Читать книгу Wolność emocjonalna - Judith Orloff - Страница 25
Weź sprawy w swoje ręce – wykorzystaj energię słów i tonu głosu
Оглавлениеzen wolności emocjonalnej polega na nauce odpierania fal negatywności i wzmacnianiu uczuć pozytywnych. Zajmijmy się praktycznym aspektem tych działań i przyjrzyjmy się bliżej wypowiadanym słowom oraz towarzyszącemu im tonowi, czyli obszarom, nad którymi możesz sprawować pełną kontrolę. Wyniki badań Emoto wskazują, że słowa mogą być nośnikiem ożywczej bądź szkodliwej energii – nie ma przy tym znaczenia, czy są one kierowane do innych, czy do samego siebie. Najpierw pojawiają się w twojej głowie, potem chcesz je wyrazić. Gotów, cel, pal! Czasami słowa doprowadzają do wybuchu miłości, innym razem wyładowują uczucia szkodliwe – w każdym przypadku przekazują energię do wyznaczonego celu i wywołują określoną reakcję. Siłę tę możesz wykorzystać w celu konstruktywnym lub destruktywnym. Ale pamiętaj, aby zawsze starać się traktować siebie i innych jak najlepiej.
Słowa niosą energię nadanego im tonu, który może być ciepły lub zimny. Pomyśl sobie, że ton jest muzyką służącą wyrażaniu poszczególnych słów. Postaraj się, aby muzyka ta była dla odbiorcy kojąca – bez względu na to, czy prawisz mu komplementy, czy dzielisz się z nim przykrą prawdą. Podczas rozmów z pacjentami staram się ani na moment nie zapominać, jak pozytywny wpływ na ludzi ma współczujący i kojący ton mojego głosu. Energia ta przyspiesza proces terapii, ułatwia pacjentom zrozumienie moich słów, zwiększa ich poczucie bezpieczeństwa i pozwala im się łatwiej otworzyć. Jeden niewielki docinek lub najmniejsza nawet próba oceny zachowania pacjenta i cała terapia może lec w gruzach. Odrobina współczucia przynosi efekt dokładnie przeciwny.
Moja dziewiętnastoletnia pacjentka Phoebe, bardzo nieśmiała i wstydliwa studentka college’u, miewa bardzo gwałtowne napady lęku, nad którymi stara się zapanować. Podziwiam jej wytrwałość i determinację – co tydzień punktualnie zjawia się w moim gabinecie. Odważnie stawia czoło problemowi, cały czas nabierając większej odwagi. Mimo to nieustannie wyrzuca sobie, że jej stan nie poprawia się wystarczająco szybko. Mam dla niej ogromne współczucie, ale zdaję sobie sprawę, że potrzeba czasu, aby wyzbyć się tego rodzaju problemów. Staram się zapewniać ją troskliwym tonem głosu (w jej przypadku przychodzi mi to zupełnie bez trudu), że robi wszystko, co w jej mocy. Phoebe czuje moje wsparcie. Co ciekawe, dokładnie takimi samymi słowami pociesza Phoebe jej siostra, specjalista do spraw motywacji, kobieta pełna energii, która nigdy nie daje za wygraną. Problem w tym, że zdaniem Phoebe jej siostra mówi do niej ironicznym tonem, który sprawia, że czuje się żałosna i beznadziejna. Te same słowa, ale inny ton głosu – na tym właśnie polega różnica. Wolność rodzi wolność. Przemawiając w sposób pełen współczucia, wypełniamy się pozytywną energią, która oddziałuje na innych. Nikt z tego powodu nie uzna nas ani za niepoprawnych optymistów, ani za popychadła – odpowiedni ton głosu pozwoli nam zyskać pewność, że przesłanie rzeczywiście dotarło do adresata.
