Читать книгу Wolność emocjonalna - Judith Orloff - Страница 122
Poznaj duchowy wymiar samotności i relacji z innymi
ОглавлениеWyznaję wiarę, która została dawno zapomniana. Na tej długiej samotnej drodze nie ma ołtarzy.
— Bob Dylan
W dzieciństwie zawsze czułam się inna. Czułam, że nie pasuję do tego świata. W nocy często wpatrywałam się w gwiazdy i wyobrażałam sobie, że na trawniku przed moim domem wyląduje statek kosmiczny, który zabierze mnie tam, skąd pochodzę. Czułam się jak kosmita, który trafił do obcego świata i nie może się w nim odnaleźć. Jestem przekonana, że to przebywanie w samotności w połączeniu z moimi wczesnymi przeczuciami dodatkowo potęgowało we mnie poczucie, że jestem outsiderem. Oczywiście nie bez znaczenia była też choroba mojej matki zaraz po porodzie. Zasadnicza przyczyna leżała jednak gdzie indziej. Miałam silne poczucie, że nie należę do swojego świata – tęskniłam za moim prawdziwym domem.
Dziś na podstawie swoich doświadczeń, osobistych oraz związanych z wykonywaniem pracy lekarza, mogę stwierdzić, że samotność ma swój konkretny wymiar duchowy, bez którego nie da się w pełni zrozumieć jej istoty. Skąd pochodzimy, gdzie jest nasze miejsce we wszechświecie – to zasadnicze pytania, które zadaje sobie człowiek. Podczas warsztatów często spotykam ludzi borykających się z samotnością, której nie są w stanie pojąć – z samotnością podobną do tej, którą ja sama odczuwałam jako dziecko. Ta duchowa samotność wiąże się przede wszystkim z naszym ostatecznym poczuciem domu, nie jest tak silnie skorelowana z naszą siecią kontaktów społecznych. Pozwolę sobie przedstawić pewien fakt, którego większość na ogół nigdy nie bierze pod uwagę. W porównaniu z bezkresną przestrzenią, z której pochodzi nasz duch, nasza fizyczna postać może wydawać nam się klaustrofobiczna i rodzić w nas poczucie samotności. To zupełnie naturalna sprawa, którą niestety bardzo rzadko bierze się pod uwagę tak w procesie wychowywania dzieci, jak i w tradycyjnej psychoterapii. Przebywanie w ciele wymaga odpowiedniego przystosowania – w porównaniu z duchem ma ono znacznie bardziej ograniczony charakter. Z przykrością muszę stwierdzić, że w trakcie dorastania nikt nie przyzwyczaja nas do tej nowej postaci, co w przypadku szczególnie wrażliwych dzieci o bogatej intuicji może być tragiczne w skutkach. W rezultacie niektórzy z nas nigdy nie poczują się na tym świecie i we własnym ciele naprawdę u siebie – niestety bardzo często nie wiemy, skąd bierze się problem.
Nie powinniśmy zbyt pochopnie formułować wniosku o problemach w sferze psychicznej czy zaburzeniach związanych z traumatycznym przeżyciem z przeszłości. Rozwiązaniem problemu duchowej samotności jest nawiązanie kontaktu z własnym sercem oraz z istotą boską – z tej formy pomocy należy regularnie korzystać. Dom może przybierać postać doczesną. Może być nim naród, rodzina, wspólnota, nasze miejsce zamieszkania. Dom może mieć również wymiar duchowy. Postaram się wyjaśnić, w jaki sposób można do takiego domu dotrzeć.
W moim przypadku ogromnym przełomem było uświadomienie sobie, że świat materialny nie jest w stanie w pełni ukoić mojej samotności. Spojrzenie na kwestię samotności z perspektywy duchowej pomogło mi wejść w kolejny etap mojego życia. Jestem jedynaczką, nie mam życiowego partnera ani dzieci. Po śmierci ojca, który odszedł pięć lat po mojej matce, krewni próbowali mnie pocieszać – nie mogli jednak opanować własnego niepokoju. „Jesteś sama, jesteś sama” – przypominał mi wuj. Inni niczym mantrę powtarzali słowo sierota. To prawda, moi rodzice odeszli. Dla mnie kluczowe znaczenie ma moja trwała relacja z duchem. Podczas kolejnych sesji medytacyjnych poznaję go w coraz większym stopniu. Oczywiście samotność dochodzi czasami do głosu: „Kto się będzie mną opiekował?” – pyta z niepokojem moje wewnętrzne dziecko. Odpowiedź? Duch (między innymi otaczając mnie bliskimi, który tak jak jeden z moich kuzynów zapewniają mnie, że dopóki oni żyją, nigdy nie będę sama). Duch przejawia się na wiele różnych sposobów, w każdej formie ma moc przemiany oblicza samotności.
