Читать книгу W stronę Xenopolis - Krzysztof Czyżewski - Страница 19

„Ja” sprzyja prawdzie, gdy „ty” akceptuje drugiego

Оглавление

Tischner miał świadomość, że w swoich rozważaniach o ludziach z kryjówki, unaoczniających kryzys wspólnotowości we współczesnym świecie, musi wyjść poza krytyczną analizę samej choroby i opisywanie jej objawów. To, co interesowało go najbardziej, to możliwość wydostania się z kryjówki i ustanowienia przestrzeni obcowania jako międzyludzkiej wspólnoty. Potrzebny jest do tego inny od krytycznego język i inna od bezstronnej obserwacji postawa. Podkreślał, że „psychoterapia więcej wie o strukturze patologii niż o procesie uzdrawiania, a z kolei etyka – więcej o strukturze winy niż o procesie nawrócenia”5. W zbliżeniu lekarza i filozofa widział szansę na zapełnienie tej luki. Próbował dokonać tego już w samym tekście Ludzie z kryjówek, co dla naszej opowieści ma w istocie rozstrzygające znaczenie.

Tischner nie pozwalał sobie na bagatelizowanie i relatywizację dramatu zamykania się człowieka i społeczeństwa. Dostrzegał w tym głęboką ranę determinującą naszą emocjonalność i postępowanie, bardzo trudną do zagojenia:

Przejście z przestrzeni nadziei w przestrzeń kryjówki jest upadkiem człowieka o głęboko etycznym znaczeniu. I choć nie jest to upadek w grzech, w świadomą i dobrowolną winę, to jednak jest to naprawdę upadek. Człowiek żyje na poziomie nijakości, poza dobrem i złem, jest ani winny, ani niewinny, jego odpowiedzialność znalazła się w stanie uwiądu. Nie znaczy to jednak, że człowiek stracił w ten sposób swą ludzką godność. Rzecz w tym, że cała godność człowieka sprowadza się do wartości cierpień, którym podlega. Znamiennym rysem ludzi z kryjówek jest to, że sami cierpią i innym przysparzają cierpień. I, co najgorsze, ich cierpienia są równie wielkie, jak niepotrzebne6.

Kolejnym istotnym krokiem na drodze do przezwyciężenia zamknięcia jest porzucenie płaszczyzny konfrontacji, na której „dialektyka przeciwieństwa stanowi o sposobie obcowania z ludźmi”. Kto wie, czy nie jest to najtrudniejsze wyzwanie. Tym bardziej że dotyczy ono każdego obcującego z nami i każdego, z kim obcujemy. Ci, którzy mają rację, zamiast doczekać się jej uznania przez innych, muszą zająć się budowaniem mostu. A nie jest to łatwe tak dla ludzi z kryjówek, jak i dla tych spoglądających na nich z politowaniem. Ani język, którym dysponujemy, ani kultura, w tym medialna, w której jesteśmy zanurzeni temu nie sprzyjają. Skąd brać siły, aby podjąć to wyzwanie? Kępiński wierzy w wyzwolenie ze zniewolonej przestrzeni obcowań, warunkiem jest „głęboki przewrót w sposobie przeżywania wartości”. Tischner, idąc jego śladem, przekonuje, że człowiek pochwycony w sieć schorowanej wyobraźni utrwalających się podziałów „musi przetrawić siebie”, wydobywając się na taką płaszczyznę życia, na której czuje się sobą i u siebie. Zakorzenienie w prawdzie o sobie wzmacnia nas w spotkaniu z innym i daje przyzwolenie otwarciu.

