Читать книгу Piketty i co dalej? - Группа авторов - Страница 35
Część II
Różne ujęcia kapitału
Rozdział 5
W/Y przez pryzmat ekonomii politycznej
Inne sposoby spojrzenia na czynniki determinujące W/Y
ОглавлениеW/Y = s/g
Podstawowy model Piketty’ego kręci się wokół dynamicznego gromadzenia bogactwa:
W t+1 = sYt + Wt,
gdzie s oznacza stopę oszczędności, Y oznacza dochód, a W to bogactwo. Dzieląc obie strony tego równania przez:
Y t+1 = (1+g)Yt,
gdzie g oznacza stopę wzrostu PKB, a wszystkie inne czynniki pozostają bez zmian, otrzymujemy:
W/Y = s/g.
Niniejszy wzór kładzie nacisk na stopę oszczędności przeciętnego gospodarstwa domowego (i stopę oszczędności w przedsiębiorstwach) oraz na stopę wzrostu gospodarczego. W związku z tym można odnieść wrażenie, że współczynnik bogactwa do PKB zależy od decyzji dotyczących oszczędzania podejmowanych w poszczególnych gospodarstwach domowych i przedsiębiorstwach (po korekcie o amortyzację), a nie od stopy innowacyjności, akumulacji kapitału ludzkiego czy wzrostu demograficznego. Te wszystkie czynniki są niewątpliwie ważne, ale mają też dość mechaniczny charakter. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że na skutek oddziaływania instytucjonalnego te siły pozostają niezmienne. Powyższy wzór znajduje zastosowanie zarówno w gospodarce planowej, jak i w kapitalistycznej, choć nie kładzie on nacisku na charakterystyczne dla kapitalizmu instytucje, umożliwiające gromadzenie bogactwa w prywatnych rękach.
W/Y oraz relatywne dochody najbogatszych
Udział dochodów z kapitału w dochodzie narodowym α wynika ze wzoru:
α = rs/g,
gdzie r oznacza stopę zysku. Widać z tego, że wartość współczynnika bogactwa do rocznego dochodu (W/Y) nie miałaby większego wpływu na nierówność strumieni dochodu, gdyby r malała w mniej więcej takim samym tempie jak g. Jeżeli jednak r spadnie, a g utrzyma się na mniej więcej niezmienionym poziomie, to wzrosną zarówno wartość współczynnika bogactwa do rocznego dochodu, jak i udział dochodu posiadaczy kapitału w dochodzie narodowym. Koncepcja stałej presji na wzrost udziału dochodów z kapitału w dochodzie narodowym to uogólnienie przekonania wyrażonego najjaśniej w Pracy najemnej i kapitale Marksa. Piketty bierze sformułowany tam argument, wyrzuca za burtę cały metaforyczny balast w postaci teorii wartości Marksa i koncentruje się wyłącznie na dochodzie i bogactwie – wartościach empirycznych, dających się zmierzyć w długim ujęciu historycznym, odnotowanych w formie bezpośredniej w dokumentach podatkowych, spisach ludności i w dokumentach dotyczących spadków. Tak czy owak, argument ten zmierza do tego samego celu co oryginalny argument Marksa: w długim okresie większość produkcji trafi w ręce kapitalistów. Różnica sprowadza się do mechanizmu: Piketty stworzył model ze stałą stopą zysku oraz malejącym tempem wzrostu produktywności, a Marks zakładał stały poziom zarobków i wzrost produktywności. W obu przypadkach z czasem coraz większa część dochodu trafia do właścicieli kapitału.
Piketty uważa, że Marks pominął równoważące oddziaływanie wzrostu gospodarczego. Innowacje, wzrost liczebności populacji, większa aktywność gospodarcza to wszystko niezależnie wpływa na zwiększanie produkcji i dochodów z pracy. Są to usprawnienia technologiczne i organizacyjne, dotyczące w szczególności produkcji dóbr nabywanych z dochodów bieżących, które mogą osłabić pozycję przetargową pracowników, ale zwiększą udział dochodów z pracy w dochodzie narodowym.
