Читать книгу Dziennik - Jerzy Pilch - Страница 16

16 stycznia 2010

Оглавление

Głucha – ma się rozumieć – cisza mi odpowiada. Ma się rozumieć, bo żaden z sąsiadów do tak dziwacznej akcji nie pasuje. Któż by to mógł być? Przecież nie pani Wanda, która ledwo łazi, gdzieżby ona dała rady! Następny drzwi w drzwi mieszkający sąsiad też odpada: za dobrze mu z oczu patrzy. W głębi korytarza wynajmująca garsonierę panna z biura prasowego rządu? Nawet nie ma co jej brać pod uwagę, zbyt wielu premierów przetrzymała, by takie zabawy były jej w głowie. Kto tedy? Trunkowy kolega z trzeciego? O wszem, miewa on wzloty i uniesienia, ale nie na wysokość piątego piętra. Wietnamczycy z drugiego? A cóż ci wiecznie uśmiechnięci ludzie Wschodu mogliby mieć do Wita Stwosza? Pan dozorca przewiesza kalendarz, ponieważ tam, gdzie ja go umieściłem, było jakieś – bo ja wiem – zagrożenie pożarowe? Wykluczone! Pan dozorca, człowiek przychylny światu, nie przepuściłby okazji do miłej pogawędki, zastukałby, wyjaśnił, rozwiał wątpliwości.

Wielce przedsiębiorczy i aktywnie czuwający nad domowym mirem sąsiad z dołu? Gdzie tam! Jemu każda akcja przyczyniająca piękna naszemu budynkowi miła. Przewiesza kalendarz, żeby było jeszcze milej i jeszcze piękniej? Nie dajmy się zwariować. Ktoś z zewnątrz? Wariat? Psychopata? Samozwańczy i całkowicie niepanujący nad swym popędem dekorator wnętrz? Seryjny przewieszacz kalendarzy? A może jakaś namiętna czytelniczka literatury dzisiejszej albo inna nieobliczalna młoda poetka pragnie w ten niekonwencjonalny sposób zwrócić na siebie uwagę? Aż tak niekonwencjonalna współczesna twórczość nie jest. Któż więc? Cały dom mam obejść? A jak nie pomoże – całe miasto? A może – w desperacji zupełnej przychodzi mi do głowy – nie ludzie, a duchy tu działają? Zbłąkane dusze, same niewidzialne, niewidzialnymi i niesłyszalnymi młotami pracują? Wiele szczegółów pasuje. Układanka zdaje się układać w logiczną całość. Czyjeż duchy by to być miały? Dawnych – ma się rozumieć – lokatorów. Kimże oni byli? Czemuż ich dusze nie zaznają spokoju? Grzechy jakieś, występki, a może i zbrodnie za życia popełnione dalej im ciążą? Na wiekuiste przewieszanie kalendarzy na Hożej ci z niewiadomego kręgu piekieł nieszczęśnicy skazani zostali?

Fakt faktem – w pradawnych czasach wysoko, a nawet bardzo wysoko postawione postacie tu mieszkały. Wysoko postawieni partyjni dostojnicy. Wszyscy wysoko postawieni na jakąś pokutę bywają narażeni, a wysoko postawieni dygnitarze za Gomułki? Za Gierka? Sami rozumiecie.

Kamienica właśnie z tamtej epoki, z wczesnych lat sześćdziesiątych pochodzi. Wtedy tak zwana plomba w śródmieściu, dwa w niej pokoje z łazienką i widną kuchnią, balkon, całe czterdzieści, a nieraz wręcz czterdzieści dwa metry kwadratowe to były luksusy, które z lekkością dzisiejsze apartamentowce biły na głowę. Szary człowiek nie śmiał nawet o takich komfortach marzyć! Wyłącznie wysoko, a nawet najwyżej postawieni aparatczycy w takich zbytkach się tarzali! Pod względem ideologicznego, bo ideologicznego, ale uduchowienia też stali wysoko! Nie prąd, nie bieżąca woda, nie kaloryfery, nawet nie balkon czy winda w kamienicy były największym przywilejem. Największą i najszczytniejszą nie tyle wygodą, ile wręcz honorem była dla nich okoliczność jeszcze inna: gmach Komitetu Centralnego znajdował się tuż-tuż – do pracy mieli blisko.

Dziennik

Подняться наверх