Pozwolę sobie teraz przytoczyć pewną prawdziwą historię. Moja przyjaciółka i koleżanka po fachu Harriet, pracownik społeczny, która nigdy nie owija w bawełnę, powiedziała mi kiedyś, że skończyłaby ze sobą, gdyby nie jej duchowość. Powiedziała: „Wiele lat temu miałam w zwyczaju kreować pewne wyobrażenia na temat mężczyzn, żeby móc nawiązać z nimi relację. Kiedy romans się kończył, czar pryskał. Byłam zdruzgotana. Czułam się zupełnie osamotniona. Nie potrafiłam nawiązać kontaktu ani z samą sobą, ani z przyjaciółmi, ani rodziną – z nikim”. Ogarnięta tym ponurym nastrojem zrezygnowała z pracy społecznej na rzecz promocji seminariów poświęconych zagadnieniom handlu nieruchomościami, która to działalność miała w krótkim czasie przynieść jej znaczące zyski. Ponieważ dokuczała jej samotność, Harriet zdecydowała się na konsultację z doradcą. Nie zastanawiała się nad własną sferą duchową, mimo to miała nadzieję, że uda jej się znaleźć sposób na eliminację negatywnych myśli. „Czekałam na cud. A ta doradczyni, przedstawicielka szkoły zwanej nauką umysłu – sama siebie reklamująca jako »panią od cudów« – wyznawała filozofię, zgodnie z którą cud był jak najbardziej możliwy. Właśnie dlatego do niej poszłam. Zapytała mnie: »Jakiej zmiany oczekujesz?«, a ja odpowiedziałam: »Nie wiem«. Na to usłyszałam: »Dobrze, w takim razie będę się modlić, żebyś znalazła pracę odpowiednią dla siebie. A tymczasem poczekajmy, co się będzie działo«”.
Harriet była bardzo zaskoczona i skonfundowana. Przyszła do tej kobiety, żeby wyzwolić się z samotności, a nie żeby zmienić zawód. Chociaż coś w środku podpowiadało jej, że to jakaś kompletna bzdura, postanowiła spróbować. Nie widziała dla siebie innego wyjścia. Tydzień później posłusznie przeglądała ogłoszenia o pracy zamieszczone w Los Angeles Times. Jej uwagę zwróciła oferta dla pracownika socjalnego, dotycząca kierowania centrum leczenia uzależnień dla przestępców. „Aż ciarki przeszły mi po plecach, a na rękach pojawiła się gęsia skórka – opowiadała Harriet. – Nigdy nie brałam czegoś takiego pod uwagę, a mimo to od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. Czyżby modlitwa doradczyni przyniosła skutek?”. Harriet złożyła podanie i dostała pracę. Od ponad dwudziestu lat realizuje swoje duchowe powołanie, pomagając przestępcom i innym ludziom uwolnić się od nałogów i zachować trzeźwość.
Doradczyni okazała się mądrzejsza, niż wydawało się Harriet. Jej samotność uległa przemianie w wielu wymiarach. Nawiązane już kontakty rodziły kolejne kontakty. Rok później Harriet poznała w pracy swojego przyszłego męża, Marka – był jednym z jej podopiecznych. Odsiadywał wyrok za malwersacje i handel narkotykami. Harriet tak o nim opowiada: „To w żadnym razie nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Mark był hałaśliwym, aroganckim i agresywnym mądralą”. Ponieważ w jej programie wiecznie brakowało rąk do pracy i pieniędzy, Harriet rzuciła mu wyzwanie: „Skoro jesteś taki mądry, to może jak już stąd wyjdziesz, pomożesz mi w realizacji tego programu?”. Jakże wielkie było jej zaskoczenie, kiedy cztery miesiące później zjawił się u niej Mark. Niezbadane są ścieżki losu. Harriet rzucała to wyzwanie pod adresem wielu innych osadzonych, podjął je jednak tylko Mark. Po kilku miesiącach pojawiła się między nimi miłość. Ponieważ pracowali razem, łączyły ich również wspólne cele. Wkrótce wzięli ślub. Od tego czasu minęło dwadzieścia lat, a ich program, Dom Powrotu, jest jednym z najprężniej działających centrów terapii uzależnień w Los Angeles.