Wydaje mi się, że to nie jest aż takie proste. Piketty podaje stałą stopę zysku na poziomie wyższym od stopy wzrostu. Marks, opierając się na swojej teorii wiecznego trwania rezerwowej armii bezrobotnych, pisze o zarobkach na stałym poziomie „historycznie i moralnie” umożliwiającym przetrwanie. Oznacza to, że w modelu Marksa wszystkie korzyści wynikające ze wzrostu produktywności trafiają w ręce kapitału, chyba że podniesie się „historyczny i moralny” poziom przetrwania. W modelu konkurencyjnym, którego zwolennikiem jest Piketty, korzyści wynikające ze wzrostu produktywności trafiają w ręce pracowników dzięki konkurencji na rynku pracy – przedsiębiorstwa rywalizują między sobą o pracowników, a to przekłada się na wzrost zarobków. U Piketty’ego zatem rosnący udział dochodów z kapitału w dochodzie narodowym jest możliwy tylko pod warunkiem, że produktywność będzie rosnąć wolniej niż stopa zysku. Tak czy owak, empiryczna prognoza jest taka sama: z czasem coraz większa część produkcji trafia w ręce właścicieli kapitału. Albo wzrost jest stały, a wysokość zarobków jest zamrożona przez instytucje i rezerwową armię bezrobotnych, jak chce Marks, albo stała jest stopa zysku, maleje zaś stopa wzrostu produktywności, normalnie przekładająca się na wzrost udziału dochodów z pracy na konkurencyjnym rynku pracy, jak chce Piketty. U Piketty’ego popyt na kapitał jest elastyczny, a podaż kapitału jest nieelastyczna. U Marksa popyt na pracę jest elastyczny, a nieelastyczna jest jej podaż. W obu przypadkach nadwyżka trafia w ręce właścicieli kapitału.
Piketty twierdzi, że na skutek działania sił generujących wzrost gospodarczy całe pokolenia ekonomistów uznawały wskazane przez Marksa podstawowe dla kapitalizmu napięcie za empiryczny fałsz. Czy na pewno rosnący poziom życia pracowników ze wszystkich krajów uprzemysłowionych zadaje kłam słowom Marksa? Powszechna prosperita lat powojennych spowodowała, że wszyscy z dużą ufnością podchodzili do rynkowych mechanizmów dystrybucji dochodu – ludzie nie rozumieli, w jak dużym stopniu był to efekt nadzwyczajnych warunków gospodarczych i politycznych. W argumentacji Piketty’ego okres między pierwszą wojną światową a rokiem 1970 należy uznać za wielkie zrządzenie przypadku, którego istota sprowadza się do tego, że dwa rozległe konflikty zbrojne, powstanie państwa opiekuńczego oraz polityka podatkowa ograniczyły stopę zwrotu z kapitału. W ten oto sposób przez pewien krótki czas stopa zysku była mniejsza niż stopa wzrostu. Piketty podaje dane świadczące o tym, że po roku 1970 nastąpił powrót do kapitalistycznej normy. Na podstawie tej właśnie narracji Piketty kreśli nowy obraz podstaw dynamiki kapitalizmu.
r > g, przyczyny strukturalne
Skąd jednak bierze się strukturalna tendencja, by stopa zysku była wyższa od stopy wzrostu gospodarczego (r > g)?
Piketty tego nie wyjaśnia.
Zapewnia jedynie, że to fakt historyczny.
