziwne rzeczy, trochę to przerażające, ale to w końcu gwiazdy rocka. Ruszyli na scenę nabuzowani. Czy oni coś pili? Brali? Prawie mnie staranowali, zanim zostaliśmy sami z Sedem. Znowu.
– Chcesz dobrze widzieć?
– Chyba muszę znaleźć Treya.
– Nic mu nie będzie. Zabaw się.
– Sprawdzę chociaż, nie chcę, aby się udusił własnymi wymiocinami.
– No dobra. Chodź – chwycił mnie za dłoń i zaprowadził do garderoby. Tu także jest bałagan, choć odrobinę mniejszy niż w busie. Zapewne dlatego, że spędzili tu tylko kilka godzin.
– Trey – kucnęłam obok leżącego na czerwonej skórzanej sofie Treya. Na szczęście położyli go na boku, bo obok niego, na dywanie jest wielka plama wymiocin.
– Mówiłem, że nic mu nie jest.
– Rano będzie zdychał. Ciężko znosi kaca.
– Nie jesteś jego matką, daj mu spokój.
– On nie ma rodziców, ja się nim opiekuję – Sed podszedł i kucnął obok mnie.
– Teraz śpi, nie pomożesz mu.
– Posiedzę tu – pogłaskałam Treya po głowie. Wymamrotał coś na podobieństwo mojego imienia i przekręcił się na drugi bok.
– Naprawdę jesteście blisko, co?
– Kocham go, Sed. Gdyby nie to, że jest gejem, pewnie zostałby moim mężem – spojrzał na mnie dziwnie.
– Jesteś za młoda na małżeństwo.
– Odezwał się staruch!
– Na pewno jestem starszy od ciebie, dziecinko! – usiadł, przesuwając nogi Treya trochę dalej na sofie.
– Ile starszy?
– Skoro ty masz dwadzieścia jeden to jakieś siedem lat.
– Masz dwadzieścia osiem lat? – zdziwiłam się, bo nie wyglądał na tyle.
– Będę miał, za kilka tygodni.
Poprawiłam Treyowi poduszkę i zdjęłam mu buty.
– Chcesz zobaczyć choć fragment koncertu?
– Niech będzie – uśmiechnęłam się i cmoknęłam Treya w policzek. – Śpij, pijaku.
– Mam najlepszą miejscówkę. Chodź! – zaciągnął mnie za kulisy, gdzie doskonale widać chłopaków. Rany! Są niesamowici. Gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki jednej z piosenek, przeszły mnie ciarki. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Głos Nickiego, gitarowe riffy Alexa, Clarka i Ericka oraz perkusja Simona tworzą idealną całość.
– Dawaj, Erick! – krzyknęłam, gdy zaczął swoją solówkę. Zrobiłam to tak głośno, że chyba mnie usłyszał, bo obejrzał się i mrugnął do mnie okiem. Nogi mi zmiękły. Ależ on słodki!
– Uważaj na Simona i Nickiego – szepnął mi do ucha Sed.
– Na razie to uważam tylko na ciebie – warknęłam, bo mnie rozproszył. Na szczęście odpuścił i dał mi dosłuchać koncertu do końca. Mimo bolących stóp, obolałego, krwawiącego krocza skakałam jak głupia, wrzeszczałam i śpiewałam ich piosenki. Znam je oczywiście na pamięć.
– Reb, chodź do nas – nagle Nicki krzyknął do mnie ze sceny. Co? O nie! Nie! Nie! Nie! Jeszcze nie jestem na to gotowa.
– Chcecie poznać nowego członka zespołu!? – zapytał publiczność, która odpowiedziała entuzjastycznym rykiem.
– Sed, pomóż! – odezwał się Erick. Sed chwycił mnie na ręce i wniósł na scenę. Nie miałam nawet sekundy, aby zaprotestować. Postawił mnie obok Nickiego i podniósł ręce, a tłum znowu ryknął.
– To ona! Trochę mała.
Spojrzałam na Nickiego, który objął mnie w pasie.
– Zajebista! – krzyknął jakiś koleś pod sceną, na co zrobiłam się czerwona jak burak.
– Słodka, co? Będzie nam towarzyszyła w trasie. Mamy dla was niespodziankę i nadzieję, że wam się spodoba, szczególnie męskiej części – dodał Alex, nachylając się do mikrofonu. Zaskoczyła mnie taka pozytywna reakcja ludzi. Myślałam, że mnie wygwiżdżą i znienawidzą. Nawet dziewczyny piszczały i nie dały odczuć negatywnego nastawienia. Na końcu Sed znowu wziął mnie na ręce i pocałował. Pocałował na oczach tych wszystkich ludzi, zespołu, całej ekipy. Gdy tylko zeszliśmy ze sceny, dostał ode mnie w twarz.
