Читать книгу Poezje - Tadeusz Gajcy - Страница 20

XVI. Ballada o stajence

Оглавление

Matka pełna uśmiechu i chemii

dłonie zamyślała w balii

co wieczór...

a nad dłońmi tymi

trzej królowie spóźnieni płakali.

Nawet aniołki. Gipsowe i krągłe

na kolędach jak wielbłądach fruwające,

krótkie szatki haftowane ogniem

na jej ręce zrzucały w locie.

Woda nie była zwykła. Ze źródeł,

gdzie kadzidło rośnie i mirra,

palma także. I w liściastej urnie

Bóg się mały w piosence obmywa.

Przychodziły do niej z pustyni lwy płowe

gasić czerwone języki,

po głosie ich, po tęsknocie ich — człowiek

zjawił się śpiewny i zwykły.

Na sianie szemrzącym, na szmerze

obok róży cichej i bydła

leżał. Lecz róża z cierniem

była.

Trzej królowie chłostali zwierzęta,

ramionami ku gwieździe śpiewali,

zamyśliła dłonie matka uśmiechnięta

wonne płótno na zły całun kołysała w balii.

Poezje

Подняться наверх