Читать книгу Leonardo da Vinci Zmartwychwstanie bogów - Dmitrij Mereżkowski - Страница 2

KSIĘGA I
Biała diablica
(1494)
II

Оглавление

W głębi składu, zarzuconego towarami po sam sufit i oświetlonego lampką płonącą przed obrazem Madonny, siedziało trzech młodzieńców: Doffo, Antonio i Giovanni.

Doffo, subiekt imć pana Bonnacorsi, chłopak rudy, brzydki, ale wesoły i dobroduszny, zapisywał do ksiąg ilość odmierzonego sukna. Antonio da Vinci, młodzieniec o twarzy starca, oczach zamglonych jak u ryby i rzadkiej czuprynie, mierzył zręcznie materiały. Trzeci, Giovanni Beltraffio, przybyły z Mediolanu, miał lat dziewiętnaście, był bardzo nieśmiały, patrzył na świat oczyma siwymi, niewinnymi, jak u dziecka. W chwili tej siedział na postawie sukna z nogami założonymi pod siebie.

– Do czego doszliśmy – szeptał Antonio głosem przyciszonym – odgrzebują pogańskie bogi! Wełna brunatna szkocka: trzydzieści dwa łokcie, osiem cali – mówił głośno, zwracając się do Doffa, który zapisywał cyfry w księdze rachunkowej.

Po zwinięciu sztuki Antonio odrzucił ją zręcznie, podniósł palec w górę i naśladując ojca Girolamo Savonarolę, zawołał:

– Gladius Dei super terram cito et velociter!2 Święty Jan miał widzenie prorocze w Patmos: anioł uchwycił szatana, zamienionego w smoka, okuł go w kajdany na lat tysiąc i wtrącił w przepaść. Potem zamknął i opieczętował przepaść, aby szatan nie mógł kusić ludzi przed upływem lat tysiąca. Dziś szatan został wypuszczony z więzienia, tysiąc lat ubiegło, bogowie, poprzednicy i sługi antychrysta wychodzą z ziemi, kruszą pieczęcie anioła, aby lud z drogi cnoty sprowadzić. Biada stworzeniom żyjącym, na ziemi i w morzu. Wełna żółta gładka, brabancka: siedemnaście łokci, dziewięć cali.

– A zatem sądzisz – pytał lękliwie Giovanni – że te wszystkie oznaki zapowiadają?…

– O tak, nic innego. Czuwajcie. Zbliża się chwila. A teraz odgrzebują nie tylko starych bogów, ale jeszcze tworzą nowe bóstwa, na wzór starożytnych. Rzeźbiarze i malarze służą Molochowi, to jest diabłu. Z kościoła Bożego uczyniono przytułek szatana. Pod postacią świętych i męczenników obrazy przedstawiają fałszywych bogów, ku czci ludzkiej: miejsce św. Jana Chrzciciela zajął Bachus, miejsce Matki Najświętszej – Wenus grzesznica i kusicielka. Należałoby palić takie obrazy i popioły z nich na cztery wiatry rozpraszać.

Z zamglonych oczu subiekta-fanatyka padały błyskawice gniewu. Giovanni przeczyć mu nie śmiał.

– Antonio – rzekł wreszcie, po długim pasowaniu się ze sobą – słyszałem, że twój krewniak Leonardo da Vinci przyjmuje uczniów do swej pracowni. Od dawna już mam wielką ochotę dołączyć do niego.

– Jeżeli chcesz zgubić duszę, idź do Leonarda – przerwał mu Antonio.

– Jak to? Dlaczego?

– Choć jest moim krewniakiem, choć starszy ode mnie o lat dwadzieścia, ostrzegam cię, bo Pismo święte powiada: „Po pierwszej i drugiej przestrodze odwróć oblicze od heretyka”. Leonardo jest heretykiem i niedowiarkiem. Trawi go pycha szatańska. Zdaje mu się, że za pomocą matematyki i czarnej magii odsłonił tajemnice natury.

Antonio podniósł oczy ku niebu i przytoczył słowa z ostatniego kazania Savonaroli:

„Mądrość tego świata jest szaleństwem wobec Boga. Biada mędrcom: wszyscy pójdą do przybytku szatana! Tutti vanno al casa del diavolo”.

– Czy słyszałeś, Antonio – spytał znowu Giovanni, jeszcze trwożliwiej – czyś słyszał, że imć Leonardo bawi teraz we Florencji? Przybył z Mediolanu.

– Po co?

– Książę przysłał go tu w celu zakupienia obrazów po nieboszczyku Wawrzyńcu Wspaniałym.

– A niech sobie przyjeżdża. Co mnie to obchodzi! – przerwał Antonio, odwracając się plecami i zaczął odmierzać sztukę zielonego sukna.

Dzwony kościoła wzywały na nieszpory. Doffo przeciągnął się leniwie i zamknął księgę. Dzień pracy dobiegł kresu.

Giovanni wyszedł. Pośród mokrych dachów przezierało niebo zamglone. Powietrze było ciche i ciepłe. Nagle z otwartego okienka sąsiedniej uliczki doleciały słowa pieśni:

O vaghe montanine pastorelle!


Głos był dźwięczny i młody. Po wtórującym mu miarowym szmerze Giovanni domyślił się, że to prządka śpiewa przy kądzieli.

Stanął i słuchał – teraz dopiero uprzytomnił sobie, że to wiosna i uczuł silniejsze tętno serca. Zrobiło mu się rzewnie, stał długo, z oczyma wzniesionymi ku oknu, a w uszach brzmiały mu wciąż słowa pieśni.

Wreszcie westchnął i wszedł do domu konsula Gallimali. W wielkiej izbie, służącej za bibliotekę, siedział pochylony nad księgą Giorgio Merula, kronikarz dworu mediolańskiego.

2

(łac.) Oto miecz Pana zstąpi nagle i szybko na ziemię.

Leonardo da Vinci Zmartwychwstanie bogów

Подняться наверх