Harriet nie próbowała dotrzeć do swojej sfery duchowej, zaprowadziła ją tam jednak jej samotność. Ona sama ujmuje to tak: „Kiedy już odnalazłam odpowiednią dla siebie pracę, moje życie zaczęło się polepszać już poprzez sam fakt otwarcia na modlitwę. Wtedy zdecydowałam się uwierzyć, że siła wyższa rzeczywiście istnieje”. Jaki miało to wpływ na poziom jej wolności emocjonalnej? Harriet opowiadała: „Zamiast użalać się nad własną samotnością po rozpadzie związku, odwołuję się do systemu przekonań i wiem, że nie mogę się poddać, że to, co dobre, jest dopiero przede mną. Wcześniej mówiłam sobie: »Urodziłam się ofiarą losu. Po co w ogóle mam się wysilać?«”.
Harriet należy do grona osób, które przywracają mi wiarę w człowieka. Nie ma w niej pretensjonalności, nie ma w niej sztuczności – łączą się w niej mądrość ulicy, uczonych ksiąg i dobre serce. Harriet wyciągnęła wnioski ze swojej samotności. Wierzy, że o każde życie warto walczyć, że każdy człowiek, choćby był nawet najbardziej samotny, może się zmienić. O swojej pracy i rozwoju duchowym mówi: „Po prostu będę się dalej starać”. Po tym można moim zdaniem poznać wielkiego człowieka. Taka wytrwała praca na rzecz wyzwolenia samego siebie i nieustająca troska o innych to klucz do emocjonalnej transformacji.
W sferze duchowości możesz szukać pomocy zawsze i w każdej chwili. Przez cały czas funkcjonuje ona gdzieś na obrzeżach codziennej rzeczywistości. Radzę ci zajrzeć do niej w chwili samotności – poczujesz, jak wypełnia cię jej nieskończone współczucie. Niektórzy mówią: „Jeżeli to ty mówisz do Boga, jesteś wierzący. Jeżeli to Bóg mówi do ciebie, jesteś chory psychicznie”. Gdyby rzeczywiście zawsze tak było, już dawno by mnie zamknęli w jakimś zakładzie. Dialog z Bogiem ma kluczowe znaczenie: trudno o rzecz świadczącą o większej mądrości i przytomności umysłu niż przemawianie do istoty boskiej i słuchanie jej słów. Ta dyskusja powinna toczyć się przez cały czas. Dzięki temu nigdy nie będziesz musiał się zastanawiać, do kogo się zwrócić, kiedy w środku nocy obudzi cię przerażająca myśl: „Już zawsze będę sam”. Intuicyjna świadomość stałej obecności siły wyższej pozwala ci wyzwolić się od napięcia i wzmocnić w sobie przekonanie, że strach przed duchową samotnością to tylko wytwór naszego umysłu. Wystarczy wziąć głęboki oddech i już wiesz, że nie jesteś nieważny i że wszystko będzie dobrze.
Kolejna wskazówka pomoże ci walczyć z samotnością. Nauczę cię, jak poznać atmosferę duchowego domu, i przedstawię kilka strategii, które pomogą ci wzmocnić poczucie przynależności. Wszystkie te techniki mają wysoce praktyczny charakter i pozwalają w krótkim czasie osiągnąć pożądane rezultaty.