Przekonałam się o tym kilka lat temu. W tamtym czasie choroba Parkinsona wyniszczyła mojego ojca do tego stopnia, że nie mógł już samodzielnie funkcjonować. Z potwornym bólem zaczęłam rozglądać się za odpowiednim dla niego domem opieki. Mój ojciec, lekarz i zapalony tenisista, który kiedyś brylował na korcie, teraz nie mógł nawet samodzielnie chodzić. Potrzebował kompleksowej opieki: przewijania, karmienia, nie potrafił nawet sam umyć sobie zębów. Musiałam się w końcu na coś zdecydować: stanęło na placówce Ocean Villa w Santa Monica, zajmującej piąte miejsce na mojej dziesięciopunktowej liście. Dlaczego tego rodzaju domy opieki noszą nazwy, które przywodzą na myśl pełne radości miejsca wakacyjnych wypadów? Większość z nich jest przecież przepełniona, jest tam ciemno, a w powietrzu panuje okropny zaduch. Kierownik placówki prowadził mnie przez małą kolonię wózków inwalidzkich: starsi pensjonariusze z chorobą Alzheimera lub Parkinsona siedzieli ze zwieszonymi głowami i ślinili się (chociaż w niektórych oczach dostrzegłam resztki życiowej energii). Mężczyzna ubrany w nienaganny garnitur zaprowadził mnie na drugie piętro, gdzie miał znajdować się pojedynczy pokój mojego ojca. Przynajmniej miał widok na Pacyfik. Pomyślałam sobie wówczas, że tacie się to spodoba.
Wyjrzałam przez okno wychodzące na ocean i struchlałam. Po drugiej stronie ulicy stał mój biały volkswagen kabriolet – dokładnie tam, gdzie go zaparkowałam. Wokół niego stało kilku wyrostków ubranych jak członkowie gangu, majstrowali przy drzwiach od strony kierowcy, próbując dostać się do środka. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wszystko się we mnie zagotowało. O nie, nie pozwolę na to. Popędziłam po schodach w dół. Z dala dobiegły mnie tylko słowa kierownika: „Jest pani pewna, że chce pani tam iść?”. Nie byłam pewna. Po prostu poszłam. Dotarcie do samochodu zajęło mi dwie minuty, w tym czasie wyrostkom udało się ukraść radio. Umięśniony i wytatuowany dzieciak siedział z nim na tylnym siedzeniu swojego samochodu z dumą na twarzy. Z obu stron utulały go dziewczyny z nadmiarem tuszu na rzęsach i natapirowanymi włosami, wyglądające jeszcze bardziej zniechęcająco niż on.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie byłam wściekła. Wręcz przeciwnie – byłam oazą spokoju. Nie byłam zła, nie bałam się. Byłam po prostu spokojna. Intuicyjnie wiedziałam, co powinnam zrobić, i dokładnie to zrobiłam – przypuszczam, że tę spontaniczną reakcję zawdzięczam wielu latom praktykowania medytacji. Spojrzałam na wyrostka, który chyba każdego mógłby przestraszyć, i powiedziałam: „Jeśli oddasz mi to radio, nie zadzwonię na Policję”. Zupełnie nie wiem, skąd w mojej głowie wzięły się te słowa. Kiedy je wypowiadałam, brzmiały tak naiwnie, że aż śmiesznie. Wypowiedziałam je jednak łagodnym, zdecydowanym – nawet jakby troskliwym – głosem, w którym nie było śladu próby obarczania kogokolwiek winą za cokolwiek. Zaskoczyłam tym nawet samą siebie. Chwilę później wyrostek oddał mi radio ze zwisającymi przewodami. Nigdy nie zapomnę, jak niesamowicie posłusznie zareagował na moje słowa. Był jak szczeniak, który chce się przypodobać swojej pani. Uśmiechnęłam się i podziękowałam mu. Chwilę później jego chevrolet odjechał z rykiem silnika.
Dopiero potem uświadomiłam sobie, jak niemądre i niebezpieczne było moje zachowanie. Ryzykowałam życiem dla radia samochodowego! Przecież te „dzieci” mogły zrobić mi krzywdę. To był czas, kiedy żyłam stopniową utratą mojego ojca i podjęłam instynktowne działanie, które pozwoliłoby mi odzyskać nad czymś kontrolę. Nie mogłam pozwolić, aby odebrano mi coś jeszcze. Mam świadomość, że gdybym odezwała się głosem gniewnym, przestraszonym lub roszczeniowym, sprawa mogłaby przybrać zupełnie inny obrót. Ta dramatyczna historia uświadomiła mi, jak wielką energię mogą nieść ze sobą słowa i ton głosu – jak potrafią wytłumić negatywność, pojednać nas z przeciwnikami i zapewnić pozornie nieosiągalne rezultaty.
