Читать книгу Dziennik - Jerzy Pilch - Страница 5

31 grudnia 2009

Оглавление

Jak się odziać do trumny? Rzecz jasna najstosowniejszy – jak kto ma takie możliwości – czarny jak węgiel mundur górniczy. Miał taką możliwość Jarosław Iwaszkiewicz, miał i mój ojciec. Pierwszy skorzystał, drugiemu nawet do głowy nie przyszła.

Jak pamiętają ci, co pamiętają, na katowickim zjeździe literatów w roku 1978 Prezesowi ofiarowano galowy mundur górniczy z lampką i czekanem. Zjazd był sławny, bo padały pierwsze głośno wypowiadane zdania przeciw cenzurze, a nawet o wolności słowa; władza w mizernej co prawda postaci wicewojewody Gorczycy, ale kontratakowała; dochodziło do zwad, a nawet tumultów; delegaci to wracali, to opuszczali salę. Osiemdziesięcioczteroletni Iwaszkiewicz zachowywał się i mówił świetnie – w mundurze wyglądał rewelacyjnie. A gdy przy swoim słusznym wzroście włożył czapę z pióropuszem, jego górowanie nad otoczeniem nabrało i dosłownej, i symbolicznej wielowymiarowości.

Czy od razu wtedy przyszło mu do głowy, że ten czarny, z czarnymi frędzlami, masywnie watowanymi ramionami, drogocennymi zygzakowatymi naszywkami, kunsztownym szamerunkiem, całą masą złotych guzików z górniczym godłem, aksamitnym kołnierzem i takimiż lampasami uniform akuratny będzie do trumny? Jestem pewien, że tak. A nawet jeśli pomysł przyszedł później – był natchniony. W każdym razie gdy autor Brzeziny dwa lata później umarł, złożono go do grobu – tak jak przykazał – w górniczym stroju.

Popłoch to wzbudziło niezły, za dziwactwo albo za żart makabryczny brano tę przedśmiertną fanaberię, za starcze szaleństwo, w najlepszym razie za zupełną jakąś nieobliczalność i nieoznaczoność. Umysłowe zamroczenie? Tajemnica? Zagadka?[1] Ani jedno, ani drugie, ani trzecie. A cóż dziwnego jest w tym, że człowiek schodzący do podziemnych krain przywdziewa strój tych, którzy dzień w dzień podziemne chodniki i labirynty przemierzają? Nie jest to nawet poetyczność specjalna czy inna grobowa mistyczność, a zwyczajny realizm – Iwaszkiewicz po tołstojowsku mocny bywał w tej konwencji.

Nie trzeba być zbyt pilnym jego czytelnikiem, by wiedzieć, że przemijanie i odchodzenie to były jego królewskie tematy, a już znakomita późna twórczość to był jeden wielki fioł na punkcie biegu czasu i zostawiania świata. Jest w tym coś dziwnego, że autor takich obsesji wybiera na ostatnią drogę przyodziewek podziemnego z natury rzeczy bractwa? Zwłaszcza że ma taką kreację pod ręką? Owszem, gdyby specjalnie obstalował tego rodzaju śmiertelny garnitur, gdyby szyć sobie kazał, modele studiował, do przymiarek chadzał, byłaby rzecz inna, byłyby granice rozmaite przekroczone – Iwacha, jak przystało wielkiemu pisarzowi, po krawędziach stąpał, ale równowagę utrzymywał. Poza wszystkim, poza śmiertelną logiką twórczości, poza nieubłaganym związkiem pomiędzy gasnącym życiem a trwaniem pisania, poza wszelkimi interpretacjami tego życia i tej twórczości były w owym geście znamiona Iwaszkiewiczowi przypisywane rzadko – brawura mianowicie i – tak jest: szyderstwem podszyta – odwaga.

[1] Po latach pani Maria Iwaszkiewicz w prywatnej rozmowie przedstawi mi dalekie od wzniosłości rozwiązanie tajemnicy. Otóż podobno wysłany po ciemny trumienny garnitur kierowca przywiózł mundur, ponieważ niczego innego odpowiednio ciemnego i odpowiednio trumiennego w szafie nie znalazł. „Życiowe” to rozwiązanie śmiertelnej zagadki, moich rozważań – śmiem twierdzić – ani nie unieważnia, ani nie obniża. Wręcz przeciwnie: wzbogaca je.

Dziennik

Подняться наверх