Читать книгу Poezje - Tadeusz Gajcy - Страница 22

Оглавление

Grom powszedni

PRZESŁANIE.

Wywiodę noc wiosenną przed zwalony dom

— a nad nim biała stoi Niedźwiedzicy struna

jak dymu wędka piękna albo kształt pioruna —

i bieg ciepłego nieba otworzę pod rąk

promieniem pełnym łaski. Przez pejzażu próg

odejdę rózgi olszyn zginając jak pasterz

na traw spokojny deser, jezior sady płaskie,

tam kwiat ukośny błyska jak krzemienny zdrój.

Opowiem wszystkie dzieje raz jeszcze wargą pełną,

przywrócę ogień ścianom, ziemi rozpacz ciał

i łzę jak krwi kruszynę zawieszę pod powieką

jak On planety bryłę w księżyca zmienił kształt.

Byście na niebo patrząc poznali ognia szyszkę

i ziemię z nim spojoną i twarz człowieczą w nim

i rąk muzykę niemą jak strun rozbitych skrzypiec,

gdy ołów w serce mierzył jak topór srebrny w pień.

Byście przymknięciem oczu mówili: właśnie tutaj,

gdzie namiot sosny burej i ornat wąskich rżysk

łamali siwą młodość łagodni tak i smutni

w płomieniu dom budując jak szafot albo krzyż. —

Nie my, samotni w czasie, ujmiemy w rękę twardą

obłoków kontur cenny i ziemi ufnej kwiat,

jak rzeźba wpół-złamana ale miażdżąca prawdą

jest trudne słowo nasze i krótki męski płacz.

Wywiodę ton ostatni w tej wiosennej nocy

pod Niedźwiedzicy posępnej sercem,

byście mówili: narodzeni z miłości

nie chcemy więcej.

DO ZMARŁEJ.

Pusty po tobie powietrza słup

oczy mi mrozem przekłuł;

dochodzi do mnie świergot twych stóp

gołębich, szelest

sukni najlżejszy, korali dźwięk

okrągły, nikły jak dzwonków pęk

u głowy twojej w kościele.

Ze snu powstaję i cieniem rąk

nierzeczywistych dla mnie i trudnych

szukam oddechu twojego. Skroń

zgina mnie ciężka jak kamień — i

widzę przez oczy, które mróz przekłuł:

ciało twe drobne tuli się w trumnie

w chłodnej koszuli jak w śniegu.

Rozumiem teraz błyskawic syk,

wołanie kwiatu, gdy pryska w twarz

kolorem silnym, i garstkę śpiewu

w krzaku pobliskim ciemnym jak głaz.

Lecz język wtedy martwy był. Nie mógł

odczytać pisma, które u powiek

nosiłem niemy światłu podobne.

Kto wzywał ciebie miłosną tak,

że ręką zimną, senną jak plusk

odwiodłaś świat ten? Godzina inna

była i inny księżyc się kładł,

sen gęstniał wonny, wiec w oczach rósł,

zagarniał usta. Ciało jak linia

proste zostawił... kroplami żal

Świec sinych pada i stopy parzy

bezradne, kruche w pościeli tej.

Twarz moja ciemna — noc na mej twarzy

wilgotna, czujna jak z tobą w śnie.

Kto głosem wzywał z ciemności nagłej

i wywiódł ciebie z miejsca miłego

ciało otworzył i na dnie skały

ziemskiej zostawił? —

Wysoki świat

leży jak słońce ślepe na brzegu

chmur spadających. I dudnią dna

wód po kamieniach z lawy i srebra,

z komet chodzących świetlisty łuk

tęczy zawisa lekki jak brew

i jak muzyka toczy się huk.

Podziemna przestrzeń wyrasta z głębi:

drzewa jak ryby, skały jak bór,

szumi jak rzeka zielona węgiel,

bryła otwiera usta do krzyku,

spaca gwałtownej ciemności nurt

po mchach żelaznych, grzybach krzemiennych

i noc kołysze głuchą muzyką.

Dla mnie, dla ciebie, dla wielu z nas.

Ty tylko szmer ten pojęłaś szybciej

i wiesz dlaczego chmur chwiejnych maszt

nie ma krawędzi i czasu nie zna,

a człowiek milcząc śpiewa jak skrzypce,

dłonie złamane śmiesznie wytęża

i czeka nogą szukając dna.

Chwilą to nazwij albo strumieniem

kolorów wszystkich i woni świeżych.

Jak pejzaż przeszło obok milczenie

i stoję: w oczach łamie się tło,

niebo faluje krótkie przez rzęsy

i znowu nie wiem patrząc w to miejsce,

jakie w nas struny wyschnięte mrą.

Podwoję ilość imion daremnych,

uśmiech przypomnę srebrny jak sierp

i nad parzystym widmem twej ręki

oczy zawieszę czarne od świec.

Ale czy dojrzę, ale czy chwycę

ten dźwięk, tę nutę wybraną z mrozu,

co pada za mną i truje liście

drzew jak posągi rżnięte w złej zorzy?

Pod słońcem małym dogna mnie tchnienie

z jarów śmiertelnych; — stuloną dłoń

położę wówczas w nagim strumieniu

tych niepojętych wołań za mgłą.

Ale czy znajdę światłem przebity

tę chwilę skąpą, jak okno wąską,

kiedy widnokrąg podobny szybie

sunął pod chmury perłowy łoskot

i wiódł falistą sukni twej kroplę?

Dochodzi do mnie powtórny sen:

jak witraż fiolet u twoich stóp

i ciało czeka chłodne i proste

nocy, o której tak mało wiem.

Poezje

Подняться наверх