Pamiętaj o tym, kiedy stajesz w obliczu kłopotów – i tych będących skutkiem działania innej osoby, i tych, które sam spowodowałeś. Sztuka komunikowania się polega na wypowiadaniu się z czułością i bez osądów. Impulsywna werbalizacja wszystkich uczuć, jakich doświadczamy, nie ma sensu. Jeśli chcemy coś wyrazić, powiedzmy o tym spokojnie. Nie chcę w ten sposób sugerować, że metoda ta pozwala wyzbyć się negatywnych uczuć – można jednak wyeliminować ich wpływ na ton naszego głosu. Nabierając wprawy w wyczuwaniu energii związanej z poszczególnymi emocjami, nauczysz się również lepiej je identyfikować i odpowiednio na nie reagować. Dzięki przedstawionego ćwiczeniu będziesz mógł przejść od teorii do praktyki i w sposób bezpośredni doświadczyć tego, o czym tu napisałam.
Wskazówka emocjonalna
Trzeci tajnik w praktyce – poznaj energetyczną moc swoich emocji
Przeprowadź eksperyment intuicyjny: poznaj różnicę między emocjami pozytywnymi i negatywnymi.
W ramach niniejszego eksperymentu twoim zadaniem będzie porównanie dwóch scenariuszy. Zwróć uwagę, jaki wpływ twoje słowa i ton głosu wywierają na twoje ciało i stan emocjonalny. Na wymawianie słów, które za chwilę przedstawię, przeznacz co najmniej kilka minut.
Scenariusz nr 1. Stań przed lustrem i szczerym, pełnym uznania tonem powiedz sobie: „Wyglądam świetnie i mam fantastyczną osobowość”. Koncentruj się na swoich zaletach. Nie myśl – czuj. Zwróć uwagę na reakcje swojego ciała. Czy łatwiej ci się oddycha? Czy mięśnie pleców i ramion się rozluźniły? Czy czujesz rozluźnienie w brzuchu? Masz więcej energii? Jesteś szczęśliwszy? Czujesz się lżejszy? Bardziej wolny? Zwróć również uwagę na wszelkie inne zmiany.
Scenariusz nr 2. Stań przed lustrem i najgorszym, najbardziej złośliwym tonem głosu powiedz sobie: „Wyglądam ohydnie i gardzę sobą”. Powinieneś być naprawdę poważny. Podkreślaj swoje negatywne cechy. Jakie teraz są reakcje twojego ciała? Zwróć uwagę na ramiona, brzuch, klatkę piersiową. Masz więcej czy mniej energii? Spinasz się? Twój oddech się spłycił? Wpadasz w depresję? Odczuwane bóle stały się bardziej dokuczliwe? Zwróć uwagę na nowe objawy. Pozostań chwilę w takim nastroju – dzięki temu na dłużej zapamiętasz, jak bardzo toksyczna jest energia negatywnych emocji.
Bardzo sobie cenię to ćwiczenie, bo pozwala ono zwrócić uwagę na fakt, że energia pozytywna i negatywna stanowią swoje dokładne przeciwieństwa. Nie można ich ze sobą pomylić. Sam się zastanów, która z nich bardziej ci odpowiada. Czas dokonać wyboru. Punktem wyjścia do wolności emocjonalnej zawsze jesteśmy my sami. Słowa, ton głosu oraz pozytywna lub negatywna energia emocji mają olbrzymie znaczenie. Musisz przejąć odpowiedzialność za wibracje, którym poddajesz siebie oraz innych. Kiedy następnym razem ktoś się do ciebie odezwie, zwróć uwagę na reakcje swojego ciała, a nie na reakcje swojego mózgu. Jeśli ktoś kieruje ku tobie pozytywne słowa, a mimo to zaczynasz się wewnętrznie spinać, nie ignoruj swoich fizycznych reakcji. Energia nie kłamie. Staraj się świadomie jej doświadczać. Zaufaj jej i pozwól jej się wyzwolić.