Читать книгу Leonardo da Vinci Zmartwychwstanie bogów - Dmitrij Mereżkowski - Страница 20
KSIĘGA III
Zatrute owoce
(1494)
VI
ОглавлениеWchodząc do swej sypialni, Il Moro zastał Beatrycze w łóżku. Było to łoże olbrzymie, stojące na środku komnaty, podobne do mauzoleum. Wchodziło się doń po kilku schodach. Nad łożem rozpięty był baldachim z niebieskiego jedwabiu, spływały spod niego firanki srebrnolite.
Książę rozebrał się i podnosząc kołdrę, haftowaną złotem i perłami, położył się obok żony.
Czuł się wobec niej winny i to go upajało.
Znowu doleciał go zapach fiołków i piżma, i zdało mu się, że widzi oczy niewinne, patrzące na niego ze strachem.
Beatrycze jeszcze nie spała. Była pogrążona w myślach niemających nic wspólnego z miłością.
– Wiesz – rzekła – on wraca do zdrowia.
– Przed paru dniami Luigi Marrani mówił mi, że on umrze – odparł książę. – Teraz mu lepiej, ale to długo nie potrwa: umrze na pewno… A wtedy władza przejdzie w nasze ręce.
– Kto wie? Leczą go starannie. Czy nie lepiej wyrzec się władzy, jak nie mieć ani dnia, ani nocy spokojnej; czołgać się przed królem Francji; być zależnymi od wspaniałomyślności Alfonsa i tej wiedźmy Aragońskiej? Mówią, że znowu jest w poważnym stanie. Jeszcze jedna żmija wpełznie do tego wężowego gniazda. I tak przez całe życie, Ludovico! A powiadasz, że jesteś potężny, że masz władzę w ręku.
– Uspokój się. Lekarze dowodzą, że on żyć nie może. Dni jego policzone – przekładał Il Moro.
– Nie wierzę. Umiera już od lat dziesięciu, a jeszcze żyje.
Przytuliła się do męża i coś mu szepnęła na ucho.
On drgnął.
– Boże – szepnął. – Niech cię Matka Boska chroni! Nigdy, słyszysz, nigdy mi o tym nie mów.
– Jeżeli boisz się, ja biorę to na siebie.
Po chwili milczenia zapytał:
– A jakim sposobem?
– Za pomocą brzoskwiń.
– Kazałem mu zanieść najpiękniejsze.
– Nie, ja nie mówię o tych. Mistrz Leonardo ma inne w swoim ogrodzie. Nie słyszałeś?
– Nie.
– Brzoskwinie zatrute.
– Jak to zatrute?
– Zatruł je do jakichś doświadczeń. To może czary, ale mniejsza o to. Wiem od monny Sidonii. Te brzoskwinie, choć zatrute, wyglądają prześlicznie.
Umilkli znowu i milczeli długo wśród nocnej ciszy.
Wreszcie Ludovico pocałował żonę w czoło z tkliwością ojcowską i zrobił nad nią znak krzyża.
– Śpij, drogie dziecię, śpij pod opieką Boga – szepnął.
Owej nocy śniły się księżnej brzoskwinie na złotym półmisku. Podniosła do ust jedną, wtem głos niewidzialny szepnął:
– To trucizna, trucizna, trucizna.
Nie mogła się wstrzymać od zjedzenia soczystego owocu. Zdało jej się, że umiera, lecz było jej coraz lżej i weselej na sercu.
I książę miał dziwne widzenie: przechadzając się po łące, ujrzał trzy kobiety. Wszystkie trzy były ubrane na biało i trzymały się za ręce. Poznał w jednej – Beatrycze, w drugiej – Cecylię, w trzeciej – Lukrecję i pomyślał:
„Dzięki Bogu, że te trzy ukochane kobiety doszły do porozumienia! Szkoda, że nie zawsze tak było!”.