Wskazówka emocjonalna
Dokonaj przemiany oblicza samotności z wykorzystaniem następujących wskazówek duchowych
Zamiast rwać sobie włosy z głowy z powodu poczucia samotności, spróbuj:
medytować nad kwestią domu;Przeznacz co najmniej kilka minut na nawiązanie kontaktu z duchem, który jest twoim najważniejszym domem. To miejsce, z którego pochodzisz i do którego powrócisz. Wyobrażenie sobie tego domu w szczegółach pozwoli ci umocnić kontakt z pełną miłości siłą potężniejszą od ciebie, a także z własną boską naturą.Wyjaśnię teraz, jak możesz tego dokonać. Przed rozpoczęciem intensywnego dnia lub podczas przerwy zamknij na chwilę oczy. Weź kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Potem skieruj do swojego wnętrza prośbę: „Pozwól mi doświadczyć mojego duchowego domu”. Przekonaj się, jakie przeczucia będą się pojawiały. Jakie to uczucie znaleźć się w domu? Być może jest tam ciepło, bezpiecznie. Zapewne czujesz, że to właśnie jest twoje miejsce. A być może doświadczasz bezinteresownej miłości i zrozumienia. Zwróć też uwagę na wszelkie obrazy, również te najbardziej niestereotypowe, które będą się pojawiać przed twoimi oczami na myśl o domu: serce, od którego bije ciepło; rodzina; śmiech; świece; łąka pełna żółtych żonkili. Te typowe skojarzenia pozwolą ci doświadczyć okruchów ekstatycznej atmosfery duchowego domu. Płyń na fali swoich marzeń. Nie martw się zmyślaniem. Rozkosz związana z powrotem do domu wykracza poza twoje najśmielsze oczekiwania. Staraj się medytować nad tym regularnie. Idź śladami Dorotki, która powraca do rodzinnego Kansas z krainy Oz, powtarzając słowa: „Nie ma jak w domu”. Medytowanie o domu pozwoli ci bez trudu dosięgnąć własnego duchowego ja, bo będziesz mógł powrócić myślami do jego korzeni.
wsłuchać się w głos swojej intuicji;Jeżeli masz pytanie dotyczące samotności, zadaj je duchowi. Możesz to zrobić w stanie przebudzenia lub podczas snu. Skoncentruj się i rozpocznij rozmowę. Zapytaj na przykład: co mógłbym zrobić, żeby pogodzić się z matką? Brakuje mi kontaktu z nią. Potem wsłuchaj się w głos intuicji lub obserwuj, co ci się przyśni. Oto, co może się stać. Możesz zobaczyć, na jawie lub we śnie, obraz, na którym podnosisz słuchawkę telefonu i po prostu dzwonisz do matki. W twojej głowie może się też zapalić mała żaróweczka na myśl o tym, że powinieneś wznieść się ponad swój gniew. Odpowiedź może być różna – ważne, żebyś zwrócił na nią uwagę i odpowiednio ją wykorzystał. Przekonasz się, że dzięki temu będziesz czuł się mniej samotny.
wyrażać wdzięczność;Skup się na ludziach, na których ci zależy i którym zależy na tobie. Nie żałuj czasu na podtrzymywanie łączących cię z nimi relacji. Polecam ci założyć dziennik wdzięczności, w którym będziesz opisywał piękne aspekty swojego życia, na przykład poranny spacer, dobre zdrowie, przyjaciela, który gotów jest cię wysłuchać, kiedy jest ci źle. Daj sobie co najmniej klika minut na rozkoszowanie się cudownością tych opisów.
pomagać innym.Służenie innym pozwala ci wznieść się ponad własne „ja”, pozwala przejść ci w wymiar świadomości, w którym nawiązuje się relację z „ty”, zgodnie z nauczaniem teologa Martina Bubera. Pomaganie innym pozwala nam ponownie włączyć się do kręgu ludzkich relacji, wyzwala nas z roli wyrzutka funkcjonującego na peryferiach ludzkiego świata. Ułatwianie życia innym ma walor terapeutyczny – zarówno tobie, jak i innym pomaga wyzwolić się z samotności. Rozmyślaj nad tym, w jaki sposób mógłbyś działać na rzecz innych lub pomóc komuś konkretnemu. Zwróć uwagę, które z tych możliwości najbardziej cię poruszają.
Trzecia przemiana dotyczy oblicza samotności. Pomaga ci nawiązać relację z samym sobą, z duchem i z innymi, a tym samym osiągnąć równowagę. Bez tej równowagi nie może być mowy o wyzwoleniu od samotności – nawet jeśli w twojej sferze duchowej panować będzie idealny porządek. Miłość należy czerpać z wielu różnych źródeł. Mój nauczyciel mawia: „Podróż duchową każdy odbywa sam, ale to nie oznacza, że trzeba ją odbywać w samotności”. Przede wszystkim szukamy domu. Jest to potrzeba tak silna, że od wieków toczymy wojny, aby ją zaspokoić. Nawiązując relacje z innymi, możemy znaleźć drogę, która nas tam zaprowadzi.