– Nie waż się robić tego więcej! – Nie obchodziło mnie, że chłopaki się gapią. Mając z tego niezły ubaw. Huknęłam go tak, że aż głowa mu odskoczyła.
– Oszalałaś? – złapał mnie za nadgarstek i spojrzał rozjuszony.
– Nie dotykaj mnie!
– Uspokój się, do cholery! To był żart!
– Dla ciebie całe życie to żart! Odwal się ode mnie! Nie patrz, nie odzywaj się i nawet nie oddychaj w mojej obecności!
– Te dziewictwo padło ci na mózg! – wypalił przy wszystkich. Bo oczywiście wszyscy zrobili sobie przedstawienie z naszej kłótni. Tak się wkurzyłam, że po prostu rzuciłam się na niego z łapami. Jak on śmie to mówić tak przy nich?
– Nienawidzę cię, ty palancie!
– Reb! – Erick chwycił mnie w pasie i odciągnął.
– Wariatka! – huknął na mnie Sed.
– Pojeb! – pokazałam mu środkowy palec.
– Ej, dość! – wtrącił Simon i złapał Seda, który ruszył w moją stronę z łapami.
– No, dalej! Uderz kobietę! – prowokowałam.
– Ciebie bym nawet kijem nie tknął.
O matko! Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wyrwałam się Erickowi, chwyciłam plastikowy kubek pełen piwa i cisnęłam nim prosto w twarz Seda. To wszystko stało się w dwie sekundy.
– Kurwa, Reb! – wrzasnął, a pozostali rzucili się, by mnie przytrzymać. – Zabierzcie mi ją z oczu, bo nie ręczę za siebie! – spojrzał na mnie wkurwiony. Erick wyniósł mnie z klubu prosto do autobusu.
– Rany, dziewczyno, masz jaja. Już cię uwielbiam – skopał z kanapy brudne ciuchy i posadził mnie.
– Ale mnie wkurwił! Co za dupek!
– Nie daj mu się, Reb. Sed ma trudny okres. Zerwał z Karą i teraz go nosi.
– Gówno mnie to obchodzi! Ja też mam ciężki czas, a nie wykrzykuję jego prywatnych sekretów przy wszystkich – opadłam na siedzenie i westchnęłam.
– Więc to prawda? – od razu się przysiadł, zrobił taką minę, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.
– W sumie to już nie.
– Bzyknęłaś się z nim wczoraj? Dlatego tak uciekłaś? – skrzywił się.
– Nie. Nigdy w życiu się z nim nie prześpię! Prędzej zrobię sobie tatuaż na tyłku niż pójdę z nim do łóżka!
– Nie rozumiem.
– Byłam taka wściekła za to, jak mnie potraktował, że z tego wszystkiego w domu rzuciłam się na Treya.
– Tego twojego kumpla? – podrapał się po głowie.
– No tak.
– Bzyknęłaś się ze swoim najlepszym przyjacielem?
– Na to wygląda.
– Właściwie to lepsze niż jakiś dupek, który cię nie szanuje.
– Pocieszasz mnie?
– A potrzebujesz pocieszenia? – uśmiechnął się słodko.
– Potrzebuję piwa, a najlepiej czystej wódki w dużej ilości.
– A tego to ci u nas pod dostatkiem.
– Podobno jest jakaś impreza po koncercie?
– Tak. Tutaj… za chwilę.
– Cudownie! Urżnę się jak szpadel i przelecę jakiegoś przystojniaka na jego oczach! – Erick się roześmiał.
– Jeśli dziś zrobiłaś to pierwszy raz, to raczej odradzam dalsze ekscesy – spojrzał na mnie ciepło, zrobiło mi się bardzo miło. Naprawdę spoko z niego koleś.
– Racja, i jakbyś mógł, to proszę, zachowaj to dla siebie.
– Spoko, ja to nie Simon, który wszystko wszystkim wygada.
– Sed by się wkurzył, jakbym się z którymś z was choćby pocałowała?
– Oj, na pewno!
– Chcesz być dziś moim kolegą do przytulania?
Znowu się roześmiał:
– Chcesz wkurzyć Seda?
– Bardzo, jeśli tylko ty na tym nie ucierpisz.
– Mnie nic nie powie, będzie wściekły na ciebie.
– Więc umowa stoi? – wyciągnęłam do niego mały palec.
– Jesteś zajebista, Reb – roześmiał się, widząc ten gest małych dziewczynek. Uścisnął mi dłoń, nie dając małego paluszka. Także ryknęłam śmiechem.
– Impreza jest w drugim busie! – krzyknął ktoś z zewnątrz i walnął w bok autobusu.
– Już idziemy! – odkrzyknął Erick.