Читать книгу Piketty i co dalej? - Группа авторов - Страница 26

Część I
Odbiór
Rozdział 3
Dlaczego żyjemy w nowej epoce pozłacanej
4

Оглавление

Momentami odnosi się wrażenie, że Piketty proponuje deterministyczną wersję historii, w której wszystko zależy od stopy wzrostu populacji oraz tempa postępu technologicznego. Tak naprawdę jednak Piketty jasno stwierdza w swojej książce, że polityka władz może mieć olbrzymie znaczenie – że nawet jeśli podstawowe warunki ekonomiczne sprzyjają kształtowaniu się skrajnych nierówności, to ten „ciąg ku oligarchii” można zatrzymać, a nawet odwrócić, jeśli tylko pojawi się po temu wola polityczna.

Piketty kładzie nacisk na to, że gdy zestawiamy ze sobą stopę zwrotu z kapitału i stopę wzrostu gospodarczego, znaczenie ma tak naprawdę stopa zwrotu z kapitału po opodatkowaniu. W związku z tym podatki progresywne – w szczególności opodatkowanie majątków i spadków – mogłyby być potężnym czynnikiem ograniczającym nierówności. Co więcej, Piketty kończy swoje dzieło wezwaniem do wprowadzenia takiego właśnie opodatkowania. Niestety, realia historyczne przedstawione w jego książce nie napawają optymizmem.

Prawdą jest, że przez dużą część XX wieku podatki o mocno progresywnym charakterze pomogły ograniczyć stopień koncentracji dochodów i majątku, można by zatem przypuszczać, że wysokie opodatkowanie najbogatszych jest oczywistym i podstawowym rozwiązaniem, gdy ustrój demokratyczny staje w obliczu dużych nierówności. Piketty ten wniosek odrzuca. Jego zdaniem triumf progresywnej skali podatkowej w XX wieku był efemerycznym wytworem chaosu. Sugeruje, że gdyby nie zamieszanie związane z dwoma wojnami światowymi w Europie, nic takiego nie miałoby miejsca.

Jako dowód podaje okres francuskiej Trzeciej Republiki. Oficjalnie panowała tam wówczas ideologia bardzo egalitarna, a jednak dochody i majątki były niemal tak samo mocno skoncentrowane, a przywileje ekonomiczne niemal tak samo zdominowane przez dziedziców wielkich fortun jak w monarchii konstytucyjnej po drugiej stronie kanału La Manche. Ówczesna polityka władz niemal w żadnej mierze nie sprzeciwiała się ekonomicznej dominacji rentierów: zwłaszcza podatki od nieruchomości były niemal śmiesznie niskie.

Dlaczego zatem francuscy obywatele, którzy już wówczas wszyscy mieli prawo głosu, nie wybrali polityków chętnych, by przeciwstawić się klasie rentierów? Cóż, wielki majątek pozwala kupić wielkie wpływy – oddziaływanie zarówno na decyzje polityczne, jak i na kierunki debaty publicznej. Upton Sinclair stwierdził kiedyś: „trudno jest skłonić człowieka, by coś zrozumiał, gdy jego wynagrodzenie jest uwarunkowane tym, by tego nie rozumiał”. Piketty, analizując historię swojej ojczyzny, dochodzi do podobnego wniosku: „Doświadczenie Francji z okresu belle époque dowodzi, ile jeszcze nam trzeba dowodów, stopnia hipokryzji elit gospodarczych i finansowych, do jakiego są one zdolne, by bronić swoich interesów, jeśli tylko zachodzi taka potrzeba”71.

To samo zjawisko obserwujemy dzisiaj. Ciekawym aspektem realiów amerykańskich jest to, że jeśli już, to polityczny obraz nierówności zdaje się wyprzedzać rzeczywistość. Jak już wiemy, obecnie amerykańskie elity ekonomiczne zawdzięczają swój status głównie dochodom z pracy, a nie dochodom z kapitału. Niemniej jednak konserwatywna retoryka ekonomiczna już dziś kładzie nacisk na kapitał, a nie na pracę – na „twórców miejsc pracy”, a nie na pracowników.

W 2012 roku Eric Cantor, lider większości w Izbie Reprezentantów, postanowił uczcić Święto Pracy – Święto Pracy! – tweetem na cześć właścicieli firm:

Dzisiaj świętujemy tych, którzy podjęli ryzyko, ciężko pracowali, zbudowali firmy i zapracowali sobie na własny sukces.

Być może zawstydzony reakcjami na ten wpis, podobno na późniejszym wyjazdowym spotkaniu Partii Republikańskiej czuł się w obowiązku przypomnieć swoim partyjnym kolegom, że większość ludzi nie jest właścicielami firm – już samo to pokazuje, w jak dużym stopniu politycy tej partii utożsamiają się z kapitałem i jak bardzo pracownicy są z tego kręgu wyłączeni.

Orientacja na kapitał nie ma wyłącznie retorycznego charakteru. Obciążenia podatkowe Amerykanów uzyskujących najwyższe dochody maleją już od lat 70. XX wieku, przy czym największe obniżki tych obciążeń dotyczą podatku od dochodów z kapitału (mam tu na myśli między innymi drastyczne obniżenie podatku od dochodów przedsiębiorstw) oraz od spadków. Czasami można odnieść wrażenie, że duża część naszej klasy politycznej aktywnie stara się przywrócić patrymonialny kapitalizm opisany przez Piketty’ego. Wystarczy spojrzeć na źródła finansowania działalności politycznej, by znaleźć tam wiele zamożnych rodzin. W tej sytuacji takie przypuszczenia nie wydają się skrajnie nieprawdopodobne.

Piketty kończy Kapitał w XXI wieku wezwaniem do broni. Wzywa w szczególności do wprowadzenia podatków od majątku, najlepiej o globalnym zasięgu. Celem stosowania takich rozwiązań ma być ograniczenie rosnących wpływów majątku dziedziczonego. Cóż, nietrudno jest cynicznie oceniać prawdopodobieństwo podjęcia tego typu działań. Nie ulega jednak wątpliwości, że sformułowana przez Piketty’ego ocena bieżącej sytuacji oraz prognozy jego autorstwa na przyszłość powodują, że wprowadzenie takich rozwiązań staje się jednak bardziej wyobrażalne. Dlatego uważam, że Kapitał w XXI wieku to bardzo ważna książka. Piketty odmienił oblicze naszej debaty ekonomicznej – już nigdy nie będziemy rozmawiać o bogactwie i nierównościach tak samo jak dotychczas.

71

Tamże, s. 643.

Piketty i co dalej?

Подняться наверх