Może być tak, że inwestycje zagraniczne umożliwiają kapitalistom nieustanne znajdowanie atrakcyjnych inwestycji za granicą, dzięki czemu stopa zwrotu z kapitału utrzymuje się na wysokim poziomie, nawet jeśli odbywa się to kosztem niezależności i politycznej stabilności tych krajów. Może być tak, że na skutek wzajemnej relacji między popytem a produkcją w gospodarce znakomicie radzimy sobie z zastępowaniem pracy kapitałem, dzięki czemu wzrost ogólnej ilości kapitału nie przekłada się na istotny spadek stopy zwrotu z niego. Możemy sobie również znakomicie radzić z przekuwaniem kapitału we wpływy polityczne i organizacyjne, co sprzyja utrzymywaniu stóp zwrotu na wysokim poziomie oraz wiąże się ze znacznie większą ogólną elastycznością substytucyjności niż ma to miejsce w przypadku modeli, które koncentrują się wyłącznie na popycie i technologii. Może także chodzić o siły działające po podażowej stronie kapitału, czyli czynniki determinujące stopę oszczędności. Może również chodzić o to, że ludzie przemijają szybciej niż kapitał, więc oszczędzamy z myślą o sobie i nie przejmujemy się tym, jakie to będzie miało skutki dla kapitału w przyszłości. Może także być tak, że kapitaliści to ludzie przezornie oszczędzający i innowacyjnie podchodzący do podejmowania ryzyka – że stanowią niejako uosobienie cnót burżuazyjnych, a r to wynagrodzenie niezbędne do tego, aby zachęcić ich do inwestowania.
Żaden z tych argumentów nie satysfakcjonuje Piketty’ego. Szczególnie niesatysfakcjonujące są wyjaśnienia wyprowadzone z jednego z filarów teorii optymalnego wzrostu, czyli „międzyokresowe równanie Eulera”, zgodnie z którym oszczędności to nic innego jak środek finansowania przyszłej konsumpcji oszczędzającego – albo w formie własnej konsumpcji za kilka lat, albo w formie konsumpcji psychicznego zadowolenia z rozmyślań o tym, jaki to zamożny i sławny żywot wieść będą czyiś potomkowie w którymś pokoleniu. Lepszym podejściem do kwestii oszczędzania jest jednak stosowanie modeli, w których ramach akumulacja środków i budowanie majątku są celem samym w sobie. Piketty (z pomocą Saeza) badał to zagadnienie w artykułach naukowych. „Akumulujcie, akumulujcie! Tak głosi Mojżesz i prorocy!” to jeden z bardziej pamiętnych cytatów z Marksa. Jeżeli jednak jest to poprawna charakterystyka kapitalistycznego dążenia do inwestowania i oszczędzania, to być może źródłem motywacji najzamożniejszych do akumulowania środków jest nie tylko przyszła konsumpcja, ale raczej inercja finansów korporacyjnych, niezaspokojone pragnienie bezpieczeństwa ekonomicznego, socjologicznie rozumiana tożsamość albo psychologiczne fantazje o przyszłych imperiach lub też inne imperatywy strukturalne.
Zysk jako rodzaj renty
Weźmy na przykład klasyczny tekst dotyczący finansów korporacyjnych, którego autorem jest Arthur Dewing i który ukazał się w połowie minionego stulecia. Czytamy w nim: „Motywacja ludzi do rozwijania przedsięwzięć biznesowych nie ma motywacji ekonomicznej, a raczej psychologiczną, […] to cenny spadek pozostały człowiekowi po »barbarzyństwie drapieżników«”. Do motywacji tej zalicza się między innymi motywacja związana z przekazywaniem majątku kolejnym pokoleniom – ważnym czynnikiem sprzyjającym akumulacji kapitału jest pragnienie przekazania bogactwa dzieciom i to bez względu na to, na ile one na to zasługują. Oczywiście można to również rozpatrywać w kategoriach zmian osobowości: długie życie (zwłaszcza u najbogatszych) sprzyja zacieraniu się granic między przekazywaniem majątku kolejnym pokoleniom a przyszłą konsumpcją: czyż nie dałoby się obronić argumentu, że w przyszłości, w wieku 75 lat, będziemy kimś zupełnie innym niż byliśmy jako dzieci?
Gdy zaczyna się myśleć o oszczędnościach w tych kategoriach, opodatkowanie kapitału wydaje się znacznie bardziej racjonalnym pomysłem. Jeżeli podaż kapitału przybiera w większym stopniu formę nieruchomości, a w mniejszym stopniu formę wolnych zasobów gotówki, podstawowe prawidła ekonomii głoszą, że taki kapitał możemy obłożyć sporym podatkiem. Próba wywłaszczenia kapitalistów z części tego majątku nie spowoduje, że ten kapitał zniknie. W ten sposób dałoby się pewnie rozwiązać kilka problemów socjalnych. Skoro ludzie oszczędzają, żeby przekazywać majątek swoim dzieciom, kosztem alternatywnym opodatkowania majątków staje się nie przyszła konsumpcja na starość, a wpłaty na fundusz powierniczy.
