Читать книгу Na szczycie - K.N. Haner - Страница 14
***
ОглавлениеOcknęłam się, czując, że ktoś poklepuje mnie po policzku.
– Reb! Reb! Otwórz oczy – otworzyłam i zobaczyłam jego udręczoną minę. – Jezu, ale mnie wystraszyłaś! – dodał i przytulił z całej siły.
– Co się stało? – zapytałam nadal lekko zamroczona.
– Zemdlałaś – odpowiedział i przypomniało mi się to, co wydarzyło się chwilę temu.
– Czy my? – skrzywiłam się.
– Chyba tak – spojrzał na mnie z wyrzutem.
– O rany.
– Wybacz, nie chciałem.
– Nie, Trey, sama chciałam. Broń Boże, nie miej wyrzutów sumienia – chwyciłam jego twarz w dłonie i spojrzałam prosto w oczy. – Jesteś jedynym facetem na tym świecie, z którym powinnam była to zrobić. Kochasz mnie, szanujesz, wytrzymujesz ze mną, niczego więcej nie potrzebowałam. Dziękuję – pocałowałam go w kącik ust.
– Tak cię bolało? – spojrzał dalej udręczony.
– Troszkę.
– Zemdlałaś.
– Z wrażenia – puściłam mu oczko.
– To nie jest śmieszne. Może powinniśmy jechać do szpitala?
– Daj spokój, nic mi nie jest.
– Cała kanapa jest we krwi – powiedział. Spojrzałam na swoje nogi i jego biodra. Też jesteśmy brudni. Chyba ominęła mnie część tej imprezki. Wstałam i skrzywiłam się, czując ból między udami. Cholera! Poszłam do salonu. Faktycznie, na kanapie są ewidentne ślady utraty mojego dziewictwa.
– Zawsze tak jest? – zapytałam.
– Co? – Trey stanął za mną w progu i także spojrzał.
– No, że tyle krwi i w ogóle.
– Nie, to raczej indywidualne.
– Ale mam już to za sobą tak? – wyszczerzyłam zęby.
– Mówisz, jakbyś pozbyła się problemu – skrzywił się.
– Po prostu chciałam mieć to już za sobą.
– W sumie to nie wiem, czy na pewno.
– Jak to?
– Nie wszedłem cały, tylko troszkę.
– Nie? Cholera, a ja czułam cię aż w żołądku! – roześmiałam się w głos.
– Głupia jesteś! – Trey też się roześmiał.
– Idę się umyć, a potem wypiorę tą kanapę.
– Po co? I tak niedługo się stąd wyprowadzimy.
– W sumie racja.
– Mogę iść z tobą?
– Nie przeginaj, Trey! To był tylko ten jeden raz – rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Między nami na pewno wszystko okej? – zobaczyłam, że nadal ma wyrzuty. Podeszłam więc do niego.
– Oczywiście, że tak – cmoknęłam go w policzek.
– Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim, nie darowałbym sobie, gdyby stała ci się krzywda – założył mi kosmyk włosów za ucho.
– A ja, gdyby stała się tobie.
– Damy sobie radę w tej trasie?
– Pewnie, że tak. Razem zawsze damy radę.
Uśmiechnął się i mnie przytulił.
– Idź się umyć. Zrobię coś do jedzenia – dodał.
– Tosty?
– Jeśli chcesz.
– Z serem i szynką.
– Będą z serem i szynką.
Odwróciłam się i poszłam do łazienki. Z ciekawości rozkraczyłam się przed lusterkiem, by zobaczyć się tam na dole, już po kąpieli oczywiście. Nie ma różnicy, może jestem trochę opuchnięta i zaróżowiona, ale nic się nie zmieniło. Czego ja się niby spodziewałam? Sama nie wiem. Roześmiałam się sama z siebie.
– Co ty robisz? – do łazienki wparował Trey i spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Oglądam swoją nową cipkę.
– Jesteś niemożliwa – roześmiał się w głos, widząc, co durnego robię. – I co, zmieniło się coś?
– No nie.
– A czego się niby spodziewałaś? Że wyrośnie ci tam kaktus?
– Nie wiem właśnie.
– Lepiej się ogarnij. Za pół godziny przyjedzie po nas samochód.
– O cholera! – zerwałam się i szybko zjadłam tost. Trey robi najlepsze tosty na świecie. Tylko zaraz, zaraz. Skąd on wziął składniki na tosty? Pewnie był na zakupach. O rany, a to przecież moja kolej. – Ile mam ci oddać za to jedzenie? – zapytałam, upychając tosta do ust i wciskając się w dżinsy.
– Daj spokój – machnął ręką, prasując swoją koszulę.
– Nie, teraz moja kolej. Oddam ci, jak tylko będę miała, okej?
– Oczywiście – uśmiechnął się szyderczo, wiedząc, że zawsze tak mówię, a mało kiedy oddaję. No cóż.