Głęboka polaryzacja społeczna, jakiej dziś doświadczamy sprawia, że „ludzi z kryjówek” odnajdujemy nie tylko pośród tradycyjnych przeciwników otwartości na świat i na drugiego, ale także w kręgach liberałów czy kosmopolitów. Ich otwartość na świat niekoniecznie pokrywa się z wychyleniem ku drugiemu, z którym sąsiadują. Zastąpienie współistnienia linią frontową sprawia, że oddzieleni jesteśmy od siebie ścianą uprzedzeń, złudzeń i krzywdzących osądów. W konsekwencji przeżywanie naszej własnej godności opiera się na skrzywionych wyobrażeniach i przekazach, zatruwających to, co Kępiński nazwał „metabolizmem informacyjnym” i co w warstwie biologicznej, emocjonalnej i społeczno-kulturowej decyduje o naszej wspólnotowości, czyli właściwej wymianie informacji żywego ustroju z otoczeniem. Przywrócenie harmonii metabolizmu informacyjnego dokonać się może jedynie przez doświadczenie horyzontu prawdy, możliwe nie przez narzucenie z zewnątrz czy pouczenie, lecz przez „przetrawienie siebie”.

Podążając dalej, zapytajmy o sposoby uporządkowania metabolizmu informacyjnego. Lekarz podkreśla potrzebę poszerzenia świadomości, pracy nad sobą i swobodnego odreagowania kompleksów emocjonalnych. Nie będzie to możliwe bez szczerej aprobaty siebie i pozyskania tej aprobaty w oczach innych. Im bardziej wgłębiamy się w proces możliwego wychodzenia z kryjówek, tym lepiej rozumiemy, dlaczego Tischner powiedział księdzu przygotowującemu rekolekcje na temat „jak żyć?”, że ważniejsze od tego jest „z kim żyć?”. To drugi może spotęgować w człowieku ducha sprzyjania prawdzie i to inni sprawiają, że chowamy się do kryjówek.

Kępiński kierujący się empatią wobec swoich pacjentów, tak często i niesprawiedliwie wykluczanych ze wspólnoty, przejmująco pisał o kłamstwie sceny, która zwodzi patrzeniem z góry na innych, o kłamstwie oskarżycielskich piedestałów ustanawiających przestrzeń obcowania na strukturze przeciwieństwa. Tischner uważał, że samo pokazanie tego kłamstwa działa wyzwalająco, ale nie poprzestawał na tym, gdyż z samej negacji nie da się zbudować etosu solidarności.

Lekarz i filozof zgadzają się, że są dwa warunki wyprowadzenia człowieka z lęku usidlającego go w kryjówce i poddającego go żądzy zawładnięcia innym: otwarcie na prawdę i drugi człowiek. Warunki te są głęboko ze sobą powiązane. Moglibyśmy powiedzieć, że „ja” człowieka w kryjówce zaczyna sprzyjać prawdzie wtedy, gdy ten „ktoś / każdy” spoza kryjówki zdobywa się na akceptację drugiego, a tym samym staje się tym drugim, na którego jest zapotrzebowanie w zamykającym się społeczeństwie. Mamy więc tu do czynienia z całym splotem uwarunkowań składających się na proces, który raz uruchomiony może przemienić się w konstruktywne budowanie współistnienia w trudnej przestrzeni obcowania, naznaczonej resentymentem zerwanych więzi, naruszonych granic i zniewolenia lękiem. Ludzie, którzy zamieniali się w aktorów, by manipulować emocjami innych, albo pozorowali służbę, by panować, albo też moralizowali, by ukryć własne poczucie winy i by wpędzić w nie domniemanych wrogów – oni wszyscy zdani są na „przetrawienie siebie”. I może z tego właśnie przetrawienia wyrabia się prawdziwe spoiwo wspólnoty? Czyż spotkanie dwóch mnichów i kobiety nad brzegiem rzeki nie mówi nam o tym, że wyeliminowanie którejkolwiek z niewygodnych cząstek tej całości w dłuższej perspektywie nie ułatwi nikomu z nich życia, gdyż odebrana im zostanie wówczas szansa wtajemniczenia w sztukę życia razem z kimś innym od nas, rzecz dla naszej ludzkiej egzystencji najważniejsza? Oto prawdziwy sekret obcowania. Tylko że powiedzieliśmy chwilę wcześniej: proces raz uruchomiony… Zbyt łatwo przeszliśmy do porządku dziennego nad samym progiem kryjówki, który najtrudniej jest przekroczyć. Od czego trzeba zacząć? Jak przełamać siebie?

W stronę Xenopolis

Подняться наверх