Oznacza to również, że niektóre klasyczne (choć niepewne) modele teoretyczne, zgodnie z którymi optymalne oprocentowanie kapitału wynosi 0, dzisiaj są już nieaktualne. Piketty sam proponuje obiecujący przedmiot dalszych badań w tym zakresie: gdy uwolnimy się już od konsumpcyjnego równania Eulera, to jakiej teorii oszczędności w sektorze prywatnym potrzebujemy, by najlepiej zrozumieć problematykę nierówności i wzrostu gospodarczego? Sposób opodatkowania kapitału przestaje być kwestią równoważenia oszczędności i konsumpcji, bardziej zaś staje się sprawą znalezienia sposobu na wdrożenie globalnego opodatkowania, żeby uniknąć sytuacji, w której kapitaliści zabierają swoje pieniądze do innych krajów. Podaż kapitału może i jest nieelastyczna w ujęciu całego świata, ale dla każdego pojedynczego kraju pozostaje jak najbardziej elastyczna.
W/Y = α/r
Wszystko ładnie i pięknie, ale powyższe rozważania skupiają naszą uwagę na podaży i popycie na oszczędności w ujęciu łącznym. Z dostępnych danych niezbicie wynika jednak, że o wartości W/Y w dużej mierze decydują również zyski kapitałowe oraz efekt wyceny. Większość modeli dynamicznych sugeruje, że są to tylko efekty przejściowe, ewentualnie chwilowe bańki spekulacyjne, ale może jednak niektóre efekty wyceny mają charakter fundamentalny. Jeżeli to byłaby prawda, to jak moglibyśmy je lepiej poznać?
Można obrać „pieniężny punkt widzenia”, czyli uznać za fundamentalne przepływy dochodu do różnych podmiotów roszczących sobie do niego prawo. Zgodnie z tym ujęciem podstawowymi czynnikami są siła przetargowa właścicieli, α, wartość dochodu, który płynie z tego tytułu do właścicieli, αY, a także cena praw majątkowych należnych firmom, która jest ustalana na rynkach finansowych jako stopa dyskontowa albo stopa zysku, r. Przyjmijmy dla uproszczenia, że wszyscy właściciele mają taką samą siłę przetargową α oraz że stopa kapitalizacji r-finanse jest równa dla wszystkich firm. Stopą r-finanse zamiast stopy r posługuję się w celu rozróżnienia stopy dyskontowej stosowanej do aktywów od stopy zwrotu z oszczędności. Na doskonałym rynku finansowym obie te stopy byłyby takie same, ale że na naszych rynkach niedoskonałych występują pośrednicy, stopa zwrotu oferowana przez sektor finansowy to r-finanse = r + ρ, gdzie r oznacza stopę zwrotu dla oszczędzających, a ρ oznacza koszt ponoszony przez tego, kto korzysta z usług finansowych.
Skoro udział dochodów z kapitału w dochodzie narodowym oraz finansowa stopa zwrotu są czynnikami podstawowymi, współczynnik łącznego bogactwa do PKB przybiera postać:
W/Y = α/r = α/(rfinanse – ρ)
Podobnie jak w przypadku s/g, także tutaj mamy do czynienia z prostą tożsamością księgową, która tym razem skłania jednak do nieco innej interpretacji majątku prywatnego. Bogactwo staje się już nie tylko nagromadzonym zbiorem oszczędności i zamkniętych w formie przydatnych dóbr kapitałowych. Zgodnie z tym ujęciem jawi się ono podstawą roszczenia do przyszłych zasobów. Mamy zatem do czynienia nie tyle z sumą wszystkich poczynionych oszczędności, skrystalizowaną do postaci rzeczy materialnych i pewnych faktów społecznych, co raczej ze skapitalizowanymi przyszłymi dochodami właścicieli kapitału, co dość mocno przyciąga uwagę.